cytaty z książek autora "Jennifer Ryan"
Nie sposób odmalować wizerunku kogoś, kto nie żyje (...). W człowieku tyle rzeczy jest nieuchwytnych, wszystkie te drobne szczegóły, przeszłość, irytujące przyzwyczajenia, sposób, w jaki mówi, naturalny zapach. To właśnie te rzeczy - i mnóstwo innych - dają tej osobie pełnię życia, której po prostu nie da się odtworzyć.
Kiedy się rozejrzałam, zauważyłam, że wszyscy wokół poweseleli. Prim miała rację. Nie chodzi o wygraną. Chodzi o znalezienie człowieczeństwa w obliczu wojny. O znalezienie nadziei, kiedy wszystko wokół nas się rozpada.
Miłość to bardzo dziwna emocja i nierzadko bardzo mało ma wspólnego ze zdrowym rozsądkiem. Czasem jest ciepło i przyjemnie, jakbyś otulała się grubym kocem, a innym razem uczucie uderza w ciebie z taką siłą, że nic nie możesz zrobić.
Dorastanie to trudna rzecz. Nie mamy wpływu na to, w kim się zakochujemy, ani na to, kto zakochuje się w nas.
Lista rzeczy do zapamiętania, zanim ktoś wyrusza na wojnę:
Kształt jego ciała - pusty kontur, który zostaje, kiedy ten ktoś zginie.
Sposób poruszania się - to, jak ktoś chodzi, prędkość, z jaką odwraca się, żeby spojrzeć.
Mieszanka zapachów i woni wyczuwalnych tylko przez chwilę.
Jego kolor, blask, który spowija wszystko, co ten ktoś robi, także jego śmierć.
Być może z tej wojny rzeczywiście wynikło coś dobrego: wszystko się pozmieniało, a wszelka niesprawiedliwość ukazała się w całej swojej ponurej brzydocie. My, zwykłe kobiety, otrzymałyśmy głos - wojna ośmieliła nas, żebyśmy nie tylko broniły samych siebie, ale także stawały w obronie innych.
W końcu na tym świecie pełnym zamętu i śmierci mamy mniej do stracenia.
Zastanawiała się, czy powinnam sobie pójść. A potem zdałam sobie sprawę, że utrata bliskiej osoby dla każdego jest dokładnie taka sama: przytłaczająca, nieubłagana, ogłuszająca. Jak wiele potrafimy znieść my, ludzie; powoli uczymy się żyć dalej, choć zostaliśmy całkiem sami. Zapełniamy próżnię najlepiej, jak potrafimy.
Albo pozwalamy się jej pochłonąć.
Poranek był zimny i mokry jak policzek wymierzony świeżo złowionym dorszem.
Co się dzieje, kiedy ludzie umierają
Ich dusze mogą iść do nieba, gdzie niewykluczone, że spotkam ich po mojej śmierci (choć nie jestem pewna, jak wtedy będą wyglądać).
Ich ciała trafiają do ziemi, gdzie stają się ucztą dla robaków.
Ich obecność żyje w każdym, kto ich znał, jakbyśmy podczas pierwszego spotkania przyjmowali na siebie tę odpowiedzialność, nawet jeśli nikt nas nie pytał o zgodę.
Ich esencja wraca do wszechświata, gdzie nadaje kolor powietrzu, i w końcu zlewa się w barwy zachodu razem z innymi odcieniami. I tak co wieczór umarli defilują przed naszymi oczami.
Zdałam sobie sprawę, że na tym właśnie polega dorosłość: trzeba decydować się na najlepszy ze złych wyborów i starać się wyciągnąć coś dobrego ze strasznych kompromisów. Trzeba nauczyć się uśmiechać, radzić sobie, jak najlepiej się potrafi w sytuacjach, kiedy cały świat się wali i staje się miejscem wygnania, fotografią w sepii, ukazującą dawne złudzenia.
Muzyka daje nam szansę przekroczenia siebie, oddalenia od naszych zmartwień i tragedii, pozwala zajrzeć do innego świata, zobaczyć wszystko z innej perspektywy.
I gdy tak w tle rozbrzmiewało miarowe tykanie zegara, poczułam się uwięziona w pułapce samego czasu. Było tak, jakby każda chwila stała się jednocześnie dłuższa i krótsza; bardziej znacząca, bo niewykluczone, że ostatnia, a jednocześnie tak ulotna i bezcelowa. Wszystkie te chwile łączą się, budując moje życie niczym narzuta pozszywana z kawałków materiału najróżniejszych kształtów i kolorów, z dobrych i złych dni, które razem tworzą niewygodną, niedopasowaną całość.
W tę bezksiężycową noc wszystko było czarne; ciemność sprawiła, że znikła wszelka jasność. Ja jednak uświadomiłam sobie, że nie ma żadnych praw zabraniających śpiewu, i uśmiechnęłam się delikatnie. Zauważyłam, że mój głos staje się coraz donośniejszy, na przekór tej wojnie.
W obronie mojego prawa, by być słyszaną.