cytaty z książki "At Grave's End"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Tak naprawdę, Justino, nie zadzwoniłem do ciebie, by porozmawiać o tym, jakim to jestem obrzydliwym, nieumarłym mordercą... A tak, zdegradowanym skurwielem również. Czyż wspominałem już, że moja matka była kurwą? Nie? Och, cholera, tak naprawdę, to pochodzę z długiej linii prostytutek...(...)...zadzwoniłem, by przekazać ci wspaniałe wieści. Poprosiłem twoją córkę o rękę, a ona mnie przyjęła. Gratulacje! Teraz oficjalnie zostanę twoim zięciem. Chcesz, żebym od razu zaczął mówić ci "mamo", czy mam zaczekać z tym aż do ślubu?
I wtedy matka powiedziała coś, przez co omal nie spadłam z biurka.
-Zdecydowałam się przyjść na twój ślub.
Jeszcze raz spojrzałam na ekranik, by się upewnić, że to z nią na pewno rozmawiam.
-Upiłaś się? – wykrztusiłam, kiedy odzyskałam głos.
- Wszystko w porządku?
... Skinął głową i ponownie otworzył oczy.
- Jak najbardziej. W gruncie rzeczy nigdy nie czułem się lepiej. No, oprócz tego czasu kiedy byliśmy sami.
Świnia. Teraz wiedziałam, że był tym samym mężczyzną, w którym się zakochałam. Bones mógł mieć większą moc, lecz inaczej w ogóle się nie zmienił. Poczułam niemal ulgę na myśl, że wciąż myślał kroczem.
- Cóż za dzień pełen wrażeń. - Stłumiłam prychnięcie. Jakie to typowe dla Annette w ten sposób opisać koszmarny dzień tortur
Ponieważ na jego ustach wciąż widniał uśmiech, domyśliłam się, że nie doszło
do żadnej jatki. Miałam nadzieję, że odgłosy rąbania mojej matki siekierą nie
wprawiły by go w tak dobry humor.
- Parszywe bydlę – powiedziała głośno, kiedy niemal już zniknęliśmy jej z oczu.
W odpowiedzi Bones prychnął, nie zwalniając nawet kroku.
- Ciebie również, Justino, miło znów widzieć.
Pomimo okoliczności, dziesięcioletnie dziecko we mnie chciało zasypać Vlada
pytaniami. Kto jest pochowany w kościele przy twoim zamku? Czy naprawdę
przybiłeś gwoździami turbany do głów emisariuszy sułtana, kiedy odmówili ich
zdjęcia? Kiedy zostałeś wampirem – przed czy po tym, jak niby piłeś krew rannych
na polu walki, posilając się przy ciałach tych, których nabiłeś na pal?
- Wieśniak podobnego do mnie wzrostu. Tak. Po tym, i to było czerwone wino.
Ja pierdolę, pomyślałam, nim zamknęłam przed nim swój umysł. Jeszcze jeden.
- Imponujące. - Vlad przeniósł spojrzenie ze mnie na Bonesa. – Zastanawia mnie
tylko, gdzie nabyła takich umiejętności budowania barier psychicznych? Czyżbyś
coś ukrywał, młody człowieku?
- Nie przychodź do mojego domu, by traktować mnie jak dziecko, stary nietoperzu.
Jesteś tu gościem, więc się tak zachowuj.
- Vlad… - W głosie Mencheresa zabrzmiała nuta reprymendy.
112
Bardziej interesujące było to, że Vlad odpowiedział na to ugodowym machnięciem.
- Tak, racja. Obiecałem dla większego dobra odrzucić dzielące nas uprzedzenia
i dlatego tutaj jestem. Wiesz, że cię nie lubię, Bones, taj jak ty nie lubisz mnie.
W gruncie rzeczy, gdyby Patra spiskowała przeciw tobie nie wchodząc przy tym
w drogę Mencheresowi, to z nią mógłbym teraz siedzieć.
Bones wzruszył ramionami.
- A gdyby nie Mencheres, ty i ja już dawno temu byśmy sobie potańczyli. Jednak
ma on dla ciebie wiele szacunku. Zaufam więc jego osądowi, że nie jesteś bezużytecznym
sukinsynem, za jakiego cię miałem.
Zamrugałam. I mów tu o niełatwym rozejmie.
-Twoja matka już tu jest.
Ponieważ on jeszcze nie był gotowy, zeszłam na dół sama, żeby ją powitać. Nie widziałyśmy się od tamtego pamiętnego wieczoru u Rodneya, a ja nawet nie chciałam wiedzieć, czy jeszcze się... eee... umawiają. Rodney, jako dżentelmen, nie wspomniał o incydencie, kiedy przyjechał do nas dziś rano, żeby przygotować kolację. Ale kiedy stanął w progu Bones przywitał go słowami: "Witaj, pogromco smoków!".
- Słodki Jezu - szepnęłam, czując nowy rodzaj zimna. - Co to jest?
Odpowiedział mi Mancheres podchodząc do nas i podnosząc głos ponad wrzask, jaki rozległ się, gdy istoty zaczęły biec z zębami obscenicznie wystającymi im zza zgniłych warg.
- To - powiedział - jest śmierć.
Mogłabyś to zrobić, powiedziałam sobie. Don zaopiekuje się twoją matką, jednostka
doskonale sobie poradzi z dwoma wampirami i ghulem jako dowódcami,
Denise ma Randy’ego… Nie jest tak, jak kiedyś, kiedy odeszłaś od Bonesa i ludzie
byli od siebie zależni. Możesz pójść do niego. Jesteś gotowa.
- Jesteś gotowa, Catherine? – drażnił mnie Vlad, ponownie używając mojego
pełnego imienia, gdy wyłapał tę myśl z mojego umysłu.
- Pieprz się, Dracula - rzuciłam. – Nic dziwnego, że Bones cię nie lubił. Mnie również
wkurzasz.
- Nie lubiliśmy się, lecz darzyliśmy się szacunkiem. Czy Bones chciałby, żebyś to
zrobiła? Czy on by zrobił to samo, gdybyś to ty zginęła?
Nie.
Rany – wyszeptał Tate. – Oni dosłownie pieprzą się na parkiecie. – Widzę. – Mój głos zabrzmiał dziwnie. Dave posłał mi szeroki uśmiech.
– Juan się popłacze, że musiał zostać w samochodzie. Gdyby tu był, krzyknąłby, że najważniejsza jest autentyczność, i ściągnął spodnie.
Słysząc to, odprężyłam się na tyle, że parsknęłam śmiechem.
– Masz całkowitą rację. No, dobrze, chłopcy, zatańczmy. Ale trzymajcie ołówki w spodniach. My tu pracujemy.
-Thomas, ty bezczelny sukinsynu! - Spade zerwał się ze swojego miejsca blisko sceny i wyszedł na środek sali - Gdyby tu był Crispin, wyrwałby ci kręgosłup i wysmagał cię nim jak batem.
Kiedy wyszłam z łazienki, w drzwiach mojego pokoju stanął Mencheres.
- Mam coś dla ciebie – powiedział i wyciągnął do mnie dłoń, w której trzymał
niewielkie pudełko z rzeźbionego drewna.
159
- Co to jest?
- Bones dał mi to kilka miesięcy temu. Miałem ci to przekazać, gdyby jemu coś się
stało.
- Połóż je na łóżku – powiedziałam ochryple. Bałam się po nie sięgnąć, gdyż moje
dłonie zaczęły nagle bardzo drżeć. – I wyjdź.
Zrobił, jak powiedziałam i wyszedł, pozostawiając mnie samą z pudełkiem.
Zanim znalazłam w sobie na tyle odwagi, by je otworzyć, minęło dwadzieścia
minut. Kiedy tylko to jednak to zrobiłam, z gardła wyrwał mi się krótki szloch.
Wciśnięte pod pokrywę pudełka były zdjęcia. Pierwsze z nich przedstawiało nas,
zeszłego lata. Bones i ja siedzieliśmy w bujanym fotelu na werandzie, a jego
twarz zwrócona była do aparatu profilem, kiedy coś do mnie szeptał. Cokolwiek
to jednak było, uśmiechałam się.
Drugie zdjęcie przedstawiało mnie nagą na bardzo wzburzonym łóżku, leżącą
na boku i obejmującą poduszkę. Miałam lekko otwarte usta i spałam ze spokojnym,
zmysłowym wyrazem na twarzy. Jedna moja pierś była wyraźnie widoczna,
a druga wychylała się spomiędzy prześcieradeł, podobnie jak rude loki pomiędzy
moimi nogami. Nagle zażenowana, odłożyłam zdjęcie i dostrzegłam napis na
odwrocie.
Zrobiłem je pewnego ranka. Wyglądałaś tak pięknie, że nie mogłem się oprzeć.
Nawet teraz uśmiecham się na myśl, że w tej chwili się rumienisz.
Widząc jego elegancki charakter pisma, zachłysnęłam się. Nie mogłam tego
zrobić. Poczułam taki ból, że zaczęłam łapać krótkie i gwałtowne oddechy.
Na wierzchu jakichkolwiek przedmiotów leżących jeszcze w pudełku, leżała
złożona kartka zaadresowana: „Dla mojej ukochanej żony”.
Nagle litery rozmazały mi się przed oczami, gdy napłynęły mi do nich palące łzy,
które walczyły, by wydostać się spod powiek. Część mnie wiedziała, że gdybym
przeczytała to, co jest w notatce, moja krucha samokontrola by zniknęła, a ja
sama bym oszalała.
-Musi ci byc naprawdę ciężko-Słysząc już pierwszą sylabę otworzyłam gwałtownie oczy. Vlad siedział na półce
skalnej niemal dziesięć metrów poniżej mnie i wbijał we mnie wzrok.
- Owszem, jest ciężko, kiedy mężczyzna, którego kochasz, umiera. Genialne, że
to zauważyłeś.
Vlad wstał.
- Och, nie miałem tego na myśli. Chodziło mi o to, że trudno ci zdecydować, czym
jesteś. Ja nigdy nie musiałem z tym walczyć. Kiedy zostałem wampirem, w żad154
nych okolicznościach nie mogłem powrócić do mojego człowieczeństwa. A ty
codziennie budzisz się, uwięziona w swoim. Jak powiedziałem – trudne.
O czym, do diabła, on mówił?
- Powiedziałam, że chcę być sama, Vlad. Idź stąd.
- Tak naprawdę nie dlatego tutaj jesteś, Catherine.
- Nie nazywaj mnie tak – powiedziałam z przyzwyczajenia, po czym potrząsnęłam
głową. Jakie miało znaczenie, jak mnie nazywał?
Spojrzał na mnie ze wzgardą.
- Dlaczego nie? Na krawędzi skały stoi Catherine Crawfield, nie Cat, Czerwony
Żniwiarz. Catherine nie ma żadnych obowiązków, odpowiedzialności i jest zdecydowana
podążyć za swoim mężem do grobu. W końcu okazuje się, że wybrałaś
swoja człowieczą naturę. Interesujące.
- Wcale tego nie robię – rzuciłam gwałtownie i zamarłam.
Po tym, jak dwaj mężczyźni wyszli, Bones odwrócił się do Vlada z chłodnym
uśmiechem na ustach.
- Zapełnijmy to puste miejsce na ścianie, co?
Na ustach byłego księcia pojawił się identyczny uśmiech i obaj przykuli Rattlera
w te same kajdany, które trzymały Tate’a.(o oatrzcie tylko czyzby chlopcy dzielili razem ta sama pasie- spotkało sie dwóch Palowników razem :))).
Ponad spanikowanymi okrzykami Tate’a „Cat! Cat!” usłyszałam chłodny głos
Vlada.
- Trzymasz nie tego faceta, Bones i zawdzięczasz Cat swoje życie.
- Kotek, nic ci nie jest?
Bones trzymał Doca w takim uścisku, że zabrakło mi głosu. A może winne temu
były opóźnione zawroty głowy spowodowane uderzeniem w mur. Starłam nieco
krwi z czoła i przyjęłam dłoń Spade’a, który pomógł mi wstać. Niewielkie pomieszczenie
pełne było ludzi.
- Nic mi nie jest - wykrztusiłam. – On zamierzał cię zabić.
- Nie. Doc miał zamiar ponownie strzelić do Rattlera. Prawda, kolego? – zapytał
Bones z czułą wręcz groźbą. Skrzywiłam się i odruchowo wyprostowałam się. Doc
193
jednak nie mógł tego zrobić – jego kręgosłup był zgięty pod przeciwnym kątem.
Miałam nadzieję, że Mencheres wykupił ubezpieczenie, bo w jednej chwili stracił mnóstwo cennych rzeczy. Z drugiej strony, nie sądziłam, żeby napisanie we wniosku "zemsta niesmiertelnych" przekonało firmę ubezpieczeniową do wypłaty odszkodowania.
Problem jednak
w tym, że nie chciałam. Nie zamierzałam odkładać Bonesa na później, bo jego
życie znaczyło dla mnie mniej niż jego śmierć. Co robisz, kiedy dostajesz drugą
szansę… albo – jak w naszym przypadku – trzecią lub czwartą?
Nie marnujesz jej, ot co.
- Pewne rzeczy się zmienią..
Może Bones usłyszał to w moim głosie. Może odczytał fragmenty moich myśli,
gdyż zanim jeszcze powiedziałam to na głos, na jego twarzy pojawił się szok.
- Odchodzę z pracy.
- To Anubus. – Podniosłam głos, gdy poczułam przypływ adrenaliny. – Obiekt
Patry nie jest wcale przedmiotem. Nie rozumiesz? Jest naszym własnym koniem
trojańskim, a Bones niemal zginął dostarczając go tu! Chciała zabić Bonesa
w zasadzce, po czym resztę nas później, jako że przywieźliśmy ze sobą Anubusa.
Patra wiedziała, że go nie zabijemy. Bo kto zabija najcenniejszego zakładnika?
Vlad zaczął się uśmiechać. Puścił mnie i rozłożył ręce, wyciągając je nad głowę.
Wokół nas szalał chaos.
- Jest zbyt daleko, bym dosięgnął go zanim mnie powstrzyma, lecz zobaczmy co
da radę zrobić.
- Dalej – odparłam, wirując wokół niego w tańcu pełnym śmierci. – Zaimponuj mi.
Jego ręce zaczęły świecić nie na czerwono jednak, lecz niebiesko. Rozświetliły
hall dziwnym, fioletowym blaskiem. Z jego dłoni sypnęły się skry, opadając na
moje włosy, gdy cięłam wciąż to nowe zombie.
Ktoś krzyknął bardzo wysokim głosem, jakby w agonii. Rzuciłam Vladowi pozbawiony
litości uśmiech, gdy rozpoznałam, kto to był.
- Masz jego uwagę, Drac.
- Jest silny - odparł Vlad napiętym tonem. Jego ręce całkowicie już stały w ogniu.
– I czy kolejny raz muszę przypominać ci, jak mam na imię?
- Ty arogancki… - Przebiłam brzuch nacierającego na mnie zombie, przekręcając
dłoń i robiąc wszystko, by przeciąć go na pół. - …przereklamowany… - Mój zamiar
211
nie wypalił, gdyż stwór chwycił za ostrze i – o mój Boże – te stworzenia miały
krzepę. - …popisujący się, stary nietoperzu… - Bum! Moja głowa nagle huknęła
o ścianę. Gdybym nie miała pękniętej czaszki, byłabym zdumiona. – Na co czekasz?
Czyż nie jesteś królem wszystkich straszydeł? Tym, który według legendy
porywa małe dzieci, które nie są grzeczne?
Dwa kolejne zombie prześlizgnęły się obok Bonesa i Mencheresa, stojących
teraz do siebie plecami, gdy starali się powstrzymać falę potworów.
- No dalej , Vlad – ciągnęłam. – Zasłuż na swoją reputację! Skoro nie potrafisz
spalić jednego egipskiego wampira, przykutego w dodatku do ściany, jakim cudem
wygnałeś Turków z Rumunii?
- Oddaj mi telefon - zażądałam.
Znowu czmychnął poza zasięg moich rąk. Od chwili poznania mojego ojca matka nienawidziła wampirów z wręcz patologiczną zaciekłością.
(...)- Tak naprawdę, Justino, nie zadzwoniłem, żeby porozmawiać o tym, jakim to jestem obrzydliwym, nieumarłym mordercą... Tak zdegenerowanym sukinsynem również.
(...) - ...zadzwoniłem, żeby przekazać ci dobrą nowinę. Poprosiłem twoją córkę o rękę, a ona przyjęła moje oświadczyny. Gratulacje! Teraz oficjalnie zostanę twoim zięciem. chcesz, żebym od razu zaczął mówić ci "mamo" czy mam zaczekać z tym do ślubu?...
Wszystko, co byłam w stanie zrobić, to jak zahipnotyzowana wpatrywać się
w wirniki śmigłowca. Moje serce biło tak głośno, że niemal nie słyszałam sygnału
w słuchawce.
Jeden… dwa… trzy… cztery…
Boże, proszę. Zrobię wszystko, ale błagam. Niech nic mu się nie stanie. Niech
nic mu nie będzie.
Pięć… sześć… siedem…
On musi odpowiedzieć, musi!
Osiem… dziewięć… dziesięć…
Rozległo się kliknięcie i doszły mnie jakieś szmery w tle. Nie czekałam na nic
więcej, lecz krzyknęłam jego imię.
- Bones! Gdzie jesteś? – Nie słyszałam jego głosu, lecz wciąż jakieś hałasy w oddali.
– Słyszysz mnie? – krzyknęłam jeszcze głośniej. Może połączenie nie było zbyt
dobre.
- Taaaak…
Był to istny syk, który przeszył mnie na wskroś, ziębiąc mnie bardziej niż śnieg
wokół mnie. Głos w słuchawce nie należał do mężczyzny i miał dziwny, bliskowschodni
akcent.
- Kto. Mówi?
Każde słowo było warknięciem dochodzącym z samego środka mnie. Zobaczyłam,
jak Spade chwycił mnie za ramiona, lecz nie czułam tego.
Kobieta roześmiała się, cicho i złowieszczo. Jej głos był niższy niż sobie to wyobrażałam,
pomyślałam mimowolnie. W czym innym jeszcze się myliłam? Dlaczego
siedzę na ziemi?
Jeśli powiedziała cokolwiek przez następne kilka sekund, nie słyszałam tego.
Wiedziałam, że krzyczałam, że Mencheres wyrwał mi z dłoni telefon, a Spade
zawlókł mnie do domu, mimo że walczyłam z nim, by pozostać na zewnątrz.
Moje oczy wciąż utkwione były w wirnikach śmigłowca, jakby w jakiś magiczny
sposób miały one wszystko zmienić. Nie mogą przestać, przeszło mi przez głowę.
Jeśli przestaną się poruszać, Bones nie wysiądzie z tej maszyny. Niech ktoś na
powrót je rozrusza! Niech je rozrusza!
Nikt tego nie zrobił. Zatrzymały się w ostatnim, powolnym ruchu, gdy Spade
siłą wciągnął mnie do domu. Coś wtedy we mnie wybuchło, cos bardziej bolesnego
niż samo słowo „ból” mogło wyrazić. Jedyne, o czym byłam w stanie myśleć,
to szydercze, brutalne i pełne satysfakcji pytanie Patry.
Czy to wdowa?
Włączono główne oświetlenie i nasza para stała się doskonale widoczna.
Krew kapała mi z czoła, a na ten widok rozległo się jeszcze więcej krzyków.
Vlad zignorował ostrza w swojej piersi i szarpnięciem przyciągnął mnie do siebie,
po czym zlizał ciepły strumień z mojego czoła.
- Już nie boli – powiedział cicho.
- Przesadnie grasz - rzuciłam.
Nagle rozległ się strzał. Zaskoczeni, odwróciliśmy się w stronę tylnej ściany
kina, skąd dobiegł. Stał tam facet, cały pokryty rozsypanym popcornem, mierząc
do nas ze strzelby i gotując się do kolejnego strzału. Tate, również obecny na sali,
uderzył go w głowę tak mocno, że miałam jedynie nadzieję, iż nie dozna jakichś
trwałych obrażeń. Strzelec upadł na podłogę.
- Amerykanie – mruknął Vlad wśród nowych krzyków ze strony pozostałych jeszcze
na sali ludzi. – Każda osoba w tym kraju jest uzbrojona. Dobrze, że jego cel
był tak samo słaby, jak osąd.
- Dawaj, skończmy to. Pokazowe zakończenie – chyba twoje ulubione, prawda?
- Och, Cat, zmuszasz mnie, bym zrobił coś, czego jeszcze nigdy nie miałem okazji.
– Roześmiał się i kopnął mnie, niemal łamiąc mi kostki, po czym rzucił mną na
siedzenia pokryte sztucznym pluszem. Załamały się pode mną, mimo że od razu
zerwałam się na nogi. Skrzywiłam się z bólu, lecz wciąż na nich stałam. Kiedy
mnie zaatakował wyskoczyłam w powietrze, przez co - zamiast mnie - wpadł na
rumowisko krzeseł.
- A to co? Okazujesz pokorę?
Vlad przetoczył się na plecy i wyrwał noże z piersi, jak gdyby były to drzazgi.
Zerknął na ostatnich wybiegających z sali widzów, którzy potykając się o siebie
przepychali się do wyjścia.
- Nic nie zmusi mnie, bym to zrobił.
Puste siedzenia za nim nagle stanęły w ogniu. Zamrugałam ze zdumienia. Tate
również wyglądał na zszokowanego. Vlad uśmiechnął się lekko i machnął ręką
w kierunku krzeseł. Jak zdmuchnięte świece, płomienie nagle zniknęły.
- Jesteś pirokinetykiem – wykrztusiłam. – Imponujące.
- Ty również.
Przynajmniej w sali nie było już żadnych widzów, którzy byliby wciąż przytomni.
Vlad Tepesh uniósł się ze swojego miejsca w pierwszym rzędzie, jakby pociągnięty
niewidzialnymi sznurkami. Jego ciało wyraźnie odznaczało się na tle jasnego
ekranu za jego plecami. Rozłożył ramiona i wbił szmaragdowe promienie
swojego spojrzenia w zszokowane twarze wokół niego.
- Nie powinnaś tu przychodzić, Żniwiarzu.
Sławny pies, nazwał go Bones. W tej chwili musiałam się z nim zgodzić. Nawet
jego długie, brązowe włosy wirowały wokół jego głowy, jakby poruszane niewidzialną
bryzą. Ukryłam uśmiech i wstałam, trzymając kuszę w pogotowiu.
- Czas umierać, frajerze. – No dobra, to było do chrzanu, lecz skoro on stawiał na
dramatyzm, to ja również.
- Co do…?
Facet obok mnie ledwie zdążył wypowiedzieć te słowa, kiedy wystrzeliłam cztery
strzały jedna po drugiej. Vlad obrócił się w powietrzu, unikając trafienia. Strzały
wylądowały w ekranie w chwili, kiedy nastąpiło zbliżenie na twarz aktorki.
Ktoś krzyknął. W końcu, pomyślałam. Jezu, czyżbym musiała przeciąć mu gardło,
by wywołać panikę? W dzisiejszych czasach ludzie byli tacy zblazowani. Vlad
ruszył w moim kierunku, z otwartymi ustami i obnażonymi kłami. Widząc to,
jeden z widzów wykrzyknął zaledwie jedno słowo.
- Wampir!
- Ratujcie swoje życie! - krzyknęłam, przewracając kilkoro ludzi, gdy uchyliłam się
przed atakiem Vlada. On jednak złapał za tył mojej kurtki i użył jej jako dźwigni,
rzucając mnie przez całą salę kinową, aż uderzyłam o ścianę. Był to spektakularny
rzut, który wycisnął mi dech z płuc i sprawił, że z trudem łapałam powietrze, unikając
jego pięści.
- Bawimy się w taki sposób, co? To dobrze. Lubię ostrą jazdę.