cytaty z książki "Instytut"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Pamiętaj, nigdy nie możesz być bezbronna. Nigdy nie możesz pokazać, że jesteś od kogoś słabsza. Gdy ktoś cię obrazi, bij. Gdy cię uderzy, oddawaj dwa razy mocniej. Pamiętaj, że jesteś najmądrzejsza, najładniejsza i najlepsza i żaden śmieć nie ma prawa tobą pomiatać.
I […] wszystko było wspaniale, bo przecież u każdego „wspaniale” wygląda mniej więcej tak samo. […]
A potem wszystko zaczęło się pieprzyć, co jest dużo ciekawsze, bo u każdego wszystko zaczyna się pieprzyć odrobinę inaczej.
To bardzo smutne i też mi się chcę płakać, gdy sobie przypomnę, że w ogóle mnie to nie obchodzi
Mogłam wtedy nie wracać. Chociaż nie można używać trybu przypuszczającego w czasie przeszłym. Od tego możne umrzeć, poza tym, to nie przystoi rozsądnym ludziom.
Ma serce Matki Teresy i gdy trzeba, pięści chłopaka z Nowej Huty.
Ale bawiłam się w głupią dwudziestolatkę, a głupie dwudziestolatki są święcie przekonane, że nawet gdy wysrasz się na czyjeś serce i emocje, kiedyś możecie zostać superprzyjaciółmi, wychodzącymi czasem na wspólne kolacje lub spacer i spotykającymi się ze swoimi nowymi partnerami w przemiłym gronie, żeby pograć sobie w scrabble.
Z tym, że wszystko się kończy. A to, co spokojne i normalne, z reguły kończy się pierwsze.
On nie jest łajdakiem, babciu - powiedziałam.
- Gorzej wnusiu, jakby był skurwysynem, to pół biedy - moja babcia po raz pierwszy w mojej obecności użyła gorszego wulgaryzmu niż "pal licho" - ale on jest po prostu głupi i słaby.
Najbardziej brakuje nam alkoholu. Oddałabym wszystko, aby teraz się upić. Aby wypić piwo, butelkę wina, pół litra. Oddałabym wszystko za bimber, za tanie wino, za amol, za wodę kolońską. Alkohol. W tej sytuacji najlepszy byłby podgrzany, pity powoli. Gorąca herbata z wódką. Gorąca herbata z łyżeczką cukru, cytryną i żołądkową gorzką. Albo z rumem. Kurwa, jakikolwiek alkohol, może być po prostu ciepła wódka, duszkiem, bez złagodzeń. Marzę o tym, wyobrażam sobie, że wlany do środka trochę by mnie schłodził, zmniejszył panikę do poziomu tolerowanego przez serce i żołądek.
Niedziela to dzień, w którym trzeba przez pól godziny akumulować w sobie energię, aby napuścić wody do wanny, nie mówiąc już o wyjściu z domu. Niedziela to dzień, którego z reguły się nie pamięta.
- […] Pojedziemy we dwie samochodem w długą podróż. Pojedziemy nawet do Stanów Zjednoczonych i zobaczymy Wielki Kanion. Będziemy spać w tanich hotelach i kupować sobie brzydkie przeciwsłoneczne okulary. Jeść w tanich knajpach z hamburgerami, aż okropnie utyjemy. Będzie fantastycznie, mamo, zobaczysz, jak na filmach. Jak w twoim ulubionym filmie.
- Thelma i Louise na końcu giną, kochanie – mówię do mojej córki.
- Nieprawda, mamo. One idą do nieba – odpowiada moja córka. Jest najlepsza na świecie. Bezkonkurencyjna.
Agniesiu, nie pozwól, żeby jakiś bydlak sobie pomyślał, że jesteś jego własnością. Każdemu z nich się wydaje, że jak pójdziesz z nim do łóżka, to już może Cie potem nazywać idiotycznym zdrobnieniem zamiast imienia, klepać po boku jak krowę i przestać Cię przepuszczać w drzwiach. Nic bardziej mylnego, moja droga.
Zawsze zakładam, że ludzie są dobrzy. To punkt wyjściowy. Jestem głupia, jestem głupią osobą. Być może dlatego to wszystko tak wygląda. Ludzie, których znam, muszą być dobrzy, bo ja jestem dobra. Źli ludzie są wśród tych, których nie znam.
Idiotyczny błąd logiczny, który popełniam przez całe życie.
Jest coś dziwnego w momencie, gdy dwa odrębne zbiory twojego życia nagle się spotykają, tworząc wspólny podzbiór. To coś jak dwudzieste urodziny, na które zaprosiło się kolegów z liceum i kolegów ze studiów, albo pierwsza wspólna kolacja twoja, twojego narzeczonego i waszych rodziców. W takich sytuacjach czuje się z reguły straszną odpowiedzialność za każde, nieuniknione przecież, tarcia elementów z obu podzbiorów. Jednak, co ważniejsze, czuje się nagle, że twoje życie jest niby-całością, ale tak naprawdę jest niespójną, pozbawioną kohenerencji historią z poważnymi błędami scenopisarskimi.
Wera była zagadką. Dziadek Wacław potrafił to uszanować. Nie pytał, bo wiedział, że każdy człowiek, którego przyjmujemy do swojego życia, nosi plecak swojej przeszłości. "Po co do tego plecaka zaglądać, skoro nie można go zdjąć?" - powtarzał.
- Kocham cię. - Zaczynał smarkać i płakać jak stara baba. Nawet nie patrzyłam w jego kierunku. - Jesteś sensem mojego życia - zakwilił, aż zatkałam uszy.
- Proszę cię - powiedziałam. - Zrozum. Ty jesteś bezsensem mojego życia.
Starał się, jednak pod tym wszystkim była cisza, pustka, wiatr. A jeszcze niżej - drapiące, piekące przekonanie, że to własciwe życie jest gdzie indziej, że je przegapiłam, że zostało daleko za mną, na skrzyżowaniu, na którym źle skręciłam.
- Popełniłem w życiu jeden błąd - mówi starzec, wciągając powietrze przed każdym słowem, błądząc w powietrzu na wpół martwymi palcami. - Jeden, jedyny błąd. Tym błędem była miłość do drugiego człowieka. Gdy się kocha, oddaje się to, co najcenniejsze. Nie można oddawać tego, co najcenniejsze.
Moja córka jest bardzo mądra, zbyt mądra, i pewnie dlatego wyszła bardzo szybko, biorąc swój plecak, bo już wiedziała, może nawet lepiej ode mnie, że ból można przeciąć w ostatnim, odpowiednim momencie, zanim rozleje się żrącą falą po całym twoim ciele i świecie przedstawionym.
To jednak smutne wiedzieć, że nie będzie się nigdy dla nikogo ważnym - Rumun wydycha głośno powietrze. - Ludzie próbują zaradzić temu za wszelką cenę. Kiedyś po prostu zakładało się rodzinę. Teraz to mało modne.
Zawsze zakładam, że ludzie są dobrzy. To punkt wyjściowy. Jestem głupia, jestem głupią osobą. Być może dlatego to wszystko tak wygląda. Ludzie, których znam, muszą być dobrzy, bo ja jestem dobra. Źli ludzie są wśród tych, których nie znam. Idiotyczny błąd logiczny, który popełniałam przez całe życie.
Z tym, że wszystko się kończy. A to, co spokojne i normalne, z reguły kończy się pierwsze.
-Kocham Cię.- Zaczynał smarkać i płakać jak stara baba. Nawet nie patrzyłam w jego kierunku.- Jesteś sensem mojego życia- zakwilił, aż zatkałam uszy.
-Proszę Cię- powiedziałam.- Zrozum. Ty jesteś bezsensem mojego życia.
Swoją drogą, zawsze jest jakieś "tylko że"; założę się, że wszystkie największe osobiste tragedie tego zasranego świata zaczynają się od zwrotu "tylko że".
Zmiany z reguły bolą, gryzą i drapią. Przeczucie zmiany jest jak połknięty kawałek metalu, a nieznane jest magnesem, który przyciąga ten kawałek do siebie, rozcinając przy okazji tkankę, ale nigdy nie wyrywając tego metalu do końca. Niektórzy lubią ten ból. Inni go nie znoszą. To trochę jak z ostrymi potrawami. Tak czy inaczej, wszyscy go czują.
Będą nas tutaj trzymać, dopóki nie oszalejemy do reszty, dopóki nie staniemy się tak słabi i wygłodzeni, że będziemy mogli tylko leżeć na parkiecie i patrzeć tępo w stronę drzwi. […] Oni chcą czystej zabawy, chcą tego nieokreślonego czegoś, czego chce kot przerzucający sobie z jednej łapy do drugiej jeszcze żywą mysz ze złamanym kręgosłupem.
Jesteśmy tutaj wszyscy, w Instytucie. Wszyscy. Ja. My. Wy. Wy też. Drepczemy, drepczecie w miejscu. Instytut Kraków. Instytut Polska. Instytut Świat.