cytaty z książki "Nocna zmiana"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
- Jeśli siedemset małp przez siedemset lat będzie pisać na maszynie... / - ...jedna z nich napisze w końcu Szekspira - dokończył zjadliwie Hunton.
Kiedy romantycy próbują dokonać czegoś dobrego i nie udaje się im to, dostają medal. A kiedy pragmatyk odnosi sukces, posyła się go do piekła.
(...) miłość jest najbardziej zgubnym narkotykiem, i nie zawahali się cynicznie tego wykorzystać. Niech sobie o tym dyskutują romantycy. Pragmatyk zaakceptuje to i przy pierwszej okazji wykorzysta.
Wkuwanie wcale nie stanowiło prawdziwej nauki; chodziło o to, żeby dożonglować wkutą wiedzą do egzaminu, a później natychmiast wszystko zapomnieć.
W kłującym blasku księżyca przedmioty rzucały ostre, wyraźne cienie barwy atramentu, a poświata otaczała wszystko. Opuszczona wieża ratownika, stojąca jakieś dwadzieścia metrów od budynku z prysznicami, sterczała w niebo białym szkieletem niczym kościsty palec.
Miał otwarte oczy. Widzi pan, one były najgorsze. Szeroko otwarte i szkliste, jak oczy w głowie łosia, która wisi nad kominkiem. Jak na zdjęciach z Wietnamu, pokazujących zabite dzieci żółtków. Ale amerykańskie dziecko nie powinno tak wyglądać. Martwe i leżące na plecach.
Dobrze wiem, co to handlówka. / - Był tam uczeń, Mack Zimmerman - powiedział Jim. - Wrażliwy chłopak. Grał na gitarze. Miałem go w prowadzonej przez siebie klasie kompozycji; bardzo uzdolniony.
Wiosna jest jedyną porą roku, kiedy nostalgia nie bywa zaprawiona goryczą.
Przez całe popołudnie do sklepu zajrzało tylko trzech klientów – jeśli liczyć ślepego Eddiego. Eddie ma około siedemdziesiątki i nie jest zupełnie ślepy. Po prostu bez przerwy na coś włazi. Zachodzi tu raz albo dwa razy w tygodniu, ukradkiem wsuwa za pazuchę bochenek chleba i wychodzi, robiąc chytrą minę, jakby mówił: a widzicie, sukinsyny, znowu was wystrychnąłem na dudków.
Elavil jest środkiem uspokajającym, który dają pacjentom chorym na raka, by nie przejmowali się zbytnio tym, że umierają.
Las stał w przepysznej szacie jesiennych barw, ale moim zdaniem przeważał w nich szkarłat.
Zastanawiał się, jak teraz jego matka odbiera czas; chyba jak coś, co wyrywa się spod kontroli – jak koszyk pełen motków wełny, z których część wypada na podłogę, a wśród nich buszuje swawolny kocur.
W jakiż głupi sposób rozpadają się rodziny. Karabinowe escritoire, ostre słowa między braćmi, którzy nie żyją już od trzech pokoleń, i Bogu ducha winni potomkowie niepotrzebnie patrzą na siebie wilkiem.
Tak oto cała rasa ludzka została zmieciona z powierzchni Ziemi. I to nie przez broń atomową, nie przez biologiczną czy zanieczyszczenie środowiska; nie, nic z tych przerażających rzeczy. Po prostu grypa. Chciałbym zamontować gdzieś olbrzymią tablicę - może na Bonneville Salt Flats. Spiżowy Skwer. Każdy bok liczyłby sześć kilometrów długości. Na użytek kosmitów którzy w przyszłości wylądują na Ziemi, napisałbym wielkimi literami: PO PROSTU GRYPA.
Po lewej stronie w swej purpurowej glorii zachodziło słońce.
Ciemne obłoki całkowicie już pochłonęły zachodzące na czerwono słońce i wydmy spowił posępny cień. Nad głowami kłębiły się nam zwały chmur.
Za oknem wiatr potępieńczo wył i wywijał hołubce, a w radiu powiedzieli, że do rana spadnie jeszcze około piętnastu centymetrów śniegu.