cytaty z książki "Metro 2035"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Człowiek w ogóle tak potrafi: zastąpić realne iluzją. I żyć w całkowicie wymyślonym świecie.
To w zasadzie przydatna cecha.
Reżim można zabić, imperia niedołężnieją i umierają, lecz idee są jak pałeczki dżumy. Zaschną i usną w martwych ciałach tych, których zabiły, i przeczekają tam choćby pięć stuleci. Będziesz kopał tunel, natkniesz się na cmentarz zadżumionych... Poruszysz stare kości... I nieważne jakim językiem wcześniej mówiłeś, w co wierzyłeś. Dla tej bakterii wszystko się nada.
Homer nabrał pomyj, przełknął; smak miały normalny, mniej więcej taki jak życie.
- Ludzie są jak świnie, czujesz? Wsadzili ryje do koryta i chrumkają. Dopóki dolewają im tam pomyj, ze wszystkiego są zadowoleni. Nikt nie chce myśleć. Czym mnie fuhrer poruszył? Mówi: Myśl własną głową! Jeśli na wszystko są gotowe odpowiedzi, to znaczy, że ktoś je dla ciebie przygotował! Trzeba zadawać pytania, rozumiesz?
Biblia jest dla tych, którzy nie wierzą. Żeby ich przekonać. A jeśli po prostu wierzysz, i tyle, to wtedy wszystkie te bajki średnio cię obchodzą.
Życie jest jak linia metra... Jak szyny. Są zwrotnice, które te szyny przestawiają. I stacja końcowa - ale nie jedna, lecz kilka. Ktoś jedzie po prostu stąd dotąd, i koniec. Inny do zajezdni na spoczynek. Jeszcze inny tajnym tunelem przeskakuje na inną linię. To jest... Stacji końcowych może być wiele. Ale! Każdy ma tylko jeden punkt docelowy! Swój! I na torach trzeba wszystkie zwrotnice prawidłowo przełączać, żeby trafić właśnie do tego punktu docelowego!".
-Stacji końcowych może być wiele - poprawił go Homer. - A punkt docelowy każdy ma tylko jeden. I to ten punkt trzeba znaleźć. Przeznaczenie.
Reżim można zabić, imperia niedołężnieją i umierają, lecz idee są jak pałeczki dżumy.
-(...)człowiek jest prost urządzony. Trybiki pod czaszką u wszystkich jednakowe. Tu jest chęć lepszego życia, tu strach, a tu poczucie winy. I żadnych innych trybików człowiek nie ma. Chciwych kusić, nieustraszonych wykańczać poczuciem winy, pozbawionych sumienia zastraszać.
Może i jeden człowiek może zmienić świat, ale tylko odrobinę; świat jest ciężki jak pociąg metra, niespecjalnie daje się przesuwać.
Reżim można zabić, imperia niedołężnieją i umierają, lecz idee są jak pałeczki dżumy. Zaschną i umrą w martwych ciałach tych, których zabiły, i przeczekają tam choćby pięć stuleci.
I słuchał jej, tej dziewczyny, całym ciałem jednocześnie, jak słuchają ludzie na samym początku, kiedy jeszcze ostrożnie, po omacku się do siebie garną.
Dlaczego żarówka z początku się pali, a potem się przepala?
Jak pokonać hydrę? Nikt nawet nie zamierza na poważnie się z nią okładać. Każdy tylko marzy, żeby zastąpić jej głowę swoją, stać się jedną z nich, sam mówi: masz, kąsaj, zabieraj mnie, chcę być w tobie, chcę być z tobą. Żadnego Heraklesa, za to cała kolejka łbów. Jaka władza... Co ma do tego władza... Boże, co ze mnie za idiota...
Kiedyś bał się szczurów, ale już dawno się przyzwyczaił. Szczury jak szczury. Gówno jak gówno. Ciemność jak ciemność. Życie jak u wszystkich.
To było jak poród. Moskwa była jak kobieta, która sama już umarła, ale w jej kamieniejących wnętrznościach tkwiły jeszcze żywe dzieci. I chciały się urodzić, i płakały tam w środku. Ale Moskwa nikogo więcej nie wypuściła. Zacisnęła swoją betonową pizdę i zdusiła wszystkie swoje dzieci, te skończyły się męczyć i ucichły, wciąż nienarodzone. A tytoń się skończył. Była noc.
W mieście nie było wron , nie było psów ani szczurów. Domy stały wyschnięte. Ruszał się tylko wiatr, cała reszta już dawno skamieniała. Terkotał dozymetr , dla Artema niczym osobiste wsteczne odliczanie. Losza milczał, jakby połknął własny język. Wokół panowała martwota.
... życie jest jak linia metra... Jak szyny. Są zwrotnice, które szyny przestawiają. I stacja końcowa - ale nie jedna, lecz kilka. Ktoś jedzie po prostu stąd dotąd, i koniec. Inny do zajezdni na spoczynek. Jeszcze inny tajnym tunelem przeskakuje na inną linię... Stacji końcowych może być wiele. Ale! Każdy ma tylko jeden punkt docelowy! Swój! I na torach trzeba wszystkie zwrotnice prawidłowo przełączać, żeby trafić właśnie do tego punktu docelowego! Dokonać tego, po co człowiek przyszedł na świat.
Ja odszedłem. Żeby pisać książkę. Myślałem, że książka jest ważniejsza. Chciałem coś po sobie zostawić. A żona tak czy owak nigdzie nie zniknie.
Oni potrzebują herosów. Potrzebują mitu. Niezbędne jest im piękno innych, żeby sami pozostali ludźmi.
Żyć" znaczyło teraz dla niego, by choć na krótko, choć przez pół godziny, choć przez dziesięć krótkich minut - ot tak, w zwykłym ubraniu, bez ciasnej gumy - iść o północy ulicą, tak jak szedł z mamą za rączkę dwadzieścia lat temu; jak dwadzieścia lat temu chodzili wszyscy.
Albo jak dwadzieścia siedem lat temu, ale być może podczas takiej samej nocy, a nawet tą samą ulicą, szła jego mama, młoda i koniecznie piękna, obejmując się z bezimiennym ojcem jeszcze nieistniejącego Artema. Kim on był? Co jej mówił? Dlaczego odszedł? Na kogo wyrósłby Artem, gdyby ojciec został?
Reżim można zabić, imperia niedołężnieją i umierają, lecz idee są jak pałeczki dżumy. Zaschną i usną w martwych ciałach tych, których zabiły, i przeczekają tam choćby pięć stuleci. Będziesz kopał tunel, natkniesz się na cmentarz zadżumionych... Poruszysz stare kości... I nieważne, jakim językiem wcześniej mówiłeś, w co wierzyłeś. Dla tej bakterii wszystko się nada.
To było jak poród. Moskwa była jak kobieta, która sama już umarła, ale w jej kamieniejących wnętrznościach tkwiły jeszcze żywe dzieci. i chciały się urodzić, i płakały tam w środku. Ale Moskwa nikogo więcej nie wpuściła. Zacisnęła swoją betonową pizdę i zdusiła wszystkie swoje dzieci, te skończyły się męczyć i ucichły, wciąż nienarodzone.
Stacji końcowych może być wiele. (...) A punkt docelowy każdy ma tylko jeden. I to ten punkt trzeba znaleźć. Przeznaczenie.
Ale ślepota miała swoją cenę. Kiedy przy tobie roztrzaskuje się leżącym ludziom głowy, a ty milczysz, niewypowiedziane gromadzi się, kiśnie i gnije. Kiedy chłostali go kolcami, duchowa ropa wypływała razem z bólem i krwią. A kiedy ranki powoli wysychały, pokrywając się strupem, Artem zaczął fermentować od środka.
Człowiek jest prosto urządzony. Trybiki pod czaszką u wszystkich jednakowe. Tu jest chęć lepszego życia, tu strach, a tu poczucie winy. I żadnych innych trybików nie ma. Chciwych kusić, nieustraszonych wykańczać poczuciem winy a pozbawionych sumienia zastraszać.
Jedziesz z jednej marmurowej stacji na drugą,wpatrując się w telefon,mija godzina i już, jesteś na miejscu. I nie zdążyłeś się zastanowić, jakie głębiny odwiedziłeś. Ani się interesować: a co jest tam, za murami stacji, dokąd prowadzą zakratowane odnogi tuneli? Dobrze, że nie zdążyłeś. Patrz w telefon, myśl o swoich ważnych sprawach, nie pchaj się, gdzie nie powinieneś.
Tak żyli: w przeciwfazie. W jednym łóżku, w różnych wymiarach.