cytaty z książek autora "Ilona Łuczyńska"
- Zamknęłaś się w swojej skorupie ze strachu, że jeśli kogoś do siebie dopuścisz, to znów go stracisz i będziesz cierpieć – zgadła Sara. – Ale wiesz co? – kontynuowała. – Nikt ci nie da gwarancji. Musisz po prostu wierzyć, że tak się nie stanie. Myślisz, że mnie było lekko, kiedy mój mąż umarł, bo miał nieoperacyjnego guza mózgu?(...) Nie było łatwo. Było mi kurewsko ciężko i tylko Aidan trzymał mnie przy życiu. Mój synek mnie potrzebował i musiałam dla niego żyć. – Jej oczy zaszkliły się od łez. – Wiem, jak jest ciężko, ale rezygnacja z własnego szczęścia to najgorsze, co możesz sobie zrobić.
To miał być najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Zostałam żoną cudownego człowieka, którego kochałam ponad wszystko. Los dał mi tak wiele tylko po to, by chwilę później ze mnie zadrwić. Dokładnie dwie godziny od powiedzenia sakramentalnego „Tak”, moje życie się skończyło.
- No więc dlaczego jesteś taką egoistką?(...). Molly, do cholery, otrząśnij się! – krzyknęła mama, nie panując już nad nerwami. – Tyle przeszłaś i się nie poddałaś, a teraz chcesz to zrobić i odebrać sobie być może jedyną szansę na szczęście?! Pamiętasz, jak podczas rehabilitacji się bałaś, że nas zawiedziesz? – spytała mama. - Wtedy nas nie zawiodłaś, za to robisz to teraz!
Spojrzała na mnie przenikliwie i zapytała: – Chyba nie powiesz, że sama nie masz dość tego życia w celibacie?
– No dobra, brakuje mi seksu, ale nie mam ochoty komplikować sobie życia.
– Molly, kto mówi o komplikacjach? – zdziwiła się Sara. – Seks to żadna komplikacja. Jak nie będziesz chciała się z nim wiązać, to zatrzymaj go dla samej rozrywki. Miej chociaż jedną drobną przyjemność w tym swoim pustelniczym życiu.
– Jakaś ty bezwzględna – oburzyłam się na żarty.
– (...)To się nazywa zdrowy egoizm.
– (...)Na początku może być sztywno, więc lepiej wypij ze dwa drinki, wtedy pójdzie z górki.
– Pomyśleć, że dostaję takie rady od samotnej matki – zaśmiałam się. – Że też ci jeszcze dziecka nie odebrali za rozwiązłość – zażartowałam, a ona w odpowiedzi uderzyła mnie w ramię.
Nie możesz mnie kochać – rozpłakałam się. – Nie rób sobie tego. Skrzywdzę cię, a jesteś ostatnią osobą, której chciałabym to zrobić.
Może ty też potrzebujesz w swoim życiu kogoś, kto nauczy cię znów kochać? – Uśmiechnęła się do mnie (...)– A jak nie, to na urodziny kupię ci wibrator – stwierdziła. – Teraz są takie fajne ultradźwiękowe. Doznania megasilne, aż będziesz skakać pod sam sufit.
Sara zarechotała, nieźle się zabawiając moim kosztem. Spojrzałam na nią, jakby była istotą pozaziemską i parsknęłam śmiechem.
– Upaliłaś się czegoś? – spytałam, kiedy już mogłam wydobyć z siebie głos.
– Nie bądź taką cnotką, Molly, bo ci ten celibat przyspieszy menopauzę.
Na środę umówiłam się z Markiem(...), czekałam na niego w szpitalnej kafejce. Kiedy przyszedł, mocno mnie uściskał.
– To znowu ty – westchnął z udawaną niechęcią. – Byłaś moją najgorszą pacjentką i naprawdę miałem nadzieję więcej cię nie oglądać. – Padł na krzesło z wyrazem wielkiego rozczarowania na twarzy.
– Głupek! – zaśmiałam się i pacnęłam go w ramię.
– Ty też rozumem nie grzeszysz, skoro chcesz się widywać z kimś, kto przysporzył ci tyle fizycznego bólu – odciął się, uśmiechając się szelmowsko.
Uwielbiałam te nasze przekomarzania i pyskówki. Żadnemu z nas nie przyszłoby do głowy.
Ma na imię Ethan, wygląda na nieco starszego ode mnie. Poznałam go w klubie, kiedy obronił mnie przed napastliwym oblechem. Nie wiem, czego ode mnie chce, ale nie udaje mi się go do siebie zniechęcić – mruknęłam.
– Już za samo to, że stanął w twojej obronie, go lubię, a to, że nie zniechęca go twoja wredota sprawia, że lubię go jeszcze bardziej.
– Jaki ty jesteś dziś dla mnie miły – odparłam z sarkazmem.
– Staram się, nie widać? – zaśmiał się Mark. – No to mała Molly ma absztyfikanta, nieźle! – zarechotał, zacierając ręce.
Jak tylko przekroczyłam próg mieszkania, usiadłam przy ścianie i zaczęłam spazmatycznie szlochać. Wspomnienia napływały jedno po drugim, aż brakowało mi tchu. Nie obchodziło mnie, że siedzę w płaszczu na podłodze i że pół bloku może słyszeć skowyt rannego zwierzęcia. Rocznica śmierci Kevina oraz Boże Narodzenie to były dwie najtrudniejsze daty w roku. Chciałam, żeby ten ból kiedyś minął, a jednocześnie bałam się, że jeśli przestanę go czuć, będzie to oznaczało, że już nie kocham męża i o nim zapomniałam. Nie wiedziałam, co byłoby gorsze.
Kilka dni po wizycie Marka Ethan, niezrażony moimi prośbami, by nie przyjeżdżał, zajrzał do mnie i zamarł na mój widok.
– Ubieraj się! – rozkazał. – Jedziemy do szpitala.
– Po co? – spytałam głupio i zatoczyłam się na ścianę.
– Chcesz mi powiedzieć, że od ponad dwóch tygodni tak się czujesz i słowem nie wspomniałaś, jak jest źle?! – spytał podniesionym głosem.
Czy właśnie nie takie gesty stanowią dowód na istnienie prawdziwej przyjaźni? Kiedy w pełni sobie uświadomiłam, że jednak mam kogoś, oprócz rodziny i Ethana, komu na mnie zależy, przepłakałam kilka godzin. Nie z żalu, tylko ulgi. Do tej pory czułam się bardzo samotna, porzucona przez przyjaciół i znajomych. A teraz zrozumiałam, że nie jestem sama, mam wokół siebie wspaniałych ludzi, którzy przeszli najtrudniejszy egzamin i zdali go śpiewająco.
Ukrywałam też radość, kiedy przyjechał do mnie po kilkudniowej przerwie. Wiedziałam, że go ranię, ale nie potrafiłam inaczej. Moim zachowaniem sterował paniczny strach przed ponowną stratą. Im bardziej przywiązywałam się do Ethana, tym bardziej byłam dla niego wredna. Podświadomie chciałam go skłonić, żeby sam odszedł, bym mogła wrócić do dawnego pustelniczego życia, w którym czułam się bezpieczna.
Od kilku lat oboje uczęszczali na terapię zwaną metodą holdingu, podczas której Aidan uczył się akceptować dotyk matki(...). Jego rutyna także była czasem męcząca. Wszystko, co ją zaburzało, powodowało straszliwe wybuchy histerii u chłopca, który nie potrafił sobie radzić ze zmianami(...).Z Aidanem jednak nie było dyskusji, rutyna musiała być i koniec.Jej brak zaburzał jego świat, zabierał poczucie bezpieczeństwa.
Wiesz co, Molly? – syknąłem(...).– Nigdy nie będziesz szczęśliwa, bo tak ci weszło w krew bycie męczennicą, że torpedujesz każdą szansę na szczęście! Sama się umartwiasz!(...)– Chowasz się za tymi swoimi murami obronnymi i w końcu zostaniesz za nimi sama. Wtedy zrozumiesz, co straciłaś, ale być może będzie już za późno, by wrócić.(...)– Idź się schować w swojej norze, odizolowana od ludzi, bo to ci najlepiej wychodzi! I nie proś mnie o wybaczenie, bo jak wybaczyć komuś, kto właśnie zniszczył ci życie? – zakończyłem łamiącym się głosem.
Choroba miała to do siebie, że co jakiś czas atakowała po stokroć silniej, niż robiła to na co dzień. Kiedy mama dzwoniła i z bólu nie była w stanie mówić, rzucałem wszystko i jechałem do niej, po drodze dzwoniąc na pogotowie. Brałem wtedy dwa dni wolnego w pracy i zostawałem z nią, aż doszła trochę do siebie.
Synku… przepraszam…, ale nie dam rady… – usłyszałem z trudem wypowiadane słowa, które zmroziły krew w moich żyłach. To właśnie ich tak się obawiałem za każdym razem, gdy odbierałem telefon od mamy.
– Mamo, już dzwonię po karetkę i zaraz u ciebie będę! – krzyknąłem i się rozłączyłem. Szybko wybrałem numer 911, złapałem kluczyki od auta i zanim usłyszałem głos dyspozytora, już biegłem do samochodu.
– Nazywam się Ethan Davis – przedstawiłem się, ledwo mogąc złapać oddech.- Potrzebna karetka do osoby z chorobą Fabry’ego. Prawdopodobnie będzie konieczne podanie morfiny, ponieważ ból jest nie do zniesienia...
Zapamiętaj ten obraz i przywołuj go zawsze, kiedy ogarnie cię strach – poleciła lekarka. – Żyj, Molly! – powiedziała z mocą. – Nie pozwól, by lęki kierowały twoim życiem. Strach jest potrzebny, bo dzięki niemu jesteśmy w stanie rozpoznać zagrożenie. On nakazuje nam ucieczkę albo walkę. Ale nie można całe życie uciekać tylko dlatego, że boimy się czegoś, na co nawet nie mamy wpływu – tłumaczyła. – Nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak długo będzie żył. Równie dobrze to ty możesz umrzeć przed Ethanem.
- Jak powiedział Mały Książę: Szaleństwem jest nienawidzić róże tylko dlatego, że jedna cię podrapała. Tak samo jak odrzucić wszystkie swoje marzenia, ponieważ jedno się nie spełniło – zacytowała. – Przekładając to na twoją sytuację: nie możesz się bać życia z kimś tylko dlatego, że raz kogoś straciłaś – tłumaczyła, wciąż patrząc mi w oczy. – Każdego dnia myśl o tym, jak cudowne mogłoby być twoje życie, gdybyś dzieliła je z kimś, kogo kochasz i kto kocha ciebie .
Przeszczep…? (...). A co ze znalezieniem dawcy? Przecież na narząd często czeka się długie miesiące albo i lata. A jeżeli nie ma tyle czasu? – W mojej głowie nieustannie kłębiły się pytania, na które nie potrafiłem znaleźć odpowiedzi.
Siostra Glass (...) poszła po wózek, a w tym czasie próbowałam jakoś zejść z łóżka. Samo podniesienie się było koszmarem i gdyby nie pomoc Ethana, nie wiem, jak bym to zrobiła. Cały czas się bałam, żeby szwy nie puściły.(...)
Wjechaliśmy windą na czwarte piętro, skręciliśmy w kierunku oddziału (...). Serce zaczęło mi walić jak opętane, bałam się tego, co zobaczę. Ethan uprzedził mnie, że widok jest bardzo bolesny i to sprawiało, że mój strach był jeszcze większy. Ale musiałam zobaczyć (...), choćby nie wiem, jak było mi trudno.
Gdy padło słowo sepsa, pani Wilson się rozpłakała(...) Molly cały czas narzekała na silny ból brzucha, z trudem wstawała do toalety, do tego zdarzało się, że wymiotowała. Była przeraźliwie blada, wydawało się, że słabła z każdą godziną.
Lekarz prowadzący wezwał na konsultację mikrobiologa i jak tylko laboratorium dostarczyło wyniki, wszystko się zmieniło.
Kazano nam opuścić salę. Dwóch lekarzy i pielęgniarki wyszli z nami, ale po chwili wrócili odziani w ochronne fartuchy, maseczki i rękawiczki. Poczułem się, jakbym nagle trafił do filmu „Epidemia”.
Infekcja zaatakowała układ krwionośny i robimy wszystko, by zapobiec rozprzestrzenieniu się zakażenia na cały organizm i uniknąć wstrząsu septycznego, czyli ogólnego zakażenia organizmu, który może doprowadzić do niewydolności wielonarządowej i śmierci – wyjaśnił drugi lekarz. – Zaraz wykonamy tomografię, która wykaże, czy nie doszło do uszkodzenia narządów wewnętrznych – poinformował lekarz prowadzący.
Życie jest piękne i mamy je tylko jedno. Jeśli przeżyjemy je źle, nie będzie drugiej szansy. Umrzemy jako samotni, zgorzkniali staruszkowie bez żadnych wartościowych wspomnień. Z życia nie ma powtórki.
Jak widać los musiał dać mi nauczkę, żebym zrozumiała, jak egoistycznie się zachowywałam. Raniłam innych, ponieważ uważałam, że po tym, co przeszłam, nic nie muszę. Nieważne było to, że rodzice stale się o mnie martwią albo że ranię Ethana. Kiedy podczas pobytu w szpitalu to wszystko sobie uświadomiłam, zrobiło mi się naprawdę wstyd i postanowiłam już nigdy więcej nie popełnić tych samych błędów.
Skupiam się tylko na tym, żeby przetrwać każdą następną godzinę. Paraliżuje mnie strach, nie jestem w stanie go opanować – wyznałam. – Wciąż się boję, że on stanie w moich drzwiach.
Włączyłam telewizję, by zagłuszyć inne dźwięki i patrząc nic niewidzącymi oczami, wycierałam kolejne łzy. Głowa mi pękała, miałam wrażenie, jakby coś mnie rozrywało od środka. Czułam się brudna i pozbawiona godności, kobiecości i poczucia bezpieczeństwa. Przerażała mnie kolejna noc, którą miałam spędzić tym razem sama. Nie pomoże mi nawet najlepszy system alarmowy, bo wiedziałam, że i tak będę umierała ze strachu.
Marzyłam, żeby pójść spać i niczego nie czuć. Byłam hipokrytką, która mówi swoim małym pacjentom, co mają myśleć, jak sobie radzić z traumami, podczas gdy sama pozwalam obezwładniać się strachowi i rozpaczy. W tej chwili nie wyobrażałam sobie nawet, bym była w stanie wrócić do pracy. Jak mam rozmawiać z molestowanymi dziećmi? Przecież każda taka rozmowa będzie przypominała mi o krzywdzie, jakiej doznałam. Czy dam radę to znieść?
Tak bardzo chciałam móc się pozbierać, ale po prostu nie byłam w stanie. Dopiero teraz zrozumiałam, co czują ofiary molestowania. Sama sobie wydawałam się śmieszna. Wielka pani psycholog, która pozjadała wszystkie rozumy, wymądrza się do swoich pacjentów, a teraz sama siedzi nocami skulona w kącie pokoju, ponieważ boi się własnego cienia. Żałosne, prawda?
Z duszą na ramieniu stanęłam przy drzwiach łazienki i przez dobrą minutę nasłuchiwałam, czy ktoś nie chodzi po domu. Kiedy nie usłyszałam żadnych dźwięków, cicho je otworzyłam i rozejrzałam się dookoła. W uszach dudnił mi puls, a serce chciało wyskoczyć z piersi. Zbierając resztki odwagi, zrobiłam inspekcję całego piętra.
Wówczas zobaczyłam, że Jason stoi jak skamieniały, wpatrzony w coś. Ciekawa, co przykuło jego uwagę, podeszłam bliżej, a wtedy wydarzyło się coś tak nieoczekiwanego i zatrważającego, że przystanęłam z przerażeniem malującym się na twarzy.
Na moich oczach Jason zmienił się w kogoś innego. Kogoś, kto zobaczył swój największy koszmar. Widziałam, jak nagle się cofa, opiera o ścianę i zgina wpół, próbując złapać oddech. Od razu rozpoznałam oznaki ataku paniki i doskoczyłam do niego, w ostatniej chwili chroniąc go przed upadkiem na podłogę. Byłam przerażona jego reakcją i nie miałam pojęcia, co ją wywołało. Kiedy osuwał się po ścianie, między krótkimi oddechami usłyszałam prośbę, bym zamknęła drzwi.