cytaty z książek autora "Chelsea Fine"
Real love doesn't need to be declared or confess. Real love just... is.
Zaczynam dzwonić do Matta, ale pauzuję, gdy słyszę jak Levi idzie korytarzem z
powrotem do łazienki. Słyszę jak coś podłącza, a za chwilę dźwięk elektrycznej golarki
spotyka się z moimi uszami. Odkładam mój telefon na komodę, a złośliwy uśmiech
rozprzestrzenia się na mojej twarzy.
Levi powinien teraz wiedzieć lepiej. Naprawdę powinien.
Mimochodem poruszam się po moim pokoju, podłączam elektryczne rzeczy do
wszystkich gniazdek, które posiadam w swojej sypialni i czekam, dopóki nie będzie w
połowie golenia. Wtedy włączam wszystko na raz. Energia elektryczna natychmiast gaśnie i
jego golarka również.
- Cholera, Pixie!
Ach, ten słodki dźwięk męskiej irytacji.
Nakładając swój niewinny wygląd, otwieram drzwi i idę przez korytarz do łazienki.
Levi wygląda śmiesznie stojąc w drzwiach, tylko w swoich jeansach- ciągle bez koszulki- z
ogoloną tylko połową twarzy i patrzy na mnie.
Usztywnia swoja szczękę.
- Poważnie?
Drwię z niego z wyrazem sympatii.
- Na prawdę powinieneś ładować swoją maszynkę raz na jakiś czas.- Przechodząc
korytarzem, śpiewam- Baw się dobrze, wymiatając z połową zarostu cały dzień.
Zbiegam na dół po schodach, mokra strona mojego kucyka uderza o moją szyję, na
każdym stopniu. Kolejny uśmiech pojawia się na moich ustach.
Jeśli Levi chce się zabawić, gra rozpoczęta.
- Zupełnie ci odbiło!- Podniosła ręce do góry.- Boże, Levi. Może powinieneś po prostu
nasikać naokoło niej, żeby każdy facet, którego spotka, wiedział, czyje to terytorium!
To był pierwszy raz , kiedy zdałem sobie sprawę, jak zaborczy byłem wobec Pixie. A
poprzedniego dnia, kiedy zobaczyłem, jak Daren ją całuje, wszystkie moje pragnienia wróciły
z powrotem do mojego życia.
Boże, ciągle nie mogę uwierzyć, że byłem dla niej takim dupkiem.
Z zaciśniętą szczęką, wynoszę kolejny zwój starego dywanu na zewnątrz, ze
wschodniego skrzydła, ciągnąc go po schodach i wychodzę tylnymi drzwiami. Wrzucam go
na stertę obok śmietnika, gdzie dołącza do trzech innych starych dywanów, listw i strzępków
ohydnej starej tapety.
Słyszę jak tylne drzwi skrzypią przy otwarciu, a potem przy zamknięciu. Następnie
odgłos ciężkich stóp stawianych na żwirze, wypełnia moje uszy. Gdy się odwracam, widzę
Angelo trzymającego pudełko papierosów w otwartej dłoni.
- Levi.- Kiwa głową, wyciągając papierosa z pudełka i wkłada go między wargi.-
Chcesz jednego?- Papieros w jego ustach, sprawia, że słowa są trochę zniekształcone, kiedy
trzyma przede mną pudełko.
Wycieram ręką spocone czoło i potrząsam głową.
Wzrusza ramionami i wyciąga zapalniczkę z kieszeni, przed podpaleniem końcówki
papierosa. Zaciąga się i patrzy jak zwijam dywany, żeby zmieściły się w śmietniku.
- Ciężko pracowałeś przez ostatnie kilka dni.- Wkłada paczkę do kieszeni.
- Taa, cóż.- Dźwigam rolki do kosza.- Ellen, potrzebuje, aby wschodnie skrzydło,
skończone było jak najszybciej.
Kiwa głową.
- I ciężka praca utrzymuje demony na zewnątrz, mam rację?
Łamię listwy, nie będąc pewnym o czym on mówi.
- Tak myślę.
Patrzy na pole.
-Nienawidzę cię.
Słyszę uśmiech w jego głosie:
- Najlepsze przyjaźnie zakorzenione są w nienawiści i szantażu. Do zobaczenia
za pięćdziesiąt pięć minut.
Zademonstrował bezbłędnie i zaczął instruować nas, jak zrobić tak samo. Oblałyśmy
egzamin, ale nasze próby były zabawne. Chichotałyśmy, partaczyłyśmy, krzywiłyśmy się i
byłyśmy cholernie nieznośne dla niego. Ale on się nie poddawał.
Levi zadbał o to, abyśmy kontynuowały nasze lekcje, aż nie byłyśmy już dłużej
wstydem, dla dobrego imienia Andrews.
W tamtym momencie, mojego życia, uznawałam Levi'ego za takiego samego bliskiego
przyjaciela jak Charity. Nasza trójka robiła wszystko razem, a mieliśmy tak, odkąd byliśmy
mali. Byliśmy Trzema Muszkieterami. I mimo tego, że czas i dorastanie zmieniły trochęnasze zachowywanie się publicznie, to i tak nasza trójka była swego rodzaju rodziną.
Prawdziwa. Stała. To było szczególne uczucie.
Wtedy nie wiedziałam, jak bardzo szczególne to było, ale teraz już wiem.
- Teraz,- powiedział, a jego głos stał się straszny i niski.
Potrząsnęła głową.
- Nie. Potrzebuję mojego samochodu na jutrzejszy poranek, aby jechać do pracy i...
- Dobra.- Warknął.- Przesiądź się na tylne siedzenie, a ja będę prowadzić twój
samochód.
Prychnęła i wygramoliła się z samochodu, potykając się w swoich wysokich
szpilkach, kiedy szła do tylnych drzwi.
Wspiął się na siedzenie kierowcy i spojrzał na mnie swoim intensywnym wzrokiem, i
przysięgam, kawałek mojego serca został złamany, tylko przez to jedno spojrzenie.
Podwinęłam moje usta.
- Wyglądasz, jakbyś był zły.
- Jestem zły.- Pochylił się i upewnił, że mój pas był zapięty, przed tym jak zamknął
drzwi i zapiął swój.
- Przepraszam.- Powiedziałam.- To wszystko moja wina. Powiedziałam Charity, że
powinniśmy jechać same. Nie chciałam, abyś tutaj przyjeżdżał i nas zabierał. Tak bardzo
przepraszam, Leaves. Przykro mi.
Spotkał moje oczy z rozpaczliwym spojrzeniem i wtedy zdałam sobie sprawę, że jego
gniew, to tak naprawdę tylko strach. Straszny i smutny strach.
- Jazda po pijanemu jest głupia.- Odwrócił wzrok.- Wiesz lepiej, Pix.
Powolne, gorące łzy spływały mi po twarzy. Wiedziałam lepiej. Rozczarowałam go.
Przestraszyłam go. Pewnie też straciłam go na zawsze.
Charity siedziała na tylnym siedzeniu i grzebała się z zapięciem swojego pasa, aż
kliknął na swoim miejscu. Levi wjechał z powrotem na drogę i jechał wzdłuż ridge burn,
kiedy krzyczał na nas, jak to powinniśmy wiedzieć lepiej. A potem...
Nie wiem.
Światła. Klakson. Głośny dźwięk.I wszystko stało się czarne.
Kiedy odzyskałam przytomność, byłam w szpitalnym łóżku z kroplówką przyczepioną
do mojej ręki, z maszyną, która piszczała i z czymś wetkniętym do gardła, co ułatwiało mi
oddychanie. Miałam paskudną ranę na klatce piersiowej od odłamku szkła, który rozdarł moje
ciało, a moje płuca były zapadnięte.
Ledwo przeżyłam.
Levi był nieprzytomny, piętro pode mną.
A Charity nie żyła.
Moja najlepsza przyjaciółka nie żyła.
Ponownie spojrzałam na niego, a jedyną rzeczą, o której mogłam myśleć, były jego
niebieskie oczy, solidne i stałe, intensywne i zatapiające mnie powoli.
Powinnam się od niego odsunąć. Powinnam się roześmiać z tej niezręczności i
odsunąć moje ciało od jego ciepła. Ale zamiast tego, po prostu tam stałam, uwięziona w tej
nowej sentencji pomiędzy nami.
Jego wzrok ponownie powędrował do moich ust, a ja je oblizałam.
On pochylił głowę.
Ja przysunęłam swoją.
Powoli, tak powoli, że to bolało, nasze usta ocierały się wzajemnie. Próbnie. Uważnie.
Niepewnie.
Delikatnie mnie pocałował. Raz. Dwa razy.
A potem wszystkie nasze niepewności, wyleciały przez maleńkie okno naszego fortu.
Nasze usta spotkały się razem, w desperackiej kolizji, głodne. To była plątanina
języków i oddechów, chciwych i bezwstydnych. Gorący oddech sunął po mojej twarzy, w
stronę gardła, kiedy nasze mokre usta, próbowały konkurować ze sobą.
Na zewnątrz zabrzmiał grzmot, dotykając ziemi, na tyle blisko, aby energia w
powietrzu wstrząsnęła naszym fortem.
Levi i ja ostrożnie manewrowaliśmy przez naszą drogę do przeciwnej drużyny i
zabieraliśmy flagi, zanim zostały oznaczone. To była łatwa część. Najtrudniejszą częścią było
zabranie flag z powrotem do bazy naszej drużyny.
Po cichu zakradaliśmy się przez las, kiedy niebo się zachmurzyło, a grzmot przetoczył
się w powietrzu. Nasz fort był czysto, po drugiej stronie ridge burn, więc musieliśmy się
pospieszyć, jeśli chcieliśmy dotrzeć do niego przed letnią ulewą, która mogła na nas spaść i uczynić bieg trudniejszym. Mogliśmy zobaczyć naszą bazę w oddali. Levi spojrzał na mnie.
Ja spojrzałam na niego. Skinęliśmy raz na siebie. Chwyciłam żółtą-i-zieloną flagę innego
zespołu i wzięłam głęboki oddech. I za chwilę już nas nie było.
Rzuciliśmy się do drzew, z uśmiechem na naszych twarzach, gdy staraliśmy się
wyprzedzić burzę. Krople zaczęły spadać, mocząc nasze policzki i rzęsy, kiedy biegliśmy
przez zaciemnione popołudnie. Byliśmy pierwsi, ale burza nas odnalazła, a wkrótce chmury
się rozerwały, a deszcz lał, ogłuszając dzień i mocząc ziemię.
- Chodź!- Krzyknął z uśmiechem Levi, łapiąc za moją rękę, kiedy staraliśmy się
przedostać przez błoto i liście.
Wzięłam go za rękę i roześmiałam się, kiedy zaczął wypluwać wodę, która po nim
spływała. Byliśmy już cali mokrzy, więc bieg nie miał sensu, ale my i tak to robiliśmy.
Błyskawice przeszywały niebo, smuga srebra pozostawała w mrocznych chmurach, a
za nimi podążały kolejne huki gromu. To był dziwny kontrast z ostrymi promieniami
słonecznymi, które próbowały przedostać się przez ciemność. Pół dzień, pół noc. Piękne i
przerażające. Ale byłam dzielna, z ręką Levi'ego trzymającą moją.
Jeśli mój sąsiad-drań wykorzysta całą ciepłą wodę, uduszę go, gdy będzie spał.
Słucham jak prysznic w końcu się wyłącza i z irytacją idę przez pokój, zabierając moje
przybory pod prysznic. Nie czekam grzecznie na to, że opuści łazienkę, och nie. Stoję przed
drzwiami- z których szczeliny wydobywa się para- ze starannie zastosowanym grymasem i
czekam.
Ciągle czekam.
Drzwi otwierają się i widzę perfekcyjne męskie ciało, wyłaniające się z mgły gorącej
pary. Jego ciemne włosy są rozpuszczone, mokre i spływają na jego twarz, wyglądając w
przypadkowy sposób sexy, zwarzywszy na fakt, że prawdopodobnie potrząsnął nimi przed
wyjściem z łazienki, no i oczywiście nie ma nic na sobie, z wyjątkiem ręcznika.
Zabij mnie teraz.
Zajrzałam do łazienki, totalnie wkurzona i zablokowałam mu wyjście swoim ciałem.
- Trzydziestominutowy prysznic, Levi? Co do cholery?
W kąciku jego ust uformował się uśmiech.
- Byłem brudny.
Och, założę się.
-Przysięgam na Boga- mówię- Jeśli muszę wziąć kolejny zimny prysznic...
-Nie należy przysięgać na Boga, Pix- przysunął swoją twarz do mojej i para z jego
skóry zwilża mój nos i policzki.- To nie ładnie.
Pixi
- Nie, nie, nie. Do niczego mnie nie popychasz i nie jesteś dupkiem, ani trochę.
Przysięgam, mogę postarać sie bardziej. Postaram się bardziej.
Patrzę na jego nagą pierś, pomarańczowe cienie padają na jego mięśnie i próbuję
poczuć coś niegrzecznego.
Nic.
Może jestem lesbijką.
Wzdycha.
- Nie chcę, abyś robiła to lepiej, Sarah. Chcę, żebyś tego chciała.
- Chcę tego.
Prawda?
Prawda?
Patrzy na łóżko, zanim powoli wspina się na nie, bierze koszulkę i ją zakłada.
- Dlaczego się nie ubierzesz i porozmawiamy o tym później, okej?- Próbuje się
uśmiechnąć, ale ja tylko mogę mu przytaknąć, kiwnięciem głowy.
Chowam twarz w dłoniach i pozwalam sobie na ciężki oddech. Dlaczego nie chcę
uprawiać seksu z moim super gorącym i słodkim chłopakiem?
Co jest ze mną nie tak?Levi
Co jest ze mną nie tak?
Dotarłem do gospodarstwa sfrustrowany seksualnie i ogóle wkurzony na wszechświat,
kiedy zaparkowałem z tyłu. Wszystko szło dobrze z Savannah- tak brzmiało jej imię, prawda?
Savannah? Susanna?- Dopóki nie wspomniała, że studiuje sztukę i każde gorąco, które
miałem nadzieję zaspokoić wraz z nią, natychmiast wyparowało.
Wyłączam silnik i przeciągam dłonią po włosach.
Sztuka? SZTUKA? Co do diabła wszechświecie?
Dziewczyna miała smugę zielonej farby na wewnętrznej stronie łokcia, na litość
Boską. I była blondynką. I pachniała kwiatami. Miała poplamione trampki, a zielone oczy o
groźnym spojrzeniu odróżniały ją od bycia Pixie, więc gładko zwolniłem się z obowiązku
bycia w jej towarzystwie i poszedłem szukać innego rozproszenia. Ale do tego czasu, każda
dziewczyna była pijana lub zajęta i naprawdę, kogo ja oszukuję? Żadne rozproszenie na
świecie, nie mogło zniszczyć gorącego bólu w mojej piersi.
Cholerna Pixie. Przeprowadziła się naprzeciwko i pieprzy moje życie seksualne.
Chwycił mnie za biodra, kiedy moje ręce ciągle trzymające flagi, ześlizgnęły się po
jego ramionach, aby przyciągnąć go do moich ust, chciałam dużo więcej. Jęknęłam
desperacko i nawet nie było mi wstyd. To był Levi. Wszystko było w porządku.
Jego ręce przesuwały się w górę, po moim ciele i złapał moją twarz. Jego ciepłe dłonie
zeszły na moją szyję, a jego kciuki głaskały brzegi mojej szczęki i policzki.
Pocałował mnie tak, jakby mnie posiadał. Jakbym była jego, i tylko jego, do
całowania. A ja chciałam być.
Czułam się wyjątkowo i sexy, w tym samym czasie. Jego ręce spadły na moje biodra,
gdzie jego palce znalazły się na odsłoniętej skórze, poniżej mojej koszuli. Dotykał mojej
skóry; podpalał mnie.
Całowaliśmy i dotykaliśmy się, w małym forcie, przy dźwiękach wściekłych
grzmotów i intensywnego deszczu; spadających drewnianych desek skromnego dachu;
spadającego brudu na zewnątrz. Zalewając wszystko, co kiedykolwiek myślałam, że wiem o
sobie. Zmieniając mnie- zmieniając nas- na zawsze. I to było piękne.
Ale to było zanim, wszystko poszło do piekła.
Levi
Moje stopy uderzają o kamienne schody w stałym rytmie, kiedy ponownie wbiegam
na górę. Niebo jest ciężkie od chmur, a powietrze jest gęste, kiedy zasysam je do płuc z
każdym pracowitym oddechem.
Pixie ma chłopaka, a mi to nie przeszkadza.
Nie zrozumcie mnie źle, nienawidzę tego faceta. Ale, nie przeszkadza mi to, że Pixie
się z kimś umawia. To jest dla niej dobre. Przynajmniej ruszyła dalej ze swoim życiem, co
jest czymś więcej niż mogę sobie powiedzieć.
Na szczycie schodów, pochylam się, by złapać oddech i wziąć głęboki haust wody.
A prezerwatywy, cóż, są tylko dobrym planem. W ogóle nie jestem nerwowy, przez
myśl o tym, że Pixie uprawia seks z Mattem Chłopakiem- albo jakimkolwiek facetem, o to
chodzi.
Moje kostki zbielały wokół butelki.
Ani trochę nie zdenerwowany.
Luzując uścisk, biorę kilka głębokich oddechów i patrzę na cały obszar. Lawendowe
pole prowadzi w dół do starego amfiteatru, takiego rodzaju: z kamiennymi ławkami, w
kształcie pół stadionu, wraz z rozpadającymi się schodami, prowadzącymi w każdą stronę.
Kiedyś to miejsce wykorzystywane było, zapewnie do organizowania małych
koncertów i pokazów, ale teraz jest to tylko gruz porośnięty mleczami i pędami lawendy.
Goście przychodzą tu czasami, aby zrobić zdjęcia, albo usiąść i czytać. Jest to ten rodzaj
czucia. Cisza. Spokój. Nie czuję nawet kiedy łapię oddech.
Moje mięśnie wypracowały dzisiaj cały limit, a pot kapie z mojej twarzy. Stawiam
krok od zapomnianego teatru i wspinam się na górę na pole.
Kiedy Charity i ja byłyśmy w pierwszej klasie liceum, Levi miał samochód, więc
codziennie był naszą podwózką do szkoły. Był również naszą podwózką do domu, co było
problem tylko podczas sezonu footballowego.
W tamtym czasie, był już gorącym graczem footballowym, a gra była jego życiem, a
więc także i naszym. Miał treningi po szkole, więc musiałyśmy czekać na niego, aż słońce
zachodziło, aby jechać do domu.
Większość czasu, oglądałyśmy filmiki na naszych telefonach, albo jęczałyśmy na
temat naszych nauczycieli i wrednych dziewczyn. Czasami odrabiałyśmy pracę domową. Ale
okazjonalnie, spędzałyśmy również czas przy trybunach i obserwowałyśmy drużynę
footballową, jak okłada się pięściami i słuchałyśmy krzyków trenera McHugha.
Bezpiecznie się w nim podkochiwałam, więc oglądanie go biegającego w obcisłych
spodenkach przez trzy godziny, nie było dla mnie problemem. A Charity, cóż. Charity
podkochiwała się w każdym facecie, więc ona również nie narzekała. Przesiadywałyśmy tam
szczęśliwe, słuchając dźwięków rozmów o grze i kolizji kasków.
Podczas jednej takiej okazji, Charity poczuła potrzebę, nawiązania kociej rozmowy z
naszymi rywalami, na górnych trybunach. Nie pytajcie mnie dlaczego. Prawdopodobnie tylko
po to, aby wkurzyć Levi'ego. Podziałało.
Po pięciu minutach okropnego miauczenia i wulgarności z ust Charity, Levi odwrócił
się na boisku i rzucił w nas piłką.
Rzucił piłką. W NAS.
Levi urósł w ciągu ostatnich czterech lat, ale wtedy też nie był jakiś wychudzony, a
piłka lecąca na ciebie z prędkością stu mil na godzinę jest nieco przerażająca, dlatego też
uchyliłyśmy się, kiedy piłka leciała prosto, na miejsca, na których siedziałyśmy.
Zabawny fakt: Levi zawsze trafia w swój cel. Więc, to, że piłka w nas nie trafiła nie
było przypadkiem. Ale mimo to, to było przerażające- i bardzo skuteczne, od kiedy Charity
nigdy więcej nie przeprowadzała kocich rozmów.
Piłka z furią przeleciała przez kilka trybun i wylądowała przy naszych nogach, dając
Charity i mnie jasny powód do kilku rzutów; to jest dobry przykład jak byłyśmy
zdesperowane dla zabicia czasu.Wybrałyśmy miejsce, na drugim końcu boiska i zaczęłyśmy rzucać do siebie piłką, z
mniejszymi rezultatami, niż chciałyśmy. Czyj to był pomysł, aby wymyślić piłkę z dwoma
spiczastymi końcami? Całkowity nonsens.
Nie muszę dodawać, że Charity i ja rzucałyśmy jak dziewczyny i śmiałyśmy się z
wyniku rzutów bokiem, których jakiś sposobem nie mogłyśmy unikać, kiedy głupio kształtna
piłka przelatywała tam i z powrotem.
Nie zauważyłyśmy nawet, że trening się skończył, do czasu, aż Charity przegapiła
moje podanie i piłka poleciała prosto do stóp Levi'ego. Stał tam z rękami na biodrach, w pozie
typu: właśnie-przebiegłem-pietnaście-mil-i-ledwo-łapię-oddech.
Potrząsnął głową na Charity.
- Wstyd mi nazywać cię swoją rodziną.
Uśmiechnęła się.
- Ponieważ gwizdałam na twoich kolegów ze ślicznymi tyłkami?
- To też.- Skinął głową.- Ale pochylanie się, za każdym razem, kiedy leci do ciebie
piłka? Jest nie do przyjęcia. Piłka cię nie ugryzie. A Ty.- Wskazał na mnie.- Dlaczego
używasz dwóch rąk? Rzucasz jak kretyn.
Uśmiechnęłam się, ponieważ był poważny, a poważny Levi rozwalał mnie.
- Chodźcie tu, obie.- Podniósł piłkę, gdy się do niego zbliżałyśmy.- Tak- ostentacyjnie
spojrzał na Charity, później na mnie- właśnie powinno się rzucać piłkę.
Dwa lata temu, odebrałem Charity i Pixie z imprezy, po której były niesamowicie
wyczerpane, a w momencie, kiedy dotarliśmy do naszego domu, Pixie wczołgała się na
kanapę i jęknęła:
- Ta impreza była do dupy.
Charity roześmiała się.
- Tylko dlatego, że straciłaś to z Benji'm Barkerem było totalną porażką.
w tamtym momencie poczułem, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. Nie miałem
powietrza, nie miałem wzroku.
- Totalna porażka.- Pixie ukryła twarz w jednej z poduszek z kanapy.
Charity cmoknęła językiem.
- Dlatego nie traci się dziewictwa, z dziewictwem, Pix. Żadne z was nie wiedziało co
robić. Zła decyzja.
Ciągle brak powietrza.- Zamknij się, najlepsza przyjaciółko.- Pixie rzuciła poduszką w Charity.- Może nie
podjęłabym takiej złej decyzji, gdybyś została przy mnie, a nie poszła pieprzyć Darena
Ackwooda.
Spojrzałem na Charity.
- CO?
Moja głowa miała zamiar eksplodować.
Charity odwróciła się do mnie z udawaną niewinnością.
- Co? Daren i ja spotykamy się już od jakiegoś czasu i uprawiamy seks. Dużo seksu.
Pogódź się z tym.
- Dziwka.- Wymamrotała Pixie, ponownie zagłębiając się w poduszkę.
- Zamknij się.- Charity powiedziała do kanapy.- Przynajmniej sprawił, że doszłam, co
jest czymś więcej, niż mogę powiedzieć o tobie i początkującym Benji'm.
Pociągnąłem się za włosy.
- O mój Boże. Moje uszy krwawią. Moje uszy krwawią.
Charity sypiała z Darenem Ackwoodem? A Pixie nie była już dłużej dziewicą?
Moja klatka piersiowa bolała. Mój brzuch bolał. Gdzie do cholery było całe
powietrze?
- Boże, wiem.- Jęknęła Pixie.- Benji Barker? Fuj.
Coś ścisłego i gorącego we mnie pękło i odwróciłem się twarzą do Charity.
- Co ty sobie do diabła myślałaś zostawiając Pixie samą dzisiaj wieczorem?
- Co?- Charity wyglądała na zmieszaną.
Krzyczałem:
- Jaki z ciebie przyjaciel? Zostawiłaś Pixie dla jakiegoś dupka?
Wyraz bólu przeszedł przez twarz Charity.- Nie wiedziałam...
- Nie wiedziałam...
- Nie złość się, Leaves.- Pixie podniosła swoje zielone oczy z nad poduszki i
wyglądała tak, jakby miała zacząć płakać.- Proszę, nie złość się.
Po raz pierwszy, spojrzałem na Pixie jak na coś, co do mnie należało. Chciałem
chwycić ją w moje ramiona i mieć te zielone oczy tylko dla siebie. Na zawsze. Nie chciałem
dzielić się nimi z Benji'm, albo jakimś innym kutasem.
- Złość?- Krzyknąłem.- Jestem wściekły! Jesteś młotkiem, Pix. A ten facet nie miał
prawa dotykać cię, kiedy nie byłaś wystarczająco trzeźwa, aby podejmować inteligentne
decyzje! Zabiję go. Mam zamiar go zabić. Mam zamiar rozerwać go na kawałki i ...
Pixie zaczęła płakać.
- Przykro mi- wymamrotała do nikogo.- Przykro mi! To wydawało się dobrym
pomysłem, żadne z nas nigdy nie było z nikim, on się nie bał, a ja byłam tak szczęśliwie
nabuzowana, tak samo jak on, a później było tak niechlujnie i niezręcznie i to nie było dobre,
a potem się skończyło i było jeszcze bardziej niezręcznie, a teraz moja głowa boli, a Leaves
jest na mnie zły!- Zaczęła szlochać w poduszkę i zawyła:- Leaves jest na mnie zły.
- Hej.- Charity uklękła obok niej i potarła ją po plecach, mówiąc pocieszające
dziewczęce słowa, kiedy ja chodziłem po pokoju. Pixie w końcu się uspokoiła, a kiedy
straciła przytomność, Charity wstała z kanapy i spojrzała na mnie.
- Co?- Stałem oszołomiony, wściekły, zły i ... smutny. Tak naprawdę byłem smutny.
Położyła dłonie na swoich biodrach.
- Nie przypominam sobie, żebyś tak wariował, kiedy dowiedziałeś się, że po raz
pierwszy uprawiałam seks.
- To dlatego, że myślenie o mojej siostrze uprawiającej seks jest obrzydliwe. Myślenie
o Pixie uprawiającej seks jest...
Charity czekała z podniesionymi brwiami.
- Nie wariowałem.- Powiedziałem.
Kiedy sprowadzisz coś z znad krawędzi
śmierci, walczy mocniej, aby przetrwać.- Paul ponownie pochyla się na swojej lasce i
uśmiecha się.- Więc to jest historia życia, tak myślę.
W dzisiejszym dniu nie ma nic nadzwyczajnego, z wyjątkiem tego, że musiał
nadejść, a ja musiałam przeżyć, aby to zobaczyć.
Ale być może, to jest właśnie to, co czyni dzisiejszy dzień bardziej
nadzwyczajnym, niż jakikolwiek dzień wcześniej.
- Nie uda nam się.- Powiedziałam, ledwo się słysząc, przez głośny deszcz.
Rozejrzał się, po czym przyciągnął mnie do siebie z uśmiechem.
- Za mną, Pix.
Goniłam go, a nas goniła burza, kiedy prowadził nas w gąszcz drzew, gdzie zostało
ukrytych kilka fortów.
Schronienie.
Wciągnął nas do najbliższego; był w połowie zniszczony, więc zakrywaliśmy nami
ściany. Cóż, Levi to robił. A ja zakrywałam się w jego piersi. Obydwoje tłumiliśmy śmiechy,
kiedy nasi przeciwnicy, biegali obok fortu, całkowicie nieświadomi naszej obecności. Tym
razem, musieliśmy wygrać.
Staliśmy, pierś w pierś, przez chwilę zupełnie nieruchomo, czekając aż ślady na
zewnątrz znikną. Spojrzałam na Levi'ego, z uśmiechem na mojej twarzy, i bezgłośnie
powiedziałam: Frajerzy.Spojrzał na dół z ogromnym uśmiechem i skinął głową.
Jego lśniące oczy, spadły na moje usta i w jednej chwili wszystko się zmieniło. My się
zmieniliśmy.
Byłam całkowicie świadoma niego. W sposób, w jaki pachniał, dotyk jego oddechu na
mojej twarzy, jego twarde ciało przyciśnięte do mojej klatki piersiowej.
Żadne z nas nie poruszyło się, nawet kiedy na zewnątrz słychać było kroki. Mój wzrok
padł na jego usta, a jego pierś zaczerpnęła głębokiego oddechu.
Och, Boże.
Z tak bliska, mogę zobaczyć malutkie srebrne plamki w jego jasnych niebieskich
oczach i prawie mogę poczuć trzydniowy zarost na jego szczęce. Nie to, że chcę go poczuć.
Nigdy.
Zwijam swoją wargę.
- Chcę, gorący prysznic.
-Więc, weź go w nocy.
-Nie żartuję, Levi.
-Ani ja.- Jego oczy na moment powędrowały do moich ust- ułamek sekundy- no i jest.
Elektryczność. Ta brzęcząca wibracja, która nigdy wcześniej nie istniała pomiędzy nami.
Odwraca wzrok i odsuwa się. Stłumione ciepło jego ciała odsuwa się ode mnie i jakaś
głupia, pierwotna część mnie jęczy w proteście.
-A teraz, jeśli mi wybaczysz...- Czeka, abym się przesunęła z jego drogi. Nie robię
tego.
Celuję swoim palcem w jego klatkę piersiową.
- Nie brałam gorącego prysznica od trzech dni…
Chwyta za moje ramiona i podnosi mnie z podłogi, przenosząc z jego przejścia, jak
lekkie piórko. Potem idzie dziesięć kroków korytarzem do swojego pokoju i znika wewnątrz,
bez żadnego zerknięcia za siebie.
Dupek.
Mamrocząc przekleństwo, wchodzę do małej łazienki i próbuję nie cieszyć się
zapachem mięty unoszącym się w powietrzu. Cholerny Levi i jego gorąco pachnące mydło.
Mój pierwszy rok college'u skończył się dwa tygodnie temu i odkąd Akademiki
Arizony nie pozwalają uczniom na pobyt w nich w okresie letnim, musiałam znaleźć nowe
miejsce do zamieszkania oraz pracę. Więc, zaczęłam pracować dla mojej cioci Ellen w
Willow Inn, ponieważ jednym z profitów tej pracy- używam tego terminu luźno- jest
darmowy pokój i wyżywienie.
I, mój samodzielny pokój dzieli korytarz i łazienkę z jedyną osobą, której miałam
nadzieję unikać do końca mojego życia.
Levi Andrews.
Gorący facet. Złota rączka. Mój zaginiony... coś…
Ellen, niby przypadkiem zapomniała mi powiedzieć, że Levi tu mieszka, więc dzień,
w którym się tu wprowadziłam był pełen niespodzianek.
Niespodzianka! Levi też tu mieszka.
Niespodzianka! Będziesz miała pokój obok jego.
Niespodzianka! Będziesz dzieliła z nim umywalkę, prysznic i dzienną dawkę
dziwnego seksualnego napięcia.
Ellen ma szczęście, że ją kocham.
Gdybym wiedziała, że Levi tu mieszka i pracuje, nigdy nie wzięłabym tej pracy. Ale
ciocia Ellen jest przebiegłym gospodarzem i szczerze mówiąc moja druga opcja była znacznie
mniej atrakcyjniejsza. Więc, jestem tutaj, mieszkając i pracując obok chodzącej części mojej
przeszłości.
Skoro mamy tylko dwóch mieszkających tu pracowników, Levi i ja jesteśmy jedynymi
ludźmi, którzy śpią we wschodnim skrzydle- ten układ mógłby być idealny, gdyby nie
gigantyczny słoń, którego trzymamy, aby schodzić sobie z drogi podczas tych naszych
epickich spotkań.
Wspomnienia zaczynają wspinać mi się po karku i gorący cierń formułuje się za
moimi oczami. Szybko mrugam i włączam prysznic, skanując łazienkę szukając bezpiecznej
rzeczy do skupienia się na niej.
Małe niebieskie kropki na tapecie.
Purpurowe kwiaty na butelce mojego szamponu.
Kropki. Kwiaty. Szampon.
Zeszłe wakacje, Charity i ja poszłyśmy na imprezę i upiłyśmy
się. Właściwie, nawaliłyśmy się. Zawsze piłyśmy za dużo.
To było dzień po mojej sesji z Levi'm w forcie, a od tego czasu nie rozmawialiśmy ze
sobą. Nie byłam pewna, jak się czułam po naszym pocałunku- a może byłam i to dlatego się
upiłam- tak czy inaczej, byłam niespokojna o uczucia Levi'ego względem mnie, a alkohol
miał sprawić, żebym poczuła się lepiej.
Charity piła i dobrze się bawiła, dopóki nie natknęła się na Darena zajmującego się
inną dziewczyną. Technicznie, nie spotykali się wtedy, ale i tak jej odbiło i wdali się w
gigantyczną kłótnię. Charity znalazła mnie w moim pijackim osłupieniu i zaczęła histerycznie
płakać o Darenie, a ja słuchałam ją ze współczuciem.
Mimo tego, że Daren był naszym kierowcą tej nocy, byłam stanowcza, aby zabrać
Charity w cholerę z tej imprezy. Upierałam się, że pojedziemy do domu same.
- Do diabła z nim,- powiedziałam.- Wynośmy się z tej dziury!
-Taa!- Powiedziała Charity.- Jestem najbardziej trzeźwa z nas. Będę prowadzić!
Byłyśmy głupie.
Wsiadłyśmy do małego samochodu Charity i wycofała na Canary Road ze mną, jako
jej pasażerem. Miałyśmy osiemnaście lat i myślałyśmy, że jesteśmy niezwyciężone, słuchając
głośnej muzyki, kiedy obie przeklinałyśmy imię Darena. A później, z nikąd, ciężarówka
Levi'ego pojawiła się przed nami i zablokowała nam drogę na przeciwko ridge burn.
Charity zaczęła zwalniać, z przekleństwem.
- Skąd mój brat zawsze wie gdzie jesteśmy?- Krzywi się.- To jakby, miał wszędzie
szpiegów.
- Twój brat jest gorący.- Powiedziałam, z pijackim chichotem.
- Ew. To takie obrzydliwe.
Westchnęłam i powiedziałam niewyraźnie:
- Chcę, żeby Leaves mnie polubił.
- Boże.- Przewróciła oczami.- Lubi cię. Leaves cię kocha. Leaves leaves cię. Kocha
leaves cię? Co ja próbuję powiedzieć?
Chichotałyśmy, kiedy zbliżałyśmy się do ciężarówki.
Levi stał po środku drogi, wyglądając jak wkurzony superbohater ze swoimi
potarganymi ciemnymi włosami i stalowo niebieskimi oczami, gdy pokazał gestem Charity,
aby zjechała na pobocze. Świata awaryjne z jego samochodu migały w nocy, gdy stał przed
nami.
Zjechała na pobocze i zatrzymała samochód, po przeciwnej stronie, gdzie zaparkował
Levi. Później podszedł do jej drzwi.
Otworzył je i powiedział:
- Co do cholery, jest z tobą nie tak, Charity? Prowadzisz po pijanemu? Wysadź swój
tyłek z samochodu!
Zaczęła wrzeszczeć:
- Nie rozumiesz, Leaves. Złapałam Darena, na tym jak całował Sierrę Umbridge na
imprezie, on jest takim dupkiem i po prostu musiałam stamtąd uciec, więc Pixie powiedziała,
że powinniśmy jechać same...
- Nie obchodzi mnie to!- Pochylił się i wyłączył zapłon.
- Przestań na mnie krzyczeć!- Gniewne łzy, wypłynęły z oczu Charity.
Chwycił za jej twarz i spojrzał na nią surowo.
- Cholernie mnie wystraszyłaś.- Jego głos drżał, gdy patrzył w jej oczy i podniósł
podbródek.- Idź do mojego samochodu.
- Naprawdę nie jestem, tak pijana...
Levi
Dwanaście dni.
Pixie mieszka tu tylko dwanaście dni, a ja już chcę dźgnąć się łyżką. Nie dlatego, że
wysadziła bezpieczniki, chociaż sam fakt, że zrobiła to ze względu na intrygę, jest godny
dźgnięcia, ale dlatego, że nie mogę przy niej normalnie funkcjonować.
Ale bitwa? To mogę zrobić.
Po tym jak zakładam koszulkę, schodzę schodami i wychodzę tylnymi drzwiami.
Duże lawendowe pole za gospodarstwem kołysze się w porannym wietrze, a zapach tysięcy
purpurowych kwiatów unosi się w powietrzu i przypomina mi o rzeczach, które powinny
zostać zapomniane. Zablokowałem rzeczy, które kiedyś miałem. Tyle, dlatego. Obwiniam
Ellen. Może, gdyby mnie ostrzegła, że Pixie się tu wprowadza, mógłbym się lepiej
przygotować.
Kolejny wiatr przywiewa mi więcej lawendowego zapachu.
A może nie.
Jasnoniebieskie i bezchmurne niebo wisi nade mną, a wczesne promienie słoneczne
przeszywają ziemię, rzucając długi cień, kiedy idę wzdłuż budynku. Mrużę oczy na jego białą
część i dostrzegam, że jeden z paneli jest pęknięty, co nie jest niczym nowym.
Willow Inn ma prawie sto lat, a części tego gospodarstwa są tak zniszczone jak stary
obraz. To urokliwe miejsce z białym pokryciem i panoramiczną werandą pod niebieskim
krytym dachem, znajduje się na dziesięciohektarowym lawendowym polu z kołyszącymi się
wierzbami. Budynek ma dwa skrzydła z pokojami na górze i na parterze, ze zwykłym holem,
kuchnią i jadalnią.
Nowo przebudowane zachodnie skrzydło ma siedem pokoi, każdy z nich ma własną
łazienkę. To właśnie tam zatrzymują się wszyscy goście.
Wschodnie skrzydło dopiero ma być przebudowane i dlatego Ellen pozwala Pixie i mi
tam zostać, więc jestem mieszkającym pracownikiem. Wraz z moimi innymi obowiązkami
majsterkowicza, pomagam również Ellen w remoncie wschodniego skrzydła, aby mogła
dostosować łazienki do każdego pokoju.
Kiedy wyrzucam ciężki worek do śmieci, wilgotny wiatr unosi końce moich włosów i
wieje na moje policzki. Patrzę w górę i widzę, jak ciemne chmury toczą się po niebie, a moje
myśli wędrują do zeszłego lata.
To był jeden z tych prawie-burzliwych dni, podobny do dzisiejszego, gdzie słońce
świeciło jasno, pomiędzy purpurowymi chmurami, jakby niebo nie mogło się zdecydować,
jaka ma być pogoda. Powietrze było gęste i wilgotne, ale stały wiatr chłodził moją skórę,
kiedy stałam z dużą grupą znajomych na ridge burn.
Ringe burn, jest działką na leśnych obrzeżach Copper Springs na Canary Road- droga,
z której korzystają tylko miejscowi- gdzie lata temu, uderzył piorun, pozostawiając
wyczyszczoną powierzchnię, zwęglony pień i podpis na ziemi. Nie jest zbyt przydatny, ale
był idealnym miejscem dla naszej corocznej gry zdobywania flagi.
To była wieloletnia tradycja; nasze liceum grało z konkurencyjnymi szkołami w lato,
w zdobywanie flagi- flagami zespołów, były "flagi" miast- aby określić, która szkoła będzie
miała zaszczyt, noszenia flagi z innego miasta przez cały rok.
Copper Springs straciło mistrzostwo dwa lata z rzędu, więc stawka dla mnie i moich
rówieśników była wysoka, kiedy spotkaliśmy się z naszymi przeciwnikami na zwęglonej
polanie. Współpracowaliśmy, tak jak w każde lato, ale ze względu na to, że Charity była
bardzo zaprzyjaźniona z Darenem, a Levi się spóźniał, skończyłam współpracując właśnie z
Levi'm. Z czym byłam w porządku, bo Levi był niesamowity w zdobywaniu flagi.
Celem gry było zabranie innej drużynie flagi, zanim została ona oznaczona przez
przeciwnika. Domki na drzewie, skrzynie, forty, namioty i tunele zostały strategicznie
ustawione w pobliżu czterech akrów, ridge burn, jako miejsca, gdzie można było się ukryć.
Każda drużyna miała swoją bazę rozstawioną po przeciwnych stronach pola, i właśnie tam
zaczynaliśmy.