Jesteśmy społecznością, która kocha książki

We śnie możesz wszystko. Improwizować. Podskakiwać na kilkutysięczniki. Nosić długie wąsy z mleka. Mieć wszystko. Mieć każdego. Mieć i być. Możesz odbyć nieodbyte rozmowy albo te w czasie dawnym urwane dokończyć. Przerwane objęcia we śnie się scalają. Sklejają lepkim lepem. Zapomnienie zamienia się w uszanowanie. Przegrana w zwycięstwo. Wczoraj w jutro. A podróż na mroźną Północ jest upalnym Południem. Ludzie się godzą, przebaczają, mówią najpiękniejsze słowa, nierzadko mówią po raz pierwszy:"Kocham cię". W takim śnie masz władzę nad swoim życiem. Tylko we śnie możesz dokonać największego. Osiągnąć spełnienie. Odpowiedzieć na pytanie o sens życia.

Nie mogłem się nadziwić, że można być tak blisko nieba.

Na powitanie wyszedł do nas sam Willis Conover w towarzystwie kilku oczekujących nas osób, oficjeli z Departamentu Stanu. Conover, którego głos znałem z The Voice of America, a który sprawił, że odkryłem bogactwo jazzu, stał uradowany na nasz widok przy schodach do samolotu. Podał mi dłoń, ściskałem ją tak, jakbym ściskał na powitanie dłoń przyjaciela, którego dawno nie widziałem. Przyjaciela, który wita mnie w progu domu. Nie wiem, czy byłem bardziej wzruszony, zszokowany czy szczęśliwy... W życiu nie byłem tak podniecony.