cytaty z książki "Krzyżowcy 2"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Życie jest ułudnym skarbem... Uszczupla go każdy dzień, okrada każda noc... Nie warto oszczędzać życia...
Suną jak powódź, nieubłaganie, obojętnie. Jeden znają okrzyk: Bóg tak chce! Gdy na widnokręgu ukaże się wieża klasztorna, podnoszą radosną wrzawę, że to już Jerozolima. Pierwsze szeregi padają na kolana, dalsze tłoczą się i cisną. Jeruzalem! Jeruzalem!
Bodajże kwiat trwalszy jest od krasy umiłowanej! A raczej równie nietrwałe są oba. Nigdy dzień po dniu taką samą jej nie zastaniesz, a cóż dopiero po roku. Przecz uczyniłeś, Boże, że człowiek przywiązuje się do tej znikomości bardziej niźli do srebra, złota, nawet sławy?!
Ryba spokojnie śpi w mule. Niestraszne są dziwy nocne liszce, wiewiórce ani ptakom w gniazdkach. Tylko człowiek, pan stworzenia, czuje Nieznane i drży.
Zali sądzisz, że tylko Saraceny chrześcijaństwu grożą? Że nic gorszego na nich nie masz? Spójrz wkoło! Nie widzisz, że świat ten ginie? Gnije i ginie! Spójrz na powszechną nędzę, brud, lenistwo, przemoc, ucisk, obojętność dla spraw ducha! Z roku na rok się pogarsza, z roku na rok ciężej żyć... Zwali się nam to wszystko na głowy, jeśli nowego ładu nie wprowadzim. Trzeba tą całą spróchniałą budowę wstrząsnąć, wzruszyć, do dna zmącić, świeżego tchu napuścić...
Jest chwila, że trzeba wszystkim iść. Wielka chwila. Nieraz tysiąc i więcej lat minie, a taka godzina nie nadejdzie. Wyzwolić trzeba Święty Grób. Wyzwolić trzeba samych siebie. Zagłada krzyża to nasza zagłada. Sprośny półksiężyc na wieżach to Azja w miejsce Europy. Dlatego muszą iść wszyscy. Którzyście tu są zebrani, Franki, Burgundy, Prowansalczyki, Normany, Niemcy, Węgry, Polaki, Duńczyki! Do was wszystkich mówię, lecz przed innymi do Franków...
I gdy pewnego świetlistego ranka, po nocy spędzonej na burzliwych naradach, tłumy wywalają kute wrota kościołów zamienionych na składnice, wypędzają z zagród bydło i wyruszają niezmierzoną, nieobjętą falą, Piotr Eremita powtarza z nimi: „Bóg tak chce!" stając bez oporu na czele pierwszej najliczniejszej gromady.
Pozostający w Clermont rycerze patrzą na ten odpływ z ulga.(O ileż milej im będzie walczyć bez hołoty!) Biskup Ademar z sercem ściśniętym żałością. Boże, bądź im miłościw!
Płyną, płyną szeroko jak morze. Walą pieszo, gnają bydło, pchają ręczne wózki, na których umieścili dzieci i nieco odzieży. Niektórzy jadą na podkutych wołach. Z rzadka któryś dosiada konia, przedmiot ogólnej zazdrości. Drogi nikt nie zna, boć i Piotr płynął do Ziemi Świętej italską galerą. W tym tłumie nie powstrzymanym są bezwstydnicy i zbóje, są niewinne dziewczątka o niczym złym, nie wiedzące, młodzianki i dzieci, maleńkie, bezgrzeszne dzieci... Co się z nimi stanie, ach, co się stanie?... O Boże, bądź miłosierny!...
Jakże potężną, mądrą mogłaby być ludzkość, jakże zaś jest nikczemną, ślepą, wstającą ku obronie tylko doczesnego mienia, które śmierć jej wydrze!
Idący tłumem krzyżowcy jedzą, ucztują, ani się troszcząc o przyszłość. Pędzone przez nich stada wołów, świń i owiec topnieją jak śnieg wiosenny. Topnieją na zbyt szybko. Nie dziwota, gdyż pątnicy zjadają tylko najlepsze kawałki. Resztę rzucają na ziemię. Niech gnije, niech kruki rozdziobią, niech bierze, kto chce. Flaki i nogi, łby i płuca, wątroba i śledziona stają się nieponętne dla zwybredniałego nagle podniebienia. Kąski stanowiące dotąd niedościgłe marzenie ubogiego smerdy... Stają się dzisiaj niesmaczne i niepożądane. A co będzie, gdy wołów, owiec i świń pędzonych nie stanie? Gdy skończą się wory ze zbożem? Któż by się o to troszczył? Manna przecież spadnie z nieba. Idąc przez grody i wsie, wędrowcy rzucają gawiedzi jedzenie. Bierzcie, my mamy dość. Gdy nie stanie, Chrystus ześle nam nowe zapasy.