cytaty z książki "Dzienniki 1950-1962"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Boże, proszę, tylko nie to. Tylko nie kolejny dzień.
Zanim oddam swoje ciało, muszę oddać myśli, rozum, marzenia.
Ty nic z tego nie dostałeś.
Jak to możliwe, dziwna dziewczyno, że jesteś tak wieloma kobietami dla tylu ludzi?
A teraz, już prawie o północy pierwszego dnia, wciąż nie śpię, łamiąc swoje postanowienie, żeby kłaść się wcześnie - opóźniam sen, żeby odsunąć nieuniknione nadejście jutrzejszego ranka. Jeszcze jedna próba ucieczki.
Zgrzytasz zębami, nienawidząc się za nadwrażliwość i zastanawiając, jak ludzie potrafią znosić miażdżenie swej indywidualności przez tyranizującą maszynę - maszynę przemysłu, państwa czy organizacji - całe swoje życie.
Lecz pod grubą warstwą straszliwego żalu, choroby, strachu i wyczerpania nadal bije me serce, nadal obracam się wraz z ziemią, wiedząc, że tyle na niej piękna, tyle osób ukochanych, tyle do zobaczenia i przeczytania.
Na kogo ja się gniewam? Na siebie. Nie, nie na siebie. Na kogo więc? [...] na społeczeństwo, które chyba zmusza nas, żebyśmy byli kim innym, niż w głębi serca chcemy być: gniewam się na tych ludzi i ich wyobrażenia.
Wydaje mi się, że nie potrafię im dorównać. Ponieważ nie chcę.
Czego oni ode mnie chcą? Żebym przejmowała się takimi rzeczami jak stała praca, pieniądze, samochody, dobre szkoły, telewizory, lodówki, zmywarki do naczyń i "przezorny zawsze ubezpieczony". My nie odrzucamy tych rzeczy, tylko po prostu nie są one dla nas ważne.
Twoje noce i dni są w tobie nawinięte na filmową taśmę, która nigdy nie zostanie ponownie puszczona - a zdarzające się czasem retrospekcje są wyblakłe, niewyraźne, nierealne, jakby oglądane przez padający śnieg.
"Nie mogę oszukiwać się w kwestii, z której właśnie sobie zdałam sprawę: nieważne,
jak bardzo entuzjastycznie jesteś nastawiona, jak pewna, że charakter kształtuje los,
to i tak nic nie jest rzeczywiste, ani przeszłość, ani przyszłość, kiedy siedzisz sama w pokoju,
gdzie zegar odmierza sekundy w fałszywym blasku elektrycznego światła.
A skoro nie ma przeszłości ani przyszłości, z których przecież utworzona jest rzeczywistość,
to równie dobrze można przecież pozbyć się pustej skorupy teraźniejszości, popełniając samobójstwo.
Już nigdy go nie zobaczę i może to dobrze. Wczoraj w nocy opuścił me życie na zawsze. (...) spodobał mi się za bardzo, o wiele za bardzo i wyszarpnęłam go ze swego serca, żeby później nie bolało mnie bardziej niż teraz. Tak, ma magnetyczny urok, można by się zakochać w samych jego oczach. Trzeba przyznać, że jego seksapil był nieodparcie silny. Chciałam go poznać - jego myśli, ideały kryjące się za przystojną, pewną siebie i ironiczną maską.
- Chodź - powiedział - powiem ci coś na ucho. Lubię cię ale nie za bardzo. Nie chcę nikogo polubić za bardzo.
- A ja albo kogoś lubię za bardzo albo w ogóle. Muszę głęboko, naprawdę głęboko zanurzyć się w drugiej osobie, żeby ją dobrze poznać.
Dlaczego nie mogę wypróbować różnych dróg życia jak sukienek, żeby zobaczyć, w której mi najlepiej?
Spójrzmy prawdzie w oczy: boję się, boję się i jestem sparaliżowana strachem. Najbardziej boję się o siebie...stary,prymitywny instynkt przetrwania.
Nie wiem skąd ten ohydny smutek, ale ogarnęło mnie rozpaczliwe uczucie, że "nikt mnie nie kocha".
Po co żyję i co zamierzam zrobić ze swoim życiem? Nie wiem i boję się. Nigdy nie przeczytam wszystkich książek, które chciałabym przeczytać; nigdy nie będę tymi wszystkimi ludźmi, którymi chcę być, i nie przeżyję tych żyć, które chciałabym przeżyć. Nigdy nie nauczę się tych wszystkich rzeczy, które chcę umieć. A czego chcę? Chcę przeżyć i odczuć wszystkie możliwe w moim życiu odcienie, tony i odmiany fizycznego i duchowego doświadczenia. A jestem okropnie ograniczona. Nie jestem jednak niedorozwinięta: kaleka, ślepa, upośledzona umysłowo. (...). Być może właśnie dlatego chcę być wszystkimi - żeby nikt nie mógł mnie winić za to, że jestem sobą. Żebym nie musiała ponosić odpowiedzialności za swoją filozofię i rozwój wewnętrzny.
Tak, byłam w Tobie zadurzona; wciąż jestem. Nikt dotąd nie obudził we mnie tak wielkiej fizycznej wrażliwości.
Największym wrogiem twórczości jest brak wiary w siebie.
W łazience na górze, białej białej, sterylnej, pachnącej ciepłem ciała i pastą do zębów, pochylam się nad umywalką i rozpoczynam codzienny, bezmyślny rytuał higieny ku czci błyszczących chromowanych kurków i biegającego po nich światła. Ciepła-zimna, czystość w pachnących, zielonych kostkach; włosy wiją się jakby narysowane na białej emalii; kolorowe etykietki na buteleczkach i słoiczkach, niezawodne buteleczki na przeziębienie, niezawodne buteleczki na sen. A potem do łózka, potencjalna płodność w powietrzu, zapach lawendy, zasłonki i ciepły, koci, piżmowy zapach, czekający by cię przyjąć. Wszędzie odrętwiałe czekanie. A ty jesteś chodzącym przykładem tego wszystkiego. Z ciebie, przez ciebie, dla ciebie. Boże, czy to już wszystko, co jest? Mam tak zawsze lecieć korytarzem śmiechu i łez obijając się o ściany? Uwielbienia i nienawiści do siebie? Chwały i obrzydzenia?
W miarę jak przybywa człowiekowi lat, wydarzenia tracą rzeczywistość, a zaczynają przelatywać przed oczami jak talia kart. Wypowiedziane słowa, przeżyte emocje, sytuacje - wszystkie niemal natychmiast trafiają w ostrą, teoretyczną próżnię.
Tak bardzo potrzebujemy takiego bezpieczeństwa! Tak bardzo potrzebujemy bratniej duszy, do której można się przywiązać, ciała, które nas ogrzeje. Odpocząć i zaufać komuś, powierzyć swoją duszę w zaufaniu: potrzebuję kogoś, w kogo będę się mogła wlać, może mężczyzny.
O niektórych rzeczach trudno pisać. Kiedy coś ci się przydarzy, idziesz o tym napisać i albo dramatyzujesz, albo opisujesz lekceważąco, przesadnie podkreślasz to co złe albo ignorujesz to co ważne, w każdym razie nigdy nie opiszesz tego tak, jak byś chciała.
(...) kiedy pocałował mnie na pożegnanie, wiedziałam, że coś we mnie pożąda go, choć sama nie wiem dlaczego.
Jutro zaczyna się wrzesień. Boże! Opadła na mnie nagle daremność i przemijanie moich dni i chciałam zacząć krzyczeć w bezsilnej furii na beznadziejne, nieuniknione przemijanie sekund, dni i lat.
Nie wierzę w Boga jako dobrego ojca w niebie. Nie wierzę, że cisi odziedziczą ziemię. Cichych się ignoruje i depcze. Rozkładają się w krwawej glebie wojny, biznesu, sztuki i gnijąc, zmieniają się w ciepłą ziemię pod wiosennymi deszczami. To niezłomni, głośni, okrutni, żywotni, niepokorni, potężni wolą i orężem maszerują w podkutych butach po miękkich, cierpliwych ciałach.
Odszedł, krocząc po chodniku sprężystym krokiem, niezależny, a ja stałam tak, jak mnie zostawił drżąc z miłości i tęsknoty, płacząc w ciemności. Trudno mi było zasnąć tamtej nocy.
(...) miał w sobie to coś, odrobinę powagi, jakiś magnetyzm, chemię przystającą jak ulał do mojego nastroju.