cytaty z książek autora "Tasha Suri"
Ogień to moc. Jest światłem w ciemności. Jest alchemią przemieniającą jedne rzeczy w inne, mostem pomiędzy stanami.
We wszechświecie nie istnieje znaczenie. Nie ma losu, szlacheckiej krwi, praw królów do ziemi. Wszystko jest pustką. Świat zyskuje znaczenie tylko wtedy, gdy mu je nadajemy.
- Gdy większość z nas widzi dzieci z butwieniem w takim stadium, odwracamy wzrok. Nie ma sensu płakać nad czymś, czego nie zdołamy naprawić.
- Nawet nad chorym dzieckiem?
- Może zwłaszcza nad nim - mruknęła Sima, wygładzając rękawy. - Jest ich tak wiele, że to nie miałoby końca.
Dziecko nie powinno być łańcuchem służącym do tego, by skuć kobietę niczym bydło na roli, nie powinno być celem samym w sobie, życiem, którego sama by nie wybrała.
Istnieje moc, która jest agresywna i na pokaz. Istnieje też moc, która narasta powoli i staje się coraz silniejsza z czasem poświęconym do jej splecenia.
W końcu władza sprawia, że każdy staje się potworem. Przynajmniej odrobinę.
Ponieważ jesteś narzędziem, panie Zahirze. Narzędzie nie musi wiedzieć, dlaczego robi to, co robi. Wystarczy, że jest wykorzystywane.
Opowieści mogą mieć wielką moc. Podlej opowieść krwią, pozwól, by się ukorzeniła, a zrodzi owoce. Opowieść o ofierze krwi...
Nie powinniśmy spełniać życzeń potężnych ludzi tylko dlatego, że tak nam każą.
Najlepszymi kłamstwami zawsze były te, które rozpięto na prawdziwym szkielecie.
Modlono się za nie dzień i noc, aż świt rozjaśnił niebo. Stały się na tyle święte, na
ile tylko było to możliwe w przypadku kobiet.
Uważa, że zasady jego wiary oczyszczą jego dłonie z krwi. Sądzi, że jego okrucieństwa stanowią błogosławieństwo.
- Nie wierzę, że tak to właśnie wygląda - odrzekła księżniczka. - Że nie mamy wyboru. I nawet jeśli los jest w nas wypalony przez gwiazdy, to nie sądzę, że nie możemy naginać się do potrzeb naszych czasów i zbaczać z zapisanej nam ścieżki.
Jednak niektórzy marzą o czasach dawno minionych i takich, które nigdy nie istniały. Są skłonni zupełnie zniszczyć teraźniejszość, by ziścić te marzenia.
Dokonałaś świadomego wyboru, żeby ukryć przede mną prawdę. To równoznaczne z kłamstwem.
- Aśok chce szerzyć chaos.
- Chce zbudować nowy świat - rzekła defensywnie Prija, choć zdawała sobie sprawę, że powiedziała mu to samo, gdy stali pod Altaną Kości. - Wolną Ahiranję.
- Nie - odparła Bhumika. - On chce powrotu starej Ahiranji. Goni za marzeniem, mirażem, za czasami, gdy Ahiranja była odizolowana, samotna i silna. Ile setek lat temu to było? - W głosie Bhumiki dało się słyszeć wyłącznie pogardę. - On pragnie świata, którego nie da się osiągnąć bez krwi, śmierci i ofiar. W tej kwestii nie różni się od cesarza.
Malini wiedziała, że staje się coraz bardziej chora. Coraz trudniej było jej zmusić się do mówienia. Milczenie wydawało się prostsze. Igłokwiat był mroczną sadzawką, otaczającą ją i napierającą na jej język.
Na tym polegał problem z zawiązywaniem sojuszy. W pewnym momencie nieuchronnie nadchodziła chwila, kiedy trzeba było podjąć decyzję: czy mogę zaufać tej osobie? Czy udało mi się zyskać jej lojalność? Czy jej uprzejmość jest fasadą, za którą kryje się nóż?
- Marzenia są jedynie marzeniami - oznajmił. - Już dawno temu zorientowałem się, jak ograniczona jest wizja skonstruowana na wierze oraz ideałach. I jak niebezpieczna.
- Rao - powtórzyła Prija. Jej usta ostrożnie uformowały to imię.
- To nie jest jego imię - rzekła Malini. - Żadne z nich nie ma imion. Jedynie określenia dla reszty z nas, by przypiąć ich niczym tkaninę przed szyciem. Rozumiesz?
- Ani trochę - przyznała Prija.
- Alorska rodzina królewska - wyjaśniła Malini. - Czczą bezimiennego boga. Utrzymują swoje imiona w tajemnicy. Szepczą je. Ponieważ ich imiona oznaczają ich los.
- Szczera dobroć serca nie ma ze mną nic wspólnego - powiedziała powoli Malini. Słowa wypływały z niej wolno i gęsto niczym miód. - Nie jestem pewna, czy wierzę, że ktokolwiek taki istnieje. Wszyscy czegoś chcą. Na tym polega przetrwanie, na tym polega władza.
- Nigdy nie osiągnęłam niczego, zupełnie niczego - rzekła Prija. - Byłam... zaledwie służącą. Część mnie jest strzaskana. Stoję pośród tych elementów i nie potrafię donikąd dojść. Utknęłam w miejscu, Bhumiko. Przez cały ten czas po prostu byłam cicho. Po prostu trwałam.
Nie miała już w sobie pustki. Czymkolwiek była - bronią, potworem, osobą przeklętą czy pełną darów - była wreszcie cała. Poniżej niej Hirana wydawała się ciepła. Stanowiła jej przedłużenie.
Jakże wielka przepaść ziała pomiędzy kryjącą się w niej wiedzą a osobą, na jaką wyglądała, kiedy skłaniała głowę w geście szacunku przed żałosnym człowieczkiem, wciąż uważającym ją za ulicznicę, która zaszła za daleko i której za to właśnie nienawidził.
- Nie sądziłam, że też chcesz tu być wiecznie.
- To nie jest złe życie. Bywają gorsze.
- To nie znaczy, że nie możesz pragnąć nieco więcej, niż masz - powiedziała Sima.
- Możesz mi pomóc odnaleźć bezśmiertne wody. Musisz mi pomóc. Potrzebujemy ich mocy, żeby uwolnić się od cesarstwa, które zawsze nas nienawidziło, od władców, którzy chcą, żebyśmy korzyli się jak psy za zbrodnię tego, że byliśmy lepsi od nich. - Ścisnęła mocniej maskę. - Tak wiele nam skradli. Nasz język. Naszych starszych. Uznali naszą kulturę za brudną, pozwolili, by morzył nas głód. Potrzebujemy wód, Prijo, wszyscy ich potrzebujemy, zanim będzie za późno.
Na sentymenty było miejsce, gdy czemuś służyły, gdy pomagały w dążeniach do wolnej i potężnej Ahiranji, takiej jak niegdyś. Ale nie było miejsca na jego miłość. Krwista czułość miłości była teraz jedynie słabością.