Czyż nie dobija się koni? Horace McCoy 7,1
ocenił(a) na 102 lata temu Jak długo jesteś w stanie tańczyć? Na to pytanie ciężko jest odpowiedzieć, patrząc na maraton tańca, o którym czytałam w "Czyż nie dobija się koni?" autorstwa Horace'a McCoy'a. W jego krótkiej powieści przenosimy się do Hollywood lat 30., XX wieku, gdzie rekordowe bezrobocie i wielki kryzys gospodarczy dopada ludzi, którzy dla pieniędzy i myśli o spełnionych marzeniach są gotowi zrobić wszystko. Wszystko, co im powie organizator wielkiego maratonu tanecznego, który dynda im nad głowami przysłowiową marchewką w postaci nagrody tysiąca dolarów. Ta amerykańska historia pełna jest metafor, symboliki i przede wszystkim trzyma się w ramach powieści egzystencjalnej, której prawdy są aktualne do dziś. Bywa gorzko, dramatycznie, ale i dogłębnie smutno. Sam konkurs taneczny, który potrafi trwać i tysiąc godzin nawiązuje do wyścigu szczurów i jest też znakomitą alegorią nawet tego współczesnego życia. Za wszelką cenę, do utraty tchu, by osiągnąć cel, nie patrząc na konsekwencje i otoczenie. Ale czy to poświęcenie jest faktycznie tego warte? Tu odpowiedź musi znaleźć sam czytelnik.
"Czyż nie dobija się koni?" czytałam lata temu, tuż po seansie ekranizacji. Postanowiłam do niej wrócić, by sprawdzić, czy wywrze na mnie takie samo wrażenie i wpędzi w zadumę nad życiem w wiecznym biegu za pieniądzem. I tak też się stało. Do tego na kartach powieści nie brakuje tematów trudnych jak aborcja, czy samobójstwo. Jak również problemu depresji i niezrozumienia go przez osobę, która tego wewnętrznego bólu, rozczarowania sobą i braku sensu by istnieć, nie rozumie. Jest ambitny Robert, który ma swoje reżyserskie marzenia, widzi siebie za parę lat, jako tego znanego i opływającego w luksus. I jest jego partnerka taneczna Gloria, która nie odnajduje już radości w żadnym aspekcie swojego życia, a cały ten smutek skrywa pod płachtą bycia w oczach innych zgorzkniałą i pchającą nos w nieswoje sprawy. Od pierwszej strony wiemy, co złego się wydarzyło, więc autor nie pozostawia nam zaskakującego finału, ale ukazuje nam drogę do niego, która tłumaczy i pozwala zrozumieć postępowanie głównego bohatera.
Język jest oszczędny, dialogi dynamiczne, jak i sam maraton, który budzi kontrowersje. Sam organizator liczy tylko na rozgłos, sponsorów i wieczną chwałę. Tratuje uczestników jak marionetki i większość zgadza się na każdy jego pomysł, gdy tylko pod nos podetknie im się kilka dolarów. Ale czy tak też nie jest teraz? Pieniądze są wabikiem, ludzkie nieszczęście doskonałym zapalnikiem, który można wykorzystać, bo ludzie na granicy przeżycia i tak nie mają nic do stracenia. A sam maraton doskonale pokazał, że wytrwanie w podjętym wyzwaniu, jest niekiedy ważniejsze niż rozsądek i zdrowie. McCoy dał nam obraz ludzkiej beznadziei, łatwości manipulacji i zatracanie w świetle nadziei, która bywa często niestety złudna.
"Czyż nie dobija się koni?" to ważna powieść, nadal aktualna i zostawiająca gorzkie refleksje, szczególnie po samym zakończeniu, gdy zrozumiemy znaczenie tytułu.
Justyna Dudkiewicz
www.zaciesz.com