cytaty z książki "Las Zębów i Rąk"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Kiedy jest się zakochanym... wtedy się wie, po co się żyje. Kiedy kocha się każdego dnia. Budzi się z miłością, ucieka do niej podczas burzy i po sennym koszmarze. Kiedy miłość jest azylem, w którym można schronić się przed otaczającą nas śmiercią i kiedy wypełnia cię tak całkowicie, że nie potrafisz tego wyrazić.
Zastanawiam się, czy istnieje świat okrutniejszy niż ten, w którym każe się nam zabijać ludzi, których kochamy.
- Obiecałam Travisowi, że nie porzucę nadziei. Obiecałam, że nie przehandluję marzeń za bezpieczeństwo.
Nagle przychodzą mi do głowy rzeczy, których nie wiem i nigdy nie będę miała okazji się dowiedzieć. Nie wiem czy ma łaskotki, jak długie są jego palce u stóp. Nie wiem jakie miewał koszmary jako dziecko. Nie wiem, które z gwiazd lubi, jakie kształty widzi w chmurach. Nie wiem, czego naprawdę się boi, jakie wspomnienia są dla niego najcenniejsze. I nie mam już na to czasu, zawsze jest za mało czasu.
Ileż w nas życia w chwili pełnej otaczającej nas śmierci!
-My już nie żyjemy. Jesteśmy otoczeni przez śmierć każdego dnia. Człapiemy sobie przez życie, tak jak oni człapią przez swoje. Było nieuniknione, że wkroczą do naszego życia, tak jak dzisiaj, że zaatakują wioskę. Nie jesteśmy już częścią cyklu życia, Cass.
Kiedy jest się zakochanym... wtedy się wie, po co się żyje. Kiedy kocha się każdego dnia. Budzi się z miłością, ucieka do niej podczas burzy i po sennym koszmarze. Kiedy miłość jest azylem, w którym można schronić się przed otaczającą nas śmiercią i kiedy wypełnia cię tak całkowicie, że nie potrafisz tego wyrazić.
Miłość potrafi być okrutna i zła. Może stać się mrokiem i powodować najdotkliwszy ból.
Chodzi o to, że czasem, kiedy nie ma już nadziei na świecie, przychodzi czas, by poukładać pewne rzeczy.
(...)czasem śmierć nadchodzi wcześniej, niż się spodziewasz. Rzadko jesteśmy przygotowani na to, że nasi przyjaciele, rodzina, ukochani kiedyś umrą – a na własną śmierć nie jesteśmy przygotowani nigdy. Nigdy nie mamy okazji, by pojednać się ze swoimi żalami.
Wiem, że nie zobaczę nigdy więcej jego uśmiechu, jak mruży oczy, kiedy słońce pada mu na twarz, a malutkie zmarszczki pojawiają się w okolicach czoła. Nigdy już nie zobaczę, jak chodzi, nie zobaczę jego niezdarnego kuśtykania.
Nigdy nie poczuję jego dłoni na swoim policzku.
Nagle przychodzą mi do głowy te wszystkie rzeczy, których o nim nie wiem, o których nie miałam okazji się dowiedzieć. Nie wiem czy ma łaskotki, jak długie są jego palce u stóp. Nie wiem, jakie miewał koszmary jako dziecko. Nie wiem, które z gwiazd lubi, jakie kształty widzi w chmurach. Nie wiem, czego naprawdę się boi, jakie wspomnienia są dla niego najcenniejsze.
I nie mam już na to czasu, zawsze jest za mało czasu. Chciałabym po prostu być przy nim, poczuć jego ciało przy moim, nie myśleć o niczym innym, ale moja głowa eksploduje na samą myśl o tym, co właśnie tracę. Bezpowrotnie. Myślę o tym co zmarnowałam.
O tym, że nie spędzimy naszego życia wspólnie, że nie miałam czasu, by go zapamiętać i nawet teraz zapominam o niem.
Próbuję jakoś pozbyć się myśli o zewnętrznym świecie, lecz one wibrują w moim ciele, płyną w żyłach. Nic na to nie poradzę. Na granicy snu, kiedy moje myśli nie są już dłużej moje, lecz zyskały wolną wole, przybywa do mnie szum oceanu: szelest liści setek tysięcy otaczających mnie drzew; targany wiatrem szum rozbijających się nad moją głową fal. Wciąga mnie, faluję na wodzie, jakbym nie miała kości. Każdej nocy tonę. Każdego poranka budzę się, walcząc o oddech.