"Yellowface" już w pierwszych rozdziałach przeradza się z powieści akcji w psychologiczną powieść o rasizmie, plagiacie, cancel culture oraz patologiach w branży literackiej i wydawniczej. Całość podszyta jest motywami zazdrości, zemsty i pragnienia sukcesu.
Ironicznie, przy całej koncentracji wokół problemu rasizmu, autorka zdecydowała się poprowadzić narrację w formie pierwszoosobowej, z perspektywy białej bohaterki. Choć myślę, że to sprytny zabieg, który skutecznie ułatwiał nakreślenie niektórych zjawisk, było to dla mnie trochę mylące – nie zawsze wiedziałem, w którym momencie kończą się przemyślenia głównej bohaterki, a w którym zaczynają obserwacje autorki; ta zatarta granica utrudniała stwierdzenie, czy banalność niektórych fragmentów jest celowym zabiegiem literackim (uwydatnieniem charakteru i postaw June), czy to poglądy samej Kuang.
Niemniej, początkowo z zaangażowaniem i przyjemnością śledziłem złożone, powoli dojrzewające uczucia głównej bohaterki, od mieszanki zazdrości z szacunkiem i sympatią do Atheny, przez próby usprawiedliwienia swoich czynów, po walkę z nieustępliwym poczuciem winy. Momentami współczułem June, próbowałem zrozumieć jej motywy, a nawet trzymałem po cichu kciuki, żeby wszystko uszło jej na sucho, dostrzegając jednocześnie jej wady i popełnione błędy. Ta moralna niejednoznaczność, niepewność i zwyczajna omylność dodawały jej postaci człowieczeństwa.
Niestety, z każdą kolejną stroną June stawała się coraz bardziej irytująca – z zazdrosnej, zagubionej dziewczyny, której, mimo moralnie wątpliwych poczynań, chciało się jeszcze współczuć i kibicować, szybko przerodziła się w osobę pretensjonalną, samolubną, bezczelną i arogancką, a przy tym niesamowicie naiwną i nieostrożną. Śledzenie jej drogi ku szaleństwu było niekomfortowe, poniekąd dlatego, że wszystkie jej "ludzkie" cechy były z każdą stroną spłycane na rzecz uwypuklenia poruszanej problematyki. Postępujący zinternalizowany rasizm i zwykła nieznośność June były ciężkie do przełknięcia nie dlatego, że trudno było w nie uwierzyć, ale dlatego, że stopniowa, lecz radykalna zmiana jej charakteru została przerysowana do stopnia groteskowości; żeby czytelnik czasem nie przeoczył, że June jest tą złą. Myślę, że dało się to po prostu przekazać w bardziej subtelny sposób. Udało mi się zupełnie nie znienawidzić głównej bohaterki tylko dlatego, że do końca utrzymana zostaje pewna ambiwalencja: June równocześnie pozostaje sprawcą (kłamstw, kradzieży, rasizmu) oraz ofiarą (Atheny, Twittera, branży wydawniczej).
Z perspektywy warsztatowej bardzo raziła mnie nieautentyczność dialogów (zwłaszcza zapisów rozmów z czatów), które przepełnione były górnolotnymi wyrażeniami, nienaturalnymi niby-potocznymi zwrotami i dziwnymi, sztucznymi wypełniaczami. W efekcie, interakcje pomiędzy bohaterami i cała historia traciły na wiarygodności (chyba że w świecie literackim ludzie naprawdę rozmawiają ze sobą w ten sposób – nie wiem, ale pozwalam sobie wątpić).
Miałem też wrażenie, że niektóre wątki były trochę dziurawe. Choć mogło mi coś po prostu umknąć, chcę wspomnieć o kilku niespójnościach, które zwróciły moją uwagę: Athena w jednym z wywiadów przed swoją śmiercią wspomina o pracy nad powieścią wojenną – początkowo nikt nie łączy jednak tej wypowiedzi z wydaniem Ostatniego Frontu przez jej przyjaciółkę krótko po tych tragicznych wydarzeniach; June oznajmia w pewnym momencie, że mówiła o gwałcie swojej terapeutce – w innym twierdzi, że Geoff byłby pierwszą osobą, która usłyszy o tym zdarzeniu od czasu wyznania prawdy Athenie; podczas finałowej sceny Candice wgryza się w rękę June do krwi – nikt jednak nie podejrzewa, że została ze schodów zepchnięta, i uznają to za nieszczęśliwy upadek.
Podsumowując, uważam, że przemycenie całego szeregu rzeczywistych problemów pod osłoną pełnej zwrotów akcji, wciągającej powieści było bardzo udanym zabiegiem. Kuang wplotła w perypetie June temat sztucznej poprawności politycznej i różnorodności, opisała bezwzględny i skomercjalizowany proces zarządzania wizerunkiem, nakreśliła zjawiska zawłaszczenia kulturowego i tokenizmu, oraz dobitnie uwidoczniła problematyczną rolę mediów społecznościowych w decydowaniu o sukcesach (lub porażkach) twórców tekstów kultury – to naprawdę dużo wartościowych zagadnień, których poruszenie szczerze doceniam. Jednocześnie, pewne aspekty "Yellowface" pozostawiały wiele do życzenia: nieautentyczne dialogi oraz przerysowana, niemożliwa do polubienia główna postać w połączeniu z dziurami fabularnymi nie pozwalały w pełni rozkoszować się powieścią.
"Yellowface" już w pierwszych rozdziałach przeradza się z powieści akcji w psychologiczną powieść o rasizmie, plagiacie, cancel culture oraz patologiach w branży literackiej i wydawniczej. Całość podszyta jest motywami zazdrości, zemsty i pragnienia sukcesu.
Ironicznie, przy cał...
Rozwiń
Zwiń