cytaty z książki "Fototapeta"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Jest kobietą wyzwoloną, to znaczy bardzo pijaną i silnie umalowaną.
Co to za szczęście, że moja głowa litościwie nie trzyma tego wszystkiego! Że pamięć obdarzona jest wywietrznikiem. Jak by to śmierdziało, kto by te wszystkie wspomnienia wytrzymał wąchać!
Listopad 1999. Ten rok przypomina cenę w supermarkecie. A jeszcze się kończy i szuka tego grosza, żeby mi wydać, jakbym dotąd nie miał dosyć. Już już mam krzyknąć: nie chcę, proszę sobie darować, choć nikt tu nie zasłużył na napiwek! Ale nie, los nie jest dla mnie przymilnym kelnerem, jest raczej otyłą babą i teraz, zamiast szybko zakończyć uciążliwą transakcję, ta baba guzdra się, zadaje denerwujące pytania w stylu: a nie ma pan może dwudziestu groszy? A ja stoję i nerwowo trzepocę nogą, bo chce mi się sikać i chce mi się już nowego roku, o pięknej, płynnej cyfrze, chcę oddać się mu już bez reszty!
To jest ten margines, gdy noc się już prawie skończyła, a dzień jeszcze nie zaczął, w którym wydarzyć się może coś zupełnie nieoczekiwanego, ponieważ o ile wiadomo z grubsza, czego spodziewać się po dniu albo po nocy, to nie bardzo wiadomo, czego można oczekiwać od takiego ni to, ni śmo.
Wierzyłem święcie w świat kalejdoskopu, cekinów i cyrku, nie podejrzewałem żadnych sztuczek, nie obskrobywałem niczego paznokciem, żeby sprawdzić, czy prawdziwe. Bo nie wolno niczego skrobać ani sprawdzać. Bo jak się świat trochę poskrobie, to zaraz cały zaczyna się paskudzić jak rozgrzebana ranka, i już jest do wyrzucenia. Wszystko zżera gangrena.
Myślę, że większość ludzi żyje w jakiejś fikcji. "Twarda" rzeczywistość byłaby nie do zniesienia. Żyją w świecie seriali, telenowel, w świecie katalogów mody, a rzeczywistość trzeba "odbębnić", czyli zarobić, posprzątać i już - nos w fikcję! Zza komuny wystarczyło samo wyobrażanie sobie. Dziś kupuje się erzace marzeń, matryce - to, co nazywam "fototapetą".
Same żyły bez przyszłości, może stąd brało się to ich łakomstwo na przyszłość cudzą [...]
Lodowaty ziąb starali się odgonić przekleństwami, ale te zamarzały im na posiniałych ustach i upadały z trzaskiem na oblodzony asfalt alei.
Wspominanie dzieciństwa to rozdrapywanie strupka na dziecięcym kolanie. Lizanie krwi przez dziurę w rajtuzach. Przylepienie tej niechcianej gumy pod stołem, w szczelinie między siedzeniami w autobusie, gdziekolwiek, byle się pozbyć, upchnąć. Wyrzucanie tych niesmacznych kanapek z kiełbasą, w której więcej tłuszczu niż mięsa. Gdziekolwiek, byle wyglądało na to, że się je w szkole zjadło.
Wszędzie dominuje czerwień - kolor coca-coli, malboro i komunizmu. Tu nawet złoto ma czerwony poblask.
Mogą sobie stawiać Lidla, mogą zasadzić całe klomby jaskrawych kolorów, mgła i tak idzie płytko nad ziemią i dociera nawet do najbardziej współczesnych miejsc: burdelu, wypożyczalni filmów wideo, sklepu z komórkami.
Jak można to wszystko tak szanować, kiedy to wszystko takie szare, jak można to wszystko tak pieczołowicie chronić, kiedy to jest takie brzydkie, jak można tak to brać na poważnie i tak to oszczędzać, kiedy to jest takie rachityczne i smutne? No jak?
Jedz owoce i jarzyny, w nich mieszkają witaminy, kto je sobie lekceważy, musi chodzić do lekarzy.
Wierci się, nie może usiedzieć spokojnie, jest jeszcze dzieckiem.Mości się w tym swoim ciele, bo jest jeszcze niewygodne, jak zbyt nowe ubranie, trzeba ten garniturek wymiętosić.
Nie ma wojny, od lat uparcie dziwimy się - wojny nie ma! Jest brzuch, jest dezodorant pachnący pod pachą przez dwadzieścia cztery godziny, jest filtr słoneczny, zaciek na okularach, poplamiona majonezem sukienka, ale wojny brak.
Za to osobowe wiozły tylko uśpionych ludzi, właściwie wiozły sny, zachowywały się więc ciszej, aby nie uszkodzić tego wątłego towaru. Równomierny takt ich kół był monotonną kołysanką.