-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać390
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik4
Biblioteczka
Dałem Mary Beard drugą szansę i się nie zawiodłem. Jej "SPQR" uważam za słabą książkę, ale nawet tam zauważyłem, że badaczka dobrze się czuję w tematach związanych z życiem codziennym, miałem więc nadzieję, że "Pompeje" będą lepszą pozycją od wspomnianego już "SPQR". No i moim zdaniem tak właśnie jest. Autorka, wbrew obiegowej jak twierdzi opinii, widzi w Pompejach nie miasto zastygłe w czasie, lecz pogrążone w chaosie. Dotyczy to nie tylko wstrząsów bezpośrednio przed erupcją, ale chociażby trzęsienia ziemi, które kilkanaście lat wcześniej nawiedziło miejscowość. Stąd widok Pompejów lekko podniszczonych, będących w remoncie, pełnym rusztowań i ekip budowlanych. Ta książka to po prostu spacer po mieście. Wędrujemy po budynkach, zaglądamy do różnych pomieszczeń, oglądamy malowidła na ścianach, poznajemy ich mieszkańców (przy okazji autorka raczy nas swoistymi uwagami, które mogą przydać się podczas faktycznej wizycie w mieście, myślę, że na swój sposób można traktować tę książkę jak przewodnik). Sporo miejsca. Świetne jest to, że na tyle ile to możliwe, nie ma tutaj anonimowych ludzi. Odczytujemy ze ścian imiona barmanek, poznajemy sprzedawcę garum, widzimy piekarza i jego piec do pieczenia chleba. Sporo jest też ogólnych informacji, niestety często niepotwierdzonych lub opartych na wiadomościach dotyczących Rzymu, na temat antycznych rozrywek, gier w jakie grali mieszkańcy, o tym jak spędzali wolny czas, jak wyglądały uczty w Pompejach, ale przyjemnie też właśnie w takich momentach oddać się własnej wyobraźni. Lekturę ułatwia i uprzyjemnia kilkadziesiąt ilustracji pokazujących przedmioty znalezione w Pompejach czy malowidła znajdujące się na pompejańskich ścianach.
Dałem Mary Beard drugą szansę i się nie zawiodłem. Jej "SPQR" uważam za słabą książkę, ale nawet tam zauważyłem, że badaczka dobrze się czuję w tematach związanych z życiem codziennym, miałem więc nadzieję, że "Pompeje" będą lepszą pozycją od wspomnianego już "SPQR". No i moim zdaniem tak właśnie jest. Autorka, wbrew obiegowej jak twierdzi opinii, widzi w Pompejach nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-09-19
Książka przedstawia życie codzienne w Holandii w XVII stuleciu, które jest uznawane za złoty wiek tego państwa i moment jego największego rozkwitu. Szwajcarski historyk patrzył na Niderlandy wielotorowo, najpierw ogólne spojrzenie na miasta, wsie oraz drogi, a następnie coraz bardziej szczegółowo patrzył na rozmaite aspekty życia mieszkańców Holandii, wchodząc wraz z czytelnikiem do ich domów i ogrodów. Trzeba przyznać, że ta książka to kopalnia wiedzy na rozmaite tematy, Zumthor porusza naprawdę szerokie spektrum zagadnień - od umeblowania pomieszczeń poprzez ubiór, posiłki, nauczanie, po rozrywki jakimi raczyli się ówcześni mieszkańcy Niderlandów. Kolejne rozdziały opisują już społeczeństwo pod kątem bardziej ogólnym, jak wyglądała sztuka i literatura tamtego okresu, przestępczość, imigracja na teren Zjednoczonych Prowincji, handel, przemysł, rolnictwo czy kolonizacja. Do pełni szczęścia zabrakło mi właśnie rozwinięcia spojrzenia na życie codzienne w holenderskich koloniach, poza ogólnymi informacjami brakuje tutaj jakichś konkretów odnośnie tytułowego życia codziennego. Mimo upływu lat jest to wciąż pozycja niezwykle interesująca, pokazująca jak ciekawe i jak specyficzne było życie Holendrów w tamtym okresie.
Książka przedstawia życie codzienne w Holandii w XVII stuleciu, które jest uznawane za złoty wiek tego państwa i moment jego największego rozkwitu. Szwajcarski historyk patrzył na Niderlandy wielotorowo, najpierw ogólne spojrzenie na miasta, wsie oraz drogi, a następnie coraz bardziej szczegółowo patrzył na rozmaite aspekty życia mieszkańców Holandii, wchodząc wraz z...
więcej mniej Pokaż mimo toLudzie zawsze podróżowali i w zasadzie pewne rzeczy się nie zmieniają - turysta chce odwiedzić interesujące miejsca, ma pewne obserwacje dotyczące ludzi czy krain, poza tym wiadomo, chce coś zjeść, napić się, odpocząć, czasem zostać dłużej w pewnym miejscu, podjąć edukację itp. Podróżujący po świecie Antoni Mączak sam stanął przed podobnym zagadnieniem, ale jednocześnie miał dostęp do wielu materiałów, wspomnień, pamiętników, archiwaliów dotyczących podróży w XVI i XVII wieku. Książka została napisana w latach 70-tych i mimo, że czasami można dostrzec znak czasów, w których powstała, to cechuje się ogromną wiedzą i erudycją autora. Dużą zaletą jest to, że Antoni Mączak chętnie porównuje obserwacje podróżników z różnych stron Europy - od ziem polskich po Anglię, Niemcy, Francję czy Włochy. Autor wychodzi od typowych podstaw teoretycznych dotyczących podróży: jak wyglądały drogi w omawianym okresie, jak podróżowano, jakich porad udzielano turystom. Dalej autor skupia się już na faktycznym podróżniku w drodze, jak wyglądały gospody, nocleg, w jaki sposób można się było dogadać w obcym kraju, jak rozkładały się koszty podróży, jak zabezpieczyć się finansowo, jak utrzymywać higienę. Nie brak też szerszego kontekstu samego podróżowania i refleksji nad tym zagadnieniem - sensu kulturowego turystyki, obcowania z odmiennymi narodami, tego jakie wnioski i doświadczenia mogli wynieść ówcześni. Mączak spogląda też na podróż przez pryzmat artystów, uczonych historyków, dyplomatów, krytyków i tego co sami odkrywali w podróży. Oczywiście, praca nie wyczerpuje zagadnienia, ale różnorodność tematyczna, zbiór wielu fascynujących postaci przestawia niezwykłą panoramę zjawiska podróży po Europie.
Ludzie zawsze podróżowali i w zasadzie pewne rzeczy się nie zmieniają - turysta chce odwiedzić interesujące miejsca, ma pewne obserwacje dotyczące ludzi czy krain, poza tym wiadomo, chce coś zjeść, napić się, odpocząć, czasem zostać dłużej w pewnym miejscu, podjąć edukację itp. Podróżujący po świecie Antoni Mączak sam stanął przed podobnym zagadnieniem, ale jednocześnie...
więcej mniej Pokaż mimo toSolidna, choć niezbyt obszerna książka poświęcona życiu codziennemu we Francji oraz Anglii w XII i XIII wieku. Ze względu na źródła, autor, co dość oczywiste, w większej mierze skupia się na rycerstwie niż na chłopstwie czy mieszczaństwie. Książka napisana dość przyjemnym, gawędziarskim stylem. Autor porusza sporo zagadnień poczynając od wyglądu zamków, posiłków jakie spożywano, wojskowości, mody tamtego okresu przechodząc do takich spraw jak obraz zwierząt w oczach tamtych ludzi. Interesujące są zwłaszcza liczne nawiązania do poezji czy literatury tamtego okresu (co zresztą trochę sugeruje tytuł). Trochę mi brakowało czasem odniesienia do konkretnych przypadków podczas opisywania poszczególnych kwestii (na przykład przy zagadnieniu fortyfikacji) .
Solidna, choć niezbyt obszerna książka poświęcona życiu codziennemu we Francji oraz Anglii w XII i XIII wieku. Ze względu na źródła, autor, co dość oczywiste, w większej mierze skupia się na rycerstwie niż na chłopstwie czy mieszczaństwie. Książka napisana dość przyjemnym, gawędziarskim stylem. Autor porusza sporo zagadnień poczynając od wyglądu zamków, posiłków jakie...
więcej mniej Pokaż mimo toPo rozczarowującym Ceramie "Jak kwitnące drzewo" odkurzyłem z półki starszą pozycję z PIW-u z serii o życiu codziennym, żeby jednak coś o tej Florencji przeczytać. Książka została w Polsce wydana w 1961 roku i jeśli na niektóre kwestie popatrzymy przez palce to dzieło całkiem nieźle się broni. Przede wszystkim książka jest taką kombinacją omówień wydarzeń politycznych - buntów, spisków, momentów z życia władców, stosunków z Francją podczas wojen włoskich (tu akurat widać trochę epokę w której pisał autor, bo bunty biedoty są przedstawiane jako walka klas), ale zgodnie z tytułem jest też sporo informacji o życiu codziennym. Dowiemy się jak wyglądało florenckie wesele, jakie były przepisy dotyczące tej uroczystości, jak zmieniała się moda w mieście i jakie wprowadzono działania, żeby powstrzymać ciągłe zmiany w ubiorze, jak wyglądało życie artystów w mieście, co jedzono itp. Autor wspomina, że florentczycy byli zabawni i to widać w tej pozycji, bo sporo jest po prostu śmiesznych i ciekawych anegdotek jak ta o Giotto przewróconym przez świnie, życiorysie artysty Filippo Lippim - porywaczu mniszek i berberyjskim niewolniku czy dialogi florenckich rzemieślników po prostu zapadają w pamięć.
Po rozczarowującym Ceramie "Jak kwitnące drzewo" odkurzyłem z półki starszą pozycję z PIW-u z serii o życiu codziennym, żeby jednak coś o tej Florencji przeczytać. Książka została w Polsce wydana w 1961 roku i jeśli na niektóre kwestie popatrzymy przez palce to dzieło całkiem nieźle się broni. Przede wszystkim książka jest taką kombinacją omówień wydarzeń politycznych -...
więcej mniej Pokaż mimo toJak na serię o życiu codziennym, to jest to może trochę inna pozycja niż pozostałe, dlatego, że nie opisuje tylko ludzi, ale też koncentruje się na pewnym, skromnym wycinku geograficznym, czyli Gdańsku. To powoduje, że siłą rzeczy autorka opowiada także o mieście, o jego budynkach i o tym jak wyglądało. Dlatego pierwsze rozdziały - o Ratuszu, Dworze Artusa, porcie czy gdańskim handlu traktuje trochę jako wprowadzające we właściwy temat życia codziennego. Potem, że tak powiem, mamy już klasykę, czyli wszystko to co powinno być w tego typu książce. Dowiemy się co jedli i pili gdańszczanie, jak się ubierali, jak wyglądały ich mieszkania, jak wyglądały uroczystości rodzinne. Na gruncie bardziej ogólnym autorka przedstawia jacy naukowcy zamieszkiwali Gdańsk, jacy artyści bawili w mieście czy jakie sztuki teatralne wystawiono w "Wenecji Północy". Myślę, że Boguckiej udało się uchwycić klimat miasta, podczas lektury czuję się jego gwar, radosne imprezy, portową atmosferę. Oczywiście książka ma parę minusów, które wynikają z epoki w której powstała. Autorka lubi podkreślać nienawiść biednych do bogatych, aż czuć walkę klasową w powietrzu, a cytowanie Marksa jednak dzisiaj jest odbierane jako ciekawostka i znak czasów.
Jak na serię o życiu codziennym, to jest to może trochę inna pozycja niż pozostałe, dlatego, że nie opisuje tylko ludzi, ale też koncentruje się na pewnym, skromnym wycinku geograficznym, czyli Gdańsku. To powoduje, że siłą rzeczy autorka opowiada także o mieście, o jego budynkach i o tym jak wyglądało. Dlatego pierwsze rozdziały - o Ratuszu, Dworze Artusa, porcie czy...
więcej mniej Pokaż mimo toNie porwała mnie jakoś szczególnie ta książka. Można odnieść wrażenie, że w dużej mierze za panowania Ludwika XIV Francja składała się z Paryża i Wersalu, zwłaszcza szkoda, że autor nie pokusił się o napisanie jakiegoś fragmentu poświęconego życiu we francuskich koloniach. Mam też mieszane odczucia co do stylu autora. Z jednej strony jest on całkiem przyjemny, można z tekstu wyciągnąć sporo ciekawostek, ale z drugiej strony sporo tam hagiografii Ludwika XIV i wydaje mi się, że pewnej idealizacji państwa francuskiego w tamtym okresie - według Bluche'a nawet los galerników był całkiem w porządku. Żeby nie było, sporo rozdziałów mi się podobało, zwłaszcza te o życiu Ludwika XIV, jego dworu czy ogółem rzecz mówiąc Wersalu, ciekawy był również rozdział o życiu żołnierzy i marynarzy czy wspomniany już przeze mnie fragment o galernikach. Inne rozdziały poświęcone oświacie czy pobożności jakoś mnie szczególnie nie zainteresowały.
Nie porwała mnie jakoś szczególnie ta książka. Można odnieść wrażenie, że w dużej mierze za panowania Ludwika XIV Francja składała się z Paryża i Wersalu, zwłaszcza szkoda, że autor nie pokusił się o napisanie jakiegoś fragmentu poświęconego życiu we francuskich koloniach. Mam też mieszane odczucia co do stylu autora. Z jednej strony jest on całkiem przyjemny, można z...
więcej mniej Pokaż mimo to
W sumie to spodziewałem się, że lata życia Dickensa będą w tej książce pewnymi ramami czasowymi, nie spodziewałem się zaś tak wielkiej liczby odwołań do jego dzieł. Pewnie gdyby ta pozycja nazywała się "Londyn w twórczości Dickensa" czy "Londyn oczami Dickensa" to pewnie też byłyby to odpowiedni tytuły. Książka trochę się różni od innych czytanych przeze mnie w tej serii. Przede wszystkim można rzec, że jest to biografia miasta. Zobaczymy przemianę Londynu w XIX wieku, jego rozwój architektoniczny, budowę kolei czy metra czy rozwój dróg. No, ale życie codzienne w końcu nie istniałoby bez ludzi zamieszkujących miasto. Judith Flanders pokazuje w jaki sposób wyglądało przygotowywanie posiłków, co jedzono, jak wyglądał handel uliczny w tamtym czasie, jak gaszono pożary czy jak wyglądały "restauracje". Wszystko to poznamy również przez pryzmat prozy Dickensa. Jeśli mamy fragmenty o samobójstwach, pobycie w celi czy smrodzie w Londynie, to z pewnością dowiemy się jak opisywał je ów pisarz w swojej twórczości. Siłą rzeczy jest to w dużej mierze książka poświęcona biedocie, czyli głównym bohaterom dzieł Dickensa. Raczej mało miejsca poświęcono tutaj arystokracji, ale na przykład bardzo podobał mi się fragment o pogrzebie Wellingtona. Książka ma świetne momenty jak opis pożaru przy Tooley Street w 1861 roku czy katastrofa na ślizgawce w Regent's Park, ale jednak czasami jest to dosyć ciężka lektura dla kogoś, kto tak jak ja nie fascynuje się twórczością Dickensa. Mimo to, książkę uważam za kopalnię wiedzy na temat XIX-wiecznego Londynu, pełną ciekawostek i interesujących faktów.
W sumie to spodziewałem się, że lata życia Dickensa będą w tej książce pewnymi ramami czasowymi, nie spodziewałem się zaś tak wielkiej liczby odwołań do jego dzieł. Pewnie gdyby ta pozycja nazywała się "Londyn w twórczości Dickensa" czy "Londyn oczami Dickensa" to pewnie też byłyby to odpowiedni tytuły. Książka trochę się różni od innych czytanych przeze mnie w tej serii....
więcej Pokaż mimo to