Ruiny i zgliszcza Wells Tower 6,9
ocenił(a) na 86 lata temu Niewielu współczesnych pisarzy potrafi pochylić się nad losem zwykłego człowieka. Nad nudnym życiem, złożonych z przeciętnie wyreżyserowanych kadrów. Zawarta w tekstach wyrozumiałość, w stosunku do portretowanych osób, nie pozwala oderwać się od tekstu – choć czytelnik wie, że bohaterowie są nudni i przeciętni, a w jakiś sposób także samotni i nieszczęśliwi.
Pierwszy zbiór opowiadań kanadyjskiego dziennikarza, Wellsa Towera, ukazał się 2009 roku, choć wcześniej, bo od 2002 roku poszczególne teksty, składające się na zbiór Ruin i zgliszcz, były publikowane między innymi w „The New Yorker”, „The Paris Review”, „Vice”. Na polskie tłumaczenie Tower czekał aż osiem lat. Michał Kłobukowski nagrodził czytelnika przekładem, gdyż jak zwykle tłumacz stanął na wysokości zadania. To dzięki niemu można docenić w zbiorze dziewięciu opowiadań, wydanym nakładem krakowskiego wydawnictwa Karakter, język polski, który zachwyca swoją złożoną składnią i łączliwością wyrazów.
Podczas gdy starannie dopracowany język pozostawia czytelnika w podziwie niemożliwym do weryfikacji z oryginałem, w warstwie fabularnej wre od męskości, nad którą z pewną nostalgią pochyla się Tower. Bohaterowie to w większości mężczyźni ustawieni wobec świata. I ten świat u autora niejednokrotnie pozostaje zawężony do najbliższego grona osób im bliskich, choć nie tylko. Ludzi, którzy krzywdzą i przez których poszczególni bohaterowie są nieszczęśliwi i samotni, niekoniecznie tylko wtedy, gdy zostają sami – jak pisze w ostatnim opowiadaniu autor.
KOSZMAR DORASTANIA
Chciałoby się, by opowiadania uporządkowano tak, by dawały łatwy trop interpretacyjny. W Dzikiej Ameryce, niespodziewane pojawienie się bohaterek burzy podjęty w trakcie lektury męski trop. Co więcej, jest to jedno z ciekawszych opowiadań, w którym autor z dużą dozą empatii wkracza w świat dorastających dziewcząt. Spokojną koegzystencję przyjaciółek brutalnie przerywa dojrzewanie. Jacey, do której domu przyjeżdża kuzynka Maya, jest tą brzydszą o korpulentnych kształtach. Czas z Mayą obszedł się zjawiskowo – z dziecka przekształciła się w aspirującą do modelki kobietę. Tower pogrywa na emocjach między dziewczynami z finezją godną najlepszego obserwatora. Napięcie między bohaterkami budują niewielkie sceny zazdrości powodowane niewypowiedzianą fizyczną przewagą ładnej nad brzydszą. Gdy na scenę wkraczają mężczyźni wiadomo, dla kogo łaskawszy okaże się świat, a kto w skrytości, imitując idolkę, doprowadzi się do łez.
MĘSKIE UPADKI
Siłą Ruin i zgliszcz jest opis subtelnej dekonstrukcji znanego bohaterom świata. Odszukamy w nich frustrację, rozlewającą się niczym woda z rozbitego akwarium, w którym Bob Munroe, z opowiadania Brunatny brzeg, zbierał rzadkie okazy wyłowione z morza. Nieprzerwane ciągi nieszczęśliwych wypadków, realizują się w życiu bohaterów zgodnie z zasadą nieszczęść chodzących parami. Żalu z dzieciństwa za niezabliźnione rany, powstałe wskutek szyderstw między nieustannie rywalizującymi ze sobą braćmi, którzy nawet jako dorośli mężczyźni nie potrafią przestać się wzajemnie upokarzać, nie ukoi nawet tytułowa Samotnia. Tower, wbrew regułom panującym w męskim świecie, forsuję tezę, że to co czują jest ważniejsze od tego, co robią, choć i to nie pozostaje całkiem bez znaczenia.
LEPSZA WERSJA SAMYCH SIEBIE
Mężczyzna jako konstrukt, który musi opowiedzieć się wobec rodziców: niedoścignionych ojców, którzy, tak jak w opowiadaniu Zawiadowcy doniosłych energii, nie potrafią docenić wysiłków własnych dzieci, a także wobec szczenięcych uczuć do nierzadko młodszych macoch. A także żon, które sami zdradzają i które przyłapują na zdradzie. Wobec ludzi, którzy przypadkiem pojawiają się w ich życiu, jak wspomniana już macocha i jak nowy partner żony, znany wcześniej jako instruktor fitnessu. Nawet jeśli dochodzi do przemocy, to neutralizują ją wspomnienia szczęśliwszego okresu w życiu. Tak jakby trzeba było uderzyć, by móc jeszcze raz cokolwiek w ogóle poczuć. To, co konstytuuje tu i teraz bohaterów opowiadań, to także obcy. Osoby, z którymi nie łączy ich zbyt wiele, ale, które zapewniają łączność ze światem tuż po wszystkich opisywanych rodzinnych erupcjach. Wobec obcych przez krótką chwilę można być zawsze lepszą wersją siebie samych. Tak dzieje się w przypadku ojca Charlotte, który chcąc uratować kobietę z naprzeciwka, wstał z wózka inwalidzkiego, by osobiście pójść ją ostrzec przed potencjalnym niebezpieczeństwem. W Na pokaz to co miało być zabawą kończy się niezawinioną krzywdą, niebezpieczeństwem i upokorzeniem. Wszystko po to, by w tytułowych Ruinach i zgliszczach powrócić do archetypu mężczyzny wojownika, ubrać go w norweski kostium historyczny i uwypuklić krzywdzące konsekwencje dotychczasowej natury drapieżnika, a także by pokazać, że ten miecz jest obosiecznym narzędziem.
Jeśli więc patrzymy na bohaterów Wellsa Towera, to zawsze są oni słabsi i bardziej wrażliwi niż chcieliby, by ich postrzegano. Sam autor lawiruje wokół stereotypów, skrupulatnie omijając czyhające na niego niebezpieczeństwa. Być może dlatego, że wie, że z relacji międzyludzkich nie pozostało dużo więcej niż tytułowe ruiny i zgliszcza.
Zapraszam na bookoliki.wordpress.com