cytaty z książki "Dziewczyna z zapałkami"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Książki to nie są czyjeś rzeczy, to są świadectwa rozumu. Książki, które czytasz, pozwalają zajrzeć ci do głowy i zobaczyć myśli, uczucia, intencje, potrzeby emocjonalne. jeśli czytasz namiętnie to znaczy, że tym właśnie jesteś. Jesteś autorem swoich lektur i one zawsze cię zdradzą!!!
I pomyślałam najbanalniej na świecie, jakie to niesprawiedliwe, że jest się z kimś blisko, tak blisko, że dotyka się jego myśli w głowie samym tylko spojrzeniem w oczy, że brzmienie głosu i słowa, które są z tego głosu zrobione, powtarza się sobie przed zaśnięciem, przytula się je, jakby to były jakieś foniczne laleczki... a potem Ziemia się obraca o parę stopni, wszystko znika, jak gdyby nigdy nic, jest już inna pogoda, mówi się co innego innym uszom...
Jakże trzeba poganiać życie, żeby łaskawie żyło! Zabieramy to życie na spacer, aby się przewietrzyło. Karmimy je, żeby nie osłabło. Kładziemy do łóżka, by się wyspało, albo kochamy się z kochankiem, aby to życie dotknęło w sobie czegoś, owej tajemniczej energii, która je uskrzydli i rozpali! Na chwilę.
A na co dzień ciągniemy je za sobą, jak dziecko worek z kapciami..."
Milczymy tajemniczo, by nie mówić głupio. Ile razy tak było? Ludzie chętnie nazywają milczenie złotem, by ukryć pustkę, którą mają w głowie, albo i w sercu. Więc lepiej nie zmuszajmy do mówienia tych, co uciekają w milczenie. Zachowajmy złudzenie...
Uczeni psycholodzy odkryli czarną dziurę w człowieku. Pustkę w jego duszy. Ta pustka się przekłada na uczucie braku. Ssący głód i palące poczucie bezsensu zdominowują psychikę i ktoś taki zaczyna się w życiu swym miotać. Rozpacz, depresja, nałogi. Ktoś taki chce siebie wypełnić czymś, albo uśpić, albo uciec. Nie ma jednak ratunku. Emocjonalna próżnia rozprzestrzenia się i pożera go od środka.
Niewola niedokończonych, źle przeprowadzonych rozmów, nie rozładowanych konfliktów, bolesnej, niesprawiedliwej wymiany zdań. Pułapki międzyludzkich sytuacji. W domu. W pracy. W sklepie. Na ulicy. To podpałka dla bezsennych nocy, żar i trucizna. Wewnętrzny zgiełk.
Miłość ma naturę falową. Przychodzi i odchodzi. Wybucha i gaśnie. Wprawia w euforię albo w gniew. Zamienia świat w niebo albo w piekło. Ten rytm odmierza nasze życie; nie umiemy i nie chcemy się z tego wyrwać. Może dlatego, że podskórnie wiemy, że istnienie w ogóle ma naturę dwoistą, zerojedynkową, od błysku, do ciemności. I z powrotem. Prawdopodobnie wszelki stan stały to byłby wyrok śmierci dla świata.
Niech więc i miłość raz jest, raz nie jest. Byleby zawsze wracała
Pospolitość. To jest w istocie pustynia serca. To jest w istocie prawdziwa samotność. Bez cienia wzniosłości. Najgorsza z możliwych, bo tracisz nawet siebie samą.
Śmiesz powtarzać mi, że wydaję twoje pieniądze?! Że utrzymujesz cały dom?!
Gdybym ci wystawiła rachunek, to nie byłbyś w stanie nie tylko go spłacić, ale nawet pojąć tego bilansu!
Rachunek za ciąże donoszone i niedonoszone, za ciężkie porody, za choroby wynikłe z faktu bycia twoją kochanką oraz matką twoich dzieci; rachunek za rozkosz zbyt błahą i za kilka gwałtów; za samotność we dwoje, za banał straconych złudzeń i niespełnionych nadziei; rachunek za sprofanowane święta i za jałowy dzień za dniem; za mój gniew i twój krzyk; za odmowę współistnienia, za utratę miłości, za starość w środku życia...
A ja pragnę czegoś, ale nie wiem, co to jest. Czuję chłód w sobie i chcę się ogrzać. Ale to nie jest ten rodzaj zimna, który można ogrzać zapałką. To lód, który się stopi dopiero
od pożaru.Niech więc to będzie nawet katastrofa, wielki grzech, apartament w piekle wynajęty. Ale niech się wreszcie coś stanie, bo tak się nie da dalej żyć.
A w domu tylko cisza mieszka. Na imię Cisza, na nazwisko Zupełna. To ona mu otwiera.
Ludzie, którzy nie zapisują swego życia, wydają mi się szaleńcami, lekkoduchami, umierają cali każdego dnia, nawet o tym nie wiedząc.
Melancholiczny zamęt w głowie. Czego nie dotknę myślą, tonie w żalu...
Nic nie jest naprawdę piękne, jeśli się człowiek nauczy, że pięknie jest tylko we dwoje...
Ale od złych słów, które się usłyszało, nie można się uratować, choć tak bardzo by się chciało. Niby wszystko wraca do normy, pojednanie następuje, ale ponad tymi słowami, które się tymczasem zagnieżdżają głęboko, na dnie duszy. I czekają, by w odpowiedniej chwili powrócić i znów coś znaczyć, coś niszczyć, i powtarzać się tak długo, aż rozpadnie się wszystko, jak złudzenie.
Własnego życia nie da się opowiedzieć, można je tylko obnażyć.
Czasami myślę, że ja też, ja też mam ochotę rozstrzelać lustro, bo chciałabym unicestwić i siebie, i świadka, którym jestem dla samej siebie, i tę wojnę, która trwa, chociaż nikt jej nie widzi, tę moją wojnę wreszcie skończyć.
Tak się bałam artystów i wariatów, że dałam się zamknąć w "domu normalnych". I teraz już wiem, dobrze wiem, czym może być szaleństwo normalności...
Najgorsze są noce, gdy dzielność śpi, a ja się budzę...
Jest słodycz samotności,słodycz opuszczenia, słodycz istnienia, o którym zapomniano .Nic.Nikt.Nigdy.
Życie jak w motku szklanej waty - niby miękko, a każdy ruch boli...
A ja bym chciała stracić przytomność. Przeminąć. Już więcej nie być.
Świat, w którym żyje każdy człowiek, zależy przede wszystkim od sposobu, w jaki go pojmuje. To samo zdarzenie, które lotny umysł ujmuje interesująco i odbiera jak przygodę, dla umysłu płaskiego i banalnego będzie bezbarwną sceną z życia codziennego. Pierwszym i najważniejszym warunkiem szczęścia w naszym życiu jest to, czym jesteśmy, nasza osobowość.
Spałam chemicznym snem i już nie chciałam niczego. Spałam snem bez pragnień, bez żalu, przezroczysta, formalna jak historia choroby powieszona w nogach łóżka. Nie żyłam, ale takich umarłych nie odnotowują w szpitalnych rejestrach.
Trzydzieste urodziny. Mam trzydzieści lat, dwoje dzieci, dwupokojowe mieszkanie w mieście odziedziczonym po cudzych przodkach.
Historia ma przerwę, nie dzieje się nic. Pospolite polowanie na proszek do zębów, na papier toaletowy, życie jak w motku szklanej waty - niby miękko, a każdy ruch boli.
Kolejki po mięso, awanturogenne "bezkolejki" z wierzgającym dzieckiem na ręku. Rózia ma prawie 2 lata, Nenek 7, ja trzydzieści, mój mąż jest bez wieku, w ogóle go nie ma, żyje w "krainie pracy", gdzie wzrok nie sięga. Powraca nocą, gdy dzieci śpią, gdy ja wpatrzona w granatową szybę okna studiuję w w wyższej szkole Czekania Na Ukochanego.
Czy już poszłam sobie po urodzinowy prezent? Zwykle dostaję podarunek, który się nazywa "kup sobie coś małego".
(...)
Trzydzieste urodziny. Wchodzę w "wiek balzakowski", bardzo śmieszne.
Biegam po domu w plastikowych fakirkach zamiast kapci. W sklepach nie można dostać, ani ładnych, ani żadnych kapci...Za to kolce w fakirkach zadają mi codzienną, upragnioną, masochistyczną rozkosz. Czyż nie pasują do mojego życia? Każdy krok przypomina mi, że moja młodość jest bolesna i niewygodna, za to piekielnie zdrowa. Posłuchałam matki ("Najpierw życie, potem wiersze. Za mąż trzeba wyjść, dzieci mieć") i posłuchałam siebie: zapragnęłam być normalną kobietą, mieć normalny dom, a tylko w uzupełnieniu posiadać też niedużego, poręcznego, kanapowego pegaza...
Normalność jest potworna"
Niezbyt wiele mamy na zawsze, a jednak wydaje mi się, że to, co zapisane, zostaje uratowane i jest potem jak odnaleziony skarb, cenne znalezisko, wiecznotrwała chwila. Ludzie, którzy nie zapisują swego życia wydają mi się szaleńcami, lekkoduchami, umierają cali każdego dnia, nawet o tym nie wiedząc.
Młodość jest jak wyrok, od którego można odwołać się dopiero po latach.
Śmierć. A może przechodzimy przez nią, jak księżyc przez chmury? Chwila ciemności i grozy – po czym światło powraca i czujemy ulgę, wszystko jest jak przedtem, tak samo jak było
Pisanie jest wynikiem łaski, sam warsztat nie wystarczy, to oczywiste.