Najnowsze artykuły
- ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński26
- ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać402
- Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz2
- Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Adrian Turzyński
1
6,7/10
Pisze książki: horror
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
6,7/10średnia ocena książek autora
151 przeczytało książki autora
195 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Słowiański horror Patrycja Żurek
6,7
Słowiański horror to czwarta z kolei antologia z cyklu zapoczątkowanego przez Macieja Szymczaka we współpracy z wydawnictwem Horror Masakra, a pierwsza, w tworzeniu której nie brałam czynnego udziału ani jako korektor, ani jako autor. Tym bardziej ucieszyła mnie propozycja zrecenzowania zbioru i z ciekawością sięgnęłam po tę pozycję.
Niestety, muszę stwierdzić, że nadając zbiorowi tytuł Słowiański horror, wydawca strzelił sobie w stopę, gdyż czytelnik, sięgając po książkę, oczekuje kwintesencji tego, co było w poprzednich antologiach (dla przypomnienia: Krew zapomnianych bogów, Słowiańskie koszmary, Licho nie śpi). Tego nie otrzyma. Nie jest to stricte horror, raczej fantastyka z domieszką grozy, a wiedza niektórych autorów dotycząca Słowian wydaje się czasem bardziej niż pobieżna.
Czytelnik dostanie kilkanaście opowiadań i wierszy, jednych lepszych, innych gorszych, ale wszystkich wciągających i godnych uwagi.
Spośród autorów opowiadań znałam jedynie Macieja Szymczaka i Tomasza Siwca i ich twórczość, i z pewnym zaskoczeniem przyjęłam fakt, że antologii nie tworzyli w głównej mierze debiutanci, ale pisarze z pewnym dorobkiem. Podczas lektury miałam wrażenie, że na kartach książki spotykam się z pisarzami początkującymi, z niewyrobionym jeszcze stylem, ale z fantastycznymi pomysłami. Każde z przeczytanych przeze mnie opowiadań ma potencjał, a przy odrobinie pracy autora mogłoby stać się perełką. Obroniły się opowiadania, których akcja toczy się współcześnie, natomiast te, których fabuła została przeniesiona w przeszłość – a zwłaszcza gdy autorzy zdecydowali się na zabieg stylizacji językowej, mający z założenia wzbogacić opowieść – obnażały niedoskonałości warsztatowe autora. Ponadto pewnych wyrażeń użyto w nieodpowiednim znaczeniu. Dla przykładu: białogłowa (kobieta zamężna) nie jest synonimem niewiasty (kobiety nieznającej męża),choć w późniejszych czasach zaczęto te określenia traktować zamiennie. Dziatki to nie to samo co dziadki, a połóg nie jest odpowiednikiem porodu. Raziło, naprawdę, szczególnie że nie uznaję się za osobę obeznaną ani w słowiańskich wierzeniach, ani w epokowym słownictwie.
Ale skupmy się na dobrych stronach antologii.
Niekwestionowanym numerem jeden zbioru jest dla mnie Pieniacz Jacka Pelczara. Autor zgrabnie, z wprawą prowadził narrację, nie zamieszczając niepotrzebnych udziwnień językowych, dozując napięcie w odpowiednich momentach. Sama historia jest więcej niż ciekawa i warto było przeczytać całą antologię, by móc uraczyć się tym właśnie opowiadaniem.
Na uwagę zasługują również opowiadania Marka Kwietniewskiego Żywy Ogień i Aleksandry Kozioł Jak było, choć tutaj miałabym trochę uwag warsztatowych. Tak naprawdę nie mogę wymienić ani jednego opowiadania, które od początku do końca okazałoby się kiepskie czy warto je sobie odpuścić. Treść każdego jest interesująca, należałoby jedynie popracować nad formą.
Antologię wieńczy poezja Łukasza Szczygło. W udany, pełen refleksji sposób autor zapoznaje nas ze słowiańską historią i wierzeniami. Moją uwagę przykuł Kruk, zupełnie odróżniający się od pozostałych wierszy i w który według mnie poeta włożył najwięcej pracy. Opłacało się.
Podsumowując, Słowiański horror to antologia, mimo że trzymająca się motywu przewodniego, czyli słowiańskich wierzeń, dość różnorodna. To dobry towarzysz długich, zimowych nocy, kiedy sen nie nadchodzi. Co prawda noc spędzona z tą książka nadal pozostanie bezsenna, ale już nie tak długa.
(Recenzję znajdziecie na: https://grozownia.pl/2019/12/27/slowianski-horror-antologia/ )
Słowiański horror Patrycja Żurek
6,7
My Słowianie, krew nie woda
Drogie autorki i drodzy autorzy, tak się po prostu nie robi! Tak nie można! Zarwałam przez was noc, nie mogąc oderwać się od lektury! A gdy w końcu nad ranem przyszło mi odłożyć przeczytaną książkę i przytulić twarz do poduszki, to mój błądzący gdzieś na granicy snu umysł zaludniły porońce, mściwce, pożogi, dziwożony, wąpierze i wszelkiej maści diablęta. Tak jakby istoty czekające za dawno zatrzaśniętymi drzwiami, zwietrzyły okazję na wydostanie się z pułapki i chciały ożywić dawno zapomniany przez większość świat z przeszłości. Nawet gdyby te moje majaki okazały się jednak bardziej jawą niż snem, to czy mogłabym mieć im to za złe?
Skoro waszym celem, jak napisał we wstępie Maciej Szymczak, było sprawienie by słowiański horror stał się samodzielnym prądem literackim i inspirował kolejnych twórców, a co za tym idzie, nie dopuścił do zatracenia w niewdzięcznej, ludzkiej pamięci bogatej kultury naszych przodków, to muszę przyznać, że się to wam udało. Krok po kroku: w „Krwi Zapomnianych Bogów”, „Słowiańskich Koszmarach” i „Licho nie śpi”, podążaliście we właściwym kierunku, pokazując, że mitologia o której mowa jest bardziej złożona niż nam, dyletantom, się wdaje. Wierzę, że niejedną osobę powyższe lektury skłoniły do pogłębienia wiedzy. Bo czyż to nie przykre, że więcej wiemy o starożytnych Grekach i Rzymianach, niż o Słowianach? Dlatego też antologię „Słowiański horror” można traktować jako gest oporu wobec dominującej wszem i wobec kultury łacińskiej. Zresztą niektóre zawarte w zbiorze opowiadania w bezpośredni sposób podejmują temat spustoszenia, jakiego na naszych ziemiach dokonała przymusowa chrystianizacja. Odsłaniają bezwzględność z jaką Kościół wywłaszczył Słowian, dokonując zagłady mitów, kultów i przy okazji niszcząc lokalne wspólnoty. Te z opowiadań, które nie poruszają tego wątku wprost i tak sprawiają, że budzi się w nas żal i tęsknota za tym, co zostało nieodwołalnie zniszczone. Bo o ilu z dawnych bogów, bożków, demonów nigdy nie będzie dane nam usłyszeć? Ile istot, rytuałów i wierzeń bezpowrotnie przepadło? Tego się już nie dowiemy…
Wracając do omawianej pozycji, czyli „Słowiańskiego horroru”, to muszę przyznać, że na zbiór składają się dosyć wyrównane teksty. To, co szczególnie mnie ujęło to misternie zbudowane przez pisarzy i pisarki światy, pełne trudów dnia codziennego i przenikających się z nimi wierzeń. Każdy z autorów miał oczywiście nieco inny pomysł na realizację motywu przewodniego, co sprawiło, że w kociołku różności powstała bardzo smakowita mieszanka, raz mniej, raz bardziej przyprawiona strachem. Mamy więc i pogańską traumę i magię, nieoczywistość i paradoksalne uroki. Przeszłość przenika się tutaj z teraźniejszością, humor z powagą, przygoda ze grozą, a proza z poezją (w antologii znalazło się także sześć wierszy Łukasza Szczygło)…Nic tylko czytać, do czego gorąco zachęcam.
A żeby was jeszcze bardziej przekonać, na zakończenie kilka słów o każdym z opowiadań:
„Pożóg” – już pierwsze opowiadanie rozprawia się z naszym sielankowym wyobrażeniem o życiu Słowian. Autor, Artur Grzelak, bezceremonialnie wrzuca nas w samo serce nasyconego okrucieństwem świata, zamieszkiwanego przez pragnące zemsty demony, bezlitosne bożki i jeszcze gorszych ludzi. Naszym bohaterom przyjdzie rozprawić się z nękającym ich osady Pożogiem. Niestety, można go pokonać w tylko jeden sposób: odprawiając wymagający największej ofiary rytuał. Klimatyczne i brutalne błędne koło.
„Przebudzenie” - starożytny bóg budzący się we współczesnym świecie? To nie może skończyć się dobrze. Wiadomo, taki to ma swoje przyzwyczajenia, a świat bardzo się zmienił na przestrzeni wieków. Mimo dominującego w nim przelewu krwi, w tekście Adriana Turzyńskiego da się wyczuć ładunek melancholii i nutę poetyckości, a jego zakończenie zaskakuje, zarówno zapomnianego boga jak i czytelnika.
„Żywy ogień” – osadzona współcześnie historia mężczyzny, który staje się przypadkowym świadkiem brutalnych działań ognistego demona. Po tym, gdy owa bestia zabija jego syna postanawia wytropić go i się zemścić, co wydaje się o tyle łatwe, że demon zostawia po sobie bardzo wyraźne ślady na całym Śląsku (Marek Kwietniewski, ogromny plus za miejsce akcji i odwołanie do autentycznych zdarzeń). Opowiadanie nasycone mrokiem, smutkiem i obnażające słabość człowieka w starciu z losem.
„Poroniec” – bardzo ciekawe opowiadanie, którego ekranizację chętnie bym zobaczyła, może nawet mógłby na jego podstawie powstać serial (zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że mógłby być podobny do serialu pt. „Grimm”)? Wyobraźcie to sobie: obdarzony umiejętnością widzenia słowiańskich bożków i demonów adwokat, który z jednej strony rozprawia się z siejącymi zniszczenie istotami (i nie lepszymi od niektórych demonów ludźmi),a z drugiej, z tymi mniej szkodliwymi, wchodzi w przeróżne układy. Franciszek Piatkowski, wielkie brawa za stworzenie intrygującego kolażu słowiańskich baśniowych klimatów i kryminału.
„Jak było” – wracający z wojaczki Jurek nie ma wygórowanych pragnień, po prostu chce zdobyć nowe buty. Najchętniej zabierał by je jakiemuś nieboszczykowi, a że trwa powstanie chłopskie na Galicji, wydaje się, że nie powinno być z tym problemu. Pech chce, że butów nie znajduje, ale za to spotyka Borutę. Diabeł, jak to diabeł, składa mu propozycję nie do odrzucenia i zabiera ze sobą w podróż, której zakończenia żadne z nich nie mogło się spodziewać. „Jak było” Aleksandry Kozioł, to przewrotne opowiadanie, które tylko na początku ma w sobie coś z bajki. Im dalej w las tym mroczniej i smutniej.
„Śląsk” - na opowiadanie Patrycji Żurek składają się trzy króciutkie, pełne brutalności teksty o Czarnym bogu, które aż prosiły się o to, żeby je bardziej rozwinąć. Zbyt krótkie, pozostawiają po sobie spory niedosyt, a szkoda, bo pomysły tlą się w nich bardzo obiecujące (no i mamy przecież Śląsk, jako miejsce akcji!).
„Wierzbowe dzieci” - Odo pragnie odzyskać swojego maleńkiego synka, udaje się więc w zaświaty rządzone przez Welesa. Nie ważne jednak jak bardzo jest zdeterminowany i odważny, pozostaje tylko człowiekiem, stanowi więc jedynie zabawkę w rękach potężniejszych istot. Agata Poważyńska wypełniła swój tekst nastrojem niesamowitości oraz przygnębienia, które pozostają z nami na długo.
„Siostry losu” – to historia o tym jak pewien mnich, wspierany przez anioła, walczył z pogaństwem. Smutne zakończenie, pozostawiające nas z bolesnym poczuciem niesprawiedliwości i bezsensu. Adam Loraj sprawił, że trudno było mi się otrząsnąć z apatii, która przytłoczyła mnie po lekturze jego opowiadania.
„Żądza zemsty” - słowiańskie rape and revenge, to niezbyt długa opowieść o winie i zbyt surowej (łagodnie powiedziane) karze, która stanowiła tylko pretekst do tego, by wymierzający ją mogli dać upust swojemu bestialstwu. Pełna przemocy historia ofiary sięga czasów współczesnych, gdzie musi rozprawić się z nią, znana już z twórczości pisarki, Aleksandry Rozmus, postać Okrutnika. To co, niestety, rzuca się w oczy, to pewnie niedopracowanie tekstu i zbyt wiele zbędnych powtórzeń.
„Wąpierz” - Jasiek, główny bohater to typowy pijaczyna, który zbyt późno orientuje się, że wpadł w poważne tarapaty. Mimo, że sama przygoda ochlaptusa do najprzyjemniejszych nie należy, to zawiera w sobie spory ładunek humorystyczny. Podsumowując: opowiadanie Macieja Szymczaka, przypomina nam, że stale trzeba mieć się na baczności i Wąpierza lepiej za próg nie wpuszczać.
„Bieda” – podobnie jak Wąpierza, lepiej do domu nie wpuszczać również Biedy, chociaż trzeba przyznać, że ta potrafi się sama wprosić, a wygonić jej praktycznie nie sposób. W opowiadaniu Tomasza Siwca przekonała się o tym pewna wzięta modelka, którą Bieda dopadła wraz z niechlubną przeszłością i wywróciła jej życie do góry nogami. Dosadne. Bardzo przypadło mi do gustu.
„Pieniacz” – najbardziej przygodowe ze wszystkich opowiadań. Stajemy się świadkami poczynań dwóch niezwykłych braci, którzy niczego się nie boją. Ci dzielni wojacy m.in. postanawiają uwolnić świat od pewnego nieszczęsnego demona – oczywiście w zamian za nagrodę i strawę. Czytając ten tekst miałam wrażenie, że to jedynie fragment dłuższej historii. Chętnie bym się zapoznała z resztą przygód zawadiackich braci. Dlatego muszę zapytać: Jacek Pelczar, działasz w tym temacie?
http://alicya.pl/slowianski-horror/