cytaty z książek autora "Imre Kertész"
...nigdy nie możemy rozpocząć nowego życia, zawsze musimy tylko ciągnąć stare.
Czytanie jest jak narkotyk, który przyjemnie stępia kontury rządzącego nami okrutnego życia.
Mogę powiedzieć: z czasem człowiek przyzwyczaja się nawet do cudów.
Ciasne więzienne mury nie stanowią żadnych granic dla skrzydeł naszej wyobraźni.
Nie ma bardziej romantycznej figury niż człowiek myślący. Bo myślenie jest nie tylko niebezpieczne, jest nie tylko namiętnością nad namiętnościami, przygodą nad przygodami i wiarą nad wiarami - jest w dodatku czymś ponad wszelką miarę niezwykłym.
Najważniejsze, żeby się nie dać, zawsze jakoś to będzie, bo jeszcze tak nie było, żeby jakoś nie było (...).
Wciąż jeszcze potrafi mną wstrząsnąć niesłychana ślepota ludzkiej świadomości. Ludzie rozmawiają o obiedzie i poobiedniej drzemce, a nie dostrzegają, że kanapa, na której drzemią, to ich trumna.
Tak drzemie we mnie wiele książek, lepszych i gorszych, najrozmaitszych. Zdania, słowa, akapity i wersy, niczym niespokojni sublokatorzy, nagle budzą się do życia, wałęsają się samotnie albo rozpoczynają w mojej głowie hałaśliwy dialog, którego nie potrafię uciszyć.
Zapewne absurdalnie przeceniam znaczenie tego wszystkie, co mi się przydarza, zwłaszcza jeśli są to rzeczy nieprzyjemne. Moje jedyne pragnienie - by dręczyły mnie wyłącznie metafizyczne niepokoje. Nie żebym je lekceważył, ale tylko im jestem w stanie sprostać.
Nie wiem, na co czekali tam przed budynkiem ci wszyscy nadzy muzułmanie i kilku przechadzających się tam i z powrotem funkcyjnych, w towarzystwie, jeśli dobrze widziałem, fryzjerów, bo rzeczywiście poznałem ich nagle po taboretach i zwinnych ruchach - zapewne na kąpiel i wpuszczenie do obozu.
...I na darmo wszystkie przemyślenia, zrozumienie, trzeźwy rozsądek, i tak nie mogłem opacznie zrozumieć jakby wstydzących się swej niedorzeczności, a jednak uparcie powracających słów skrytego pragnienia: chciałoby mi się jeszcze trochę pożyć w tym pięknym obozie koncentracyjnym.
Są pytania, na które nie sposób udzielić odpowiedzi, ale też nie sposób ich nie stawiać.
Człowiek z epoki katastrof nie ma własnego losu, nie ma charakteru, nie ma własnych myśli.
Pojąłem, że także niewola ma swoje powszednie dni, więcej, prawdziwa niewola składa się właściwie z samych szarych dni powszednich
...kiedy jest los, to nie ma wolności. [...] jeśli zaś jest wolność, nie ma losu, [...] to znaczy, wówczas my sami jesteśmy losem.
(...) nie ma takiego absurdu, którego nie moglibyśmy w sposób naturalny przeżyć, a na mojej drodze, już teraz to wiem, czeka na mnie, niby jakaś nieunikniona pułapka, szczęście.
Pozwoli pani, że będę kontrolował jej myśli, będę ją rozliczał z jej snów, będę terroryzował jej uczucia, będę ją wypytywał o wszystko, będę za nią chodził krok w krok - słowem, że będę ją kochał.
Przypadek oznacza największą życiową niezdarność, kompletne bankructwo. Właśnie dlatego ogarnia mnie czasem euforia, nieomal transcendentne zaufanie do mojego życia, na które tak jestem zdany jak niemowlę na pierś matki. To życie jest pozornie moim życiem, ja je przeżywam, wydaje się realizacją mojej zewnętrznej i wewnętrznej aktywności (plus tak zwane niezależne ode mnie okoliczności zewnętrzne - jeśli takie istnieją), dobrze jednak wiem, jak bardzo jestem bezsilny wobec niego - wobec mojego życia, i że nie mam nic poza zaufaniem. A jednak to zaufanie wystarcza, by mnie przy życiu utrzymać; i zabawne, ale wydaje mi się, jakby było wzajemne.
Twierdzę: nie ma takiego doświadczenia, tak doskonałego spokoju ani takiej siły zrozumienia, abyśmy nie dali naszemu szczęściu ostatniej szansy, zakładając, że znajdziemy na to sposób, oczywiście.
moralność nie jest niczym innym niż uznaniem istnienia jakiejś zasady
A ja teraz znowu sobie uświadomiłem, że tak naprawdę nie interesuje mnie nic poza mitem Auschwitz. Jeśli myślę nad nową powieścią, znowu myślę tylko o Auschwitz. O czymkolwiek myślę, zawsze myślę o Auschwitz. Jestem medium ducha Auschwitz, Auschwitz mówi przeze mnie. W porównaniu z nim wszystko postrzegam jako bzdurę.
Mam obowiązki i mam zadania. Do moich zadań należy mieć obowiązki.
Zajmowała mnie tylko jedna rzecz, myśl, pytanie, które w tej chwili przyszło mi do głowy. Może to mój błąd, że nie wiedziałem - ale nigdy nie byłem tak przewidujący, żeby zapytać o buchenwaldzkie zwyczaje, regulamin, sposób postępowania - jak to tu robią: gazem jak w Oświęcimiu, może za pomocą jakiegoś lekarstwa, bo i o tym również się słyszało, kulą czy ewentualnie inaczej, jednym z tysiąca innych sposobów, których jeszcze nie znam, nawet się ich nie domyślam.
(...) próbowałem patrzeć przed siebie, ale widok był tylko na jutro, a jutro było takim samym dniem, to znaczy dokładnie takim samym dniem – jeśli miało się szczęście, oczywiście.
Dlaczego, synu - wykrzyknął i widziałem, że już traci cierpliwość - mówisz na wszystko "oczywiście", i to zawsze wtedy, kiedy coś w ogóle nie jest oczywiste?! - Rzekłem: - W obozie koncentracyjnym jest oczywiste. - Tak, tak - on - tam tak, ale... - i utknął, zawahał się trochę - ale... przecież sam obóz koncentracyjny nie jest oczywisty!
...dostałem za współlokatora chłopaka mniej więcej w moim wieku. Jakbym już widział tę żółtą twarz i duże, płonące oczy - ale tu żółte twarze i duże, płonące oczy mieli wszyscy. W pierwszych słowach zapytał, czy nie znalazłoby się dla niego trochę wody, a ja mu powiedziałem, że sam bym nie pogardził; zaraz potem: - A papierosy? - z tym też nie miał szczęścia, oczywiście. Zaproponował, że mógłby zapłacić chlebem, ale dałem mu do zrozumienia, że nie w tym rzecz, zwyczajnie nie mam; wtedy zamilkł na jakiś czas. Przypuszczam, że musiał mieć gorączkę, bo od jego rozdygotanego ciała bił nieustający żar, z którego przynajmniej miałem pożytek.
...nigdzie żaden ład życia, żadna wzorowość, powiedziałbym, moralność, nie jest tak ważna jak właśnie w niewoli...
Pcheł w żaden sposób nie mogłem wyłapać, były szybsze ode mnie - całkiem zrozumiałe, w końcu lepiej się odżywiały. Wszy mogłem łapać z łatwością, tyle że to nie miało sensu. Jeśli już byłem na nie bardzo zły, przesuwałem paznokciem wielkiego palca po naprężonym na plecach płótnie koszuli i dobrze słyszalna seria trzasków była miarą mojej zemsty, rozkoszowałem się ich zagładą, ale już po minucie mogłem to powtórzyć, choćby dokładnie w tym samym miejscu i znów z dokładnie tym samym rezultatem.
Żyjącego z dala od zgiełku świata młodego lorda zapytano, dlaczego nie bierze udziału w życiu. Poruszony lord pyta: Co to jest życie? No, towarzystwo, wyścigi, przyjaciele, żona, rodzina - odpowiadają mu. A, skoro tak - odpowiada lord - skoro to jest życie, to mój lokaj to za mnie załatwi.
Ale najmilej spędzałem czas , wyobrażając sobie cały, calutki dzień w Peszcie, jeśli to możliwe, od rana do wieczora, w dalszym ciągu hołdując skromności. W końcu tyle samo wysiłku kosztowałoby mnie wyobrażenie sobie jakiegoś szczególnego, idealnego dnia- ale ja przeważnie wyobrażałem sobie tylko złe dni, z wczesnym wstawaniem, szkołą, strachem, byle jakim obiadem, i te wszystkie możliwości, których wówczas nie wykorzystałem, odrzuciłem, a nawet ich nie zauważyłem naprawiałem w obozie koncentracyjnym z największym mistrzostwem.