cytaty z książki "Kochanie, zabiłam nasze koty"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Jesteśmy sami do końca, nie pomogą ani alkohol, ani narkotyki, ani sprawdzanie, co tam na Facebooku, ani genitalia.
Zawsze jak się skończymy kochać, bierze mnie coś takiego smutnego. Jakbym miała w środku pusto i uderzona mogła wydać tylko dudniący, matowy dźwięk. Jakby wiał przeze mnie wiatr! Gdy mnie bierzesz, czuję się taka pełna, silna, żywa, a gdy jest po wszystkim, znów ogarnia mnie ta dojmująca samotność. Wiem, że znowu jesteśmy dwiema obcymi jednostkami, że połączenie jest niemożliwe, że człowiek jest samotny w sobie na zawsze...
Kochasz się z kimś i myślisz już, że będzie tobą razem z tobą, że zlepicie się i będziecie tak na zawsze, głowa w głowę, serce w serce, że w wielkim ognisku miłości spalisz tę samotność, ten cały tłuszcz życia, druzgocącą ohydę własnego istnienia! A tymczasem: on tylko wstaje i idzie do łazienki się wysikać, a ty leżysz i patrzysz na zwały cellulitisu, które niegdyś były twoimi udami.
Piątek! Strzeżcie się wszyscy niepijący, niepalący, nieatrakcyjni seksualnie, neurotyczni, zaburzeni, pogrążeni w depresjach, nieposiadający na Facebooku pięciu milionów przyjaciół.
Moja tożsamość, moja ukochana kolekcja bzdur, tak skwapliwie poskładana ze wspomnień, myśli, śmieci, gustów, obsesji, przykrości zostaje wchłonięta, zassana, rozproszona. Rozpierzcha się, rozpełza, rozpływa w oceanie innych...
Jaka obmierzła wydaje się cisza, jakie bezwartościowe drobiazgi na półkach, jak nudna, nieskończenie nudna praca. Jak wielka dopada nas marność i miałkość naszego istnienia, kiedy ktoś przez moment pokaże nam życie barwne, szalone, omami nas kolorami, połechce bliskością zmysłową, obieca talon na wszystko, czego nam brak, by... By zniknąć nagle, zostawiając nas na pastwę siebie.
Na ulicy przed domem leżał kot z białym kołnierzykiem, ni to grzejąc się w słońcu, ni to raczej jednak nie żyjąc, wnosząc z faktu, że nie było słońca ani żadnych innych przyczyn, by leżeć wśród pędzących samochodów.
Mnie to wpędza w depresję. Miasto zaczyna się trząść już koło osiemnastej, a potem buzuje aż do nocy, pełne przekrzykiwań, pisków, głupich śmiechów, łamiących się obcasów, brzęku butelek, strzelających korków od szampana, koki zasysanej z desek klozetowych i naciąganych na członki prezerwatyw... Przerabianie przez cały tydzień swojego jedynego, niepowtarzalnego nieubłagalnie mijającego życia na pieniądze musi skończyć się głupawką, zwierzęcym wrzaskiem "mam prawo do odrobiny wolności!!!". Nawet jeśli ta hekatyczna, hurtem realizowana wolność, która musi wystarczyć na cały kolejny tydzień, oznacza prawo do swobodnego robienia z siebie palanta, darcia śluzówki genitaliów na strzępy i do spania potem z głową w sraczu
Niby mówi się, by nie sądzić książki po okładce, z drugiej strony dlaczego czasem wystarczy jedno na nią spojrzenie, no, może czasem trzeba dodać krótki rzut oka na stronę tytułową czy ISBN, ale wiecie już z całą pewnością, że nie chcecie mieć tej książki nawet na dnie piwnicy? Nawet na dnie CUDZEJ piwnicy? Nawet jako podstawki pod nogę półki?
Nie będziemy miały już nigdy żadnych chromolonych chłopaków, okej? Żadnych chłopaków, żadnych skarpet, żadnego chrobotu drapania się po jajkach w bezsenne noce. Obiecaj mi to. Śmierć frajerom!
Był jeszcze ZA MAŁO kompletnie pijany, by nie cierpieć
- Poproszę duże nuggetsy. - Dużych nie ma. - A jakie są? - Są Ogromne, Gigantyczne i Potworne. - To ogromne. - Dodatkowy tłuszcz? - Nie, bez dodatkowego tłuszczu. - Czy chcesz dodatkowe tysiąc pięćset kalorii za półtora dolara? - Nie, dziękuję. - Poczwórne czy poszóstne frytki? - Poczwórne. - Dziękuję, przyjęłam zamówienie.
Napiszą o was w «Yogalife», w dodatku «Home»! Będziecie mogli pokazać wnętrze z nagiej cegły, dywanik łazienkowy ze zrecyklingowanych kapsli i pleśń pokojową z prawdziwej pleśni!” Podczas gdy tak naprawdę w co drugiej witrynie obok pęta kiełbasy wisi ogłoszenie o usuwaniu pluskiew, a większość sklepów to rupieciarnie oferujące podstawki do czajników,niedziałające faksy, zdezelowane kolanka hydrauliczne, lekko ułamane, ale jeszcze działające klawisze „Return” i „Option” do Atari 64, sukienki z żółtymi pachami i unikatowe dzieła zebrane Szekspira z XVII wieku bez okładki, grzbietu i kartek. Z drugiej strony znam takich, co twierdzą,że wcale nie brakuje tu dobrych knajpek i da się tu spędzać całkiem miłe, leniwe niedziele.
Około południa można skoczyć na GNOCZCZI z sosem z orzechów brazylijskich, tajskie risotto z malinami i kanapki z biojagnięciną i pesto, a potem kokosić się aż do siedemnastej, obżartym i wzdętym, popijając mojito, chichrząc się i podkładając dialogi szamoczącym się z kubłami na śmieci kloszardom. Mniam, uwielbiam gnoczczi.
Zdezynfekowawszy gruntownie dłonie, z ponurą rzetelnością śledziłam film, jeden z tych niezrozumiałych europejskich smętów, w których wszyscy tak długo na siebie patrzą, by na koniec powiedzieć nagle "rozkosz", podczas gdy kamera śledzi już latającą siatkę.
Zupełnie inaczej niż mężczyźni, ci rozmiłowani w rozgrywkach, konkursach, we wszelkiego typu "ja mam bardziej" wojownicy, kobiety uwielbiają uciąć sobie partyjkę w "mam tak samo". Wpadłszy na siebie, dniami i nocami potrafią rozprawiać i zapewniać się w bliźniaczym podobieństwie doświadczeń i przeżyć; nawet ich fizjologia gustuje w siostrzyńskich przymierzach, synchronizując im cykle miesięczne.
Ósma rano w sobotę to jak minus trzecia rano w normalny dzień...
Kościół zaczyna mi się podobać. To ponuractwo, to sztywniactwo, te złocenia, kompletny odpał. Tylko nie mogę się zmobilizować, bo w niedzielę zawsze mam najgorszego kaca. Chociaż nie odpowiada mi, że ludzie religijni nie mogą używać gumek. Jak właściwie zabezpieczają się przed AIDS?
W biały dzień, w kraju wysoko rozwiniętym, przylegam całą powierzchnią ciała do ciał innych ludzi. Słyszę bicie ich serc, szum mózgów, szmer krwiobiegów, czuję wilgoć oczu i turgor jam brzusznych ogarniętych procesami digestywnymi; monotonny ambient życia, którego jestem częścią. Wszędzie uszy, zanieczyszczone pory, plamy wątrobowe, turbany, perfumy, zęby, oddechy, flory bakteryjne, otwarte rany, włosy dzieci, plastry na odciskach, wąsy, z którymi jednam się, zespalam, skłębiam, zlepiam.
Oto epitafium dla zmarłego człowieka: Twoje bezwładne ręce milczą w kieszeniach. Jeśli chcesz wiedzieć, nigdy nas nie było. Jeśli chcesz wiedzieć, teraz też nas nie ma. To jest minuta ciszy po nas. I jeśli nawet się kochamy to tylko oddzielnie.
Ciągnie mnie do zbyt wielu rzeczy. Teoretycznie mogłabym pisać, mogłabym malować, mogłabym być performerką, chodziłam do szkoły wideo. Ale teoretycznie. Do niczego nie mam cierpliwości. Wszystko mnie nudzi po dwóch minutach. Zaczynam rysować obraz i zaraz patrzę przez okno, słyszę wpadające dźwięki miasta i już bym gdzieś szła, już bym żyła z powrotem, a nie siedziała i rysowała jakiś głupi obraz. Piszę opowiadanie i po jednym zdaniu myślę sobie: hejże, nie będę tu siedzieć jak głupia i opisywać czegoś, co w ogóle nie istniało, skoro wokół jest tyle ciekawszych rzeczy: koncertów, wystaw i zwariowanych popijawek, które w najlepsze sobie ISTNIEJĄ, a mnie na nich nie ma, rozumiesz?
A to Bad Berry jest teraz naprawdę trendowe. Mają nawet przedłużone espresso dla psów i stoliki, gdzie psy mogą usiąść sobie ze swoimi MacBookami. To teraz szał: niby mają tylko trzy litery na klawiaturze (H, A i U), ale mają normalnie Firefoxa i twój pies może w chwilach wolnych od zabawy, nauki i zakupów oglądać filmiki na Youtubie, pokazywać innym psom, mogą na imprezach oglądać je sobie razem (stary, ale nie widziałeś tego!) (nie, nie, pokażę ci coś lepszego), w ogóle ma fajny design, jest na niego mniej wirusów i jej pies dużo bardziej go sobie chwali od peceta, którego miał poprzednio.
Nie miała pojęcia, kim są ludzie wokół. Nie potrafiła ich nigdzie przyszeregować. Szczerze mówiąc, wyglądali, jakby wysmarowani klejem zanurkowali w kontenerze z odzieżą dla biednych. Jednak kto modny dziś tak nie wygląda?
Ale jak chcesz obcować z jego niepowtarzalnymi dziełami, nie marnuj czasu i kasy na metro. Weź parę brudnych patyczków do uszu i namaluj kutasa ołówkiem z Ikei. I przeleć jakiegoś ważniaka z wyliniałą bródką, żeby tylko stał przy tym i powtarzał "Hm, to niezwykłe zderzenie dojrzałego przekazu z infantylną estetyką odpadu i bazgrołu" albo "W regresywnym cudzysłowie artysta umieszcza traumatyczne doświadczenie cielesnego zbliżenia".
Tacy właśnie moim zdaniem są najgorsi. W zasłonach dymnych uniżonych gestów, przymilnych wygibasów, niby dwa rentgeny przewiercały wszystko jego znające się na rachunkach oczy. Zdawało się, że do wymiotów może doprowadzić cię swoją usłużnością. Z drugiej strony mogłeś być pewny, że w chwili nieuwagi wystawi cię na aukcji na E-bayu i zgarnie za twoją osobę całkiem niezłe pieniądze, lepsze, niż sam jesteś w stanie zgarnąć za siebie!
Pijemy, pijemy i mówię jemu: "Polska to najpiękniejszy kraj, jaki kiedykolwiek widziałam"; choć właściwie nigdy tam nie byłam, ale byłam już ostro wcięta i chciałam sprawić mu przyjemność. "Pola pełne maków, ludzie zachłanni, ale serdeczni, całują chleb, gdy upadnie". - Co ty wiesz - ryknął ten Jugosłowianin - to najgorszy śmierdzący padół łez na tej kuli ziemskiej. Na to ja, bo chciałam być miła i zgodna: No rzeczywiście, śmierdzi tam nieludzko. Na co on: śmierdzi ci? Ty mała kurwo! Jedno szczęście, że był martwy, bo chciał udusić mnie kiszonym ogórkiem!
Autor, profesor uniwersytetu w Bengson, dowodził, że nie istnieje miłość, zaś to, co za nią zwykliśmy uważać, to jedynie niedorzeczna nadzieja, że druga jednostka jest w stanie uwolnić nas od samych siebie, inkorporować nas, wchłonąć, zwolnić z uciążliwego obowiązku bycia nami.
Piątek! Strzeżcie się wszyscy niepijący, niepalący, nieatrakcyjni seksualnie,
neurotyczni, zaburzeni, pogrążeni w depresjach, nieposiadający na Facebooku pięciu milionów przyjaciół.
Niby mówi się, by nie sądzić książki po okładce, z drugiej strony dlaczego czasem wystarczy jedno na nią spojrzenie, no, może czasem trzeba dodać krótki rzut oka na stronę tytułową czy ISBN, ale wiecie już z całą pewnością, że nie chcecie mieć tej książki nawet na dni piwnicy?
Wśród bogatych mieszkańców krajów zachodnich powiększa się rzesza duchowych inwalidów, którzy gotowi są zapłacić niebotyczne pieniądze, by nie być dłużej sobą.
A jeśli chcieć to ująć mniej filozoficznie: po prostu lubił ją, a mrzonki, że prześpi się z nią któregoś dnia, zastępowały mu życie seksualne.