Wiedzieliście, że Tokio to miasto, którego nie ma? Wywiad z Piotrem Milewskim o jego nowej książce

Remigiusz Koziński Remigiusz Koziński
27.10.2023

„Tokio. Opowieści z Dolnego Miasta” to bardzo osobista opowieść o miejscach. Autor – człowiek, który spędził w Japonii dziewięć lat, związany jest z nią od dwudziestu czterech, także rodzinnie – prowadzi nas swoimi ścieżkami. Dolne Miasto to stan umysłu – tak twierdzi w książce i w rozmowie z Remigiuszem Kozińskim.

Wiedzieliście, że Tokio to miasto, którego nie ma? Wywiad z Piotrem Milewskim o jego nowej książce Materiały wydawnictwa Świat Książki

[Opis: Wydawnictwo Świat Książki] Drukarz, wytwórca tofu, fryzjer bossa yakuzy, wróżbita, kapłan buddyjski, bezdomny. Co ich łączy? Wszyscy mieszkają w dawnym Dolnym Mieście.

Tokio, jedna z największych i najbardziej dynamicznych metropolii na świecie ma wiele twarzy. Od samego początku, na przełomie XVI i XVII wieku, miasto podzielone było na dwie części: Shitamachi, czyli Dolne Miasto i Yamanote, czyli Miasto na Wzgórzach. To pierwsze było niewielkie, plebejskie i żywe, zamieszkiwali je rzemieślnicy, kupcy, tragarze, artyści i kurtyzany. To drugie – dostojne, przewidywalne i uporządkowane – było siedzibą arystokracji i duchownych buddyjskich. Choć dziś zatarły się granice między obiema częściami, mieszkańcy dawnego Dolnego Miasta wciąż zachowują pamięć i tradycje sprzed wieków.

W „Tokio. Opowieściach z Dolnego Miasta” Piotr Milewski zaprasza w podróż po Tokio, którego nie opisują przewodniki. Warto podążyć jego śladem, wąskimi alejkami, przez targi rybne, dzielnice czerwonych latarni, warsztaty rzemieślnicze, dawne miejsca egzekucji, świątynie i chramy, w których odbywają się słynne festiwale, i odkryć nieznaną twarz japońskiej stolicy.

Remigiusz Koziński: Proszę się nie obrazić za próbę zaszufladkowania pana książek. Czy czuje się pan reportażystą, autorem literatury faktu? Na swojej stronie internetowej napisał pan, że lubi opowiadać historie, w ubiegłym roku podczas rozmowy z Sonią Miniewicz stwierdził pan, że tworzy „literaturę drogi”. Jesteśmy w Bibliotece Narodowej. W jakim dziale powinienem szukać nazwiska Piotr Milewski?

Piotr Milewski: Myślę, że w kilku. Mam taki pomysł na swoje pisanie, żeby każda książka była inna od poprzedniej. Nie tworzą więc one serii i raczej trudno przyporządkować je do jednego gatunku. Takie jest moje twórcze założenie. A jeśli już musimy to zrobić, to „Dzienniki japońskie”, „Transsyberyjska” i „Islandia” mogłyby się znaleźć właśnie w dziale „literatura drogi”, który właściwie u nas nie istnieje. Posługujemy się pojęciem podróży, które jest może szersze, ale często nie kojarzy się z wysoką literaturą. Dlatego właśnie preferuję pojęcie „literatura drogi”, które bardziej oddaje to, co chcę przekazać. Fascynację drogą, przemieszczaniem się; próbę opisu tego wszystkiego, co czuję, o czym myślę, co na mnie wpływa. Podróż jest tylko punktem wyjścia.

Parafrazując ostatnie zdanie książki „Tokio. Opowieści z Dolnego Miasta” – wędrówka jest więc stanem umysłu?

Tak, jak najbardziej. Sprawia ona, że coś się w nas zmienia. Jeśli to zauważamy, to wtedy możemy powiedzieć, że ta wędrówka i zmiany z nią związane są dla nas istotne i warte przekazania dalej.

Rytuały mają sens, gdy są powtarzane. Stają się wtedy nadzwyczajnym elementem codzienności, czymś, co rozbija rutynę. Tak długo, jak będą kontynuowane, przetrwa Dolne Miasto. Bo dziś nie określa go geografia, lecz tradycje i ludzie. W gruncie rzeczy Dolne Miasto dzisiaj to stan umysłu.

„Tokio. Opowieści z Dolnego Miasta”, Piotr Milewski

Stąd pielgrzymki?

Tak, po to też ludzie wędrują. Dla przemiany w czasie pielgrzymki.

Określenie „literatura drogi” pasuje na pewno do innej pana książki – do „Dzienników japońskich”. Do „Transsyberyjskiej” – jak najbardziej, do „Islandii” w sumie też. Natomiast „Planeta K.” to już reportaż uczestniczący…

Dlatego, jak wspomniałem, w jednym dziale trudno umieścić moje książki. „Planeta K.” to już jest taki reportaż uczestniczący. W sfabularyzowanej formie, która ma go zbliżać do minipowieści. A jednocześnie jest to literatura faktu i nosi wiele cech reportażu.

Czyli nie reportaż sensu stricto?

Postacie, miejsca… Starałem się, by jak najwięcej było w tej książce anonimowości. Starałem się opisywać swoje własne doświadczenie, ale chciałem, żeby czytelnik mógł wyobrazić sobie świat, który jest odległy, może nieznany, i zobaczyć, jak on funkcjonuje. Wszystko, co zostało opisane w książce, rzeczywiście się wydarzyło, niczego nie wymyśliłem.

Co ciekawe, często piszą do mnie osoby, które odnajdują się w tej opowieści, i dzielą się swoimi historiami, niekoniecznie już z Japonii. Wynika z tego, że pewne wzorce zachowań i reakcji są ponadkulturowe.

Japonia jest dla pana szczególnym miejscem. Wnoszę z tego, że książki o Japonii przeważają wśród tych, których jest pan autorem. Dlaczego właśnie Japonia?

Japonia to moje drugie miejsce na świecie.

A co leży u podstaw tego stwierdzenia? Co się stało, że właśnie ten kraj, a nie inny?

O, to bardzo długa historia. Jestem związany z Japonią już dwadzieścia cztery lata, od 1999 roku, gdy po raz pierwszy tam pojechałem. Przez dziewięć lat mieszkałem na Wyspach. Część mojej rodziny pochodzi z Japonii. Są to więc związki osobiste, rodzinne. Mam tam wielu serdecznych przyjaciół. Nawet teraz, gdy mieszkam w Polsce, pewna część mojego świata jest wciąż japońska. To znajomi Japończycy, którzy tutaj mieszkają, i Polacy, którzy mieszkali w Japonii.

W wywiadzie, który pan przytacza na swojej stronie internetowej, pada, że pana zachowania były czasami nawet zbyt japońskie jak na polskie warunki. Czy to minęło?

Chyba to nadal we mnie tkwi. Być może dlatego, że trudno jest się całkowicie pozbyć norm rodem z Japonii, gdy spędziło się tam długi czas. Zresztą chyba nawet nie chciałbym tego. Wiele z nich jest bardzo pozytywnych. Choćby myślenie o tym, jak nasze słowa i czyny wpływają na innych. Myślę, że te japońskie pierwiastki cały czas we mnie są.

Co było bezpośrednią przyczyną tego pierwszego wyjazdu, tego, że pan się w Japonii znalazł i odnalazł?

Do końca tego nie wiem, bo być może jest to coś poza moją świadomością. Kilku moich japońskich znajomych powiedziało, że w poprzednich wcieleniach musiałem być Japończykiem i dlatego tam właśnie się znalazłem. W Japonii mają zwrot:

„En”, który oznacza z jednej strony przeznaczenie, czyli coś, co jest poza nami, a z drugiej więź, czyli coś, na co mamy wpływ. Wiele osób mówiło, że z Japonią łączy mnie takie „En”. Prawdopodobnie więc Japonia musiała się wydarzyć w moim życiu i tak się też stało.

Początek był dość prozaiczny, bo podczas studiów odbywałem praktykę w Niemczech, w Monachium, i poznałem pewnego Japończyka, który, jak to opisywałem w „Dziennikach japońskich”, zaprosił mnie do Japonii po kilku tygodniach znajomości, obiecując, że się mną zaopiekuje. I rzeczywiście później spełnił wszystkie swoje obietnice.

Mam wrażenie, że pana obecność w Japonii na swój sposób ewoluowała i że widać to w książkach. Najpierw pan się włóczył, następnie pracował z doskoku – tu kłania się „Planeta K.”. Potem, już w „Tokio. Opowieściach z Dolnego Miasta”, pojawia się zasiedziały – nie wiem, czy można tak powiedzieć – tokijczyk, mieszkaniec Dolnego Miasta, który nas oprowadza po „swoim” miejscu.

Czy ja jestem tokijczykiem? Na pewno nie. Cały czas muszę się uczyć tego miasta i jego mieszkańców.

Ile trzeba czasu, żeby poczuć się u siebie w Dolnym Mieście, w Tokio, w Japonii wreszcie?

To zależy od osobowości.

A ile panu było trzeba?

Trudno ten moment jednoznacznie wskazać, ale myślę, że po roku zacząłem coraz pewniej czuć się w tym mieście. Pół roku później, po tym, jak wziąłem udział w lokalnym festiwalu, ten dość hermetyczny świat otworzył się przede mną i odtąd czuję się tam jak u siebie. Choć od wyprowadzki minęła już ponad dekada, wciąż jest to miejsce, które jest mi bardzo bliskie, miejsce, w którym mam przyjaciół, gdzie mieszkają ludzie, którzy chcą się ze mną spotkać i wspólnie spędzić czas. Wiem jednak, że nigdy nie stanę się stuprocentowym tokijczykiem.

W czasie czytania „Opowieści…” miałem wrażenie, że narrator opisuje okolicę w sposób, w jaki robię to ja, kiedy przyjeżdżają do mnie znajomi z innego miasta lub kraju. Pokazuję im „moje” miasto: zobaczcie – tu jest park, tą ulicą jeździłem z dziećmi do przedszkola, w tej restauracji jadłem najlepszą zupę… Podczas lektury opisów różnych miejsc, a nawet historycznego tła powstania parków, ulic i ich nazw, miałem wrażenie bycia oprowadzanym po miejscach, z których narrator – czyli pan – jest dumny.

Taki był zamysł. Chciałem pokazać Tokio w taki sposób, aby czytelnik mógł wyobrazić sobie to miejsce, żeby poczuł się, jakby był tam ze mną. Moim celem było, żeby spacerował ze mną, spotykał ludzi, trafiał w określone miejsca i słyszał historie. Jeśli to się udało, to wspaniale.

Chodziło też o pokazanie takiego Tokio, które nie jest turystyczne, nie jest Tokio z pierwszych stron gazet, nawet nie z drugich czy trzecich, nie jest miastem wyobrażonym, ale miastem żywych ludzi.

„Dzienniki japońskie” pokazały, że Japonia to nie jest coś, co można wrzucić do jednego worka, że to jest archipelag i różnorodność kultur i sposobów patrzenia na świat. Mam wrażenie, że „Opowieści z Dolnego Miasta” pokazały również Tokio w taki sposób. Czy to jest takie miasto konglomerat?

To jest miasto, którego naprawdę nie ma. Z punktu widzenia prawnego i administracyjnego nie ma takiego miasta jak Tokio. Jest metropolia tokijska na prawach prefektury, czyli odpowiednika naszego województwa. Dla tokijczyków ważne jest, w którym miejscu metropolii ktoś się urodził i wychował, a także gdzie mieszka i gdzie pracuje.

Wspomina pan także o różnicach językowych, sposobie akcentowania. Czy to jest mocno wyczuwalne?

To zależy na kogo trafimy. Dzisiaj ten język się zunifikował, wszyscy mówimy w dość podobny sposób. Natomiast jeśli ktoś jest uważnym słuchaczem, to może to wychwycić.

Czy oprócz Tokio jest jakieś inne miejsce na świecie, w którym mógłby się pan tak mocno zakotwiczyć?

Prowadzę dość nomadyczny tryb życia. Jest wiele miejsc, w których mieszkałem dłużej niż kilka miesięcy. Tokio jest jednak pod tym względem dość wyjątkowe. Bardzo chciałem się tam zadomowić. Zbudowałem tam ważne dla mnie relacje międzyludzkie. Znalazłem prawdziwych przyjaciół. To miejsce jest mi dużo bliższe niż wszystkie inne. Znam je na tyle dobrze, że mogę się po nim poruszać bez mapy, wiem, gdzie i czego mogę się spodziewać. Tak, jest to dla mnie mocno „udomowione” miejsce. Nie zawiodłem się nigdy na Tokio. To też jest chyba bardzo ważne.

Strofy mistrza Nagaia doskonale oddawały to, co odczuwałem za każdym razem, gdy spacerowałem uliczkami tej części Dolnego Miasta: melancholię, która przynosi świadomość nieuchronności przemijania i związane z nimi poczucie bezsilności.

„Tokio. Opowieści z Dolnego Miasta”, Piotr Milewski

„Opowieści z Dolnego Miasta” to książka, w której jest bardzo dużo zapachów. Czy to znaczy, że Tokio tak mocno pachnie? Te zapachy są na tyle specyficzne i na tyle silne, że zostają w głowie?

Na pewno zależy to od miejsca i pory roku. Szczerze mówiąc, nigdy się nad tym nie zastanawiałem, choć widocznie te zapachy tak mocno oddziaływały na moją świadomość, że pozostały w pamięci. Być może w jakiejś mierze wynika to też z tego, że przez sześć lat w Tokio mieszkałem na wyspie, oblanej z jednej strony wodami rzeki, która tuż obok wpadała do zatoki, z drugiej strony – wodami kanału. Zmieniające się zapachy były cechą codzienności, której nie dało się przeoczyć. Teraz, kiedy pan o tym wspomniał, zacząłem się po raz pierwszy nad tym poważnie zastanawiać. 

Kadzidła na przykład też mogą pachnieć, a skoro o nich mowa… Używa pan takiego określenia do miejsc kultu w Japonii, które dla mnie wiąże się bardziej z religiami Słowian. Określa pan te miejsca jako chramy.

Japończycy są wyznawcami shintoizmu. To pradawny, rdzenny kult bóstw. I choć miejsca, w których współcześnie oddają im cześć, przypominają świątynie, to jednak odwołują się do czegoś bardzo pierwotnego. W języku japońskim używa się innego określenia na świątynię buddyjską, a innego na chram shintoistyczny. Używam tego dziś u nas już dość rzadko stosowanego zwrotu, żeby nie mieszać tych porządków.

Kończy pan swoją książkę zdaniem, o którym przy innej okazji wspominałem – że Dolne Miasto to stan umysłu. Jaki to stan umysłu? Kim jest mieszkaniec Dolnego Miasta?

Myślę, że to jest ktoś, kto na co dzień bardzo ciężko pracuje, utożsamia się z miejscem, w którym mieszka, ma potrzebę bliskich relacji z sąsiadami. Jest przywiązany do tradycji. Mieszkaniec Dolnego Miasta chętnie bierze udział w życiu swojej dzielnicy, uczestniczy w lokalnych festiwalach, które są z jednej strony rytuałami religijnymi, z drugiej zaś wydarzeniami, podczas których spędza się razem czas i zacieśnia więzi. To bardzo ważne, bo Tokio, podobnie zresztą jak cała Japonia, jest miejscem, w którym w każdej chwili może zatrząść się ziemia albo nadejść fala tsunami. Istnieje więc zagrożenie, z którym pojedynczy człowiek sobie nie poradzi. Potrzebna jest do tego grupa.

Obywatele Dolnego Miasta różnią się tym od innych mieszkańców prefektury?

W nich jest to jeszcze głębiej zakodowane. Są bardzo dumni ze swojej mikroojczyzny, czyli z dzielnicy czy nawet kwartału z jego historią i tradycjami. Trzymają się razem. W innych, bardziej nowoczesnych częściach Tokio te więzi są dużo słabsze, ludzie częściej zmieniają miejsce zamieszkania, mniej utożsamiają się z danym miejscem.

Trzeba jednak powiedzieć, że Dolne Miasto już od dawna nie jest administracyjnie wydzielonym obszarem, jest, jak piszę w książce, stanem umysłu i duszy.

O autorze

Piotr Milewski – urodził się w 1975 roku w Chełmie, a wychował w Opolu. Studiował w Poznaniu, Wiedniu, Pasawie, Filadelfii, Sapporo i Otaru. Dziewięć lat spędził w Japonii. Stypendysta Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Autor bestsellerowych książek Transsyberyjska. Drogą żelazną przez Rosję i dalej (2021), Dzienniki japońskie. Zapiski z roku Królika i roku Konia (2022), Islandia albo najzimniejsze lato od pięćdziesięciu lat (2018) oraz Planeta K. Pięć lat w japońskiej korporacji (2020). Współautor książek Hokkaido – Japonia bez gejsz i samurajów (2006), Azja. Opowieści podróżne (2018) oraz Wyspa. Opowieści podróżne (2019) . Trzykrotny laureat Nagrody Magellana Magazynu Literackiego „Książki”. Laureat nagrody magazynów „National Geographic Traveler” i „National Geographic Polska”. Współpracuje z polskimi i japońskimi czasopismami oraz z prasą polonijną.

Chcesz kupić książkę „Tokio. Opowieści z Dolnego Miasta” w cenie, którą sam/-a wybierzesz? Ustaw alert LC dla tej książki!

Książka „Tokio. Opowieści z Dolnego Miasta” jest już dostępna w sprzedaży online.

---
Artykuł sponsorowany, który powstał przy współpracy z wydawnictwem.


komentarze [7]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
twujstary8  - awatar
twujstary8 28.10.2023 15:06
Czytelnik

w sumie nigdy tam nie byłem, niewykluczone, że faktycznie nie istnieje, podobnie zresztą jak województwo warmińsko-mazurskie (tam też nie byłem)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Remigiusz Koziński 29.10.2023 11:35
Redaktor

Nie istnieje w sensie prawnym, czy administracyjnym. W naszej mentalności istnieje. Rzeczone województwo "ma" chyba odwrotnie :).

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
twujstary8 29.10.2023 21:13
Czytelnik

być może ma to związek z treścią artykułu, ale ja czytam tylko nagłówki

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Remigiusz Koziński 29.10.2023 21:36
Redaktor

😂

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
saa-saa-  - awatar
saa-saa- 28.10.2023 10:39
Czytelnik

Może być ciekawie. W takich próbach najwięcej zależy od autora, jego kompetencji. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Remigiusz Koziński 28.10.2023 14:37
Redaktor

Kompetencje są! Polecam z całego serca.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
LubimyCzytać  - awatar
LubimyCzytać 27.10.2023 13:06
Administrator

Odwiedziliście kiedyś Tokio? A może o tym marzycie? Przed wizytą sięgnęlibyście po książkę Piotra Milewskiego?

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post