rozwiń zwiń

Pierre Boulle – prawdziwy twórca „Planety małp” i autor „Mostu na rzece Kwai”

Marcin Waincetel Marcin Waincetel
15.08.2017

Człowiek, wydawałoby się, że najpotężniejszy przedstawiciel ssaków naczelnych, staje się niewolnikiem – panowanie nad światem przejęły bowiem małpy człekokształtne. Czym jest zatem inteligencja? A czym dzikość i brak kulturowych wzorców? Oto pozornie prosty pomysł z odwróceniem ról i ciągle aktualne pytania, które znamy z kultowej franczyzy „Planeta małp”. Nie wszyscy jednak wiedzą, że wizja alternatywnej rzeczywistości ujętej w atrakcyjnej formule science fiction stworzona została nie w umysłach filmowców, a za sprawą człowieka literatury. A był nim nieco zapomniany dziś (niesłusznie!) Pierre Boulle.

Pierre Boulle – prawdziwy twórca „Planety małp” i autor „Mostu na rzece Kwai”

Pisarz, dyplomata, inżynier, technik, wynalazca, intelektualista, humanista, wreszcie tajny agent francuskiej armii z czasów II wojny światowej. Unikatowa sylwetka Pierre’a Boulle'a mogłaby posłużyć za gotowy materiał pod scenariusz filmowy, to więcej niż pewne, i faktycznie stało się tak częściowo za sprawą kultowej historii Most na rzece Kwai – oscarowa produkcja w reżyserii Davida Leana została bowiem wyreżyserowana na podstawie książki rzeczonego literata, w której wykorzystał on swoje wspomnienia, o czym będzie zresztą jeszcze później mowa. Dziesiąta Muza kochała pomysły francuskiego autora. I nic dziwnego, bo Boulle fascynował nie tylko wyobraźnią, ale też życiowym doświadczeniem.

Już jako młody chłopak wyjechał na teren brytyjskiej kolonii w Indochinach, aby nadzorować pracę jako inżynier przy plantacjach z kauczukiem. Egzotyczne miejsca, intensywny kontakt z obcą kulturą musiały znacząco wpłynąć na wrażliwość przyszłego pisarza, który swoją podróż do Malezji odbył w latach 1936-1939. Niedługo później nastała II wojna światowa, czas globalnego konfliktu, a więc zagadnienia podejmowanego później niejednokrotnie przez Boulle. Dodajmy, że niekoniecznie wprost. Bo w dziełach francuskiego twórcy wojna opisywana była nie tylko jako śmiercionośny konflikt toczony przy pomocy oręża, lecz również pojedynek na myśli, słowa, filozofię, czyli sztukę argumentacji – a są to bronie o sile rażenia wcale nie mniejszej niż arsenał z nowoczesnym uzbrojeniem. O tym przecież, między innymi, traktuje „Planeta Małp”.

Wojna stanowiła jednak również temat wcześniejszej powieści Boulle, a więc wspomnianej już książki „Most na rzece Kwai”. Opowieść koncentrująca się na przedstawieniu losów angielskich jeńców wojennych nosiła w sobie znamiona fascynującego autentyzmu. Zapis Francuza odnosi się bowiem zresztą częściowo do rzeczywistych doświadczeń, a to ze względu na jego wspomnienia. W czasie II wojny światowej służył on po stronie aliantów w nietypowej roli tajnego agenta o kryptonimie „Peter John Rule”. Wojna okazała się być dla niego traumatycznym przeżyciem, jako że w 1943 roku został wzięty do niewoli przez francuskie oddziały lojalne marionetkowemu państwu Vichy. Jako więzień zmuszany był do przymusowych, ciężkich prac, trawiących tak umysł, jak i ciało żołnierza. Nic dziwnego, że na kanwie tych przeżyć stworzona została właśnie powieść „Most na rzece Kwai”, kultowa i pasjonująca pozycja z kanonu europejskiej literatury wojennej.

Pierre Boulle był prawdziwym anglofilem – twierdzi Jean Loriot, prowadzący stowarzyszenie miłośników prozy Boulle, dodając przy tym: Na Dalekim Wschodzie współpracował z wieloma Anglikami. Można powiedzieć, że był impregnowany przez angielską kulturę. Bardzo ją podziwiał. A kiedy zaczął pisać, sprawił, że wielu jego bohaterów było Anglikami. Tak też było właśnie w przypadku „Mostu na rzece Kwai”, na podstawie której David Lean nakręcił filmowe widowisko, które zostało nagrodzone siedmioma Oscarami, zyskując tym samym olbrzymią popularność. To, na czym szczególnie zależało Boulle'owi w przedstawieniu wojennej historii było skonstruowanie sugestywnych portretów psychologicznych bohaterów funkcjonujących w czasie trwania wojennej zawieruchy, ale także ukazanie problemów moralnych, skrajnie różnych niekiedy systemów wartości – tak dla Japończyków, jak i Brytyjczyków. Przed wzmiankowaną książką Boulle popełnił jednak jeszcze między innymi mniej znaną historię zatytułowaną jako „William Conrad” – nazwa odnosiła się oczywiście do postaci Josepha Conrada, jednego z dwóch ulubionych autorów Francuza. Drugim był natomiast Somerset Maugham, angielski powieściopisarz i dramaturg. Wróćmy jednak do twórczości Boulle.

Planeta małp stanowiło kolejne ważne, kto wie czy nie najważniejsze w kontekście rozwoju kultury popularnej, niezaprzeczalnie wartościowe dzieło, a przy tym dowód na szerokie horyzonty i literackie zdolności Boulle, który potrafił odnaleźć się przecież doskonale zarówno w prozie obyczajowej, nurcie wojennym, a także nowatorskim, jak na ówczesne czasy, science fiction. Przypomnijmy, że „Planeta małp” pojawiła się w 1963 roku, szybko zdobywając uznanie zarówno wśród czytelników, jak i specjalistów. Bo była to wizja za prawdę oryginalna.

Przyczyn popularności tego tytułu można byłoby wymienić zapewne kilka, jednak najważniejszą z nich zasygnalizowałem już na początku. Francuskiemu klasykowi udało się bowiem przedstawić kontakt z obcą cywilizacją – motyw często podejmowany w literaturze fantastyczno-naukowej – która jest jednak, pod pewnymi względami, bardzo bliska ludzkiej historii. Tyle tylko że to nie człowiek, a bliscy nam w kontekście ewolucyjnym krewniacy, czyli małpy, okazują się być Panami Świata. Homo sapiens zostali natomiast w tej alternatywnej rzeczywistości zredukowani do roli sług, dzikusów, żeby nie powiedzieć... po prostu zwierząt.

W książce spisanej przez Boulle dane będzie nam poznać opowieść o Ulissesie Merou oraz profesorze Antelle, którzy około roku 2500 postanowili wyruszyć w kosmiczną podróż w kierunku supergwiazdy Betalgeza. Międzyplanetarna odyseja doprowadziła ich jednak na planetę nazwaną Serrou. Zadziwiające podobieństwo do systemu ekologicznego Ziemi wydawało się być fascynujące, jednak po jakimś czasie uczucie ekscytacji zamieniło się w poczucie niepewności, trwogi i przerażenia – okazało się bowiem, że zamieszkujący planetę ludzie to prymitywne dzikusy bez ogłady, kultury, społecznego systemu, natomiast prawdziwą, potężną cywilizację wytworzyły małpy. Niewola głównych bohaterów przyniosła nieoczekiwany rozwój wydarzeń i zadziwiające konkluzje na wielu różnych płaszczyznach. Nic dziwnego, że potencjał historii szybko wyczuli filmowcy z Hollywood.

Niedługo po premierze książki, bo już w 1968 roku zrealizowano kinową ekranizację, która stanowiła jednak dosyć swobodne odczytanie treści pierwowzoru. W widowisku, w którym główną rolę zagrał Charlton Heston – niekwestionowany gwiazdor lat 50. i 60. ubiegłego wieku – zdecydowano się przedstawić losy trójki astronautów powracających na Ziemię po osiemnastu miesiącach kosmicznej misji. Zrządzenie losu (a może przeznaczenie?) sprawiło, że Taylor (w tej roli Heston) i dwójka jego towarzyszy trafili jednak na planetę, w której rola ludzi jest marginalna, a władcami okazały się być szympansy, goryle oraz orangutany – kasta rządząca wśród wszystkich naczelnych. Kulturowy szok, niewola, stopniowe poznanie, a potem... niebywałe i refleksyjne zakończenie losów Taylora.

Istnieje wielka różnica pomiędzy filmem a książkowym pierwowzorem. W filmie ukazano bowiem poczucie odpowiedzialności człowieka – to ludzie doprowadzili do końca cywilizacji, końca swojej macierzystej planety. – powiedział Clement Pieyre, zajmujący się katalogowaniem manuskryptów Boulle we francuskiej Bibliotece Narodowej. Humanista dodaje natomiast, że: Książka stanowi w większej mierze refleksję na temat tego, jak wszystkie cywilizacje mogą zostać skazane na śmierć i wyniszczenie. Nie było w niej ludzkiej winy, a jedynie wniosek, że powrót do dzikości dotyczyć może nas wszystkich. Nie sposób nie przywołać w tym miejscu słynnej wypowiedzi Alberta Einsteina, który powiedział kiedyś następujące słowa: Nie wiem, jaka broń będzie użyta w trzeciej wojnie światowej, ale czwarta będzie na kije i kamienie. Skrajnie pesymistyczny, ale również nieprawdopodobnie interesujący obraz świata jest obecny również właśnie w „Planecie małp”.

Możliwość zreflektowania się nad cywilizacyjnym dorobkiem ludzkości, ale także wskazanie ewentualnych zagrożeń, jakie niesie ze sobą nadmierne zawierzenie technologii (tematy sygnalizowane przez Boulle'a), stanowi wartość samą w sobie, jednak konwencja science fiction pozwala również na wiele eksperymentów formalnych. Naturalnym stało się zatem, że na jednym filmie się nie skończy. Pomiędzy rokiem 1970 a 1973 zrealizowano jeszcze cztery części, kolejno były to: „W podziemiach Planety Małp”, „Ucieczka z Planety Małp”, „Podbój Planety Małp”, „Bitwa o Planetę Małp”. Pierwotna wizja zaszczepiona przez francuskiego literata w głowach filmowców była niebywale nośna i podatna na mutacje. W 1974 roku zrealizowano serial telewizyjny, w którym astronauci, wskutek paradoksu czasowego, lądują na kalifornijskiej ziemi, na której twardą ręką włada orangutan, przebiegły doktor Zaius. Innymi powracającymi postaciami były na przykład Cornellius i Zira, najczęściej sprzymierzeńcy ludzkich bohaterów, co przedstawiono choćby w 13-odcinkowej kreskówce emitowanej w latach 1975-1975. W niej też udanie zaprezentowano ducha książki Boulle, ukazując technologiczne zaawansowanie małpiego królestwa.

Interesujący koncept wyjściowy z zamianą ról na linii człowiek-zwierzę został modyfikowany przez wrażliwość różnych scenarzystów. Alternatywne wizje rzeczywistości, walki pomiędzy mutantami, coraz dziwniejsze eksperymenty naukowe, kontrast pomiędzy tyranią i demokrację, próba odzyskania godności, filozoficzne konfrontacje, totalna wojna i miłosne uniesienie, a także wspólna egzystencjalna odmiennych gatunków... publiczność złakniona była coraz to nowych tematów ze świata „Planety małp”. Przynajmniej do połowy lat 70. XX wieku.

Niekończące się, epickie zmagania pomiędzy przedstawicielami gatunku homo sapiens a nie tak bardzo dzikimi krewnymi okazały się jednak fascynujące dla współczesnych odbiorców i artystów. Choćby dla Tima Burtona, która postanowił zrealizować nową ekranizację powieści francuskiego twórcy – wizja amerykańskiego reżysera była dosyć spektakularna, względnie wierna wobec książki Boulle'a. Prawdziwe novum nastąpiło zaś względnie niedawno, bo kilka lat temu za sprawą widowiska „Geneza planety małp”. W tym to właśnie filmie dane nam było poznać początek końca naszej planety i zwiastun panowania naszych człekokształtnych braci, a następnie naturalnych wrogów. Okazało się bowiem, że to w wyniku genetycznych eksperymentów prowadzonych przez ludzi narodził się wybitnie inteligentny szympans o imieniu Cezar. Przyszły lider małpiej rasy. Pomysł na bardzo nietypową trylogię kontynuowany był w „Ewolucji planety małp” oraz „Wojnę o planetę małp”. Koegzystencja ludzi i zwierząt możliwa była, a i owszem, lecz tylko do pewnego czasu. Współcześni filmowcy, szczególnie Matt Reeves, reżyser dwóch ostatnich części, potrafią wykorzystywać literackie dziedzictwo science fiction, ale przedstawiać także autorskie wizje, w których ważne jest pojęcie humanizmu, filozofii, jak i wielkiej, żeby nie powiedzieć totalnej wojny – to kino rozrywkowe, które potrafi udanie angażować widzów.

Warto jednak pamiętać, że nieprawdopodobna atrakcyjność i żywotność serii filmów i seriali czy komiksów to zasługa człowieka literatury. Boulle korzystał z wielkiej wyobraźni, niezaprzeczalnej erudycji, ale wykorzystania również własnych, często traumatycznych doświadczeń z życia. W efekcie wielkość jego prozy zasadza się na zrozumieniu ludzkich dylematów, zwłaszcza gdy przedstawione są one w sytuacjach krytycznych – do tej kategorii należy wliczyć wojnę, która podobno nigdy się nie zmienia. „Planeta małp” to dowód na to, że oryginalne wizje science fiction potrafią przetrwać próbę czasu – ku uciesze, ale również przestrodze. Pierre Boulle – wizjoner i myśliciel, o którym należy pamiętać.


komentarze [3]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Monika 19.08.2017 13:09
Czytelnik

Ja mam ochotę coś popełniać, kiedy widzę wizję za prawdę oryginalną.

Dziwi mnie trochę nowatorskie, jak na ówczesne czasy, science fiction. Ta książka jest nowatorskim science fiction? Science fiction (dobre) jest nowatorskie niemalże z definicji, a więc większość klasyków tego gatunku jest nowatorska jak na swoje czasy! A może chodzi o to, że science fiction jako takie...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Legeriusz 15.08.2017 11:02
Czytelnik

Planeta Małp była jedną z mych pierwszych czytanych książek. Dziękuję za przypomnienie tej ważnej pozycji. Tylko błagam, nie "autor popełnił". Jak czytam takie coś, to też mam ochotę coś popełnić.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Marcin Waincetel 14.08.2017 11:53
Oficjalny recenzent

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post