rozwiń zwiń

Valérie Perrin: pani od nadziei. „Zapomniane niedziele” w końcu w polskim przekładzie

Sonia  Miniewicz Sonia Miniewicz
07.03.2024

Nawet w chwilach największego zwątpienia nie można tracić nadziei. Warto cieszyć się z drobnych rzeczy, szukać w życiu własnej drogi i być dobrym dla innych. Bo miłość, przyjaźń i bliskość to jedne z najważniejszych rzeczy, nadające wszystkiemu sens. O tym, między innymi, mówią książki Valérie Perrin, jednej z najpoczytniejszych francuskich pisarek. A na jej poruszające słowa, zwłaszcza w tych nie zawsze wesołych czasach, czeka wielu czytelników.

Valérie Perrin: pani od nadziei. „Zapomniane niedziele” w końcu w polskim przekładzie

Dorastała w małym burgundzkim miasteczku, sennym i nudnym miejscu, z którego jak najszybciej pragnęła się wyrwać. Już jako nastolatka bez wahania podążała własną ścieżką. Rzuciła liceum w pierwszej klasie i poszła do pracy, chcąc powoli odkładać pieniądze na realizację swoich celów. Po osiągnięciu pełnoletności spakowała walizkę i wyjechała do ukochanego Paryża – by ostatecznie po latach znów wrócić do Burgundii. Tam wyszła za mąż, została matką, zatrudniła się w urzędzie i wiodła zwykłe, spokojne życie. Owszem, po głowie chodziły jej pomysły na powieść, jednak pochłonięta wychowywaniem dzieci i pracą nie sądziła, że kiedykolwiek przeleje swoje myśli na papier.

Wszystko zmieniło się po rozwodzie, gdy poznała reżysera Claude’a Leloucha. Nie tylko została jego partnerką, ale i towarzyszyła mu na planach filmowych, zajmowała się zdjęciami i współtworzyła scenariusze. Wreszcie rozwijała się artystycznie i dawała upust kreatywności. Wtedy też dotarło do niej, że nie powinna dłużej zwlekać, zrozumiała, że to idealny czas, by spełnić swoje marzenie i napisać książkę.

Wszystko ma swój czas

„Zapomniane niedziele” ukazały się we Francji w 2015 roku (w Polsce książka została wydana w lutym 2024 roku nakładem wydawnictwa Albatros), gdy Perrin miała czterdzieści osiem lat. Kiedy dziennikarze pytali ją, czy nie żałuje, że zadebiutowała tak późno, autorka bez wahania odpowiadała, że wszystko ma swój czas i nie należy się z niczym spieszyć. Wcześniej nie miała warunków, czasu ani możliwości na pisanie – i nie zamierza sobie tego wyrzucać ani czuć się winna. Uważa też, że musiała dojrzeć, wiele przeżyć i zrozumieć, by móc napisać tę opowieść w taki sposób, w jaki chciała ją ujrzeć w druku.

Historia młodej Justine, która pracuje w domu spokojnej starości i nawiązuje przyjaźń ze staruszką Hélène, zachwyciła czytelników i krytykę, a Perrin przyniosła kilkanaście nagród literackich. I nic dziwnego, bo „Zapomniane niedziele” to emocjonalna powieść o miłości, ale też i bólu, który często się z nią wiąże, o samotności i potrzebie bliskości. Skłania do refleksji, budzi emocje i mało kogo pozostawia obojętnym. Bohaterowie Perrin są mocno poturbowani przez życie, nieidealni, a przez to prawdziwi; pogubieni, pozornie bezsilni, lecz równocześnie próbują odzyskać kontrolę nad własnym losem. Justine, która wciąż nie może pogodzić się ze stratą rodziców, jest wycofana, zdaje się kompletnie wyzuta z uczuć, nieszczęśliwa i pozbawiona wiary, że przyszłość może przynieść jej cokolwiek dobrego. Kiedy jednak zaczyna wsłuchiwać się w historie pensjonariuszy domu starości, dociera do niej, jak wiele dobrych rzeczy może ją ominąć, kiedy tak zamyka się na świat.

W tym właśnie kryje się siła prozy Perrin – w mówieniu o ważnych rzeczach w prosty sposób, bez patosu i egzaltacji; w przypominaniu o pięknie świata; w dawaniu nadziei, że nawet z najgorszych sytuacji zawsze jest jakieś wyjście. Pisze o zwykłych ludziach, z którymi łatwo się utożsamić, a co za tym idzie – uwierzyć, że faktycznie życie może pisać scenariusze ze szczęśliwym zakończeniem, nawet jeśli początek nie zapowiada się obiecująco. Czytelników zachwycają jej empatia i szczerość, wyczucie i wrażliwość, bezpretensjonalność i ciepło bijące z każdej strony. Nic dziwnego, że „Zapomniane niedziele” rozeszły się w ogromnym nakładzie i zapewniły Perrin rozpoznawalność. Autorka, zachęcona tym sukcesem, wkrótce zasiadła do pisania kolejnej powieści.

Eros i Tanatos

„Życie Violette” powtórzyło sukces swojej poprzedniczki – a nawet zebrało jeszcze bardziej entuzjastyczne recenzje. Wiele osób nie kryło, że dzięki tej powieści inaczej spojrzało na siebie i otaczający świat, zaczęło cieszyć się z drobnych rzeczy, tak jak tytułowa bohaterka. Violette bowiem nie zaznała w życiu zbyt wiele szczęścia, dnie spędza na cmentarzu, otaczają ją smutek i cierpienie, a w pobliżu wciąż krąży widmo śmierci. A mimo to kobieta się nie poddaje. Chociaż zaznała tak wiele bólu, nie dała się złamać i pozostała silna, wciąż szuka w codzienności miłych chwil, uczy się czerpać radość z tego, na co inni nie zwykli zwracać uwagi. Wie, jak ważny jest kontakt z drugim człowiekiem, dobre słowo, uśmiech, okazanie wsparcia w trudnej chwili, wysłuchanie kogoś. I, naturalnie, miłość, która nadaje tak wielu rzeczom sens. Równocześnie Perrin prowadzi fabułę niczym wytrawna autorka kryminałów, roztacza przed czytelnikami sieć sekretów, sprawia, że nie można się oderwać od książki, dopóki nie dojdzie się po nitce do kłębka, nie odkryje wszystkich tajemnic.

Pisarska misja

Trzecia powieść Perrin, „Cudowne lata”, nie potrzebowała już tak naprawdę żadnej reklamy – a autorka udowodniła czytelnikom, że absolutnie nie wyszła z formy. I chociaż ona sama wspominała, że podczas pisania dręczył ją lęk, że książka nie dorówna „Życiu Violette”, że nie stworzy już tak przekonujących bohaterów, dzięki entuzjastycznym słowom córki nie dała się pokonać zwątpieniu. Tym razem opowiedziała historię Adriena, Etienne i Niny, trójki przyjaciół żyjących – tak jak sama autorka – w małym miasteczku w Burgundii. Jest rok 1986, a oni są przekonani, że nic nigdy ich nie rozdzieli i razem snują marzenia o przeprowadzce do Paryża. Ponad trzy dekady później w jeziorze w miasteczku znaleziony zostaje wrak samochodu. Jaki związek z wypadkiem ma trójka przyjaciół? I jak to się stało, że choć kiedyś byli sobie tak bliscy, teraz nie chcą utrzymywać ze sobą kontaktu?

Perrin pisze o przyjaźni, o tym niezwykłym porozumieniu dusz, o którym marzy wiele osób, by zaraz potem pokazać, że nic nie jest nam dane na zawsze. Trzeba liczyć się z tym, że każdego czeka wiele rozczarowań. Czasem należy podjąć niełatwe decyzje, przełknąć rozgoryczenie, być wsparciem dla osoby, która cierpi. Te trudne doświadczenia kształtują jednak charakter, czynią silniejszymi, a czasem otwierają nowe drzwi, przez które warto przejść. Nawet kiedy pojawiają się smutek, zwątpienie i rozpacz, Perrin przypomina, że to wcale nie koniec, że być może za zakrętem czeka na nas coś dobrego. A jeśli udało się jej sprawić, że chociaż kilka osób dzięki jej książkom poczuło się lepiej, zmieniło swoje życie, pogodziło się ze stratą czy odzyskało nadzieję – to, jak wyznaje, może się czuć autorką spełnioną.

Chcesz kupić tę książkę w cenie, którą sam/-a wybierzesz? Ustaw dla niej alert LC.

Książka jest już w sprzedaży online

Artykuł sponsorowany, który powstał przy współpracy z wydawnictwem


komentarze [7]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
domekzkart 07.03.2024 19:21
Czytelniczka

Zapomniane niedziele już przeczytane. Tak jak i reszta ksiązek tej autorki bardzo przypadła mi do gustu. Pełna ciepła, przyjemnie się czyta

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Dziadoszan 07.03.2024 17:00
Czytelniczka

"...w końcu w polskim przekładzie" - tak,  W KOŃCU! Bo przecież wszyscy Polacy czekali i latami nie mogli się doczekać tego polskiego przekładu czegoś tam.
Tak się zastanawiam, czy nie dobrze by było zdać sobie sprawę, że pisze się dla ludzi czytających i oczytanych, a nie dla naiwnych połykaczy reklamowych treści i zwrotów.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Krzysztof Gromadzki 07.03.2024 11:38
Czytelnik

Jakiś czas temu czytałem  Madame Antoniego Libery. Główny bohater - nastoletni licealista nieszczęśliwie zakochany w pięknej nauczycielce - zachodził w głowę, jakim cudem bazujący na prostych, żeby nie powiedzieć, że na "oklepanych" schematach, zdaniem wielu trącący kiczem i banałem film Claude'a Leloucha pt. "Kobieta i mężczyzna", mógł...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
 Madame
Nimbra 07.03.2024 14:27
Czytelniczka

Tak się zastanawiam, czy ta siła autentyczności o której wspominasz to nie jest kwestia poszukiwania siebie w innych. Znaczy np. potwierdzenia, że inni, nawet bohaterowie fikcji, przeżywają to samo co my. I że jest to autentyczne, takie współodczuwanie. Coś w stylu - mam tak samo! też tak czuję, nie zwariowałem!. Czasem to takie wspólne katharsis. Przeżywanie jakiegoś...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Krzysztof Gromadzki 07.03.2024 15:23
Czytelnik

@Nimbra Bez wątpienia masz rację, a empatia, czy współodczuwanie, ma w tej kwestii ogromne znaczenie. Bowiem bardzo trudno jest opisać coś, czego się zupełnie nie zna. A już niemożliwe jest opisanie tego w wiarygodny sposób. Jako bonus do serdecznych pozdrowień dorzucam moją recenzję "Madame":
 https://www.biblionetka.pl/art.aspx?id=1248115

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Agnieszka Żelazna 08.03.2024 08:36
Czytelniczka

Zgadzam się z tym cytatem, który mówi, że sposób opowiedzenia historii jest ważniejszy od niej samej, bo nawet najlepszą, najciekawszą opowieść można "położyć" fatalnym wykreowaniem postaci i zdarzeń.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Sonia 07.03.2024 11:00
Redaktorka

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post