cytaty z książki "Bez przyszłości"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Potrzebuje mnie, a ja potrzebuję jego. I nie obchodzi mnie, jak bardzo to wszystko się skomplikuje… Ashton chce mnie, a ja chcę jego.
Tylko tyle i aż tyle.
To, kto ma nad kim władzę, tak naprawdę nie miało w tamtej chwili żadnego znaczenia, bo, jak się później okazało, w międzyczasie oboje straciliśmy władzę nad swoimi uczuciami, które zgodnie z ustalonymi zasadami miały się w nas nigdy nie zrodzić.
Drogie Serce, dlaczego akurat on?
Układ. To miał być tylko cholerny układ. Nie wiem, w którym momencie stał się dla mnie wyzwaniem… Grą, której zasady o wiele bardziej pasują do relacji mojej i Marianne.
Rozmawiamy.
Wygłupiamy się.
Wymyślamy dla siebie pieszczotliwe pseudonimy.
Troszczymy się o siebie nawzajem.
Całujemy się i przytulamy.
Wybieramy się na romantyczną randkę.
Uprawiamy uzależniający seks.
Dzielimy się szczegółami swojej przeszłości.
Mówimy sobie „dzień dobry” i „dobranoc”.
A ten, kto zakocha się pierwszy, przegrywa.
Nie jestem pewien, w którym momencie zacząłem przegrywać. Prawdopodobnie już w chwili, w której Marianne pozwoliła mi się pocałować po raz pierwszy. Później zacząłem spadać. Ciągle spadam, a gdy w końcu sięgnę dna… zaboli. Kurewsko zaboli. I nie zamierzam sobie wmawiać, że będzie inaczej.
-Ash? – odzywam się niepewnie, muskając ustami skórę na jego piersi.
– Tak?
– Czy to ma jakąkolwiek szansę na szczęśliwe zakończenie?
Nie wiem, dlaczego o to zapytałam. Przecież znam odpowiedź, a zmuszenie go do wypowiedzenia tych słów na głos sprawi ból nam obojgu.
– Nie – odpowiada, a ja wstrzymuję oddech. Oboje go wstrzymujemy. – Raczej nie ma.
Cisza.
Cisza tak cholernie przejmująca, że aż brakuje mi tchu.
To stwierdzenie nie było niczym odkrywczym, a jednak mnie zabolało.
Może nad ranem, gdy księżyc ustąpi miejsca słońcu, a wszystkie nasze emocje stracą na sile, świadomość, że ta relacja ma z góry narzucony termin ważności, nie będzie tak bardzo bolesna?
Może.
A może, gdy się obudzę i poczuję ciepło jego ciała przy swoim, a na poduszce zobaczę jego włosy, gęste i ciemne jak mrok, który już niedługo nas pochłonie, wszystko uderzy we mnie z jeszcze większą siłą?
Może.
To jest dokładnie ten moment, w którym oboje uświadamiamy sobie, do czego doprowadziliśmy swoim nieodpowiedzialnym zachowaniem. Moment, w którym oboje zdajemy sobie sprawę, że nasze uczucia względem siebie są silniejsze, niż powinny. Ten sam moment, w którym dociera do mnie, że gdyby Ashton poprosił, bym była jego, nie potrafiłabym mu odmówić.
Chcę być jego. Tylko jego.
Dzisiaj jesteśmy dwojgiem ludzi, którzy pragną siebie i swojej bliskości. Nasza relacja wcale nie ma z góry narzuconego terminu ważności, my nie pochodzimy z dwóch różnych światów, a przyszłość… Przyszłość nie istnieje.
Dzisiaj liczy się tylko teraźniejszość.
Dzisiaj liczymy się tylko my.
I choć Marianne nigdy nie będzie moja, sprawię, że tego dnia poczuje, jakby od zawsze i na zawsze należała tylko do mnie.
Od samego początku byliśmy skazani na porażkę, Mari – oznajmia smutno i ociera opuszką kciuka pojedynczą łzę spływającą po moim policzku. – To nigdy nie miało prawa się udać i… nigdy się nie uda. Nie możesz tutaj teraz ze mną zostać, bo przez całe życie towarzyszyłoby mi poczucie, że to przeze mnie straciłaś możliwość rozwoju. Nie chcę, żebyś zrezygnowała ze swoich ambicji dla mnie. Jesteś stworzona do wielkich rzeczy, Marianne Coleman. Dlatego nie pozwolę, żebyś utknęła tutaj razem ze mną.
Zanurzyliśmy się zbyt głęboko, nie umiejąc pływać. Niedługo pójdziemy na dno… Nie ma dla nas ratunku.
- Przepraszam.
– Za co? – pytam z ustami tuż przy jego uchu, skupiając się na tym, że w tej chwili wciąż jest obok mnie. Tylko to się dla mnie liczy.
– Za to, że nigdy nie poproszę cię o to, żebyś ze mną została – szepcze. – I za to, że nie mogę z tobą pojechać. Może w innej rzeczywistości…
– To w tej rzeczywistości cię poznałam. – Muskam wargami jego czoło. – Nie chcę innej.
Dla niej mógłbym stać się kimś lepszym. Kimś, kto na nią zasługuje.
- Jesteś na mnie zła? – pyta, brzmiąc przy tym tak niezwykle uroczo, że znów mimowolnie się uśmiecham.
- Nie, Ash. Nie jestem zła na ciebie – mówię, powoli odpływając. – Jestem zła na nas.
Nasze ustalenia przestały mieć znaczenie… Hm… – Zastanawiam się przez chwilę. – Nie jestem pewna, w którym momencie doszczętnie zawładnąłeś moimi myślami, ale istnieje szansa, że stało się to już podczas naszego pierwszego pocałunku. Co chyba by oznaczało, że nasze ustalenia przestały mieć znaczenie, zanim jeszcze w ogóle umówiliśmy się na ten cholerny układ.
Po prostu nie potrafię dopuścić do siebie myśli, że pewnego ranka się obudzę, a ciebie nie będzie obok. Uwielbiam spędzać z tobą każdą wolną chwilę, a gdy akurat się nie widzimy, odliczam minuty do momentu, aż znowu będę mogła ukryć się w twoich ramionach. Uwielbiam oglądać z tobą filmy, gotować, leniuchować, czytać na głos książki… Uwielbiam z tobą być. Tak po prostu.
Zakochałem się w tobie – wyznaje, a moje ciało od koniuszków palców u stóp po sam czubek głowy przeszywa intensywny prąd. – Jesteś pierwszą osobą, dla której zupełnie straciłem głowę, a fakt, że stało się to w tak krótkim czasie...
Bańka pękła, a ja właśnie zrozumiałam, że szukanie rozwiązań nigdy nie miało sensu. To była jedynie deska ratunkowa. Sposób na utrzymanie się przy życiu.
Tracę kontrolę.
Deska wymyka mi się z rąk.
Idę na dno.
Tonę.
Wiedziałam, że nasza relacja może się zakończyć tylko w jeden sposób, a mimo to przez cały czas się łudziłam. Nadzieja wyryła w moim sercu głębokie szramy. Wyjadę ze Swansea z krwawiącymi ranami, które być może z czasem się zagoją, ale nigdy nie znikną.
Nie wiem, ile tak leżymy, wsłuchując się w swoje drżące oddechy, ale nie jestem w stanie o niczym myśleć.
Chcę tylko czuć.
Jednocześnie zapomnieć tę chwilę i zapamiętać ją na zawsze.
Uciec stąd i zostać.
Nienawidzić go za to, że pozwolił mi się w sobie zakochać, i być mu za to wdzięczna.
Powiedzieć „żegnam” i łudzić się, że tak naprawdę nie znaczy ono „do widzenia”.
Stuk-stuk. Stuk-stuk. Stuk-stuk.
Życie nie zawsze układa się tak, jak byśmy tego chcieli, a ja po raz pierwszy przekonuję się o tym na własnej skórze.
Nie mamy wpływu na uczucia, które często rodzą się w nas w zupełnie nieoczekiwanych momentach, na emocje, które przy tej jedynej osobie buchają w nas gwałtownie niczym fajerwerki. Niestety w naszym nieidealnym świecie pragnienia, głęboko skrywane w sercach, nie zawsze wystarczają. Co z tego, że droga nasza i drugiej osoby na krótką chwilę się krzyżuje, skoro przez resztę życia mają one biec równolegle i z dala od siebie?
Nigdy o tobie nie zapomnę – odpowiadam i całuję go jeszcze intensywniej, czując, jak poza oczywistą namiętnością przelewamy na siebie rozpacz, tęsknotę, żal i rozczarowanie, które z każdym kolejnym dniem, zbliżającym nas do mojego wyjazdu, będą przybierać na sile, by ostatniego wieczoru po prostu… eksplodować.
Wybuchnąć.
Doszczętnie nas zniszczyć.
Udaję się w jedyne miejsce, a właściwie do jedynej osoby, przy której pragnę znaleźć się w tej chwili. Przy której pragnę być już zawsze.
Pierdolić przyszłość. Skupmy się na teraźniejszości”.
Teraźniejszość się skończyła, a przyszłość… Przyszłość maluje się w czarnych barwach. Jedyny promyk rozświetlający moją codzienność gaśnie. Jutro pozostaną po nim już tylko niewyraźne smugi.
-Kocham cię – wyznaję po raz kolejny, rozkoszując się brzmieniem tych słów kierowanych w jej stronę.
– Też cię kocham, Ash. – Miękkie usta Mari ocierają się o moje. – Szkoda tylko, że w naszym przypadku te słowa, zamiast być obietnicą, są pożegnaniem.
Na samym początku powiedziałeś mi, że nigdy się w tobie nie zakocham – odzywam się po dłuższej chwili wspólnego milczenia. – Byłeś tego taki pewny, że niemal ci uwierzyłam, ale nie miałeś racji, Ash. Ja też się w tobie zakochałam. Masz mnie całą i niezależnie od wszystkiego część mojego serca już zawsze będzie należała do ciebie.
Z początku wstrząsa mną przerażenie i obawa, że coś jej się stało, ale po chwili uświadamiam sobie, że to tylko my.
My się staliśmy.
Tylko i aż.
To przez nas jest w takim stanie.
Sposób na ucieczkę był zawsze tylko jeden.
Desperacki dotyk.
Gorące pocałunki.
Niknące nadzieje.
Ten jeden raz jest inny. Ten jeden raz zapamiętam na zawsze.
Ocierająca skóra o skórę.
Plączące się ze sobą jęki.
Chcę, żeby ze mną została. Chcę, żebyśmy stali się jednym.
Pot spływający ze skroni.
Uczucia rozszarpujące serce.
Bez niej nie będzie mnie. A beze mnie będzie jej lepiej.
Brzmiące w uszach imiona.
Muskający wargi język.
Namiętna bliskość, za którą tęsknię. Obrażona samotność, którą przeprosić muszę.
Pragnienie. Rozkosz. Miłość. Pożegnanie.
Nieznane uczucia. Żarliwe emocje.
A później dogłębna pustka.
W chwili, w której Ashton unosi nieco mój podbródek i składa na moich ustach ostatni pocałunek, serce pęka mi na drobne kawałki. Odchodzę ze świadomością, że nigdy nie będę w stanie poskładać go w jedno, bo najważniejszy fragment już na zawsze pozostanie w Swansea.
Krew w moich żyłach wrze, a skronie pulsują. Boli mnie całe ciało… Piecze mnie każdy najmniejszy skrawek skóry. Z każdą kolejną sekundą wszystko coraz bardziej traci na znaczeniu. Wszystko poza nim, ale przecież jego… Też właśnie straciłam.
Przymykam powieki i przypominam sobie jej ostatni dotyk. Jej ostatni uśmiech, spojrzenie, pocałunek oraz otulający moją skórę zapach. Aż w końcu dochodzę do wniosku, że ten sposób rozstania był dla nas najlepszy. Pożegnała mnie, mówiąc „do zobaczenia”, a ja chwytam się teraz tych dwóch słów niczym deski ratunkowej i tylko dzięki nim wciąż utrzymuję się na powierzchni. Tylko dzięki nim wciąż oddycham.
Niedźwiadku,
mam nadzieję, że nasze poranione dusze jeszcze kiedyś się odnajdą.
Twoje Słońce.