cytaty z książki "Mercedes-Benz"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Może wierzył w Boga - panna Ciwle spojrzała na mnie pytająco - jak ktoś ma to w sobie głęboko, nie na pokaz, no to nawet jak wpierniczają go lwy, uważa, że mimo chwilowych trudności, sprawy idą zasadniczo w dobrym kierunku.
...także muśnięcie jej dłoni, owo dyskretne, jak gdyby od niechcenia, a może rzeczywiście przypadkowe dotknięcie jej delikatnych palców, które podziałało na mnie dosłownie jak tchnienie Świętego Ducha...
...chce pan powiedzieć, że w czasie tej bitwy z Ukraińcami o Lwów pana dziadek strzelał sobie, jak jakiś Szwejk, w powietrze? - Tego nie wiem - odparłem - ale on tak zawsze mówił, bo ta wojna z Ukraińcami to było jego największe zmartwienie - wygramy ją - powiadał - ale jak będziemy z nimi mieszkać w jednym mieście, jak będziemy sobie patrzeć w oczy?
...na to nałożyły się natychmiast widoki Lwowa i Wilna, które zabrane przez Sowietów, teraz wracały do Ukraińców i Litwinów jako prawowitych właścicieli i chociaż nie miałem z tego powodu żadnych, nawet najmniejszych patriotycznych fobii, to jednak było mi czegoś żal, bo przecież miasta, które otrzymaliśmy w zamian, były doszczętnie zrujnowane, były spalone tak jak Gdańsk i Wrocław, zgwałcone i sponiewierane, tymczasem Lwów i Wilno, jakkolwiek udręczone sowiecką okupacją, komunistycznym brudem i liszajem, zostały ocalone, ich nową egzystencję przyrównać mogłem do pacjenta, który po przebytym tyfusie odzyskuje siły i dawną urodę, natomiast Gdańsk i Wrocław wymagały amputacji kończyn, przeszczepu serca, wymiany nerek i wątroby, wstawienia sztucznych zębów i jeszcze długotrwałej terapii kręgosłupa, który złożono wprawdzie po kawałku, lecz który nie mógł gwarantować pełnej radości życia, podobnie jak liczne przeszczepy oparzonej skóry, nie wspominając, przez dyskrecję, o sztucznym oku i protezie palców...
(...)jak zawsze, kiedy miał do czynienia z tego rodzaju chamstwem, nie wpadał w złość, tylko w melancholię.
Marysiu, szczęśliwsi to my już nigdy nie będziemy, trzeba te wszystkie chwile zatrzymać jak owada w bursztynie, przechowywać może dla naszych wnuków.
Komuna wcale zła nie była, tylko się ludzie rozpuścili i powiem panu, że to jest najgorzej, jak się nie trzyma ich za pysk, bo to jest teraz burdel, a nie żadna wolność.
Tak samo wybuchali śmiechem po własnych dowcipach, tak samo mrugali do nas porozumiewawczo, gdy tylko w ich dygresji pojawiał się jeden z dwóch nieśmiertelnie obocznych tematów, a mianowicie chlanie lub dupczenie.
Ach, gdybyśmy wtedy, kochany panie Bohumilu, choć raz widzieli te pańskie ulubione piwiarnie, gdybyśmy zamiast gdańskich szczyn mogli wtedy popijać schłodzonego branika albo wielkopopowicki kozel, albo staropramen, albo zwykłego pilsnera, być może wyroślibyśmy na zupełnie innych ludzi...
jak ktoś ma to w sobie głęboko, nie na pokaz, no to nawet jak wpierniczają go lwy, uważa, że mimo chwilowych trudności sprawy idą zasadniczo w dobrym kierunku"...
I jak to w życiu bywa, kiedy oczekujemy jakiejś puenty, kody, jakiej zamykającej pętli, nic podobnego się nie zdarza, nic takiego nie nadchodzi.
W tamtej epoce bardzo było źle się spóźnić, ale jeszcze gorzej zawcześnić, jak mówili we Lwowie.
Kiedy po raz pierwszy i jedyny w swojej historii telewizyjne Wiadomości stanęły na wysokości zadania, nie naśladując CNN (…), kiedy zachowały się jak przyzwoita stacja środkowoeuropejskiego kraju, nadając jako pierwszą wiadomość o pana locie z piątego piętra szpitala, o tym pana skoku w otchłań, o pańskiej śmierci, kochany panie Bohumilu.
Przypomina mi czasami tamte piękne chwile, tamte nasze pierwsze wielkie wakacje, tamten festiwal wolności, tamto nasze szlachetne zachłyśnięcie się wiatrem od morza, po którym przyszło, nie tak znów prędko, nieuniknione bagno polityki, udręka pospolitych rzeczy, poezja afer, epika kłamstw, festiwal nikczemności, słowem normalne życie z kredytem i debetem.
Dzisiaj każdy zarobić chce na wszystkim, no i wychodzi na to, że gdyby można było sprzedawać własne gówno, nikogo nie powstrzymałby smród.