Najnowsze artykuły
- ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant12
- Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant2
- ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik2
- ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński9
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Philip Ball
4
6,9/10
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
6,9/10średnia ocena książek autora
81 przeczytało książki autora
171 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Lekarz diabła Philip Ball
6,7
Do biografii Paracelsusa podchodziłem ze sporym entuzjazmem, gdyż z pewnością była to postać nietuzinkowa. Fascynujący przez swoją niejednoznaczność i kontrowersje jakie budził: z jednej strony wybitny medyk, lekarz wyprzedzający pod wieloma względami swoje czasy, stosujący nowoczesne kuracje i sposoby leczenia, a także osoba, która dołożyła niejedną cegiełkę do pomnika dzisiejszej medycyny, a z drugiej człowiek o trudnym charakterze, wielokrotnie karcony przez los (nierzadko na własne życzenie),z łatwością zrażający do siebie ludzi, często żyjący w biedzie lub na granicy ubóstwa. Swoim kwestionowaniem autorytetów i nieustanną pogonią za wiedzą z pewnością posunął naukę na nowe tory, lecz jednocześnie mało miał w życiu powodów do radości. Niewiele jest równie interesujących postaci.
Niestety na książce Philipa Balla przyszło mi się zawieść. Mam wrażenie, że autor chciał maksymalnie dużo przekazać czytelnikowi i przez to się pogubił. Owszem, historia życia Paracelsusa jest tematem przewodnim, ale biorąc pod uwagę liczbę dygresji, odskoczni i własnych refleksji, którymi chciał się podzielić, okazuje się, że dzieje Phillippusa Aureolusa Theophrastusa Bombastusa von Hohenheima stanowią najwyżej 2/3 książki. Co i rusz pojawia się skrócona wersja biografii osoby, z którą główny bohater miał styczność, omówienie jakieś teorii naukowej, z którą Paracelsus miał bądź nie do czynienia albo nie wiedzieć czemu analiza ówczesnej sytuacji polityczno-gospodarczej z różnych punktów widzenia kiedy nie jest to niezbędne.
Czasy, trzeba to przyznać, były arcyciekawe: renesansowe społeczeństwa tkwiące jeszcze jedną nogą w średniowieczu i czerpiące wiele z wiedzy starożytnych (często przytaczani Arystoteles i Galen wraz ze swoimi naukami),zderzenie kultur, niesamowity konglomerat nacji, a do tego typowa w tamtym czasie niepewność jutra oraz wszechobecna śmierć (wojny, epidemie, niski poziom higieny). Szkoda tylko, że nie to jest tematem biografii, a zajmuje wcale niemało miejsca.
W ocenie głównego bohatera nie pomaga również sam autor, od którego bije mocny sceptycyzm. Regularnie przytacza przykłady swoistego geniuszu Paracelsusa, który z powodzeniem łączył dociekania naukowe z wiarą chrześcijańską, lecz równie szybko pojawia się wzmianka umniejszająca jego osiągnięcia, co osłabia początkowy efekt podziwu dla tego niekonwencjonalnego lekarza. Przykładowo: dowiadujemy się, że Theophrastus udzielał się i działał na wielu uczelniach w różnych krajach, co pozwala przypuszczać, że był osobą cenioną przez profesorów i naukowców, a chwilę potem uderza nas, iż sam żadnej prawdopodobnie nie ukończył (więc formalnie nie powinien być tytułowany lekarzem). Podobnie z „Paragranum” i teorią „czterech filarów” – na tamte czasy wydawała się sensowna i solidnie wytłumaczona, co mogłoby sugerować, że tak samo będzie z innymi, ale momentalnie dowiadujemy się, że Paracelsus wierzył w „małego alchemika” siedzącego w każdym człowieku, odpowiedzialnego za trawienie.
Wygląda to tak, jakby Philip Ball bał się za dobrze opisać swojego bohatera. Kiedy już pojawia się jakiś pozytywny aspekt jego działalności to w ramach odbicia piłeczki czymś jest on obciążony. I tak w kółko. Do niewiary w alchemię i traktowania jej z przymrużeniem oka można po pewnym czasie przywyknąć, bo rzeczywiście często były to dziwaczne rytuały, które z zewnątrz mogły wyglądać imponująco, ale autor zdaje się sam nie wiedzieć jak ocenić Paracelsusa. Efektem tego jest pewne zagubienie czytelnika, ponieważ z jednej strony dowiadujemy się jakim to on był postępowcem i wizjonerem, a z drugiej na każdym kroku jest dyskredytowany, co utrudnia nam wyrobienie sobie własnej opinii. Nie wiem, może to jest sposób Balla na pokazanie, że nie była to postać jednoznaczna, ale mnie osobiście taka metoda pisania nie przekonuje.
Dużą zaletą „Lekarza diabła” jest imponująca bibliografia. Każdy rozdział powstał w oparciu na przynajmniej kilkunastu pozycjach źródłowych (a bywa, że liczba ta dochodzi do 50-60),co daje nam łącznie dobrze ponad 400 książek, opracowań, bibliografii, artykułów, listów czy innych materiałów. Plusem jest także dosyć przejrzysty język i pomimo trochę nachalnego trzymania się „równowagi” za wszelką cenę, chęć objaśniania wszystkich niuansów, które pojawiają się tekście. Dziwi mnie tylko zakończenie, gdyż autor poprzestaje na Lavoisierze, którego praca i działalność nie jest przecież jakąś wielką cezurą dla alchemików, a mimo to potraktowany on został jako ojciec sztuki, która ostatecznie doprowadziła do końca epokę Paracelsusa.
Podsumowując: całkiem niezłe czytadło dla osób zainteresowanych tym, jak wyglądało życie w Europie na progu epoki nowożytnej i jakie problemy zajmowały umysły ówczesnych intelektualistów. Wielbiciele samego doktora Theophrastusa mogą się nieco zawieść, z kolei miłośnicy alchemii i mrocznych rytuałów mogą sobie z czystym sumieniem odpuścić.
Masa krytyczna. Jak jedno z drugiego wynika Philip Ball
7,1
Jedna z tych książek którą wspominam przy wielu towarzyskich kawach, głównie za sprawą opisu odkryć teorii gier. Książka jest opowieścią prowadzącą za rękę przez rozmaite koncepcje matematyczne, które widzimy w otaczającym nas świecie pod płaszczem kultury. Uroczo złożona logika wykładu nadaje lekturze wartkiej akcji, z każdym rodziałem budując ciekawość i napięcie. Wspaniała lektura dla ludzi renesansu: tak humanistów ciekawych myśli matematycznej jak i technokratów sięgających po zrozumienie świata. Dla licealistów i studentów świetny materiał na debaty i nocne filozofowanie.