cytaty z książek autora "Kazimierz Sejda"
Niedługo stwierdzą niezbicie, że napadu na tego pijanego oficera dokonała załoga łodzi podwodnej z atlantyckiej eskadry angielskiej, wykreślą trasę tej łodzi na mapie i udowodnią, że łódź ominęła linie blokady, wpłynęła do Dunaju i jakimś dopływem dostała się do nas, potem rurami kanalizacyjnymi podjechała do sracza i zakotwiczyła w oczekiwaniu na pana oberlejtnanta!
Gdzieś na kilku frontach odbywały się nie znane w dziejach świata rzezie, narody krwawiły się w walkach o obce im cele, wyrastały lasy drewnianych krzyży, pod którymi spoczywały porozrywane szczątki żołnierzy skazanej na zagładę monarchii, a na tyłach panowała orgia ucisku, kradzieży i łupiestwa. Istny sabat złodziejski, nieokiełznany i nie powstrzymany, ogarniał wszystko.
Po przybyciu karetek szpitalnych sanitariusze układali zatrutych gazami na noszach. Zatruci otwierali szeroko oczy i toczyli nimi dokoła nic nie rozumiejąc. Jeden z nich dostał gwałtownych torsji i piersi miał pokryte krwawymi wydzielinami, wyrzucanymi z zająkliwym kaszlem. Sanitariusze brali ich za ręce i nogi, kładli na noszach obojętnie, jak wory z mąką, i nieśli przez salę, ze zmęczonymi twarzami, na których wyryta była obojętność na wszystko. Groźne widmo wojny znikło wraz z ostatnimi noszami i kiedy karetki odjechały sprzed dworca, tłum, który na chwilę ucichł i milcząco patrzył na koszmarny korowód żywych trupów, powoli zaczynał rozbrzmiewać dawnym gorączkowym rozgwarem.
Kania wytężył oczy, aby widzieć ten malejący coraz bardziej obraz. Wreszcie zasnutymi mgłą oczyma dojrzał już tylko czarny punkt ostatniego wagonu. W punkcie tym ześrodkował wszystkie wspomnienia, a kiedy i on znikł za liną horyzontu - w promiennej tarczy zachodzącego słońca ujrzał cztery twarze. Twarze wiernych towarzyszy, z którymi przeżył ostatnie miesiące służy pod czarno-żółtym sztandarem nie istniejącej już monarchii.
Po wypróżnieniu butelki długi czas jeszcze trwały rozmowy po ciemku. Tematem ich były nie, jakby się tego można było spodziewać, bliskie perspektywy wyjazdu na front, lecz plany dalszej dezercji i łazikowania. Należy przypuszczać, że gdyby ci sami żołnierze pomysłowość swoją wykorzystali na froncie, państwa centralne wygrałby wojnę światową w niedługim czasie.
Jestem surowy dla siebie i innych i nie znam litości. Miłosierdzie jest mi obce i nie życzę nikomu, aby się przekonał o tym na własnej skórze. (…) Nie mówię nigdy dużo i dzisiejsze moje słowa niech wam głęboko zapadną w mózgi, bo powtarzać ich nie będę. Prędzej może nastąpić koniec świata, niż ja mógłbym dwukrotnie powtarzać to samo. (…) Przez pierwsze kilka dni będę się z wami zapoznawał z daleka i (…) będę miał wszystko na oku, żeby lepiej poznać ducha, jaki panuje w kompanii. Powiedziałem szczerze to, co pragnąłem, i mam nadzieję, że równie szczerze wy się do mnie ustosunkujecie, przy czym zwracam uwagę, że jest mi całkowicie obojętne, czy stosunek wasz do mnie będzie dobry, czy zły. Przewiduję raczej nienawiść.
Was, człowieku, ojciec pewno przez sen zrobił - mówił do mnie komendant kursu - śpicie jak bóbr".
Otworzył oczy i natychmiast je zamknął. Czarne gęby i dziwaczne nakrycia głów utwierdziły go w przekonaniu, że jest w mocy ludożerców, i zrozumiał, dlaczego go przedtem bili. Żeby mięso skruszało... Dotkliwy ból uświadomił go, że skruszało już doskonale. Tylko w jaki sposób dostał się do Australii? Śmieszny sen, pomyślał i próbował odwrócić się na bok, jakby leżał na łóżku w swojej kwaterze. Nie udało mu się to i zaczął się cicho śmiać.
Nie ma w słowniku kulturalnych ludzi słów, które by mogły wystarczająco obelżywie określić pańskie postępowanie.
Szary kolor mundurów dominował wszędzie i monotonia tej barwy zlewała się w jeden smutny motyw beznadziejności. Twarze wielu żołnierzy nie różniły się od barwy munduru i można było na nich wyczytać wszystkie cierpienia wielkiej rzezi światowej.
Przez całą noc nikt nie spał; zaszłe wypadki, uzupełniane ciągle świeżymi nowinami, dały mniej więcej zgodny i jasny obraz położenia. Fronty przestały istnieć. W każdym kraju koronnym powstawały rządy narodowe, które ogłaszały niepodległość. Monarchia habsburska ostatecznie znikła z mapy Europy.
Znaczone krwią i kośćmi ludzkimi szlaki śmierć, ciągnące się wzdłuż Europy i przerzynające ją w kilku kierunkach, były daleko i rzężenia konających nie dochodziły do wesołych kawiarń i restauracji z damską obsługą.
Alles zum Front"! (Wszystko na front!). Prasa pełna była nawoływań do samoobrony przed defetyzmem i dekowaniem się, a rozkazy władz wojskowych były coraz sroższe. Ale gliniany kolos stał nad grobem. Nic już nie mogło uratować monarchii austro-węgierskiej, gdyż gangrena zaszła za daleko i wyczerpane ludy krajów koronnych, ogołocone z mężczyzn, wygłodzone i tropione przez podejrzliwą żandarmerię i policję polityczną, nie miały już sił do stawienia dalszego oporu.
Niektórzy wojskowi mieli mundury poplamione rdzawymi plamami, które niełatwo dawały się zmyć z szarego materiału, w jaki odziewano mięso armatnie. Wczoraj śmierć szczerzyła zęby do takiego gościa, dziś on sam szczerzy je do dziewczyny, aby jutro szczerzyć je, być może, w trupim uśmiechu, do słońca na skalnych cmentarzach włoskiego frontu.
Jesteście - powiada - największym kretynem, jakiego te mury gościły od początku swojego istnienia, Lajos Szökölön. Gdyby to ode mnie zależało, kazałbym was nabić w armatę i w dniu imienin Najjaśniejszego Pana wystrzelić w powietrze, a to co by spadło na ziemię, oblałbym naftą i podpalił, a popiół na rozstajnych drogach rozsypał. Gratuluję".
– Jak śmiecie mówić bez zapytania?
– Śmiem, jeżeli mi się każe stać bez spodni dwie godziny na mrozie!
– Co? jak? Powtórzcie!
– Mogę nawet dać na piśmie, panie feldfebel, cała sekcja stoi na zbiórce bez spodni.
– Hej, tam! Zjechać na bok!
– Caaałuuuj psaaa w nos – odśpiewała zwariowana dorożka na nutę marsza artylerii.
– Dziwny z pana człowiek – po krótkim milczeniu powiedział Włoch. – Zamiast mnie przytrzymać, to pan…
– Ten pan do ciebie mówi jak człowiek do człowieka, a nie jak wróg. Jestem Polakiem…
– Ach! Polak...
– Chyba śpiewaliście już coś kiedyś, bodaj w dzieciństwie, wy nędzne śmierdziele! Dlaczego beczycie, jak te barany przed zarżnięciem? I dlaczego się wyrywacie? Gdzie wam tak pilno?
– Chcemy się prędzej nauczyć, żeby panu zaoszczędzić fatygi, panie kapral – uprzejmie rzekł Kania.
W tych zupach znajduje się czasami ciekawe rzeczy. Psiakrew! Codziennie ma świństwo inny smak, chociaż ma być ta sama zupa z suszonych jarzyn.
Niedługo stwierdzą niezbicie, że napadu na tego pijanego oficera dokonała załoga łodzi podwodnej z atlantyckiej eskadry angielskiej, wykreślą trasę tej łodzi na mapie i udowodnią, że łódź ominęła linie blokady, wpłynęła do Dunaju i jakimś dopływem dostała się do nas, potem rurami kanalizacyjnymi podjechała do sr... i zakotwiczyła w oczekiwaniu na pana oberlejtnanta!
Jeżeli chodzi o moje dowodzenie tą kompanią, komunikuję panu otwarcie, że jestem dowódcą de nomine, gdyż de facto rządzi arcyzłodziej dinstfirender. Jestem, jak pan widzi, szczery do idiotyzmu. Ludzie znajdujący się w kompanii są najsprytniejszymi na tej szerokości geograficznej łazikami, panie oberlejtnant, i nie przerobi ich żadna propaganda ani szykany...
Jesteśmy w posiadaniu pańskiego oświadczenia, złożonego natychmiast po kąpieli w szpitalu, kiedy pana doprowadzono do przytomności, że schwytali pana Murzyni i chcieli pożreć. Czy nie zechciałby pan łaskawie szczegółowo wyjaśnić, co pan miał na myśli? Skąd tam Murzyni? Czy, pan wiele czytuje powieści podróżniczych? Aha… w dzieciństwie? To nie gra roli, takie rzeczy trzymają się wyobraźni jak rzep psiego ogona, panie kolego. Ja panu wyliczę wszystkich wodzów indiańskich z powieści Karola Maya, a czytałem to dwadzieścia lat temu. To jest sugestia podświadoma, proszę pana...
– Co ona z tym pieprzem? – zastanowił się głośno generał. Baldini skwapliwie wyjaśnił.
– Pan oberlejtnant daje jej zawsze pieprzu, kiedy chce, żeby mówiła…
– Aha… dam ja mu pieprzu… z papryką! Zepsuję mu podniebienie na długie lata! Już ja go popieprzę!
A Polaków lubię, bracie. Mam nadzieję, że jak waszego Piłsudskiego wypuszczą z Magdeburga, zabierzecie nam Galicję. Bierzcie sobie, nie mam nic przeciwko temu. A b s o l u t n i e!
Sadysta, patrzący panu z oczu, we mnie jest utajony i rzadko mam go okazję ujawnić… Chciałbym tylko za wszelką cenę mieć do końca tej wojny spokój i pragnę wrócić do normalnego życia bez burzliwych przejść.
Nie rób, człowieku, i ze mnie wariata, jeśliś sam sfiksował. Nikt mi nie wmówi, że człowiek o zdrowych zmysłach ni z tego ni z owego, wyjmie z kieszeni nóż i pokanceruje sobie pysk. Po was się tego można było spodziewać jeszcze przedtem, kiedyście godzinami wystawali pod wychodkiem i przychodzili do mnie z meldunkami o antypaństwowych rozmowach. Wasz ojciec był notorycznym alkoholikiem. Nie? No to dziadek. Też nie? W takim razie mieliście syfilis… nie zaprzeczajcie! musiał ktoś w rodzinie być obciążony. Pewnie ojciec.
Będzie sobie teraz pan kapral śpiewał „Gott erhalte…” (…) – przyda się...