cytaty z książki "Powiedz pszczołom, że odszedłem"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Żegnając kogoś, nigdy nie wiemy, czy nie widzimy go ostatni raz. Można przynajmniej mu powiedzieć, że go kochamy.
Przebaczenie jest procesem, a nie jednorazowym aktem.
Nie przestajesz kogoś kochać tylko dlatego, że umarł.
Kiedy masz dzieci, bardzo krótko jesteś absolutnie wszystkim, czego potrzebują. Potem wypuszczasz je z objęć i znowu się boisz, bo wiesz, ile niebezpieczeństw im grozi, a nie zdołasz ich przed nimi uchronić.
...tajemnica pozostaje tajemnicą, dopóki wie o niej tylko jedna osoba.
W każdą sytuację należy wkraczać z konkretnymi oczekiwaniami (...) Musisz wiedzieć, czego chcesz, choćby sprowadzało się to jedynie do pozostania przy życiu. Bo właśnie te oczekiwania narzucą ci, co masz robić.
Gdy podsumowujesz swoje życie, widzisz, że dzieci są najważniejsze. Płynie w nich twoja krew, poniosą w przyszłość co im dałeś.
Jeśli zginę mam trzy prośby:
Znajdź księdza i zamów mszę za moją duszę.
Jeżeli umrę wy wszyscy musicie wrócić.
Pamiętaj mnie.
Uważasz, że umrzesz tu powolutku, ale nic z tego. Bedziesz żył powolutku. Ze mną.
nie poddawaj się.
Pełnię mocy osiągniesz wtedy, gdy osiwiejesz.
Jak się dziś czujesz?
Jakby ktoś nadepnął mi na kutasa.
Naprawdę? Kto?
Nie wiem, ale na pewno był ciężki.
Tajemnica pozostaje tajemnicą, dopóki wie o niej tylko jedna osoba”.
Żaden człowiek nie jest panem własnego życia (...) Jakaś jego część zawsze spoczywa w cudzych rękach. Można tylko mieć nadzieję, że głównie w rękach Boga.
Czasami rzeczy, które znamy, znaczą najwięcej, po części dlatego, że dobrze je znamy i rozumiemy ich siłę.
... każdy z nas jest powołany do przeżywania najdrobniejszych chwil życia; do okazywania dobroci, narażania swoich uczuć, do zaspokajania potrzeb ludzi, o których się troszczymy.
Lord John przetarł dłonią twarz, podszedł do kredensu, wyjął z niego butelkę i potrząsnął nią na próbę. Usłyszał kojący chlupot.
– Siadaj, Willie – powiedział. – Herbata może zaczekać. Brandy nie.
Między drzewami coś się poruszyło. Kobieta... młoda kobieta, w niebieskiej bluzce w kratę i szarej spódnicy, spod której wyglądał rąbek haftowanej halki. Po chwili zobaczyłam jej głowę. Rozpoznałam Caitrionę McCaskill. Z koszem w ręce szła w dół wzgórza zdecydowanym krokiem. Nie wszyscy mieli obiekcje wobec Bobby’ego Higginsa.
– A co sądzicie o niej? – spytałam pszczół, ale jeśli miały jakieś zdanie, zachowały je dla siebie.
Poruszenie się Cinnamona przerwało niezręczną ciszę. Gdy znów się odwrócił, rzekł bez wahania:
– Ojciec Charles mówił, że nadał mi pan imię, zostawiając mnie na misji. Przypuszczam, że nie wiedział pan, jak nazywała mnie matka?
– Ach, nie – odparł zmieszany Grey. – Nie wiedziałem.
– Więc to pan nadał mi imię John? – Cinnamon uśmiechnął się lekko. – Dał mi pan swoje imię?
Grey poczuł, że również się uśmiecha. Lekko wzruszył ramionami.
– No cóż... Spodobałeś mi się.