Herostrates

Profil użytkownika: Herostrates

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 2 lata temu
243
Przeczytanych
książek
243
Książek
w biblioteczce
14
Opinii
44
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| 6 książek
Beniamin M. Bukowski - reżyseruje, filozofuje, pisze dramaty. A w wolnej chwili recenzuje książki na www.zszafy.wordpress.com

Opinie


Na półkach:

Tekst z obwoluty (tekstami z obwoluty, jak wiadomo, grzechem jest się sugerować, grzechem jednak jest i z nich nie zadrwić!) zapowiada, że powieść stanowi niemal Tarantinowską zemstę na Europejczykach. Dziwna to zemsta, w której to potomek podbijających przyjmuje perspektywę podbijanych: nawet, kiedy robi to, by skrytykować przeszłość własnej cywilizacji, ciężko uznać to za coś więcej niż za parabolę. Łatwo jednak zaatakować Bineta od tej strony, a szufladkowanie autorów zgodnie z polityką tożsamości, w ramach której autor wywodzący się z uprzywilejowanej grupy nie może zabierać głosu w imieniu osób przez tę grupę wykluczonych, choć warto zawsze mieć ją z tyłu głowy, jest co najmniej dyskusyjne. Problemy pojawiają się jednak co najmniej dwie i, w moim mniemaniu, wszystkie obie stawiają pod lekkim znakiem zapytania rzekomo „antykolonialny” wydźwięk powieści.

Po pierwsze, niepokojący jest sam początek utworu. Wprawdzie finalnie Inkowie podbijać będą Europę, ale powieść zaczyna się od wikingów, Europejczyków, przybywających do Ameryki. To ci odkrywcy przywożą tutaj umiejętność obróbki metalu oraz wierzchowce. Dzięki nim prekolumbijskie cywilizacje mogą się rozwinąć. Ten wątek wydaje się odrobinę niepotrzebny: to, w jaki sposób Indianie zdołali w dalszym toku powieści unieszkodliwić Kolumba i dzięki jego pojawieniu się wyemigrować do Europy udałoby się i bez metalurgicznych zdolności oraz wierzchowców eskortowanych przez Ludzi Północy. A przekaz, nawet jeśli podświadomy, pozostaje: wiedza i umiejętności, dzięki którym historia mogłaby się potoczyć inaczej, przywiezione zostały jednak przez mieszkańców (trzymając się terminologii, do której przywykliśmy) „Starego Świata”.

Po drugie, i to zarzut mniej oczywisty, lecz moim zdaniem znacznie poważniejszy, Inkowie przedstawieni są w sposób zanadto wyidealizowany. Tak, to stwierdzenie może zaskakiwać, jeśli ma być zarzutem skierowanym przeciwko ukrytemu „kolonialnemu jądru” powieści Bineta. A jednak będę mocno przy nim obstawał. Razi przede wszystkim podkreślanie tego, jak bardzo budzi w Inkach odrazę okrucieństwo Europejczyków, a zwłaszcza egzekucje dokonywane przez inkwizycyjne trybunały. Rzecz to o tyle niezrozumiała, że cywilizacja Inków (jak w ogóle każda cywilizacja, można domniemywać), choć mniej krwawa od Azteków czy Majów, sama nie stroniła od przemocy. Pytanie brzmi: czy odbieranie w historycznej narracji podbitemu czy prześladowanemu narodowi prawa do okrucieństwa, występku, przemocy nie jest, paradoksalnie, formą mentalnego kolonializmu, w którym pozbawia się go sprawczości? Zero-jedynkowe narracje nie tylko prowadzą do uproszczeń, ale w ich obrębie naiwne gloryfikowanie „obcego” jest negatywem jego demonizacji, równie w gruncie rzeczy opartym na mentalnych uprzedzeniach. Forma postkolonialnej krytyki w której pokonany „obcy” staje się na wieki wieków „dobrym”, a „my” jako „cywilizacja najeźdźców”, „złymi”, wynika z niepokojącej logiki, w gruncie rzeczy ugruntowującej (nieuzasadnione) myślenie o nas samych jako cywilizacyjnych hegemonach. Rzekomo wyzbywając się przeświadczenia o własnej wyższości, w gruncie rzeczy cementujemy je: projektujemy na nas samych bycie „wszechpotężnymi” czarnymi charakterami, a ponadto przydajemy sobie samym ten rodzaj krytycznej nadświadomości, która pozwala nam to zauważyć, poddać intelektualnej analizie i osądzić, a tym samym – rozgrzeszyć. Okrucieństwo i hegemonia nie rozkładają się w toku dziejów po równo, tak samo jak szlachetność i uczciwość, ale nie są immanentnie związane z przynależnością do tej czy innej cywilizacji (jakkolwiek by tej ostatniej nie definiować). Na skutek rozmaitych czynników i zbiegów okoliczności przez krótki okres (który, umownie, można rozpiąć między XVI a XIX wiekiem), Europejczycy rzeczywiście zdołali podporządkować sobie znaczną część świata, w bestialski sposób korzystając z kolonialnej eksploatacji podbitych narodów. Poza powoli dogasającym dobrobytem ekonomicznym zachodniej części kontynentu ciężko uznać, by ten stan rzeczy dalej miał miejsce; punkty ciężkości świata dawno przesunęły się wpierw w stronę Stanów Zjednoczonych, a obecnie Azji. Rzetelna krytyka postkolonialna zakłada zatem nie stawianie się w roli „złych hegemonów” i myślenie o obcych jako „dobrych dzikusach”, ale raczej krytyczny namysł nad tym, że obecne stosunki ekonomiczne i polityczne oraz wpisana w nie niesprawiedliwość jest następstwem określonych zdarzeń historycznych, których konsekwencje odczuwamy po dziś dzień oraz próba znalezienia sposobu ich przekształcenia. Bycie podbijającym i podbijanym to role częstokroć zamienne. To akurat Binet pokazuje zresztą znakomicie.
---
Całość recenzji na zszafy.wordpress.com
Facebook: zszafy

Tekst z obwoluty (tekstami z obwoluty, jak wiadomo, grzechem jest się sugerować, grzechem jednak jest i z nich nie zadrwić!) zapowiada, że powieść stanowi niemal Tarantinowską zemstę na Europejczykach. Dziwna to zemsta, w której to potomek podbijających przyjmuje perspektywę podbijanych: nawet, kiedy robi to, by skrytykować przeszłość własnej cywilizacji, ciężko uznać to za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Koe jest pisarką singapursko-amerykańską, wywodzącą się z rodziny chińskich imigrantów. Identyfikuje się jako osoba queer (wiele wątków queerowych pojawi się w jej zbiorze opowiadań). Obecnie mieszka w Nowym Jorku, ale jej pierwsza publikacja ujrzała światło dzienne jeszcze w Singapurze. Kontekst miejsca nadaje tej prozie szczególnego charakteru. Wyspiarskie państwo-miasto, choć dość konserwatywne (o tym za chwilę), samo wydaje się mieć coś wspólnego ze zmiennym obliczem autorki i z jej wymykającą się prostej binarności tożsamością. Singapur, będący ekonomiczną potęgą i państwem, w którym olbrzymi odsetek mieszkańców to imigranci zarobkowi, jest prawdziwym tyglem kulturowym, miejscem spotkania ludzi wielu rozmaitych rodowodów geograficznych, teł etnicznych, języków i religii. I to właśnie tej barwnej mozaice przygląda się Koe, biorąc na tapet kolejnych opowiadań postaci zupełnie do siebie niepodobne: to płynne przeskakiwanie pomiędzy obiektami literackiego zainteresowania będzie miało w sobie coś z dziwnej, hipnotycznej siły nadającej całości wrażenie, jakby to bezosobowy duch sunął nad Singapurem, zatrzymując się, by śledzić kolejne przecięcia ludzkich trajektorii. W tym sensie narracja, choć nie tak transowa i w gruncie rzeczy dość tradycyjna, ma w sobie coś z pracy kamery w Into the Void Gaspara Noe; obiektywu przyglądającego się z perspektywy błąkającej się duszy zmarłego niedostępnym oku przechodnia intymnym, często brutalnym historiom miasta.

-
Cała recenzja na blogu zszafy.wordpress.com (Facebook: zszafy)

Koe jest pisarką singapursko-amerykańską, wywodzącą się z rodziny chińskich imigrantów. Identyfikuje się jako osoba queer (wiele wątków queerowych pojawi się w jej zbiorze opowiadań). Obecnie mieszka w Nowym Jorku, ale jej pierwsza publikacja ujrzała światło dzienne jeszcze w Singapurze. Kontekst miejsca nadaje tej prozie szczególnego charakteru. Wyspiarskie państwo-miasto,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Życie przed sobą to zatem jedna z tych książek, które będą jednocześnie wyjątkowo proste w odbiorze i zapewne dość trudne emocjonalnie. Par excellence wpisując się w nurt literatury popularnej, robi to w najlepszym tego słowa znaczeniu. Jej przesłanie jest proste, jednak ładunek afektywny niezwykle intensywny i uwiarygadniający wydźwięk powieści. Być może to znacznie lepsza szkoła empatii społecznej niż polityczne eseje, teksty filozoficzne i literatura „programowa”, w której fabuła wiernopoddańczo ilustruje tezy ideologiczne autorów: umiejętność wzbudzenia śmiechu i łez buduje, doraźną być może, wspólnotę pozwalającą na spotkanie z bohaterami książki niezależnie od własnego statusu, światopoglądu, wartości czy przekonań metafizycznych.

-
Całość recenzji na blogu zszafy.wordpress.com (Facebook: zszafy)

Życie przed sobą to zatem jedna z tych książek, które będą jednocześnie wyjątkowo proste w odbiorze i zapewne dość trudne emocjonalnie. Par excellence wpisując się w nurt literatury popularnej, robi to w najlepszym tego słowa znaczeniu. Jej przesłanie jest proste, jednak ładunek afektywny niezwykle intensywny i uwiarygadniający wydźwięk powieści. Być może to znacznie lepsza...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Herostrates

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
243
książki
Średnio w roku
przeczytane
16
książek
Opinie były
pomocne
44
razy
W sumie
wystawione
36
ocen ze średnią 7,7

Spędzone
na czytaniu
1 224
godziny
Dziennie poświęcane
na czytanie
15
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
6
książek [+ Dodaj]