Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Przyznam szczerze, że sięgając po Dni Ciemności spodziewałam się czegoś znacznie mocniejszego niż ostatecznie dostałam. Pod tym względem pozostałam zawiedziona, ale nie przeszkadzało mi to w cieszeniu się dość ciekawą fabułą i akcją, która wydawała się pędzić, co spowodowane było upakowaniem jej na niespełna dwustu stronach.
Zdecydowanym plusem tej opowieści jest utrzymanie przez autora klaustrofobicznego klimatu, który czasami wywoływał ciarki na plecach, szczególnie, kiedy czytało się w nocy. Zamknięcie bohaterów w klasztorze z dala od ludzi okazało się trafem w dziesiątkę. Sprawdziło się to szczególnie wtedy, gdy niepokojące incydenty mające miejsce u cystersów coraz szybciej się piętrzyły i stawały się coraz bardziej mroczne.
O samej postaci głównego bohatera nie wiemy zbyt wiele, dzięki czemu nie mamy pojęcia jak zareaguje na pewne wydarzenia czy, co za chwilę zrobi. Dodaje to do całości odrobinę niepewności, przez co bardziej angażujemy się w czytanie.
Niezwykle spodobało mi się ukazanie tematu wiary z perspektywy zakonników skonfrontowane z racjonalnymi argumentami agnostyka. Kiedy obie strony wymieniają swoje racje czytelnik mimowolnie dorzuca do tej dyskusji swoje trzy grosze. Prowadzone przez bohaterów rozmowy teologiczne skłaniają do refleksji na temat religii.
Dni Ciemności to książka na jeden wieczór, o której nie da się wiele powiedzieć tak, by nie zdradzać szczegółów. Spowodowane jest to jej "obszernością". Mimo tego z czystym sercem polecam wszystkim lubującym się w niesamowitych zagadkach i niezbyt zagmatwanej fabule.

Przyznam szczerze, że sięgając po Dni Ciemności spodziewałam się czegoś znacznie mocniejszego niż ostatecznie dostałam. Pod tym względem pozostałam zawiedziona, ale nie przeszkadzało mi to w cieszeniu się dość ciekawą fabułą i akcją, która wydawała się pędzić, co spowodowane było upakowaniem jej na niespełna dwustu stronach.
Zdecydowanym plusem tej opowieści jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kiedyś historia była moim ulubionym przedmiotem w szkole. W przeciwieństwie do sporej ilości uczniów uczyłam się jej z chęcią, potrafiłam z pamięci wyrecytować wiele dat związanych z ważnymi wydarzeniami i postaciami. Zawsze jednak przy pewnych tematach pojawiał się problem. Za nic nie mogłam zapamiętać, co dokładnie działo się w czasach rozbicia dzielnicowego.
Całkiem niedawno, a dokładniej w grudniu znajoma poleciła mi książkę Cherezińskiej. Na początku okazywałam sceptycyzm, gdyż byłam pewna, że nic nie pomoże mi poukładać sobie w głowie wydarzeń tego sprawiającego trudności okresu. Na szczęście, myliłam się.
Już pierwsze strony powieści przenoszą nas w magiczne realia trzynastowiecznej Polski. Kraj podzielony na wiele księstw pogrążył się w chaosie. Nie wszystko jednak stracone. Zapobiec kompletnemu upadkowi państwa może tylko Przemysł II. Młody książę Starszej Polski zdecydowanie jest postacią z rodzaju tych, którym czytelnik z zapałem kibicuje. Dobrze się składa, bo towarzyszyć mu będziemy przez większą część "Korony śniegu i krwi".
Pozostali bohaterowie są dokładnie tacy, jacy powinni być. Jedni dają się lubić, jak na przykład skromny kantor Katedry Gnieźnieńskiej, Jakub Świnka. Na widok innych natomiast zgrzytamy zębami. W całej książce nie ma jednak postaci kompletnie bezwartościowej, która nie wnosi nic do wydarzeń i służy jako zapychacz.
Czytając powieść Cherezińskiej diametralnie zmieniło się moje wyobrażenie o Piastach. Do tej pory postrzegałam ich jako zwykłych królów i książąt. Teraz natomiast jawią się w mojej głowie jako wieczni awanturnicy lubujący się w porwaniach i zabójstwach, na dodatek, najchętniej występujący przeciwko członkom swojego rodu. Doskonale podsumowuje to często powtarzający się cytat z książki: Nie daj Boże zjazd piastowski!
Kolejny plus to przedstawienie rozdziałów. Każdy z nich skupia się na konkretnej osobie, co jest niemalże konieczne przy tak dużej ilości treści i mnogości wydarzeń. W ten sposób łatwiej czytelnikowi połączyć pewne fakty.
Jeśli już jesteśmy przy stronie technicznej, powiem, że okładka mimo swojej prostoty obudziła we mnie patriotkę. Postać na niej widniejąca, otulona skrzydłami biało-czerwonego orła, prezentuje się nadzwyczaj majestatycznie. Wystarczy chwila, żeby poczuć dawną potęgę polskich władców.
Rzadko spotykam się z tekstami traktującymi o mitologii słowiańskiej, która zresztą nigdy nie wydawała mi się specjalnie interesująca. Tutaj natomiast mamy Trzygłowa, jego kapłanów, ludzi Starszej Krwi. Możemy przenieść się w świat pogańskich wierzeń, poznać dawniejszych bogów. Dla mnie było to niezmiernie ciekawe doświadczenie. Nie powiem, że zaczęłam fascynować się tamtejszą religią, ale z chęcią dowiem się czegoś więcej na jej temat.
Skoro już jesteśmy przy Starszej Krwi... jest to jeden z niewielu wątków, na których się zawiodłam. Kiedy robiło się ciekawie i z niecierpliwością czekałam jak się rozwinie, a szedł w dość obiecującym kierunku, autorka jakby o nim zapomniała. Na szczęście wydarzenia rozgrywające się wokół Przemysła okazały się wystarczająco ciekawe, by odsunąć moją uwagę od niewykorzystanego potencjału.
Gdy w pewnym momencie przeczytałam, że zwierzę herbowe ożywa i "schodzi" z tarczy, pomyślałam: "Oni sobie to tylko wyobrażają, prawda?" Nie, nie prawda. W końcu zdałam sobie sprawę, że to dzieje się naprawdę. Mimo że nie jestem zachwycona takim wyobrażeniem pisarki, muszę przyznać, że niektóre sceny z herbowymi były w pewien sposób urzekające. Potraktowałam więc te wszystkie sytuacje z przymrużeniem oka i po pewnym czasie, jakoś się do nich przyzwyczaiłam.
Z czystym sercem mogę "Koronę śniegu i krwi" nazwać polską "Grą o tron". Co prawda, trochę jej do tego brakuje, ale czyta się ją równie dobrze, co powieść Martina, a to jest chyba najważniejsze, prawda? Poza tym, myślę, że świetnie sprawdziłaby się na ekranie. Szczególnie marzy mi się serial, ale niestety na razie się na to nie zapowiada.
Jeżeli autorka chciała napisać książkę przepełnioną intrygami z akcją rozgrywającą się w mało znanym okresie historii Polski, udało jej się to w stu procentach. "Koronę śniegu i krwi" polecam wszystkim miłośnikom historii, ale nie tylko. Tak naprawdę każdy może się w niej zaczytać. Może nawet niektórzy właśnie dzięki niej polubią historię albo, tak jak ja, nareszcie uporządkują sobie w głowie cały ten misz-masz składający się na rozbicie dzielnicowe.
http://magia-malefica.blogspot.com/

Kiedyś historia była moim ulubionym przedmiotem w szkole. W przeciwieństwie do sporej ilości uczniów uczyłam się jej z chęcią, potrafiłam z pamięci wyrecytować wiele dat związanych z ważnymi wydarzeniami i postaciami. Zawsze jednak przy pewnych tematach pojawiał się problem. Za nic nie mogłam zapamiętać, co dokładnie działo się w czasach rozbicia dzielnicowego.
Całkiem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo długo przymierzałam się do sięgnięcia po "Kroniki wampirów". Wmawiałam sobie, że nie mam czasu, że muszę przeczytać coś innego. Na szczęście w końcu zebrałam się w sobie i upolowałam na bibliotecznych regałach pierwszy tom z serii. Teraz żałuję, że nie zrobiłam tego wcześniej. To, co zaoferowała Anne Rice zdecydowanie przeszło moje oczekiwania. Bez reszty pogrążyłam się w zajmującej opowieści snutej w ciemnym pokoju przez doświadczonego życiem wampira. Brawo dla autorki za zastosowanie nietypowej konwencji, czyli właśnie tytułowego wywiadu. Dzięki temu wszystkie wydarzenia oglądamy z perspektywy czasu, jako wspomnienia głównego bohatera. Zamiast suchej historii dostajemy mocno nacechowane emocjami i refleksyjnymi przemyśleniami opowiadanie o nieśmiertelnym życiu. Dodatkowo możemy usłyszeć komentarz zwykłego, dotąd nieświadomego człowieka w osobie dziennikarza. Oglądamy jego reakcje i zmuszamy się do wyciągania własnych wniosków.
Niesamowietej głębi powieśni nadaje skupienie się przez autorkę nie na samej fabule, która swoją drogą nie jest zbyt skomplikowana, a na tym, co dzieje się we wnętrzu postaci. Tym sposobem stają się bohaterami z krwi i kości, a nie tylko pustymi, nakreślonymi na papierze imionami. Dzięki temu zabiegowi możemy się z nimi utożsamiać, współczuć im, czy też z całego serca ich nienawidzić.
Dopiero wtedy, kiedy porównamy "Wywiad z wampirem" do innych, skierowanych do młodzieży historii o nieśmiertelnych możemy w pełni docenić tę powieść. Dostrzegamy, że nie jest ona pustym romansem z równie pustymi postaciami, a głęboką psychologicznie historią o powolnym zatracaniu człowieczeństwa.
http://magia-malefica.blogspot.com/

Bardzo długo przymierzałam się do sięgnięcia po "Kroniki wampirów". Wmawiałam sobie, że nie mam czasu, że muszę przeczytać coś innego. Na szczęście w końcu zebrałam się w sobie i upolowałam na bibliotecznych regałach pierwszy tom z serii. Teraz żałuję, że nie zrobiłam tego wcześniej. To, co zaoferowała Anne Rice zdecydowanie przeszło moje oczekiwania. Bez reszty pogrążyłam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po książkę sięgnęłam bez znajomości poprzednich tomów. Ba, nie miałam nawet pojęcia, że jest ona częścią jakiejś serii. Na szczęście okazało się, że spokojnie można zrozumieć o co chodzi bez zagłębiania się w "Złą przepowiednię" czy "Czerwoną Maskę". Zachęcona jednak przyjemną lekturą zamierzam polować na wymienione wcześniej pozycje.

Z czym kojarzy się Masterton? Według mnie nazwisko mistrza jest tożsamne z mnóstwem krwi, seksu i niepokojącego klimatu, o którym często autorzy horroru gore zapominają, skupiając się wyłącznie na rozlewaniu wszędzie litrów czerwonej posoki i maksymalnym obrzydzeniu czytelnika. Uważam, że odczuwanie napięcia podczas czytania grozy jest niezwykle ważne, więc nie trudno się dziwić, że powieść przypadła mi do gustu. Dodatkowo na jej korzyść działa fakt, że autor nie stosuje zabiegów ugładzających. Nie unika brutalności i nazywania spraw po imieniu, czyli robi dokładnie to, czego oczekuje się od twórców horrorów.

Niestety nie wszystko wygląda tak jak powinno. Mam tu na myśli wiele przewidywalnych sytuacji, które miejscami niszczą wykreowaną atmosferę. Usprawiedliwienia tego faktu można szukać w tym, że książka nie aspiruje do bycia powieścią z wyższej półki, a całkiem dobrze sprawdza się w roli horroru klasy B, w sam raz na zimne wieczory.

"Czerwony hotel" połknęłam w dwa dni. Wprost nie mogłam się oderwać od przewracania kolejnych kartek. To oczywiście zasługa lekkości pióra pisarza i wciągającej intrygi. Jeśli lubisz tajemnicze zagadki i nie krzywisz się na słowo krew, polecam.
http://magia-malefica.blogspot.com/

Po książkę sięgnęłam bez znajomości poprzednich tomów. Ba, nie miałam nawet pojęcia, że jest ona częścią jakiejś serii. Na szczęście okazało się, że spokojnie można zrozumieć o co chodzi bez zagłębiania się w "Złą przepowiednię" czy "Czerwoną Maskę". Zachęcona jednak przyjemną lekturą zamierzam polować na wymienione wcześniej pozycje.

Z czym kojarzy się Masterton? Według...

więcej Pokaż mimo to