Zrozumieć Mazury Waldemar Mierzwa 8,0
ocenił(a) na 829 tyg. temu #Wyzwanie LC październik 2023
"Mieszkańcem Mazur jestem od 1983 roku. Kiedy tu osiadłem, niewiele wiedziałem o tej krainie. Jak wielu Polakom kojarzyła mi się z jeziorami i lasami, czyli rybami i grzybami, którym za młodu gotów byłem poświęcić każda chwilę."
Pan Waldemar Mierzwa, jak sam o sobie mówi, nie jest rodowitym Mazurem, ale stara się zrozumieć Mazury. Ja zresztą też nie jestem rodowita Mazurką, chociaż mieszkam tu od ponad pół wieku. Miałam za to większą okazję poznać wielu rdzennych mieszkańców tych terenów, lecz wtedy wydawało mi się, że to normalne. Jednak, gdy zaczęli masowo wyjeżdżać do Niemiec, wydawało mi się to dziwne, lecz jako dziecko nie zastanawiałam się nad tym zbytnio.
Po latach zrozumiałam dlaczego tak zrobili, i wiem, że nie wszyscy wyjeżdżali z radością...
"Jest jeszcze kraina
W której żyli Mazurzy.
Widziałem jak odchodzili
Nie byli z siebie dumni.
A teraz już nic nie ma
Widzę: są Mazury - cud natury.
I jest niema kraina
Pełna hałaśliwych ludzi.
Erwin Kruk ( Nieobecność, 2015)."
„Zrozumieć Mazury” to pięćdziesiąt szkiców Waldemara Mierzwy, poświęconych Mazurom, które autor zamieszczał w gdańskiej "Pomeranii" w latach wcześniejszych. Przyznam, że miałam okazję przeczytać wcześniej kilka z tych szkiców a teraz nadarzyła się okazja żeby znaleźć wszystkie w jednym miejscu. Ta książka jest świetną lekturą dla tych, którzy interesują się Mazurami i ich tradycją. Możemy dowiedzieć się czym dawniej były Mazury a jakie są dzisiaj, oraz kim byli kiedyś Mazurzy a także kim są teraz. Tak właściwie to już sam tytuł właściwie jakby każe nam się zastanowić nad tym, co chciał zrozumieć autor i czy my sami potrafimy zrozumieć innych.
A czy po lekturze tej książki można naprawdę zrozumieć Mazury? Nie wiem, pewnie w jakiejś mierze można. Mnie w każdym razie dość dużo rzeczy się przypomniało z dziecięcych lat. Pamiętam jak często chodziliśmy na plażę niedaleko dawnego Mazurskiego Uniwersytetu Ludowego w Rudziskach Pasymskich, założony przez Karola Małłka. Za moich młodzieńczych lat był tam już wtedy ośrodek szkoleniowy ZMW, ale pozostał jeszcze napis na jednej ze ścian "Ojczyzna to nasza te wody i las, niech żyją Mazury ten kraj pełen kras". Niestety, teraz już nawet po budynku nie prawie śladu...
"W jednej kwestii jednakże polscy i niemieccy historycy oraz literaci prawie zawsze się zgadzają. Zdaniem obu stron Mazur miał "dobre serce, nawet dobroduszne" i gotów był zawsze podzielić się "ostatnim kawałkiem chleba i ostatnim kieliszkiem wódki". Prawie czyni jednak czasami rzeczywiście różnicę."
Mogę potwierdzić, że Mazurzy byli bardzo dobroduszni, gdyż przyjęli przecież serdecznie tyle napływowej ludności. Ja co prawda aż tak dobrze tego nie pamiętam, lecz moja mama wspominała, że zawsze pomagali jej miejscowi, gdy tu przyjechaliśmy.
Dość milo wspominam również sylwestrowe "psoty", które tu corocznie były robione, a z tej książki wiem, że to mazurski zwyczaj, tak jak tłuczenie szkła tuż przed domem panny młodej w przeddzień ślubu.
"Zwyczaj organizowania zabaw, zwanych teraz sylwestrowymi, nie był na Mazurach znany. Psocono jednak tej nocy be umiaru: smarowano smołą okna, wciągano na dach rozebrane na części wozy, chowano gospodarskie sprzęty, przenoszono pod wejściowe drzwi wygódki."
"W przeddzień wesela druhny zbierały się u panny młodej, by upleść dla niej wianek, wieczorem zaś, przed domem, zgodnie z zasadą "gdzie dużo się tłucze, tam się szczęści", rozbijano butelki, garnki, miski i szklanki."
Książka wpadła mi całkowitym przypadkiem w ręce, poleciła mi ją koleżanka, która otrzymała ją w ramach DKK z biblioteki. Ja ze względów zdrowotnych nie jestem członkiem tego elitarnego klubu, ale korzystając z uprzejmości ich członków, czasem jakaś książka do mnie dotrze.
Jeśli interesuje Was historia Mazur, to polecam tę książkę.