Iza Klementowska zabiera czytelników w podróż do korzeni: drzew i swoich własnych

Remigiusz Koziński Remigiusz Koziński
23.05.2023

Pień, w który się wtulamy – czujemy policzkiem miękkie mchy i kłujący zarost porostów. Drzewo, które jest domem i całym światem. Ludzie wchodzący z drzewami w relacje i drzewa przemawiające do ludzi magią zaklętą między słojami. Remigiusz Koziński rozmawia z Izą Klementowską, autorką książki „Cztery strony drzewa”, o tym, jak bardzo magiczny może być reportaż i jak bardzo realna potrafi być magia.

Iza Klementowska zabiera czytelników w podróż do korzeni: drzew i swoich własnych Materiały – Wydawnictwo Marginesy

Cztery strony drzewa okładka książki [Opis – Wydawnictwo Marginesy] Polska szeptucha, szamanka z Mozambiku, norweski strażnik Yggdrasila, pół Komancz, pół Aztek z Kalifornii, para z indyjskiej komuny w Auroville, a także babcia autorki – dzieli ich cały świat, ale łączy jedno: miłość do drzew i niemal symbiotyczny z nimi związek.

Iza Klementowska udaje się w różne strony świata – zachód, wschód, północ oraz południe – i poznaje ludzi, których więź z przyrodą, głównie drzewami, daleko wykracza poza zwyczajność. Którzy wykorzystują tę więź do leczenia nie tylko innych ludzi, ale również całego ekosystemu. Rodzaj i siła tych relacji są czasem trudne do wytłumaczenia, a nawet zrozumienia.

Z drugiej strony człowiek od wielu lat zakłóca równowagę w przyrodzie, jakby nie do końca wierzył, że to, co robi, może mieć daleko idące konsekwencje. Jakby ludzkości, która w porównaniu z drzewami, żyje wręcz śmiesznie krótko, nie starczało wyobraźni. A przecież – jak powiedział autorce Frank, któremu już od ponad trzydziestu lat udaje się na pustyni sadzić i utrzymywać przy życiu gaje palmowe – „jesteśmy chodzącymi roślinami”.

Bo czy można zaprzyjaźnić się z drzewem? Czym lub kim są w ogóle drzewa? Co czują? I kim my jesteśmy dla nich oraz co możemy zrobić dla naszego wspólnego dobra?

Lubimyczytać, wywiad z Izą Klementowską

Czy – a jeżeli tak, to dlaczego – drzewa mają w sobie element magiczny? Czytając książkę, odniosłem wrażenie, że pani tak uważa. Czy to dlatego, że drzewa żyją dłużej od nas?

Myślę, że każdy, kto kiedykolwiek przebywał wśród drzew, znajdował wśród nich jakiegoś przyjaciela, bliższego lub dalszego. I z nim rozmawiał. Szczególnie gdy był dzieckiem, ale niekoniecznie. Pamiętam rozmowę ze znajomymi o drzewach, w której pojawiał się element wspomnień z dzieciństwa. Gdy byliśmy mali i gubiliśmy się w lesie, następował ten kontakt z drzewami. Zresztą dotyczy to także osób dorosłych. Odłączamy się od rozmowy czy jakiegoś innego kontaktu z ludźmi i przestawiamy się na kontakt z drzewami.

Czy to zawsze jest zbiorowisko drzew: las, zagajnik? Czy może być pojedyncze drzewo? Ze swojego doświadczenia dzieciństwa i młodości pamiętam kasztan za oknem, który towarzyszył mi przez lata.

Myślę, że to jest bardzo indywidualna sprawa, że nie ma jednej ścieżki rozumienia drzewa czy komunikowania się z drzewem. W moim przypadku była to lipa, którą opisuję, która rosła przy domu babci. To było tak duże drzewo, że zastępowało również inne drzewa. Tam oczywiście były inne, ale kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt metrów dalej. Kiedy jestem w lesie, często patrzę na poszczególne drzewa, ale też na całość, i w jakiś sposób odbieram ich obecność. Może nawet nie „obecność”, bo widzę je, ale czuję coś, czego nie umiem do końca nazwać. Nie wiem, czy to są fluidy… W każdym razie czuję jakąś bardzo dobrą energię, która wypływa z drzew. Zresztą dużo się teraz mówi o tym, że jeśli ktoś ma jakiś problem natury psychicznej, to bardzo pomaga przebywanie wśród drzew. Stąd te wszystkie kąpiele leśne.

Myślę, że coś tu jest na rzeczy, tym bardziej że moi bohaterowie podkreślali ten właśnie indywidualny kontakt z drzewem. Oni najpierw mówili zawsze o jednym drzewie, a później zaczynał się opis całej ich gromady.

Skoro wspomina pani bohaterów… Książka „Cztery strony drzewa” to opowieść o ludziach, o relacjach między drzewami i ludźmi, ale także opowieść o pani doświadczeniach. Zastanawiam się, dlaczego relacje między drzewami a ludźmi są tak bardzo skomplikowane. Z jednej strony darzymy drzewa niemal religijną czcią, z drugiej strony traktujemy je dosyć użytkowo.

Lubimy drewniane rzeczy. To kawałki natury, którą przynosimy do domu i z którą jesteśmy związani od prehistorycznych czasów, od momentu kiedy człowiek pojawił się na Ziemi. Wydaje mi się, że my, ludzie, stawiamy siebie na pierwszym miejscu. Podporządkowaliśmy sobie rośliny, drzewa i wszystkie zielone stworzenia, zwierzęta także. Wydaje nam się, że jesteśmy najważniejsi na tej planecie, ale nie zdajemy sobie sprawy, że – uwaga, powiem teraz truizm, ale nie zaszkodzi powtarzać go w nieskończoność – bez tych stworzeń nas by również nie było. Dają nam pokarm, bardzo obficie; dają nam wspaniałe towarzystwo, czy to są konie, czy żółwie, czy nawet rybki w akwarium, ponieważ są osoby, które potrafią doskonale komunikować się właśnie z rybami.

Użyła pani określenia „stworzenia” w stosunku do wymienianych przed chwilą koni, żółwi. To nas stawia w takiej roli bycia „ponad”. Próbujemy językowo jakoś podkreślać swoją wyższość, a czasem uciekać od odpowiedzialności. W lesie rośnie drzewo, ale obróbce poddajemy surowiec – drewno. Mięso to też surowiec, a nie mięśnie zwierzęcia, które żyło, oddychało.

Całkowicie się zgadzam, powinniśmy raczej mówić, że jesteśmy istotami. Nie stawiam człowieka na pierwszym miejscu, to na pewno. Wszystko, co żyje, traktuję na równi. Staram się nie wykorzystywać innych istot dlatego, że żyję, choć czasami jest to oczywiście niemożliwe. Moje życie zależy od życia innych. Jestem elementem większej całości. Ale nie noszę skórzanych butów, torebki czy plecaka.

Pytanie, czy tak się w ogóle da funkcjonować?

No właśnie chyba się nie da. Proszę zwrócić uwagę, że człowiek wozi nawet kawałki palo santo (drzewo o niezwykłych właściwościach, zdaniem mieszkańców Ameryki Południowej jego zapach oraz dym oczyszczają ciało i umysł – przyp. R.K.), by sobie okadzać przestrzeń czy wypleniać złą energię. W związku z tym wycinaliśmy te święte drzewa. Teraz na szczęście jest to zakazane, drewno palo santo można pozyskiwać jedynie z obumarłych drzew i złamanych gałęzi. Używamy jednak palo santo po to, by oczyścić przestrzeń wokół siebie. Po to, by innym wokół nas było dobrze. Myślę, że tu w grę wchodzi biosynteza.

Jesteśmy całością, od siebie zależymy. Energię słońca musimy jakoś przejąć, nie umiemy jej zakląć w naszym ciele, tak jak to robią rośliny, drzewa. Nie potrafimy inaczej niż konsumując, choćby poprzez palenie drewna, by się ogrzać.

Należy sobie tu zadać pytanie: w jakim miejscu i w jakim momencie jesteśmy? Wiemy o zmianach klimatycznych, wiemy, co się dzieje z Ziemią. Wiemy o tym, że ona powoli umiera. Wiemy, że Słońce się w końcu wyczerpie. Zapomnieliśmy o tym, jak działać razem z naturą. Zamiast tego wycinamy ją na potęgę, ponieważ koniecznie chcemy mieć na przykład drewniany stół w domu.

A jednak ten stół lubimy. Dotyk drewnianego blatu…

No właśnie, a jednak ten stół lubimy, koło się zamyka. Nie bardzo wiemy, jak z niego wyjść. Przecież nawet osoby żyjące w jakiś alternatywny sposób w swoich domach czy w życiu stosują drewno. Żyją wśród drewnianych ścian, siadają na drewnianych krzesłach, dzieła sztuki, które tworzą, są często w drewnianych ramach.

No właśnie, a to drzewo, które zostało przez nas użyte do produkcji mebli, to często drzewo ścięte. Widzimy, ile tam jest słoi, ile jest przyrostów rocznych, ile lat rosło, jak długo w porównaniu z nami. Nam ścięcie zajęło kilkanaście czy kilkadziesiąt minut.

Po tych słojach widzimy, jak wiele życia zabieramy. To jest koło. Zamknięte koło. I nie wiemy, jak z niego wyjść. Dlatego zwracam uwagę na to, że warto sadzić rośliny, drzewa. Na wszystkie czynności, na wszystkie akcje, które mogą przyczynić się do tego, by naprawić tę naszą relację z naturą. Bo my się zachwycamy pięknem kwiatów na wiosnę, tym, że kwitną drzewa. Zachwycamy się wizualną stroną, często zapominając o tym, że to ma wymiar trochę głębszy i większy, przekraczający tylko zmysłową sferę – to, co postrzegamy.

W tytule pani książki pojawiają się „cztery strony”. Nasz umysł dopowiada nam do tej frazy od razu ciąg dalszy: „cztery strony świata”. U pani mamy „cztery strony drzewa”. Czy to znaczy, że uważa pani, że drzewo może być całym światem?

Tak… Tak! Gdyby nie było drzew, nie byłoby nas, więc oczywiście tak. Trochę się tu podepnę pod Skandynawów, którzy uważają drzewo za trzon wszechświata, za korzeń, od którego wszystko się zaczyna.

Pozwolę sobie nawiązać do pani wcześniejszych książek. W „Zapachu trawy”, „Minutach” i „Samotności Portugalczyka” mieliśmy treść reportażową. Często pisaną niezwykle intymnie, blisko bohaterów. Niemniej były to reportaże – czy też relacje z podróży. Czy więc „Cztery strony drzewa” to też reportaż z takiej podróży, ale podróży w głąb siebie? Próbuję nawiązać do odejść od racjonalnego realizmu w kierunku czegoś mniej dotykalnego. Może magii?

Ta książka powstawała przez wiele lat, w zasadzie podczas wszystkich moich podróży. Kiedy spotykałam moich bohaterów, mój umysł, trochę reporterski, trochę sceptyczny, nakazujący badać wszystko z pięćdziesięciu różnych stron, nie chciał pewnych treści przyjąć.

Nie wierzyłam, że pewne rzeczy się zdarzyły. To wszystko, co opisuję, wydarzyło się – czasem w wyniku działania tych substancji, którymi byłam częstowana. Przyjmowałam je, czasem świadomie, czasem nieświadomie. Kiedy już dojrzałam do tego, żeby napisać książkę, zastanawialiśmy się z moim redaktorem, jak to może zostać odebrane. Wszystkie historie, które słyszałam, zostały opowiedziane przez bohaterów. Wszystko to usłyszałam lub wszystko to widziałam.

To na pewno nie jest reportaż w stylu, w jakim wcześniej pisałam. Ludzie, z którymi rozmawiałam, okoliczności, w jakich prowadziłam rozmowy – właśnie te otaczające nas drzewa – były inne niż zazwyczaj.

Zatem jeśli nie tylko ludzie, ale i drzewa są elementami reportażu lub go tworzą, to wtedy musimy z otaczających nas na co dzień czterech wymiarów uciec w jakieś dodatkowe?

Myślę, że warto może nawet nie uciec, ale być w tych wymiarach dodatkowych, ponieważ one są. Jak powiedział mi w Mozambiku Mia Couto: jeśli czegoś nie widać, to nie znaczy, że tego nie ma. Biorąc pod uwagę naszą świadomość… Każdy odbiera przecież rzeczywistość w inny sposób. Nasze percepcje mogą być zbieżne w wielu elementach, ale w wielu innych nie. Reportaż może być więc formą, która może zbliżać inne drogi percepcji, inne wymiary postrzegania. Także poprzez te istoty nam bliskie: drzewa, inne gatunki zwierząt.

Jest to bardzo trudne do opisania w sensie faktów, że coś zdarzyło się tego i tego dnia o tej i o tej godzinie. Niektóre rzeczy dzieją się jakby obok. Agata Kasprolewicz z podcastu „Raport o stanie świata” nazwała tę książkę „reportażem baśniowym”. Być może to jest to określenie? Nie wiem.

Nie chcę szufladkować. Szczególnie w wypadku tej książki, której odbiór, jak mi się wydaje, może być bardzo indywidualny. Książki, którą należy czytać w skupieniu, żeby zajrzeć w te wymiary, które gdzieś tam w sobie mamy… Powstaje pytanie: czy jesteśmy w stanie pojąć wymiar postrzegania drzewa? Istnienia trwającego setki lat? Postrzegania przez tę istotę tego szybko migającego świata gdzieś tam w dole? Czy w ogóle jesteśmy w stanie przyjąć taką perspektywę?

Jestem cały czas w drodze. Perspektywa drzewa jest dla mnie więc tym bardziej interesująca, ponieważ ono ma korzenie, jest wrosłe. Ono stoi. Jak to więc jest, kiedy się stoi w miejscu cały czas? Każdy może przyjąć, choćby częściowo, tę perspektywę, patrząc przez pryzmat elementu życia, który jest dla niego istotny. W moim przypadku jest to bycie w drodze, aż w końcu znajdę to miejsce, jedno jedyne na świecie…

Może kiedyś ludzie lepiej rozumieli drzewa, bo się aż tak bardzo nie przemieszczali, żyli obok drzew. Bywało, że pod gałęziami lipy z opowieści o pani babcinym domu żyło kilka pokoleń.

Każdy więc powinien spróbować indywidualnej perspektywy i spojrzenia. Nawet jeśli wymyka się to naszemu rozumieniu, warto przyjąć, że takie drzewo również czuje.

Kiedy je wycinamy… My nie myślimy o drzewach w taki sposób, że one mogą coś czuć fizycznie, a przecież tak się dzieje.

Powinniśmy się więc otwierać na inne istnienia, czasem bardzo różne od nas?

Bądźmy bardziej uważni. Zwracajmy uwagę na to, co żyje, na to, co rośnie wokół nas. Uważność jest niezwykle istotna. Zatrzymajmy się na chwilę. Poszukajmy elementu, który nam w tym pomoże.

Książka „Cztery strony drzewa” jest dostępna w sprzedaży.

---
Artykuł sponsorowany, który powstał przy współpracy
z wydawnictwem.


komentarze [1]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Remigiusz Koziński - awatar
Remigiusz Koziński 23.05.2023 15:30
Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post