Wróżąc z księgarskich półek
Nie mam wątpliwości, że właśnie ktoś go pisze: prawdziwy dziennik czasów zarazy, reportaż z małej apokalipsy, która dla nas wszystkich stała się doświadczeniem pokoleniowym. W środku obok wspominek człowieka poddanego izolacji powinny znaleźć się jeszcze wywiady z lekarzami, ocalałymi zarażonymi i zwykłymi pracownikami pierwszej linii frontu, którzy każdego dnia sprzedawali nam papier toaletowy i spirytus do żeli antybakteryjnych DIY. Oraz przynajmniej część tych wszystkich filmików i memów, które zachwaściły sieć, gdy ludzie próbowali dać odpór nudzie i wzbierającej rozpaczy. Zanim jednak ten tytuł trafi na księgarskie półki, zastanówmy się, jakie inne książki piszą się właśnie na świecie – a z jakimi gatunkami przyjdzie nam się być może pożegnać, przynajmniej na jakiś czas? Słowem, pobawmy się w futurologię: jaka może być najbliższa przyszłość literatury gatunkowej?
Zombie passe
Pod najoczywistszym znakiem zapytania stoi przyszłość horrorów zombie i innych tytułów o „niezwykłych pandemiach”, w duchu „World War Z” Maxa Brooksa czy komiksowych „Żywych trupów” do scenariusza Roberta Kirkmana. Czy autorzy ugryzą się w język, wycofają z poruszania podobnych tematów – mając przed oczami sceny ze szpitali we Włoszech, Hiszpanii czy USA, gdzie naprawdę umierali ludzie? Sprawa nie jest taka oczywista: gdy po pierwszej fali pandemii rozpoczęły się w Stanach masowe protesty – a można zakładać, że to niestety dopiero początek fali niezadowolenia społecznego, której podstawą będę nie tylko konflikty na tle rasowym – aż prosiłoby się, żeby tę gorączkę, która ogarnia świat, opowiedzieć za pomocą podobnej alegorii. Choć ostatecznie stawiałbym jednak na to, że podobna tematyka wyhamuje, a podobne treści zamiast na kartki horrorów trafią do doraźnej publicystyki. Wówczas na scenie pozostałyby tylko cykle takie jak „Szczury Wrocławia” Roberta J. Szmidta – zombioza retro, pisana poza współczesnymi scenografiami.
Wydaje się, że podobny los czeka także międzynarodowe thrillery w duchu przygód Jamesa Bonda czy Jasona Bourne’a. Wyobraźcie to sobie: bohater jest zmuszony kilkanaście razy w trakcie fabuły zmieniać państwa, w których ściga niemilców – i za każdym razem przechodzi na lotnisku przez zaostrzony reżim sanitarny, trafia na czternastodniową kwarantannę i zamiast w tajnej bazie Doktora Zło, melduje się najpierw na sanepidzie, gdzie czeka na pobranie wymazu z nosogardła. Na tej samej zasadzie powinny za to wzrosnąć akcje kryminałów „zamkniętego pokoju” w typie klasyków Agathy Christie. Podobne historie są bowiem silne tam, gdzie międzynarodowe thrillery szpiegowskie okazują swoją słabość: zamknięta lokalizacja to tu dodatkowy bonus, narzędzie do zagęszczenia klaustrofobicznego klimatu, a razem z nim napięcia, kto zabił.
Nie zdziwiłbym się, gdyby część z tych fabuł nawiązywała w ogóle do niedawnej izolacji: wielotygodniowe przymusowe zamknięcie – na statku wycieczkowym, w hotelu z turystami, w leśniczówce gdzieś na uboczu cywilizacji? – sprzyja przecież zaostrzaniu konfliktów. I już nie mówię o tym, że gdyby trzymać się realizmu, w połowie podobnych historii zamiast kamerdynera powinny zabić dzieciaki, nie mogące już dłużej wytrzymać z ojcem telekonferującym w samej marynarce albo matką, która co wieczór na balkonie wyśpiewuje arię dla sąsiadów.
Romans z Wuhan
Związki w czasie pandemii to w ogóle ciekawa sprawa. Jak napisać romans o bohaterach, którzy poznali się w izolacji? Z jednej strony wydaje się, że to melodramatyczny samograj – z zagrożeniem w postaci koronawirusa i bohaterami skazanymi na siebie na dobre i na złe. Z drugiej – już dziś, czytając bądź oglądając tytuły zaledwie z zeszłego roku, łapię się na poczuciu przedziwnego jamais vu, kiedy sceny zbiorowe, pocałunki, wspólne kolacje, ba, zwyczajny uścisk ręki na początku randki wydają się nieprzyzwoitą perwersją, fetyszem z innego świata… Jak w romansie obejść doświadczenia ostatnich tygodni: wszystkie te maseczki, dystans społeczny, „wuhańskie piątki” przybijane łokciami? Ale może właśnie na tym da się zbudować romans na nowe czasy. Tak sądzę i myślę, że szybko będzie się można o tym przekonać – temat wydaje się zbyt dobry, żeby podobne książki nie powstały. W każdym razie czytałbym.
Gorzej rzecz wygląda z science fiction bliskiego zasięgu – to znaczy tymi wszystkimi książkami, które próbują wywróżyć kontury przyszłości najdalej na dekadę w przód. To od zawsze był pisarski sport ekstremalny, ale w momentach takich przesileń cywilizacyjnych, jak to obecne, podobne zamierzenia stają się wręcz misją samobójczą. Rzecz w tym, że zmiany na świecie zachodzą dziś prędzej, niż trwa cykl wydawniczy nawet najszybciej pisanej książki, tak że wizja w niej przedstawiona dezaktualizuje się już w trakcie kreacji. Wytrącony z kolein świat skręca gwałtownie w nieprzewidzianą stronę i to, co jeszcze wczoraj wydawało się wiarygodną wersją najbliższej przyszłości, dziś z miejsca zmienia się w historię alternatywną, w której autor nie uwzględnił choćby pandemii i tego, jak wpłynie na ludzi… Zresztą, wcale nie potrzeba do tego światowego wirusa. W podobnej sytuacji znalazł się kiedyś William Gibson, który zaczynał pisać „Rozpoznanie wzorca” w rzeczywistości sprzed ataku na World Trade Center – a po zamachu okazało się, że musi przepracować połowę książki, bo Ameryka, którą w niej opisał, tak naprawdę już nie zaistnieje.
W najbliższych latach może być zatem trudno o bliskozasięgową futurologię w beletrystyce, nad czym oczywiście ubolewam, bo osobiście bardzo lubię science fiction, w której autorzy starają się trzymać rękę pulsie najaktualniejszych przemianach technologicznych, obyczajowych czy politycznych. Na osłodę – jeśli można to tak określić… – pozostaną nam zapewne futuryzujące dystopie: doświadczenie pandemii, recesji i protestów społecznych będzie tutaj podatnym gruntem, na którym może osadzać się fikcja. Zwłaszcza jeśli dodać do tego prognozy dotyczące rozwoju systemów sztucznej inteligencji, mającej oficjalnie służyć do przeciwdziałania chorobie, ale mogącej równie dobrze stać się narzędziem pogłębionej inwigilacji.
Turystyka do Neverlandu
Niezagrożona za to wydaje się już i tak popularna epika fantasy, ze swoim rozmachem, egzotycznymi światami, eskapizmem w najlepszym tego słowa znaczeniu. Czyli proza, która pozwoli odetchnąć od grozy codzienności, zagrożenia chorobą, problemów na rynku pacy. Z tego samego powodu prognozuję powrót do wszelkich scenerii retro – w kryminale czy klasycznej powieści przygodowo-historycznej (czytaj: „fantasy dla opornych”, którzy uwielbiają ten gatunek tylko wtedy, kiedy nie wiedzą, że to fantastyka) – bo skoro przeszłość już się dokonała, wydaje się bezpieczniejsza niż bardzo aktualny zamęt współczesności.
Wieszczę też wielki renesans teorii spiskowych, przy którym moda na „Kod Leonarda da Vinci” Dana Browna to małe miki. Hasła o New World Order, szczepionkach Billa Gatesa, 5G czy wreszcie moja ulubiona teoria o „znakowaniu bydła” – wszak na cóż innego miałaby wskazywać nazwa wirusa: covid = „cow-ID”, wiecie-rozumiecie – mogą brzmieć absurdalnie, ale nie zmienia to faktu, że jednocześnie stanowią świetną pożywkę dla fikcji gatunkowej. I to niezależnie od tego, czy ktoś potraktuje temat jako groteskę, czy podejdzie do sprawy absolutnie poważnie. Z Turbosłowianami też zaczynało się jako fejk, który wszedł komuś za mocno.
Oczywiście mam świadomość, że podobne futurologie z góry skazane są na niepowodzenie, a niespodziewany przykład pandemii jest tu najjaskrawszym przykładem: nikt nie przewidział covidu (oprócz garstki naukowców, którym i tak nikt nie uwierzył), choć wszystkie karty leżały na stole. Dlatego ostatni na mojej liście będzie „czarny łabędź” – książka czy też cały trend, który dopiero powstanie, mając za podstawę niedawne doświadczenia. Powstanie – i pozamiata. Ciekawe, co też takiego mogłoby to być…?
Fotografia otwierająca: Anthony / Pexels
komentarze [12]
Ja czekam,na dobry kryminał.Z pandemią w tle.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postPrzy okazji okazało się jak ryzykowne jest przenoszenie akcji w przyszłość o rok lub nawet tylko o kilka miesięcy. Wirus może zmienić realia nie do poznania. Ciekawe jak teraz wybrnie z tego co nabroił, autor w planowanej 3 części cyklu https://lubimyczytac.pl/cykl/20452/ukryta-siec
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postMnie też interesuje, co ludzie będą chcieli czytać, bo mi tam się książek o pandemiach czytać nie chce...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postZgadza się. Po co czytać o pandemii, jak się ją ma na codzień?
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postJamesa Bonda można umieścić przed 2020, lub w 2020 gdy już są podróże odblokowane, dlatego myślę, że nadal będą modne. Powstanie trochę romansideł i jakieś thrillery z akcją umieszczoną w czasie pandemii. Więcej według mnie się nie zmieni. Gorzej z rozruchami w USA, gdyż to spowoduje cenzurę i jeszcze bardziej zacieśnienie poprawności politycznej, co źle wróży literaturze.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postMyślę,że będzie .Z pewnością pisarze.W bliżej nie określony sposób,będą zmuszani.Chocby w kryminałach.Na głównych bohaterów,powoływać osoby czarnoskóre.Lub inne tudzież dziwne zabiegi
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
"Wydaje się, że podobny los czeka także międzynarodowe thrillery w duchu przygód Jamesa Bonda czy Jasona Bourne’a. Wyobraźcie to sobie: bohater jest zmuszony kilkanaście razy w trakcie fabuły zmieniać państwa, w których ściga niemilców – i za każdym razem przechodzi na lotnisku przez zaostrzony reżim sanitarny"
Bo przecież serie o Jamesie Bondzie czy Bournie wcześniej...
Przewidywanie trendów w literaturze - to dopiero futurologia!
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postJak zwykle czyta się z przyjemnością. Przy okazji kolejne tytuły do zapisania na listę nieprzeczytanych.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Ostatnio jak widzę Dan Brown wielu czytelników zawiódł.
Ja dodam,że czkam na mocny horror o pandemii oraz na dobrą fantasty.
Również mam wrażenie, że gatunek, pod który podchodzą kryminały i thrillery z wątkami wielkich mistyfikacji historycznych a'la Dan Brown znów powrócą. Podobnie kryminały o wszelkiej maści przemocy domowej. Może także więcej reportaży zacznie dotykać tematyki bliższej niż dalszej? Poza tym na pewno powstanie kilka romansów typu "utknęli ze sobą na kwarantannie, zakochali się...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej