Wasal Piotr Nikolski 7,1
ocenił(a) na 78 tyg. temu Najciężej ocenić te książki, obcowanie z którymi rodzi zarazem zachwyt i frustrację, wypełnione po brzegi świetnymi pomysłami i przyciężkie od ich niewykorzystanego potencjału.
"Przypadki Rycerza Fredegara von Stettena" opierają się klasycznemu szufladkowaniu – mamy tu pomysłowe pomieszanie średniowiecznego romansu z science fiction, lecz jednocześnie rozczaruje się ten, kto oczekiwałby po tych “przypadkach” zatrzęsienia fantastycznych przygód. Towarzysząc tytułowemu bohaterowi odwiedzimy wprawdzie pola bitew, pokłady statków kosmicznych i różne planety, ale należy spodziewać się przy tym licznych wykładów o fantastyczno-historycznych realiach oraz moralitetów.
Zachwyciło mnie tło - misternie skonstruowana wizja przyszłości, oprawiona w stylową średniowieczną ramkę, niczym nowoczesne podzespoły umieszczone w rzeźbionej drewnianej obudowie. Wcale nietrudno przekonać się do tego pomysłu, gdyż Autor poświęca tyle samo uwagi organizacji kosmicznego uniwersum, co roztaczaniu klimatu wieków minionych - tego barwnego i tego pogrążonego w kontemplacyjnym półmroku. Nie mam wątpliwości, że książka lepiej oddaje intelektualnego ducha średniowiecza, niż niejeden klasyk fantasy osadzony w przyziemniejszych realiach. Pozorny absurd tego połączenia Autor umiejętnie rozbraja od pierwszych akapitów powieści, nie stroniąc od subtelnego humoru ani od błyskotliwych rozwiązań światotwórczych.
Książka napisana jest atrakcyjnym, żywym językiem, przy czym Autor unika zarówno karkołomnych szarż, jak i prostackich skrótów. Pewną "suchość" przekazu w niektórych fragmentach jestem bardziej skłonny przypisać charakterowi głównego bohatera niż wadom stylu, tym niemniej emocje postaci są tu elementem oddanym najsłabiej.
Gobelin z tak solidnego warsztatu prosiłby się o zdecydowanie więcej frapujących wątków, lecz wygląda na to, że nie na wszystko starczyło przędzy. Jako się rzekło, fabuła nie obfituje w zwroty akcji, a konflikty poddane etycznej analizie właściwie rozwiązują się same. Brakuje tu choćby klasycznego antagonisty, z którym potykaliby się bohaterowie, przez co przypominają oni nieco figury, sunące bez większych przeszkód z jednego końca szachownicy na drugi.
O Fredegarze współcześni rówieśnicy powiedzieliby pewnie, że połknął kij od szczotki, lecz ciężko oprzeć się wrażeniu, że to efekt z góry zamierzony. Młody rycerz świadomie i odpowiedzialnie dźwiga na barkach brzemię feudalnych powinności, zresztą honor nie daje mu w tym obszarze większego pola manewru. Z wątpliwościami rozprawia się w zaciszu własnego sumienia, czyniąc przeważnie słusznie i nie popełniając kosztownych błędów. To wzór staroświeckich cnót: człek cierpliwy, pokorny, obowiązkowy i pobożny. Jak każdy porządny rycerz, wybrał sobie wprawdzie damę serca (czy raczej: sama się wybrała…),lecz na każdym kroku przekonuje siebie i czytelnika, że są na tym czy innym świecie szlachetniejsze podniety. Fredegar rzadko doświadcza porywów serca, napadów młodzieńczej fantazji czy zwykłego chciejstwa, nie traci z oczu ścieżki do rycerskiej sławy i wiecznego zbawienia.
Kontrapunktem dla głównego bohatera jest zaciągnięty u niego na służbę kolega ze szkolnej ławki Hans Kralle. To prosty mieszczanin w typie zaradnego niecnoty, któremu uchodzi to, co nie uchodzi Fredegarowi, a w tej historii jest to wręcz niezbędny powiew świeżości. Krallemu o wiele bliżej do postaci z krwi i kości, a choć zasady dobrej służby u szlachetnego pana mocno trzymają w ryzach jego niepokorną naturę, przejawia on przynajmniej ochotę do korzystania z życia. Bo czymże innym są przygody...?
Gdyby jednak potraktować tę książkę nie jako powieść przygodową, lecz dydaktyczną historię w arcyciekawym anturażu (przychodzi mi tu do głowy nieco zapomniany gatunek "żywotów"),można by wybaczyć jej większość bolączek, jak choćby fakt, że dialogi pełnią w niej funkcję niemal wyłącznie informacyjną. W roli odtrutki na czytadła, błyskające na każdej stronie promieniami laserów i huczące silnikami odrzutowymi ścigających się statków kosmicznych, sprawdzi się znakomicie. "Przypadki Rycerza Fredegara von Stettena" to lektura spokojna, mądra i konsekwentna w swej fabularnej prostocie, porusza też tematy z reguły nieobecne w literaturze fantastycznonaukowej i orbituje wokół nieco zakurzonych współcześnie wartości.
Na koniec warto wspomnieć o świetnym wydaniu książki - skrywa ona w sobie wiele więcej niż obiecuje dość ascetyczna okładka! Porządny papier, przemyślnie dobrana czcionka i ornamentacje, a przede wszystkim liczne ilustracje niezwykle ubarwiają lekturę. Nieraz zdarzyło mi się doczytać parę "nadwyżkowych" stron, żeby nacieszyć oczy oryginalną kreską Darii Voronovej.
Polecę z czystym sumieniem każdemu, kto poszukuje w literaturze fantastycznej nietuzinkowych pomysłów i światotwórczego rozmachu, żywiąc jednocześnie nadzieję, że w kolejnych tomach Autor zechce dokarmić i tę bardziej rozrywkową część czytelniczej duszy.