-
ArtykułySherlock Holmes na tropie genetycznego skandalu. Nowa odsłona historii o detektywie już w StorytelBarbaraDorosz1
-
ArtykułyDostajesz pudełko z informacją o tym, jak długo będziesz żyć. Otwierasz? „Miara życia” Nikki ErlickAnna Sierant3
-
ArtykułyMagda Tereszczuk: „Błahostka” jest o tym, jak dobrze robi nam uporządkowanie pewnych kwestiiAnna Sierant1
-
ArtykułyLos zaprowadzi cię do domu – premiera powieści „Paryska córka” Kristin HarmelBarbaraDorosz1
Biblioteczka
2012-08-27
Wszyscy uważają mnie za wariatkę bo pokochałam Krzyżaków..;) Ale to naprawdę świetna powieść!
Wszyscy uważają mnie za wariatkę bo pokochałam Krzyżaków..;) Ale to naprawdę świetna powieść!
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011-07-01
Piękna i wzruszająca. Zresztą jak wszystkie książki Sienkiewicza, które czytałam.
Podczas czytania Quo Vadis trzeba mieć zapas chusteczek. W każdym razie mi się przydały...
Nie potrafię opisać słowami moich wrażeń po przeczytaniu Quo Vadis. Powiem jedynie, że od dziś jest to moja ulubiona powieść.
Te prześladowania, nieludzkie wprost, a jednocześnie miłość Winicjusza i Ligii... Niezwykła historia.
Przy okazji polecam gorąco inne powieści Sienkiewicza, które, moim zdaniem, zasługują na uwagę.:)
Piękna i wzruszająca. Zresztą jak wszystkie książki Sienkiewicza, które czytałam.
Podczas czytania Quo Vadis trzeba mieć zapas chusteczek. W każdym razie mi się przydały...
Nie potrafię opisać słowami moich wrażeń po przeczytaniu Quo Vadis. Powiem jedynie, że od dziś jest to moja ulubiona powieść.
Te prześladowania, nieludzkie wprost, a jednocześnie miłość Winicjusza i...
2011-10-14
Eh... Gdyby tacy ludzie jak Rudy, Alek i Zośka istnieli i w dzisiejszych czasach. Może i są tacy, ale jest ich niewielu. A gdyby wszyscy tacy byli, świat byłby idealny...
Po przeczytaniu "Kamieni..." chłopaki stali się dla mnie autorytetami. Podziwiam ich za tę pogodę ducha, radość z każdego dnia, dbanie o swoje wykształcenie nawet w tak trudnych czasach, odwagę i bohaterstwo. Szczególnie polubiłam Alka. Ten jego uśmiech, pozytywne nastawienie do życia... Ogromne przejmowanie się wszystkim, machanie rękami podczas mówienia, przeżywanie każdej sytuacji całym sercem, ten głód przygody... Trochę nadużywam wielokropków, ale naprawdę, ta książka dała mi wiele do myślenia. Wiele refleksji. Melancholii. Ale i tej niezwykłej radości emanującej z każdej strony powieści. Podobnie było przy "Quo Vadis". Po prostu przeżycia były tak ogromne, że nie potrafię złożyć jednego, długiego, sensownego zdania. Wcześniej to "Quo Vadis" było moją ulubioną powieścią. Teraz są to "Kamienie...". Albo nie. Stoją na równi. Są całkiem inne, ale równie wartościowe. Po prostu je kocham. Są moim "motorkiem" w życiu, w czasach smutku dają mi potężnego "kopa". Za to dziękuję i Kamykowi, i Sienkiewiczowi.
Eh... Gdyby tacy ludzie jak Rudy, Alek i Zośka istnieli i w dzisiejszych czasach. Może i są tacy, ale jest ich niewielu. A gdyby wszyscy tacy byli, świat byłby idealny...
Po przeczytaniu "Kamieni..." chłopaki stali się dla mnie autorytetami. Podziwiam ich za tę pogodę ducha, radość z każdego dnia, dbanie o swoje wykształcenie nawet w tak trudnych czasach, odwagę i...
Pani od polskiego wspomniała raz o lekturze, że takowa istnieje. "Ziele na kraterze" się nazywa. Mimo, iż tej książki nie omawialiśmy po dziś dzień, ja, jak to miłośniczka książek, a szczególnie tych opowiadających o czasach I i II wojny światowej, pewnego dnia wypożyczyłam wańkowiczowe blisko 400 stron uwieńczone spokojną, zieloną okładką i zabrałam się do czytania.
Początkowo szło mi ono dosyć mizernie, sama powieść i (w szczególności!) język pisarza bardzo mi się podobały, ale brak porywczej akcji i częsta zmiana wątków przyczyniły się do wielokrotnego odkładania lektury "na później". Ale w końcu, w wakacje, postanowiłam skończyć tą wielowątkową, lecz mimo wszystko ciekawą autobiografię pana Melchiora.
Udało mi się przebrnąć przez przysłowiowe pierwsze 250 stron i zaczęło się prawdziwe, nieustanne pochłanianie kolejnych rozdziałów. Po pierwsze: akcja stawała się coraz ciekawsza, a po drugie: moja fascynacja tematem II wojny światowej podsycała mocniej i mocniej ciekawość, jak potoczą się losy rodziny Wańkowiczów w tym okrutnym okresie (który opisany został pod koniec "Ziela na kraterze"). Owa ciekawość okazała się być uzasadniona - każdy członek domeczkowej familii przeżywał wtedy mnóstwo złego, i dobrego, działał w różnych zakątkach świata i na wiele sposobów. Mimo często ogromnej odległości dzielącej Kinga, Królika i Strusia oraz Tili, ich niezwykła miłość do siebie, przywiązanie i oddanie sprawiły, że gdy moje czytanie dobiegało końca, byłam już tak związana z tą wyjątkową rodziną, iż co chwila wzruszałam się i cieszyłam razem z nimi.
Niestety, w ostatnich rozdziałach książki przeważały smutki i żale. Nieszczęśliwy los, który spotykał Wańkowiczów wzbudzał częste ronienie niepowstrzymanych łez. Ciągle zadawałam sobie pytanie: jak takich wspaniałych ludzi mogło spotykać tyle zła?
Ostatecznie, gdy przeczytałam ostatnią linijkę ostatniej strony, bezceremonialnie oświadczyłam, iż "Ziele..." ląduje do mojego rankingu książek ulubionych z ulubionych. Polecam to niezwykłe dzieło każdemu, kto pragnie poznać idealną rodzinę pełną ciepła i miłości względem siebie. Język jest, jaki jest, może niektórym utrudniać czytanie (dla mnie też nie był on taki prosty), ale z czasem można się przyzwyczaić do wyszukanych słów i zwrotów Wańkowicza.
Pani od polskiego wspomniała raz o lekturze, że takowa istnieje. "Ziele na kraterze" się nazywa. Mimo, iż tej książki nie omawialiśmy po dziś dzień, ja, jak to miłośniczka książek, a szczególnie tych opowiadających o czasach I i II wojny światowej, pewnego dnia wypożyczyłam wańkowiczowe blisko 400 stron uwieńczone spokojną, zieloną okładką i zabrałam się do czytania.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to...