cytaty z książek autora "Jon Frederickson"
Jeśli zawiedziesz mnie raz, jest to informacja o tobie. Jeśli zawiedziesz mnie dziesięć razy, jest to informacja o mnie: o mojej negacji rzeczywistości.
Jeśli psychoterapia jest podróżną, dokąd się udajemy? Donikąd. Cała rzecz polega na tym, że przestajemy pędzić przed siebie. Przestajemy uciekać. (....) A przecież niczego nie musimy szukać, za niczym gonić, bo własne uczucia, gnębiący nas niepokój, kłamstwa, w które chcemy wierzyć, a nawet prawdy, przed którymi usiłujemy uciec - wszystko to nosimy w sobie.
Czasem śmierć jest naprawdę konieczna. Nie śmierć człowieka ale koniec martwego życia.
Zamiast otworzyć się, przyjąć życie i pozwolić, żeby ono nas zmieniło, oczekujemy, że to życie się zmieni, żeby dostosować się do nas.
Wierzyć, że można "uchwycić" istotę drugiego człowieka za pomocą własnych opinii, to tak, jakby chcieć złapać wiatr siatką na motyle.
- Powinnam się zmienić?
- Nie chodzi o to, co pani powinna, ale o to, czego pani chce.
Wmawianie sobie że się coś powinno, to rodzaj skrywanej przemocy. Każemy sobie robić coś, czego robić Nie chcemy, czuć coś, czego nie czujemy, czy wreszcie – być kimś, kim nie jesteśmy.
Jeśli czujemy ogromny opór przed akceptacją rzeczywistości, która nas otacza, niewykluczone, że przede wszystkim nie potrafimy zaakceptować tego, co się dzieje w naszym wnętrzu. Być może odpychamy innych, bo przekreśliliśmy siebie. Czyżby konflikt ze światem zewnętrznym był odbiciem wojny, jaka toczy się w nas samych? Ludzie potrafią wejść z kimś w konflikt tylko po to, żeby nie musieć skupić się na wewnętrznym konflikcie, o wiele bardziej bolesnym.
Rozpacz to odrzucenie potencjału, który zawsze istnieje, ukryty pod brzemieniem choroby czy zaburzenia.
Rzeczywistość o wiele za często nas rozczarowuje, natomiast nasze fantazje mają uwodzicielską moc. Obiecują nieskończone szczęście i spełnienie. Podczas terapii opłakujemy śmierć tych pięknych marzeń. To boli. Czy godzimy się z tym bólem, czy też próbujemy go zagłuszyć- nie ominą nas konsekwencje ignorowania prawdziwych emocji w naszym życiu. Dzięki terapii możemy zmierzyć się z uczuciami, których dotąd unikaliśmy. Dopiero wtedy przestaniemy żyć w świecie, który nie istnieje.
Kiedy wymyślony świat, w którym jesteśmy prześladowanymi przez innych, niewinnymi ofiarami, chwieje się i rozpada, zaczynamy dostrzegać, iż sami byliśmy własnymi katami. Chwila, gdy poznajemy prawdę, zawsze przynosi ból. Musimy zrezygnować ze złudzeń, którymi żyliśmy, a to niełatwe. Często popełniamy błąd i zamiast ze złudzeń, rezygnujemy z własnego, prawdziwego życia.
Wmawianie sobie, że się coś powinno, to rodzaj skrywanej przemocy. Każemy sobie robić coś, czego robić nie chcemy, czuć coś, czego nie czujemy, czy wreszcie- być kimś, kim nie jesteśmy.
Nie jest łatwo wziąć odpowiedzialność za własne życie, to, które człowiek sam sobie ułożył. O wiele łatwiej ustawić się w roli ofiary: "To oni! Oni ułożyli mi życie!".
Zamiast zmuszać ludzi, żeby dopasowali się do naszych koncepcji, otwórzmy się na rzeczywistość. Ona już zadba o to, żeby nasze koncepcje dopasowały się do prawdziwego życia.
Uczucia, nawet trudne, są dobre. Dzięki nim żyjemy.
Czym jest małżeństwo? To nasz pakt z rzeczywistością. Obietnica, że rozstaniemy się z wyobrażeniami i zaakceptujemy małżonka – żywego człowieka, ze wszystkimi jego niedoskonałościami. Przysięgamy miłość, wierność i uczciwość małżeńską komuś, to nigdy nie dopasuje się idealnie do naszych marzeń.
...miłość jest potężna, ale nawet ona nie waży drzwi zamkniętych przez mechanizmy obronne.
(...) Lubimy mamić się takim obrazem: jeśli my będziemy dobrze dla inni, oni odwzajemniał się nam tym samym.
(...) Nie stopimy mechanizmów obronnych samo miłością. Miłość nie jest wodą, a one nie są lodem. Takie próby można porównać do rozpalania ognia, podczas gdy bliska nam osoba stoi obok z włączonym wężem strażackim.
(...) Każda próba zmuszenia kogoś do kochania nas nie jest aktem miłości, lecz przemocy.
(...) Byłoby świetnie, gdybyśmy mogli leczyć miłością, ale tam, gdzie mechanizmy obronne zatrzasnęły wrota, nawet ona nie dotrze. Jeśli nasze serca są zamknięte, możemy je otworzyć. Lecz jeśli drugi człowiek zamknie przed nami drzwi, musimy poszukać innych i otworzyć je, by miłość mogła wkroczyć tą nową drogą.
Kiedy przyjrzymy się z bliska sprawą, na które zazwyczaj narzekamy, mamy szansę dostrzec, do kogo tak naprawdę powinniśmy kierować pretensje – a mianowicie do nas samych.
Pewien człowiek nie przestawał myśleć o najgorszych rzeczach, jakie przytrafiły mu się w życiu. Rozważał je, rozpamiętywał, rozkładał na czynniki pierwsze, i tak w kółko, aż nabawił się w zwyczaju chronicznego zadręczania się.
(...) Hołubił swój nawyk zadręczania się, bo przez pomyłkę uznał go za wyższą, bardziej wyrafinowaną formę myślenia. Nie mogłem się z nim zgodzić. Rzuciłem uwagę, że zazwyczaj, gdy widzimy psią kupę na chodniku, obchodzimy ją bokiem; rzadko kto podnosi ją, dokładnie się przygląda i pieczyłowicie obwąchuje, a potem chowa do kieszeni. Zatkało go. Przez chwilę patrzył na mnie zszokowany, a potem powiedział:
- Chce pan czysto powiedzieć, że jestem takim zbieraczem psich kup?
Kiedy przestajemy zwracać uwagę na innych i troszczyć się o nich, a skupiamy się wyłącznie na sobie i roztrząsamy w nieskończoność wszystkie nieszczęścia, które się nam przytrafiły, tracimy umiejętność dialogu i zupełnie już nie rozumiemy, co miała na myśli Simone Weil, kiedy mówiła, że uważność, całkowitej niepodzielne skupienie na rzeczywistości jest modlitwą.
Nie uciekajmy od samych siebie, bo nie jesteśmy miejscem które można opuścić, ani rzeczą którą można przerobić.
Wydaje nam się, że uciekniemy przed zewnętrznym światem, podczas gdy tylko chowamy się przed tym, co konfrontacja ze światem budzi: mianowicie wewnętrzny świat uczuć i lęków. I tak nigdy nie uda nam się uciec od tego kim jesteśmy.
Bardzo trudno jest powiedzieć "nie wiem", przyznając, że nie rozumie się drugiego człowieka, nawet najbliższego. Dużo łatwiej jest uciec od tej świadomości, wypełniając pustkę niewiedzy wymysłami. Ponieważ są to nasze własne wymysły, odbieramy je jako prawdę.
(...)
Nie możemy pogodzić się z faktem, że drugi człowiek pozostaje dla nas tajemnicą, więc robimy założenia, przypisując mu własne uczucia, myśli i postawy.
Słów nie można oddzielić od ich znaczeń, a wypowiedzi pozbawić konsekwencji.
... urojenia pojawiają się, kiedy próbujemy odzyskać coś, co zostało bezpowrotnie utracone.
Szkoda tylko, że fakty nie przestają istnieć tylko dlatego, że zaprzeczamy ich istnieniu. Tkwiąc w postawie zaprzeczenia, cierpimy. I oczywiście nie dostrzegamy tego, że sami sobie to cierpienie zadajemy.
Czasami śmierć jest naprawdę konieczna. Nie śmierć człowieka, ale koniec martwego życia.
Nie jest łatwo wziąć odpowiedzialność za własne życie, to, które człowiek sam sobie ułożył. O wiele łatwiej ustawić się w roli ofiary: "To oni! Oni ułożyli mi życie!".
Nadzieja, że to, co rzeczywiste, stanie się nierzeczywiste, nie jest nadzieją. To zaprzeczenie. Tymczasem nurt życia zmiata iluzje, które ma wolnie tworzymy, i unaocznia nam, że nie warto udawać, iż jest inaczej niż w rzeczywistości.
Filozof Ernst Bloch powiedział, że prawdziwa nadzieja polega na tym, że człowiek wyciąga ręce, żeby przyjąć coś, co już na niego czeka. Kiedy otwieramy się na rzeczywistość, pojawia się nadzieja – dostrzegamy różne, prawdziwe możliwości.
Gdy prawda wydaje się zbyt trudna, by ją znieść, uciekamy od niej w kłamstwa. Robimy to na tyle odruchowo, że nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. Kłamiemy, choć nie mieliśmy takiego zamiaru. Może i początkowo kłamstwa ratują nam życie, ale niestety, z czasem okazują się szkodliwe. Sprawiają, że cierpimy coraz bardziej.