Oszustwo znad Morza Martwego Adam Blake 6,1
ocenił(a) na 68 lata temu Trzeba przyznać, że wydawca zagalopował się w marketingowych chwytach, opisując tę książkę niemal jak dokument demaskujący skrywaną prawdę o rzeczywistej śmierci Chrystusa. Chwytliwy tytuł (moim skromnym zdaniem również dobrany trochę niezbyt szczęśliwie) dodatkowo sugeruje, że czytelnik dostanie lekturę przynajmniej na miarę „Kodu Leonarda da Vinci”, pełną spiskowych teorii na temat przekłamania w podstawowych założeniach religii chrześcijańskiej itp. Niepotrzebnie sugeruje to również, że będzie to coś więcej, niż dobra sensacja z wątkiem historyczno-religijnym w tle. Bo czytając ten utwór z takim właśnie nastawieniem, można się naprawdę mocno rozczarować. Owszem, autor wymyślił dość ciekawą ideę dotyczącą ukrywającej się „sekty” potomków Kaina, wywrócił do góry nogami założenia chrześcijaństwa i judaizmu, wymyślił odmienną interpretację ewangelii Judasza, której odkrycie przynosi śmierć swoim odkrywcom. Ale tak naprawdę – nie mówi żadnych konkretów, tajemnica pozostaje tajemnicą, wszystko zostaje niedopowiedziane, ukryte w szepcie między policjantką a umierającą potomkinią Kaina... Nie ma tu wywrotowych teorii, nie ma wstrząsania gmachem chrześcijaństwa, nic z tych rzeczy.
Ale jeśli do tej książki przysiądzie się tak, jak należy – czyli jak to thrillera z wątkiem religijnym – czytelnik może liczyć na kawał dobrej lektury. Ciekawi bohaterowie, dość zaskakujące wolty w akcji, treść układająca się w logiczną, sensowną całość, umiarkowanie w ilości super wyczynów (nawet scena z eksplozją ciężarówki jest oddana na sposób możliwie jak najbardziej wiarygodny i prawdopodobny),do tego jeszcze sceny akcji okraszone sarkazmem lub czarnym humorem, a do tego umiejętne utrzymywanie napięcia na takim poziomie, żeby z jednej strony nie przesadzić, a z drugiej – zmusić, żeby czytelnik nie mógł się od książki oderwać. Wszystko to sprawia, że całość czyta się naprawdę dobrze.
Dodatkowym walorem jest również to, że autor pozostawia podstawową kwestię swojej książki otwartą. Główni bohaterowie wcale nie pokonują przeciwnika, chociaż zapobiegają jego planom ludobójczym. Również tajemnica kainowej sekty nie zostaje do końca wytłumaczona – zresztą bardzo dobrze, bo lepiej wybrnąć z kłopotu w taki właśnie sposób, niż gdyby autor miał silić się na jakąś przekombinowaną teorię, która resztę dobrej skądinąd książki mogłaby położyć na łopatki.
Jednym słowem: nie należy szukać w tej książce odpowiedzi na teologiczne wątpliwości, ani argumentów w dyskusjach o tematyce religijnej. Jest to dobrze napisana, niebanalna powieść akcji, która mimo drobnych błędów wydawniczych pozwala czerpać z lektury sporą dawkę przyjemności oraz poczuć zastrzyk adrenaliny. A z drugiej strony – daje ona trochę więcej intelektualnej rozrywki, niż tylko strzelaniny, pościgi, eksplozje i konfrontacje dobrych gliniarzy ze złymi przestępcami, które serwuje większość standardowych powieści sensacyjnych.