cytaty z książki "Pachnidło. Historia pewnego mordercy"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Celuj w księżyc, bo nawet jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami.
Dziś robię coś, co wczoraj jeszcze potępiałem.
Zdecydował się na życie z czystej przekory i z czystej złośliwości.
Gdziekolwiek spojrzeć, szerzy się zaraza. Ludzie czytają książki, nawet kobiety.
Bóg zsyła dobre i złe czasy, ale nie życzy sobie, byśmy w złych czasach jęczeli i biadolili, tylko byśmy się zachowali po męsku.
Ludzie bowiem mogą zamykać oczy na wielkość, na grozę, na piękno, i mogą zamykać uszy na melodie albo bałamutne słowa. Ale nie mogą uciec przed zapachem (...)
talent jest niczym, a wszystkim jest doświadczenie które zdobywa się skromnością i pracą
To, czego zawsze łaknął - by mianowicie ludzie go kochali - w chwili sukcesu stało się dlań nieznośne, albowiem on sam nie kochał ludzi, tylko ich nienawidził. I nagle pojął, że nigdy nie zazna zaspokojenia w miłości, lecz tylko w nienawiści, nienawidząc i będąc nienawidzonym.
I ponad nocnym krajobrazem swej duszy poszybował do domu swego serca
Ludzie bowiem mogą zamykać oczy na wielkość, na grozę, na piękno, i mogą zamykać uszy na melodię albo bałamutne słowa. Ale nie mogą uciec przed zapachem. Zapach bowiem jest bratem oddechu. Zapach wnika do ludzkiego wnętrza wraz z oddechem i ludzie nie mogą się przed nim obronić, jeżeli chcą żyć. I zapach idzie prosto do serc i tam w sposób kategoryczny rozstrzyga i skłonności lub pogardzie, odrazie lub ochocie,miłości lub nienawiści. Kto ma władzę nad zapachami, ten ma władzę nad sercami ludzi.
(...)pragnął, aby zauważyli, jak bardzo ich nienawidzi, i aby odwzajemnili to jedyne uczucie, którego naprawdę w życiu doznawał, i aby go zgładzili, jak pierwotnie zaplanowali.
Do czegoś tak potwornego - myśleli nie byliby nigdy zdolni. I dziwili się, że poszło im to tak gładko, i że przy całym zakłopotaniu nie mają ani trochę wyrzutów sumienia. Przeciwnie! Aczkolwiek odczuwali pewien ciężar w żołądkach, na sercach było im całkiem lekko. W ich posępnych duszach zagościła naraz błogość. A na ich twarzach lśnił dziewczęcy, delikatny blask szczęścia. Może dlatego lękali się podnieść wzrok i spojrzeć sobie wzajem w oczy. Gdy się wreszcie odważyli, zrazu ukradkiem, potem całkiem jawnie, nie mogli powstrzymać się od uśmiechu. Byli niezwykle dumni. Po raz pierwszy zrobili coś z miłości.
Jego podejrzliwość broniła się długo przed uznaniem rzeczywistości.
Malowała się w tym wzroku cała bezmierna troska, czułość, wzruszenie i bezdenna tępota zakochania.
W epoce, o której mowa, miasta wypełniał wprost niewyobrażalny dla nas, ludzi nowoczesnych, smród. Ulice śmierdziały łajnem, podwórza śmierdziały uryną, klatki schodowe śmierdziały przegniłym drewnem i odchodami szczurów, kuchnie - skisłą kapustą i baranim łojem; w nie wietrzonych izbach śmierdziało zastarzałym kurzem, w sypialniach - nieświeżymi prześcieradłami, zawilgłymi pierzynami i ostrym, słodkawym odorem nocników. Z kominów buchał smród siarki, z garbarni smród żrących ługów, z rzeźni smród zakrzepłej krwi. Ludzie śmierdzieli potem i nie praną garderobą; z ust cuchnęło im zepsutymi zębami, z żołądków odbijało im się cebulą, a ich ciała, jeżeli nie były już całkiem młodzieńcze, wydzielały woń starego sera, skwaśniałego mleka i obrzękłych, zrakowaciałych tkanek. Śmierdziało od rzeki, śmierdziało na placach, śmierdziało w kościołach, śmierdziało pod mostami i w pałacach. Chłop śmierdział tak samo jak kapłan, czeladnik tak samo jak majstrowa, śmierdziała cała szlachta, ba - nawet król śmierdział, śmierdział jak drapieżne zwierzę, a królowa śmierdziała jak stara koza, latem i zimą (...).
I, rzecz jasna, najbardziej śmierdziało w Paryżu (...).
Dogadzało mu tylko światło księżyca. Księżyc nie znał kolorów i ledwo zarysowywał kontury krajobrazu. Powlekał świat brudną szarością i na czas nocy gasił życie.
Czym ma być pachnidło:
subtelność, moc, trwałość, rozmaitość oraz porażające,nieodparte piękno.
Kto ma władzę nad zapachami, ten ma władzę nad sercami ludzi.
W każdym kunszcie i każdym rzemiośle (...) talent jest niczym, a wszystkim jest doświadczenie, które zdobywa się skromnością i pracą.
Znamy ludzi, którzy poszukują samotności: są to pokutnicy, życiowi popaprańcy, święci albo prorocy.
Miał w swych rękach moc większą niż moc pieniądza, moc strachu czy moc śmierci: niezwyciężoną moc wzbudzania ludzkiej miłości. Ta moc zawodziła tylko w jednym punkcie: nie pozwalała mu poczuć samego siebie.
Ten świat niczym odlany z ołowiu, gdzie nie poruszało się nic prócz wiatru (...), gdzie żyły wyłącznie zapachy nagiej ziemi, był jedynym światem, jaki Grenouille uznawał - był to bowiem świat podobny do świata jego duszy.
Absolutnie wykluczone, żeby niemowlę miało być opętane przez diabła. Niemowlę to jeszcze nie człowiek, tylko forma przedludzka i nie ma jeszcze w pełni wykształconej duszy. A w związku z tym jest dla diabła nieinteresujące.
Siedział tak jeszcze przez chwilę, w skupionym spokoju, i zaciągał się przesyconym kadzidłem powietrzem. I na jego twarzy pojawił się znowu pogodny uśmiech: jak nędznie pachniał ten Bóg! Jak kiepsko zrobiony był zapach, którym ów Bóg tchnął. To, co paliło się w kadzielnicach, nie było nawet prawdziwym kadzidłem. Podły surogat, sfałszowany lipowym drzewem, cynamonem i saletrą. Bóg śmierdział. Bóg był małym, żałosnym śmierdzielem. Oszukano go albo sam był oszustem, tak samo jak Grenouille - tylko o wiele gorszym!
Teraz okazało się, że doskwiera mu nie świat, ale ludzie. Wyglądało, że ze światem - ze światem bezludnym - da się żyć.
Nie sądź, póki wąchasz - oto pierwsza reguła (...). Póki wąchasz, wąchaj, a jak skończysz wąchać, wydaj sąd! (...)
Druga reguła brzmi: perfumy żyją w czasie; mają swoja młodość, wiek dojrzały i starość. I tylko jeżeli w każdej z tych trzech epok wydzielają równie przyjemny zapach, można je uważać za udane.
Chciał tylko jednego - uzewnętrznić swoje wnętrze, gdyż uważał, że kryją się tam skarby wspanialsze nad wszystko, co ów zewnętrzny świat miał do zaoferowania.
(...)matka Grenoulle'a, która całkiem ładnie jeszcze wyglądała, miała w ustach jeszcze prawie wszystkie zęby, a na głowie jeszcze nieco włosów, zaś poza podagrą, syfilisem i lekkimi suchotami nie cierpiała żadną poważniejszą chorobę; która miała nadzieję żyć jeszcze długo, może pięć albo dziesięć lat(...).
(...)nienawiść, jaką czuł do ludzi, nie znajdowała w nich oddźwięku. Im bardziej ich nienawidził, tym bardziej go ubóstwiali, ponieważ postrzegali tylko jego przybraną aurę, jego zapachową maskę, zrabowane pachnidło, to zaś w istocie zasługiwało na uwielbienie.
Miało [dziecko] wprawdzie jeszcze inną możliwość, mogło było milczeć i obrać najkrótszą drogę od urodzin do śmierci, nie zapuszczając się na manowce życia, a w ten sposób oszczędziłoby światu i sobie mnóstwa nieszczęść. Aby jednak tak skromnie usunąć się na stronę, trzeba mieć w sobie choćby minimum wrodzonej życzliwości, tego zaś Grenouille był pozbawiony.