Marek Bieńczyk odpowiedział na Wasze pytania!

LubimyCzytać LubimyCzytać
17.01.2013

Fot. Łukasz Kasprzycki

Marek Bieńczyk odpowiedział na Wasze pytania!

Przed Świętami zbieraliśmy propozycje pytań do Marka Bieńczyka, laureata Nagrody Literackiej Nike 2012 za Książkę twarzy. Wybrane pytania przesłaliśmy pisarzowi.

Poniżej prezentujemy odpowiedzi jakich udzielił.


Jak się Pan czuł gdy ogłoszono, że to właśnie „Książka twarzy" otrzymała nagrodę Nike?

Miałem na scenie minutę, żeby wymyślić, co powiedzieć. Bezskutecznie próbowałem zapiąć guzik marynarki, bo nagle przypomniałem sobie, że się marynarkę powinno dopiąć, jeśli się stoi. Mignął mi przed oczyma obrazek z jakiejś politycznej uroczystości, gdy oficjel wstaje i gmera przy guzikach. Potem podnosiłem statuetkę i pomyślałem, że widziałem taką scenę na olimpiadzie czy czymś podobnym. Więc poczułem, że podobnie jak zawodnik muszę machać i się uśmiechać. Poza tym byłem zdziwiony, a później już tylko się cieszyłem.

Czy uznanie ze strony czytelników i to, że został Pan nagrodzony tak prestiżową nagrodą, może mieć znaczący wpływ na Pana życie i tematykę następnych dzieł?

Bezpośredniego wpływu na dzieła nie, natomiast nerwy przy pisaniu będą większe. A co do życia nie wiadomo. Życie to seria wypadków, jeden pociąga drugi, trudno powiedzieć, czy coś się zdarzy.

Andre Agassi, Kazimierz Górski, Humphrey Bogart, Jan Karski - to z pewnością niezwykłe opisywane przez Pana w książce i bardzo znaczące dla Pana Postacie. Dlaczego to właśnie ich Pan wybrał i umieścił w swojej książce? Jak każda z nich wpłynęła na Pana życie?

O wpływie na życie trudno mówić, bo to są sprawy trudno uchwytne. Czy przyjemność z oglądania Bogarta czy Agassiego wpływa na życie? Fakt, że się spędza godzinę czy dwie w poczuciu zafascynowania? Nie wiem. Wymienione w pytaniu postacie w tym sensie są znaczące, że nagle poczułem, iż chcę i mogę coś o nich napisać. W każdym z wymienionych przypadków teksty powstały bardzo szybko, w ciągu paru godzin. Ci ludzie wyzwolili przez chwilę pisarską gorączkę, za to jestem im najbardziej wdzięczny, dobrze czuć gorączkę. Oczywiście miałem zawsze szacunek i podziw dla Karskiego, dzięki Górskiemu przeżyłem w młodości ogromne emocje, lecz przy pisaniu liczy się co innego. Nie tylko, czy nie tyle - na przykład - sam czyn Karskiego, co sposób, w jaki o nim opowiadał; to mnie urzekło najbardziej.

Powiedział Pan kiedyś w jednym z wywiadów: „Moją obsesją jest twarz, twarz innych". Ale Pan tego nie rozwinął. Jestem ciekawa, skąd się wzięła u Pana tego rodzaju obsesja? Gdzie ma swoje źródło? I co takiego jest w twarzy, że tak Pana fascynuje?

O obsesji nigdy właściwie nie wiadomo, skąd się wzięła. Gdy byłem dzieckiem – pamiętam - twarze często mnie wzruszały. W jakichś szczególnych sytuacjach, gdy pojawiała się na nich mocna ekspresja, na przykład pragnienia, smutku, radości czy bólu. Kiedyś, miałem pewnie z 10 lat, zobaczyłem ślepca, który zachłannie je lody. W tej zachłannej mimice jego twarzy było coś przerażającego i wzruszającego, nigdy jej wyrazu nie zapomniałem. Często bazgrałem twarze w czasie lekcji, na przykład w zeszycie; całymi seriami. Nie jestem pewien, czy było to całkiem zdrowe. Dzisiaj w twarzach interesuje mnie to samo, co wówczas, ale też intrygują mnie różne kontrasty, na przykład spotkanie tego, co w danej twarzy jest stare z tym, co w tej twarzy jest młode.

Krytycy twierdzą, że z tekstów składających się na „Książkę twarzy” wyłania się portret konkretnego człowieka, może nawet autoportret. Kim jest ukryty (wirtualny) nadawca wszystkich esejów - czy jest to Marek Bieńczyk czy też pewien konstrukt narracyjny?

Pisząc, zawsze tworzymy „konstrukt narracyjny”. Jan Jakub Rousseau w swych słynnych „Wyznaniach”, choć tak bardzo „szczery”, choć tak bardzo obnażający swoje „ja”, również tworzy konstrukt. Oczywiście ten konstrukt jest też autoportretem w tym sensie, że ujawnia, jak się mawiało kiedyś, ważne dla autora tematy wyobraźni, jego, jak lubię to dzisiaj nazywać, tagi egzystencjalne. To jest Marek Bieńczyk, ale to nie jest Marek Bieńczyk jeden do jednego. To jest Marek Bieńczyk przerobiony przez Marka Bieńczyka.

W wywiadzie udzielonym po otrzymaniu nagrody NIKE powiedział Pan, że czasami po włączeniu komputera i zaparzeniu kawy siada Pan do pisania „nie wiadomo czego”. Twierdzi Pan, że w momencie zasiadania przed komputerem nie zawsze wie Pan, o czym będzie pisał. Uważam, że ten moment to najwyższy czas na posiadanie pomysłu na tekst. Skoro u Pana nie zawsze tak jest, chciałabym zapytać, kiedy rodzą się pomysły w Pańskiej głowie?

No, może przesadziłem, chciałem powiedzieć, jak bardzo narkotyczną czynnością jest pisanie. Pomysły dojrzewają jak jabłka. Jest ich bardzo dużo, ale zdecydowana większość pozostaje zielona, nigdy nie dojrzewa. Jak się dokonuje sam proces dojrzewania, trudno wprost powiedzieć. Pomysł na książkę o przezroczystości dojrzewał parę lat. Czy może inaczej: któregoś dnia nagle zrozumiałem, że napiszę o niej książkę, ale od tego zrozumienia do chwili podjęcia pisania minęło bardzo dużo czasu. Łatwiej powiedzieć, jak się rodzą poszczególne zdania. Niektóre przychodzą w środku nocy, gdy się budzę. Niektóre przychodzą w trakcie gry w ping-ponga czy w tenisa. Inne podają z siebie kawałek, dwa, trzy słowa, które nagle brzmią w głowie. Nie wiem co znaczą, lecz czegoś ode mnie chcą. Więc staram się je wyciągnąć, ułożyć. Niekiedy z takiego zdania rodzi się tekst albo określa ono przynajmniej sposób, w jaki tekst powstanie. Mamy coś do napisania, przez dłuższy czas nic się nie dzieje i nagle jakieś zdanie narzuca się jako początek. I zaczyna się pisanie.

Zawsze uważałem, że tłumaczenie jakiegoś dzieła jest zadaniem niezwykle odpowiedzialnym. Język polski jest pełen rozmaitego słownictwa, dlatego też należy posiadać ogromne umiejętności, aby umiejętnie z niego korzystać tłumacząc dzieła literackie. Sądzę, iż "nieumiejętne" przetłumaczenie jakiegoś dzieła może znacząco wpłynąć na jego odbiór i popularność wśród polskich czytelników. Tutaj pojawia się moje pytanie. Czy nie odczuwa Pan pewnej presji z tym związanej?

Tak, oczywiście. Dużą wręcz niepewność. Kiedy sam piszę, „słyszę” swoje zdanie; nawet jeśli jest dziwaczne, czuję, że za nie odpowiadam i sam podejmuję decyzję, czy je zostawić, czy nie. Kiedy przekładam, gorzej „słyszę” zdania, jestem ostrożniejszy. I potrzebuję czyjejś lektury. Dlatego tak ogromnie cenię mądre panie redaktorki z dawnych wydawnictw. Mówię z dawnych, bo dzisiaj niestety szkoła redakcji wymiera i wygasa.

Czy enologia, której jest pan wielkim znawcą w jakiś sposób pomaga Panu w pisaniu?

Muszę uściślić: często w moich biogramach pojawia się słowo „enolog”; jest ono nieco mylące. Enolog, to ktoś, kto zna chemię wina, zna się na produkcji od strony technicznej. Ja jestem degustatorem, mogę powiedzieć, że właściwie zawodowym, jestem krytykiem winiarskim (tak jak się bywa krytykiem literackim) i pasjonatem. Ale ta pasja nie ma się nijak do pisania. Także i z tego względu, że szczerze mówiąc pijam mało i nigdy przy pisaniu. Natomiast mogę powiedzieć, że zawsze miałem dużą frajdę, pisząc kroniki wina i felietony, gdyż miałem poczucie całkowitej wolności pisarskiej, nieograniczonej żadnym spojrzeniem z zewnątrz, a to jest uczucie rozkoszne.

Gdyby mógł Pan wybrać jeden, ewentualnie dwa tytuły, które nie są, a po pańskiej interwencji weszłyby w skład lektur szkolnych bądź akademickich, to co by to było? Co, według Pana, mówi o takich wartościach, o których trzeba pisać i należy czytać?

To jest pytanie na dużą rozprawę. Nie wiem nawet co jest obecnie w składzie lektur, a co nie. Z pewnością, gdybym miał wybierać, zwracałbym uwagę na książki arcydzielne z artystycznego punktu widzenia.

Napisał Pan książkę o melancholii, więc o nią zapytam - co Pana melancholijnie nastraja w życiu/rzeczywistości?

Ach, jak o tym opowiadać? Całą książkę by trzeba napisać ;) (po raz pierwszy użyłem w pisaniu ikonki, to jednak okropny zwyczaj, ujawnianie własnych dowcipów). Z melancholią jest od zawsze to samo: wyzwala ją poczucie przemijania, straty. Poczucie, że piękno jest kruche i zagrożone. Poczucie, że człowiek jest raczej zły z natury. Niekiedy, a może najczęściej, melancholię wyzwala nie-wiadomo-co. Przychodzi i już.


Egzemplarze Książki twarzy, ufundowane przez Wydawnictwo Świąt Książki, otrzymują: pat za pytania o inspiracje pisarza konkretnymi postaciami oraz o jego fascynację twarzą; Magdalena za pytanie o to skąd pisarz czerpie pomysły; marquez za pytanie o nadawcę wszystkich esejów.


Gratulujemy i dziękujemy za wszystkie nadesłane propozycje!


komentarze [2]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Anne18  - awatar
Anne18 18.01.2013 16:52
Czytelniczka

Dziękuję za zadanie mojego pytania.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
LubimyCzytać  - awatar
LubimyCzytać 17.01.2013 16:59
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post