cytaty z książki "Dziennik Helgi"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Zapomnij o godzinach cierpień, ale nigdy nie zapominaj o tym, czego one cię nauczyły.
Ach, tato, gdybyś miał tyle siły w rękach, aby nic nigdy nie mogło mnie z nich wyrwać. Słyszę twoje serce, czuję, jak drży, a przecież bije pewnie, zdecydowanie. Gotowe podjąć walkę, która je czeka, wyczekujące na ciosy, krwawiące z rany, zadanej w najczulszym miejscu - to rozstanie. A jednak bije, będzie i musi bić! Nasze serca będą z nim, będą z nim walczyć, cierpieć, ufać i wierzyć. I tak jak nasze biją dla niego, ono będzie bić dla nas.
Przeczytałyśmy razem z Kaśką Quo Vadis Henryka Sienkiewicza. To niezwykle interesująca książka. Prześladowanie chrześcijan było straszne. Straszne jest i to, że kilkanaście wieków później dzieją się podobne rzeczy.
Czy nasze Życie ma w ogóle coś wspólnego z resztą świata? Wprawdzie dzieli nas od niego tylko parę szańców, ale czy to nie coś jeszcze innego rozerwało łączące nas kiedyś więzi? Gdy pewnego dnia otworzą się bramy Terezina, gdy przetną drut kolczasty i zburzą mury, czy będziemy mogli nadal iść przez życie z tymi, którzy zostali na zewnątrz i żyli nieprzerwanie swoimi sprawami?
Gdybym tylko mogła już zasnąć, położyc się gdzieś i spać, niczego więcej mi teraz nie trzeba. Tylko spać, spać i zapomnieć o wszystkim.
Czy jeszcze kiedyś się spotkamy? Może, ale to raczej my pojedziemy za nimi, a nie oni wrócą. Jednak pewnego dnia spotkamy się znów w dobrze ogrzanym mieszkaniu, a potem będziemy już tylko wspominać i opowiadać sobie o naszym smutnym, dawno minionym wygnaniu. Być może jeszcze długo to potrwa, ale kiedyś tak będzie, a my wytrzymamy.
Naraz zapada cisza i znów chłopcy ratują sytuację, nie tracą humoru. Boże, przestańcie już, po co udajecie, okłamujecie nas i siebie. Nie śmiejcie się, przecież to jest jeszcze gorsze. To nazywacie dobrym humorem? To wisielczy humor, nie róbcie z siebie bohaterów. Może jestem tchórzem, ale moje łzy są szczere podczas gdy wasz śmiech... Pozwólcie mi płakać.
Jeszcze ostatnie spojrzenie na praskie ulice. Kto wie kiedy i czy w ogóle jeszcze je zobaczymy. Ostatni spacer po Pradze. Wielu, ba, na pewno wszyscy płaczą w duchu, ale nie okazujemy wzruszenia. Żeby Niemcy się cieszyli? Nigdy! Wszyscy mamy dość siły, by się przemóc. Czy mamy się wstydzić za nasz wygląd? Za gwiazdy? Za numery? Nie, to nie nasza wina, za to powinien się wstydzić ktoś inny.
Wydawało się, że jesteśmy w domu, w prawdziwym teatrze, i że te świeczki, poustawiane na walizkach i garnkach, palą się na choince, że jesteśmy wolne. (...) Już nie uwięzione w tych zimnych, brudnych koszarach. Już nie z pustymi żołądkami i wiecznym strachem przed jutrem. Jesteśmy wolne, z dala od murów i bram getta, które skrywają tyle cierpienia i nędzy, gdzie na tysiące ofiar czyha śmierć (...)- tam myślami są wszystkie, a ich oczy w blasku dopalających się świec widzą przed sobą ten piękny, niezapomniany obraz jak żywy...Dom.
Chcesz wywołać uśmiech na twarzach tych ludzi? Głupia! Tygodnie, jeśli nie miesiące bez jedzenia i picia. Tak, to ostatnie stadium. Męczarnie fizyczne i psychiczne spowszedniały- śmiertelność nie była przy nich wystarczająco wysoka, a co jeszcze tu, w Krankenlagrze, wydani na pastwę wszom i zarazkom tyfusu, przeszli ci- ludzie? Tak, kiedyś to byli ludzie. Zdrowi, silni, obdarzeni wolą, intelektem, uczuciami i zainteresowaniami- i miłością. Miłością do życia, dobra i piękna, wiarą w lepsze jutro. Zostały z nich skóra i kości, szkielety bez duszy.
Pokój", powtarzam raz po raz, a każdy nerw w moim ciele drży przy tym słowie jak struna. [...]Słowo, które przechowałyśmy w najsekretniejszym zakątku swoich istnień, bojąc się wymówić je na głos. To święte słowo, które zawiera w sobie tyle pięknych, niewiarygodnych rzeczy: wolność, swobodę. Koniec tyranii, nędzy, zniewolenia, głodu. Dziś mogę je wymówić przy wszystkich, bez trwogi, bo dziś się ziściło.
Dudniące kroki, szelest ubrań, krzyki gettowych, walenie w drzwi i histeryczny płacz brzmią zawsze tak samo i znaczą to samo.
Pakuję w siebie jedzenie, nie wiem nawet co jem. Co za różnica? Kolejny kęs, nie jestem głodna, ale z każdą łyżką połykam jedną łzę, nie wystarczy jedzenia, łez mam dużo więcej.
Wciąż cierpiałyśmy głód, przy życiu trzymała nas nadzieja, teraz nie żyjemy już tym litrem wody i kromką chleba, to za mało, by przeżyć, żyjemy tylko siłą woli. I wytrzymamy! Przecież to się wreszcie skończy.
Prowadzą, czy raczej pędzą nas szosą przez środek miasta. (...)Ile transportów przeszło już tą szosą? Ile westchnień, łez, ile kropli potu i krwi wsiąkło w jej piach?
Tak, to oni, wychudzeni, głodni, żałośni. Oni, żywi na karawanach. Ilu ich dojedzie, ilu wróci? (...) Dokąd jadą te ludzkie wraki, gdzie porzucą ich ciała? Nikt po nich nie zapłacze, nikt ich nie pożałuje. Może tylko kiedyś pojawi się o nich wzmianka w podręcznikach. Jeśli tak, to powinna mieć taki zwięzły nagłówek: "Pogrzebani za życia".
Kazali się nam zatrzymać. Ostatnie minuty na świeżym powietrzu. Za kilka minut, za pięć, za dziesięć, zamkną się za nami te olbrzymie wrota,a wtedy...? (...) Nie wiedziałam, że tak kocham ten świat. Ile na nim przeżyłam? Piętnaście lat, z tego trzy i pół roku w obozie. A teraz, kiedy mam tyle planów na przyszłość, teraz gdy dopiero naprawdę zaczynam żyć...
Idziemy. Brama jest otwarta na oścież i czeka. (...) Mamo, dziękuję ci za wszystko, jeśli zobaczysz się z tatusiem, podziękuj mu w moim imieniu. Dziękuję za wszystko, Ostatni pocałunek i już jesteśmy za bramą. Boże nie opuszczaj nas...
Niczego już nie potrzebujemy, jesteśmy w Mauthausen i to już koniec. Koniec wojny może też jest już blisko, ale choćby nastąpił za tydzień, nasz koniec i tak będzie szybszy.
Wodzę oczami po pokoju, z jednego przedmiotu na drugi. Leżąc na wznak, z rękoma pod głową, wpatruję się w te wszystkie znajome rzeczy, tak by nigdy nie uleciały mi z pamięci.
Pojechały. Nie dowiedzieliśmy się skąd były, ani dokąd je zabrali. Zostało po nich tylko kilka napisów, nabazgranych na ścianach, których pewnie i tak nikt nie odczyta. I ta straszna, niejasna pogłoska- gaz!
Jesteśmy z wami, przyjaciele, odwagi, wytrzymajcie jeszcze trochę. My też jesteśmy więźniami, i my tęsknimy za domem.
Jedna sztubowa dała mi chustkę, nie rozumiem dlaczego, przecież to takie świnie. Widziała, jak mama zakrywa mi głowę gołymi rękami, może odezwała się w niej resztka sumienia; inne już go nie mają.
Już nie mogę, nie pójdę dalej. Położę się tu, niech mnie zastrzelą. Koc jest taki ciężki, nie mogę już unieść nawet miski. Gdyby dali nam przez chwilę odpocząć, przez sekundę, byle złapać oddech.