Tylko martwy mógł opowiedzieć tę historię. Shehan Karunatilaka i „Siedem księżyców Maalego Almeidy”

Adam Horowski Adam Horowski
26.10.2023

Od młodzieńczych lat grał na gitarze, chciał zostać gwiazdą rocka. Jego pomysłem na image od zawsze były paznokcie pomalowane na czarno, czego nie aprobowała jego żona. Tuż przed odebraniem Bookera wysłała go do manicurzystki, by dobrze prezentował się podczas gali, a on nie mógł się powstrzymać – poprosił o czarny lakier. Żona podobno potem nie odzywała się do niego przez całe popołudnie, ale jedną z najważniejszych nagród literackiego świata, rzecz jasna, odebrał – i w pewnym sensie w końcu został gwiazdą. Wszystko za sprawą „Siedmiu księżyców Maalego Almeidy” – powieści, która niejednemu pogrążonemu w kryzysie czytelnikowi jest w stanie przywrócić wiarę w literaturę.

Tylko martwy mógł opowiedzieć tę historię. Shehan Karunatilaka i „Siedem księżyców Maalego Almeidy” Materiały Wydawnictwa Marginesy

Shehan Karunatilaka swoją debiutancką książkę wydał samodzielnie w 2010 roku. „Chinaman: The Legend of Pradeep Mathew” to historia emerytowanego dziennikarza alkoholika, który w latach dziewięćdziesiątych, po zdiagnozowaniu poważnych problemów wątrobowych, postanawia odnaleźć najwspanialszego lankijskiego gracza w krykieta, jakiego w swoim życiu widział. Już za tę powieść pisarz ze Sri Lanki otrzymał wiele nagród, głównie azjatyckich.

Druga powieść była w zasadzie pierwszą wersją „Siedmiu księżyców…” - została wydana w 2020 roku przez Penguin India jako „Chats with the Dead”, ale wątki polityczne i mitologia Sri Lanki okazały się zbyt hermetyczne i wydawcy nie zdecydowali się wypuścić książki na międzynarodowe wody. Karunatilaka wysłał manuskrypt przyjaciółce, z zawodu redaktorce, która wraz z mężem prowadziła małe wydawnictwo. „Wspaniała robota, ale obawiam się, że środek, początek i koniec nie do końca działają” – wspominał potem ze śmiechem jej słowa. Mógł odpuścić, ale zamiast tego ponownie siadł do tekstu, czemu zresztą sprzyjał czas pandemii. Prawie dwa lata dodatkowej pracy – o czym świadczy choćby wspomniana Nagroda Bookera – opłaciły się.

Powieść „Siedem księżyców Maalego Almeidy” (Wydawnictwo Marginesy) jest zbudowana na zasadzie pnącej się w górę konstrukcji z wciąż dokładanych klocków – im jest ona wyższa, tym wygląda bardziej imponująco, ale też tym łatwiej może się zawalić. Karunatilaka zużył wszystkie dostępne klocki, a mimo to jego konstrukcja pozostała stabilna. Zagadka kryminalna miesza się tu z czarnym humorem, dramat społeczny z opowieścią o duchach, historia trójkąta miłosnego z czymś, co można nazwać spirytystycznym fantasy. Świat pozagrobowy składa się bowiem z całego szeregu ściśle określonych zasad – niczym system magiczny rodem z opowieści o elfach i krasnoludach.

Głównym bohaterem jest tytułowy Maali Almeida, fotograf wojenny, gej i hazardzista, który po śmierci trafia do Pomiędzy – zaświatów, zbiurokratyzowanych i przepełnionych duszami stojącymi w ciągnących się w nieskończoność kolejkach („Życie po śmierci przypomina urząd skarbowy, w którym wszyscy domagają się zwrotu podatku”). Tam dowiaduje się, że ma siedem księżyców (nocy), by rozwiązać zagadkę swojej śmierci – potem trafi do Światła lub do Rzeki Narodzin, a jeśli nie zdąży, utknie w tym miejscu na zawsze, pozostawiony na pastwę upiorów i demonów.

Zaświaty mają swoją walutę – varam. Im żywi więcej wzniosą za ciebie modłów, złożą ci kwiatów, wypalą świeczek, kadzidełek i przypraw korzennych, tym twoja dusza będzie mogła nabyć więcej rozmaitych umiejętności. Zasady podróży także są klarowne – wykorzystuje się do tego strumień wiatru, ale podróżować możesz tylko tam, gdzie byłeś za życia, tam, gdzie trafią twoje zwłoki, albo tam, gdzie ktoś wypowie twoje imię. Almeida będzie podróżować więc często, bo tak jak on stanie przed zadaniem rozwiązania zagadki swojej śmierci, tak żywi będą głowili się nad tajemnicą pozostawionych prze niego kopert – oznaczonych kolejno jako As Karo, Król Trefl, Królowa Pik, Walet i Dziesiątka Kier, razem tworzących królewski strit.

Tłem dla opowieści są wydarzenia dla lankijskiego kraju tragiczne – przede wszystkim pogrom Tamilów (głównie hindusów) dokonany przez Syngalezów (buddystów) w 1983 roku, a także trwająca wciąż w późniejszych latach wojna domowa między wieloma prześcigającymi się w okrucieństwie frakcjami. Almeida był świadkiem wspomnianej masakry 83’, wytrwał w ogniu wydarzeń do końca, umyślił sobie bowiem, że jako fotoreporter zrobi dla swojego kraju to, co uczyniło słynne zdjęcie poparzonej napalmem dziewczynki dla wojny w Wietnamie. Przynajmniej tyle z idei, bo kiedy przychodziło co do czego, liczyło się, kto ile zapłaci.

W Sri Lance lat osiemdziesiątych »zniknięty« było określeniem na to, co mogli z tobą zrobić rządowi siepacze albo anarchiści z JVP, albo tamilscy separatyści, albo żołnierze indyjskich sił pokojowych w zależności od tego, z której pochodziło się prowincji i na kogo się wyglądało.

Karunatilaka twierdzi, że Sri Lanka, mimo krwawej i tragicznej historii oraz kruchej teraźniejszości, nie jest ponurym miejscem, a Lankijczycy są specjalistami od wisielczego humoru i często żartują w obliczu kryzysu. Czy jest to część mechanizmu obronnego, czy wrodzona pogoda ducha – nieistotne. Zresztą wystarczy spojrzeć na samego autora „Siedmiu księżyców…” – wspomniane już czarne paznokcie, na zdjęciach kąciki ust zawsze skierowane w górę, oczy zdradzające żywą ciekawość. Podobno podczas pisania powieści próbował przybierać poważny ton, ale nie współgrał on z jego wrażliwością – i jako pisarza, i jako Lankijczyka. Stąd sceny wypełnione humorem przeplatane z makabrą.

A ta ostatnia właściwie jest w powieściowej rzeczywistości normalnością. O wydarzeniach będących tłem była już mowa, ale i zaświaty, które są odzwierciedleniem świata żywych, wcale nie wyglądają lepiej. Duchy noszą na sobie to, w co odziane były ich ciała w momencie śmierci, ta sama zasada działa w przypadku wyglądu. A że na Sri Lance w latach osiemdziesiątych rzadko kto umierał w sposób naturalny, to zmarli wędrują z bandażami, porozdzieranymi przez wybuchy ubraniami, posiniaczonymi twarzami, rozbitymi głowami, poparzeniami każdego możliwego stopnia, oderwanymi kończynami.

Tak naprawdę światy żywych i martwych u Karunatilaki tworzą nierozerwalną całość, są awersem i rewersem, dwiema stronami tego samego medalu – jeden nie może istnieć bez drugiego. Ponoć dzisiejsi Lankijczycy mają problem z przepracowaniem przeszłości, zresztą bardzo niedalekiej, bo wojna domowa skończyła się zaledwie kilkanaście lat temu, w 2009 roku. Nie chcą o niej mówić, wolą iść do przodu. Właśnie dlatego tę historię mógł opowiedzieć tylko martwy bohater, tylko on mógł odkryć prawdę, której nie da się wyczytać z dokumentów, materiałów archiwalnych, reportażów – Karunatilaka napisał powieść wypełnioną duchami i demonami, a ludzie podchodzili do niego i mówili: „tak, dokładnie taka jest teraz Sri Lanka”.

Za każdym człowiekiem, którego widzisz, czai się duch. Część ludzi ma swoich opiekunów, którzy unoszą się nad nimi i odpędzają wszystkie upiory, prety i rahu. Przed innymi stoją najbardziej złośliwe z demonów i syczą im w twarz jałowe myśli. Na ramionach kilku osób przycupnęły diabły i sączą im do uszu żółć.

Kiedy myślę o tropach literackich, porównaniach, przychodzi mi na myśl połączenie „Paragrafu 22” Josepha Hellera z twórczością Gabriela Garcii Marqueza. Albo Dantego z Vonnegutem. Albo „Mistrza i Małgorzaty” z powieściami Stephena Kinga. Albo wreszcie filmu „Przerażacze” w reżyserii Petera Jacksona z pisarstwem Rushdiego. Sam Karunatilaka nie zgodziłby się z pewnością z przywoływaniem Hellera – według niego satyra to nie najlepszy kierunek interpretacji, bo wydarzenia z lat osiemdziesiątych zostały oddane jednak w jego książce dość wiernie. Ale nie ma co ukrywać, żadne ze wspomnianych zestawień i tak nie nabierze sensu dopóty, dopóki nie będzie się miało za sobą lektury „Siedmiu księżyców Maalego Almeidy”.

Karunatilace marzy się, że za dziesięć czy dwadzieścia lat Lankijczycy przestaną postrzegać jego powieść jako odbicie rzeczywistości i zaczną ją stawiać tam, gdzie jej miejsce, czyli na półce z kategorią fantasy, gdzieś bliżej „Harry’ego Pottera” czy „Władcy Pierścieni”. Że nie będą się już nazywać Syngalezami w kontrze do Tamilów i Tamilami w kontrze do Syngalezów, buddystami w kontrze do hinduistów czy muzułmanów i vice versa – wszyscy staną się przede wszystkim po prostu Lankijczykami. Jeżeli jednak za dwie dekady nic się nie zmieni i nadal jako naród będą tkwić w tym samym podzielonym miejscu, co dziś, będzie to dla niego wyjątkowo bolesne i tragiczne.

------

Chcesz kupić „Siedem księżyców Maalego Almeidy” w cenie, którą sam/-a wybierzesz? Ustaw alert LC dla tej książki!

Książka jest już dostępna w sprzedaży online.

---
Artykuł sponsorowany, który powstał przy współpracy z wydawnictwem.


komentarze [9]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
awatar
konto usunięte
28.10.2023 18:02
Czytelnik

Użytkownik wypowiedzi usunął konto

Krzysztof Gromadzki - awatar
Krzysztof Gromadzki 26.10.2023 19:55
Czytelnik

Bardzo ciekawie się zapowiada. Uwielbiam książki zderzające ze sobą różne kultury. Karunatilaka prezentuje jak skrzyżowanie Sapkowskiego i Rushdiego. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Adam Horowski - awatar
Adam Horowski 26.10.2023 20:46
Redaktor

Jestem ciekaw pierwszej wersji jego książki, która rzekomo miała być niezrozumiała dla zachodniego widza, bo Karunatilaka, jak się okazuje, doskonale porusza się po kulturze zachodniej i to niekoniecznie tej najbardziej mainstreamowej. W książce występują choćby izraelscy filmowcy i jednocześnie handlarze bronią o nazwiskach Yoram i Menahem - a to przecież imiona Yorama...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Krzysztof Gromadzki - awatar
Krzysztof Gromadzki 26.10.2023 21:14
Czytelnik

W takim razie ja też muszę ją przeczytać. Pozdrawiam! 😃 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Yahol  - awatar
Yahol 27.10.2023 00:11
Czytelnik

Właśnie przeczytałem. Co prawda nie tak dokładnie i szczegółowo jak prezentują to niektórzy (redaktorzy i krytycy - ale gdzie mi do nich) i tez mam taki wrażenie jakby odzywało się echo "Dzieci północy" i "Szatańskich wersetów". Być może to po prostu sugestia spowodowana zbliżonymi kręgami kulturowymi, może cos innego. Może. Ale z całą pewnością za jakiś czas wrócę do tej...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Klaudia  - awatar
Klaudia 26.10.2023 17:09
Czytelniczka

Ile jeszcze książek przed nami, które w tytule będą miały 7 "czegoś"...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Brak  - awatar
Brak 26.10.2023 23:57
Czytelnik

Czy to jest takie ważne? Liczy się chyba treść.

A 7 to liczba istotna w niektórych systemach i religiach, m.in. w chrześcijaństwie więc niedziwota że się pojawia często także w książkach

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Yahol  - awatar
Yahol 27.10.2023 00:05
Czytelnik

Gdyż albowiem 7 to liczba magiczna. Oznacza całość, dopełnienie, czas i przestrzeń. Mamy 7 dni tygodnia, 7 krasnoludków, 7 zbójców na drodze... 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Adam Horowski - awatar
Adam Horowski 26.10.2023 15:30
Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post