cytaty z książek autora "Alexander Freed"
Mędrca można oszukać raz, głupca – dwukrotnie, jednak nikt nie da się nabrać na tę samą sztuczkę trzy razy.
Zwycięstwo zależało od liczby ocalałych.
Efektywność zależy od bycia przewidującym. Imperium jest niezwykle efektywne.
Imperium nie strzelało do cywili, gdy wszystko było pod kontrolą.
Imperium Galaktyczne lubuje się w nazwach nudnych i ponurych i nadaje je rzeczom, których nie mogło nazwać po swojemu, czyli w sposób budzący strach – jak legiony szturmowców czy gwiezdnych niszczycieli.
Imperium to niespotykana siła, zdeterminowana pisać historię po swojemu. Nikt nie powinien mu stawiać czoła samotnie.
Statki (…) są jak ludzie: trzeba je wykorzystywać, dopóki nie będą się do niczego nadawać.
W śmierci wszyscy żołnierze byli równi.
Chass już dawno nauczyła się treści przemówienia na pamięć.
„Jeśli złożycie broń w obliczu wroga tak potężnego i okrutnego, skażecie całą galaktykę na wieczną niewolę. Imperium nie obchodzi, czy się poddacie. Imperium na za nic waszą rozpacz. Poddawałam się już nieraz... to nic nie zmienia. Niczego nie przerywa. Bez nadziei nie ma Rebelii”.
Gdy zasiadła przy stole, Nath akurat opowiadał historię ze swoich dni w imperialnej Akademii. Przygotowała własne, na wypadek gdyby były potrzebne - opowieści o jej dawnej załodze, jej rodzinie - historie, które w zależności od sytuacji miały zainspirować pilotów, przestraszyć ich lub rozładować napięcie. Opowiadała je tyle razy i z tylu powodów - przekazywała mądrości tak wielu eskadrom - że teraz wydawały się jej niemal sztuczne. Jakby w ogóle się nie wydarzyły, jakby istniały tylko po to, by dopomóc innym.
Ale każda wydarzyła się naprawdę. I właśnie dlatego wszystkie były tak cenne.
-Tak naprawdę nigdy nie dogadywałem się z rodzicami, ale mój dziadek rozumiał, jak wygląda życie. Zawsze wspominał, że służył ramię w ramię z klonami, że dzięki temu zrozumiał, że liczy się serce. Nieważne, że wszyscy wyglądają jednakowo - każdy jest inny.
Walczyła z Dwieście Czwartym, ponieważ nie miała niczego innego, o co mogła walczyć, a do tego zamknęła się na wrogą propagandę, jeńców wojennych i wszystko, co mogło sprawić, by jej wróg zyskał ludzką twarz.
-Imperium się nie zjednoczy i nie nastanie kolejny Imperator. [...] Najwyższa pora, abyśmy się z tym pogodzili. Pora, abyś ruszyła przed siebie, bo... [...] Skoro jesteś zdolna do tego - wskazał gestem truchło Nacronisa - nie ma niczego, co by cię skłoniło do opuszczenia Imperium. Zostaniesz z Dwieście Czwartym z poczucia honoru lub obowiązku. Zostaniesz, aż choroba przeniknie cię do głębi i albo cię uśmierci, albo zrobią to rebelianci. Tak czy owak, dalsze trwanie przy oddziale jest bezcelowe. Nie ma potrzeby, by umierać za braci i za siostry, którzy nie muszą umierać wcale.
Major poznał większość z nich stosunkowo niedawno, ale nie potrafili ukryć sztywności pod płaszczem profesjonalizmu. Oficerowie, którzy czuli się komfortowo z obowiązkami, mieli inną posturę i wypowiadali się z pewną swobodą. Szum rozmów świadczył o komunikacji i kooperacji. Natomiast żołnierze milczący byli żołnierzami o nie wypowiedzianych obawach.
Pozostawiając Skrzydło Cienia, podjął skalkulowane ryzyko. Odszedł, by pokazać innym, że zrobienie tego kroku
jest nie tylko możliwe, lecz konieczne, by przetrwać. Jednak
nie zdołał im tego dowieść. Zamiast tego odkrył, że to on
sam był w błędzie. Porzucenie pola bitwy nie przyniosło mu
ukojenia, za to odizolowało go od sojuszników i sprawiło, że
stał się zwierzyną łowną Nowej Republiki. Tymczasem jego
jednostka musiała mierzyć się z gorliwą chęcią zemsty ze
strony dawnych przeciwników Imperium.
Członkowie Dwieście Czwartego mylili się, sądząc, że
zwycięstwo jest możliwe. Mylili się, gdy twierdzili że zemsta jest możliwa. Mieli natomiast rację, gdy zakładali, że
Nowa Republika nie da im spokoju.
Nie potrafię uznać, że posłuszeństwo może być czymś na wskroś złym. W najgorszym razie przypomina rozbłysk gwiezdny - w pewnych okolicznościach bywa niszczycielski, ale jest pozbawiony celowości. Nie rozstrzeliwuje się gwiazdy za to, że spopieliła przelatujący frachtowiec.
Rununja, dowódczyni Warchołów, któregoś razu powiedziała mu, że strzelanie do wycofującego się wroga to nie przestępstwo. ⹂Nie ma niczego niehonorowego czy zdradzieckiego w strzelaniu nieprzyjacielowi w plecy - czy w tym, że wróg robi to samo - powiedziała. - To nie zabawa towarzyska, w której obie strony z wypiekami na twarzach czekają na kolejną rundę. Prowadzimy wojnę, którą w części wygrywa się poprzez eliminację potencjału wojskowego wroga”.
Dowódcy eskadr kolejno potwierdzili rozkaz. Usłyszał głosy Broosha, Gablerone'a, Darity, Phesha, Hussora i Wisp. Każdy dodawał mu zapału do dalszych działań, wskazywał cel, dla którego warto podjąć dalszą walkę. Każdy głos pogłębiał strach, że wiedzie ich na śmierć.
Nie powinno się udawać, że ktoś zginął, by uniknąć przeprowadzenia misji ratunkowej.
Wojna dobiegła kresu - rzekł admirał. - My już tym wiemy, a wkrótce dotrze to i do Imperium.
Generał Hera Syndulla prawie uwierzyła w jego słowa, ale przypomniała sobie w porę, że ⹂tylko rebelie rozkwitają dzięki nadziei. Republiki wymagają trwalszego fundamentu”.
- A pani? spytał. - Zamierza pani po wojnie objąć rolę głównodowodzącej floty?
- Nie przyszło mi to do głowy - zaprzeczyła Hera. - Szczerze mówiąc, mam nadzieję, że zdołam przejść do cywila. Mam... Cóż, muszę zająć się sprawami osobistymi. A gdy już się z nimi uporam, chciałabym przez chwilę żyć w pokoju.
- Trudno mi to sobie wyobrazić. Nie tylko w pani przypadku, lecz każdego i każdej z nas.
- Właśnie dlatego musimy do tego dążyć. Wszystko, co
teraz robimy, robimy nie dla nas samych, a dla Nowej Republiki. Ale mam rodzinę. Mam syna, który mnie potrzebuje, i rodzimy świat, którego tak dawno nie widziałam. Są osoby
dla mnie bardzo ważne - chciałabym przez pewien czas żyć
dla nich, a nie dla całej galaktyki.
- Robisz to, co robisz, bo wierzysz w słuszność swojej sprawy? A może z powodu trapiącej cię choroby?
- Nie wiem, co pan ma na myśli - skłamała. [...]
- Wiesz - zaczął Keize - wydarzenia z Nacronisa o mało cię nie zniszczyły. Tamtejsze koszmary nadal nie dają ci spokoju. Poczucie winy sprawia, że jesteś ślepa na to, co konieczne. [...] Nie jesteś odpowiedzialna za to, do czego tam doszło. [...] To ja jestem odpowiedzialny. To ja posłałem eskadry na misję. To ja opracowałem plan ataku. Gdybyś odmówiła wykonania rozkazu, niczego to by nie zmieniło - i tak doszłoby do śmierci każdego, kto zginął. Odpowiedzialność spoczywa na mnie.
Słowa stanowiły balsam dla jej duszy. Więcej, miała wrażenie, że napełniły ją poczuciem lekkości i sprawiły, że stała się nieważka. Chciała w nie uwierzyć, jakby wiara mogła odmienić przeszłość i zmienić ją - w okamgnieniu - w inną osobą; w osobę znajdującą się daleko od Coruscant, nieobarczoną perspektywą zabicia własnego mentora - w osobę o niezbrukanej duszy.
Chciała wierzyć, jednak coś sobie poprzysięgła w układzie Cerberon. Wiedziała, czego się dopuściła, i zaakceptowała to, by wreszcie zacząć żyć.
- Rebelia też czasami brudziła sobie ręce, ale przyświecał jej jasny cel. Wierzyła w czyste ideały. Gdybyśmy nadal byli rebeliantami, to byśmy jej wybaczyli, o czym doskonale wiesz. Nie podoba mi się myśl, że z powodu wygranej staliśmy się nielitościwi.
- Ale jeśli surowo osądzimy Yricę Quell za jej czyny po wszystkim, co zrobiła, by odkupić winy... - Westchnęła i uśmiechnęła się gorzko, nim dodała: - Czy inni będą mieć jakąkolwiek nadzieję?
Może to na tym polega pana choroba - uzasadnia pan i usprawiedliwia w s z y s t k o czego się dopuszczaliśmy, lojalnością, karnością i zasadami; tym, że należy chronić życie kompanów, gdy tak naprawdę szuka pan kolejnych wymówek dla wszystkich okrucieństw w nadziei, że jedno i drugie jakoś się zrównoważy. [...] jest pan spośród nas n a j l e p s z y, ale kto wie, może jest pan równie zepsuty jak my wszyscy.
Było coś paskudnie satysfakcjonującego w patrzeniu na upokorzenie świetnie wyszkolonych szturmowców.
Szturmowiec bez hełmu był jednostką z własnym nazwiskiem , potrzebami i celami. Indywidualnym jednostkom nie można było ufać. Szturmowiec w mundurze, którym była jego zbroja, reprezentował Imperium. To coś znaczyło.
-Dlaczego ludzie ze sobą walczą? - spytała. Znów była w swojej sypialni, z dala od koszmarów przyszłości.
(...)
-To dobre pytanie - powiedział. - Mój przyjaciel Orson mówi, że niektórzy walczą dlatego, że są źli. Ja sądzę jednak... - urwał i przymknął oczy. Z drugiego pokoju wciąż dobiegały odgłosy rozmowy. - Sądzę, że ludzie często są nieszczęśliwi i nie potrafią się zgodzić co do tego, jak wszystko naprawić.
... dobry dowódca opłakuje każdą stratę pośród swoich ludzi, ale nie pozwala, by wpłynęła ona na jego decyzję.