rozwiń zwiń
sensejMichał

Profil użytkownika: sensejMichał

Kraków Mężczyzna
Status Czytelnik
Aktywność 3 lata temu
123
Przeczytanych
książek
123
Książek
w biblioteczce
48
Opinii
1 207
Polubień
opinii
Kraków Mężczyzna
Dodane| Nie dodano
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

Przyciągająca okładka, w następnej kolejności opis – zachęcające połączenie SF i kryminału, na końcu fakt, że autorem jest młoda polska pisarka, jeszcze mi nieznana. Przez te cechy decyzja o kupieniu książki była natychmiastowa, idealna książka na długi weekend.

Akcja powieści dzieje się w niedalekiej przyszłości kalendarzowej, lecz, póki co, w względnie odległej przyszłości technologicznej. Tą odległość stwarza wysoko rozwinięta branża androidów, powszechna cyborgizacja oraz cyfryzacja przepływu informacji. Miejscem jest pływająca wyspa-miasto New Horizon, jedna z wielu na archipelagu.

Bardzo pożądanym środkiem farmakologicznym jest reinforsyna. Początkowo suplement, ostatecznie uzależniający narkotyk mający dwoisty wpływ na psychikę. To właśnie ten środek jest początkiem akcji i fabuły, to reinforsyna dzieli społeczeństwo i miasto na dwie strony. A ile stron ma w sobie społeczeństwo? Ludzie zwykły, nie poddali sztucznym ulepszeniom, ludzie-cyborgi, którzy mogą wspomagać dowolną część ciała i ..umysłu, androidy, wraz z najnowszą i najlepszą odmianą zwani replikantami. Na każdego reinforsyna działa inaczej, każdy potrzebuje jej do innego celu. Zdaje się, że właśnie androidom daje coś znamiennego – możliwość odczuwania emocji, coś co w przeszłości stanowiło granicę między człowiekiem, a replikantem. Ta właśnie możliwość jest punktem zapalnym między dwoma głównymi bohaterami powieści, porucznikiem Jareddem Quinnem, a pracującą z nim replikantką, Mayą. Konflikt między nimi splata bardzo dobry wątek kryminalny z problemami etyczno-moralnymi.

Przytoczony wątek kryminalny (z)realizowany jest tak, jak powinien: trzyma w napięciu, zdarzenia są niejasne, tajemniczość zbrodni jest odpowiednio spleciona z warstwą technologii ówczesnego świata. Widać, że autorka, Pani Martyna, bardzo swobodnie czuje się w tematach kryminologii i psychologii, potrafi w sposób rozbudowany a przy tym logiczny opisywać zdarzenia, przyczyny i skutki.

Na duży plus zasługuje również atmosfera panująca w książce. Gdy się wspomni tą powieść, wyobrażenia są ciemne, parne, miasta owiane technologiczną mgłą. Właśnie tak, jak ma się wyobrażać połączenie SF i kryminału, właśnie tak, jak się spodziewałem i oczekiwałem, że będzie, właśnie też dlatego zamówiłem drugą część cyklu.

Talent i wyobraźnia niewątpliwie są mocnymi cechami autorki. Niestety, nie da się dogodzić każdemu, jest kilka rzeczy, które są na minus. Pierwsza rzecz, to możliwości implantów SISE, używanych przez Quinna. Głównie chodzi o interpretację i prowadzenie rozmowy. Nie widzę, jakby miała wyglądać konwersacja dwóch lub więcej osób, używających tego wszczepu? Bitwa na argumenty, których człowiek bez wszczepu nigdy by nie wystosował? Kolejna rzecz to możliwości psioniczne zdobyte za pomocą reinforsyny. Mam tu mieszane odczucia. Pozytywne, gdyż jednak cała akcja jest na nich oparta i złożona jest bardzo dobrze, jak było powiedziane wcześniej. Negatywnie, ponieważ wolałbym, gdyby wszystko było prowadzone w oparciu o czystą technologię, a nie tajemnicze zdolności leku. Ostatnia rzecz, to zbyt sztampowe podejście do rozwiązania akcji. Misja przejścia przez Mur w nieznane, za murem ciemność, szaleńcza misja, formowanie drużyny, pan Alfred od gadżetów, złe decyzje, przesadzona akcja z wyżej wymienionymi psionikami. Gdzieś to już było, albo, gdzieś to bywa cały czas. Tu sugerowałbym stonowanie.

Całe szczęście, że sama końcówka przywraca książkę na właściwy bardzo dobry tor, którym, mam nadzieję, będzie podążać druga część powieści.

Przyciągająca okładka, w następnej kolejności opis – zachęcające połączenie SF i kryminału, na końcu fakt, że autorem jest młoda polska pisarka, jeszcze mi nieznana. Przez te cechy decyzja o kupieniu książki była natychmiastowa, idealna książka na długi weekend.

Akcja powieści dzieje się w niedalekiej przyszłości kalendarzowej, lecz, póki co, w względnie odległej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

916 stron powieści. Jaka musi być zawarta w nich historia, by przed wszystkie przebrnąć? Jak bardzo akcja ma być dynamiczna, by osiągnąć kompromis polegający na ciągłym utrzymywaniu zainteresowania czytelnika? Ile dialogów musi być, jak wiele bądź niewiele opisów, by chęć trzymania tej ciężkiej (tu w znaczeniu fizycznym) książki nie przeminęła? Jak wielki świat ma ona przedstawiać? Zadaję te pytania przy okazji czytania "Półbrata", gdyż to chyba moja rekordowo długa pozycja, z tych, z którymi dane mi było obcować. Skończyłem czytać na ostatniej kartce, więc odpowiedź na te pytania zna zatem Lars Saabye Christensen.
Narrator, a zarazem główny bohater, Barnum, sam podaje nam miejsce akcji, niejedokrotnie określając je 'małym miasteczkiem', które jest jednocześnie tytułem jego pierwszego scenariusza. Nie jest to jedyne miejsce w powieści, jednak ma ono największe znaczenie, najbardziej oddaje nastrój książki, odzwierciedlając również jej bohaterów. Narratorem całej akcji jest Barnum, który opowiada historię swojej rodziny, począwszy od dziejów jego pradziadka, prababcię, poprzez matkę, ojca, na bracie i nieswoim synu kończąc. Równie ważnymi jak rodzica bohaterami są przyjaciele.
Głównymi wątkami w powieści są miłość, braterstwo i przyjaźń. Autor opisuje relację Barnuma z każdym z członków jego kręgu. Najmocniejszą, tą rodzinną, ma ze swoim półbratem, Fredem. Relacja ta wystawiana jest na próby przetrwania, gdyż Fred jest cięzkim w współżyciu, zamkniętym, który "jest zły od środka", do tego większość czasu nieobecnym. Inną miłością Barnum daży najlepszego przyjaciela, Petera. Jest to typowa, męska przyjaźń, jej początek i zaciskające się więzy są pokazane od najmłodszych lat. Wszyscy bohaterowie są wyczerpująco pokazani, każdemu przysługuje pewna historia. Książka nie jest wesoła: tak naprawdę ani jednemu z bohaterów nic nie wyszło w życiu, każdy boryka się z traumami, piętnami z dzieciństwa, czy późniejszymi nieszczęściami. Każdy bohater tutaj ma swoją smutną historię, która determinuje jego późniejsze zachowania i życie. Dosłownie każdy. W 'małym miasteczku' nie ma osoby, która wiodła by życie bez pewnego urazu uczuciowego. Tak, jest to znamienna cecha tej powieści. Losy bohaterów są smutne. Mimo prób wiedzenia normalnego życia, jest ono ograniczone właśnie odciśniętymi piętnami. Dlatego też każdy moment lepszy w życiu bohaterów potrafi wzruszyć.
Jeśli chodzi o umiejętności pisarkie autora, uważam, że mistrzowsko potrafi on pokazać uczucia. Miłość, zagubienie, smutek, obojęność. Da się wręcz już z samej okładki wyczuć ładunek emocjonalny, który napewno w pełnym spektrum pokaże się na twarzy czytającego. W strukturę tego egzystencjalego dramatu obyczajowego potrafi przenieść subtelne elementy czarnej komedii. Wszystko jest obleczone swoistym nieformalnym stylem pisania. Właśnie te powyższe cechy stanowią o tym, że te 916 stron powieści, niezbyt dynamicznej (w końcu to historia życia w jednym miasteczku) przelatuje znośnie, choć jednak dało by się ją 'wycisnąć' i zlać esencję, odejmując przynajmniej kilkadziesiąt stron.

916 stron powieści. Jaka musi być zawarta w nich historia, by przed wszystkie przebrnąć? Jak bardzo akcja ma być dynamiczna, by osiągnąć kompromis polegający na ciągłym utrzymywaniu zainteresowania czytelnika? Ile dialogów musi być, jak wiele bądź niewiele opisów, by chęć trzymania tej ciężkiej (tu w znaczeniu fizycznym) książki nie przeminęła? Jak wielki świat ma ona...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jest to pierwsza przeczytana przeze mnie książka po relatywnie długiej przerwie. Chciałem mocnym akcentem wrócić do tematyki HSF, a ta pozycja, po szybkim sprawdzeniu w księgarni wydawała się być tą, która sprosta zadaniu. Czy tak się stało, spróbuję wyjaśnić w krótkiej opinii. Na jej wstępie przypomnę, że książkę z działu HSF nie oceniam tylko w kategorii H i S i F. Oczywiście, w pewnych kwestiach będzie ona miała niższe wymagania. Choć lubię i cenię, nie wymagam, by warstwa bohaterów była rozwinięta jak w „Kontrapunkcie” Huxleya, a styl i piękno języka jak w „Czarodziejskiej górze” Manna. Oczywistym jest, że nie ma pisarza, który będąc geniuszem w gatunku SF, byłby również czołowym lirykiem świata. Mózgi tych osób pracują i rozwijają się w przeciwnych kierunkach i rzeczą naturalną jest, że nie da się osiągnąć maksymalnego stopnia w tych (skrajnych) dziedzinach. Uniwersalność, czy raczej wszechstronność może dawać rezultaty na dobrym, bardzo dobrym, ale nie na najwyższym poziomie. Zatem warstwa fikcji naukowej i logiki w tej książce interesuje mnie najbardziej, kolejne mniej.
Autor, Cixin Liu, ma wyobraźnię godną pisarza SF i dał temu pokaz w „Problemie trzech ciał”, przeplatając ze sobą trzy światy: ziemski – ten normalny, ludzki; świat w grze komputerowej – świat Trisolaris dostępny dla ludzi; świat Trisolaris – na rodzimej planecie układu trzech słońc. Połączenie ich wiąże się z cywilizacjami, poziomem ich rozwoju technicznego, a co ciekawsze, moralnego. Świat ludzki ma poziom technologiczny zbliżony do aktualnego. Świat Trisolarian jest rozwinięty dużo bardziej, ma za sobą trudne boje – układ trzech słońc nie gwarantuje stabilności warunków na planecie, więc dzieje Trisolarian były bardzo uzależnione od okresów: stabilności i chaosu. To właśnie w tym świecie autor daje nam kilka przykładów, w którym kierunku naukowym może się rozwijać cywilizacja. Jednym z nich, chyba najbardziej zaawansowanym jest opanowanie protonu, manipulacja jego kształtem i zawartością, do tego stopnia, że zawierać może w sobie cały układ scalony komputera. Co ciekawe, Cixin Liu kilka stron wcześniej podaje nam przykład, jak mógłby wyglądać komputer złożony z ludzi jako bramek logicznych, uważam to za godne uwagi. Kolejną rzeczą, która zapadła w pamięć jest gra komputerowa, która miała za zadanie przybliżyć ludziom świat Trisolarian. Jej interaktywność była na nazdwyczajnym (jeszcze) poziomie. Nie chodzi tu o samo odczuwanie chłodu czy zmęczenia, lecz o fabułę, w której można nieskończenie, na różne sposoby interweniować i korzystać z niezliczonej ilości informacji – było to przedstawienie cywilizacji Trisolarian. Gra pokazywała, w jaki sposób kolejna nastała cywilizacja mierzyła się z siłami układu trzech słońc, jak próbowano przewidzieć zachowania grawitacyjne i w końcu, jak ginęła. Autor książki zadbał o to, by każda kolejna cywilizacja Trisolarian była odpowiednio bardziej zaawansowana technicznie a sposób przewidzenia ruchu trzech słońc odpowiednio dokładniejszy. Odnosząc warstwę SF do cywilizacji ludzi opisanej w książce, na myśl przychodzą mi dwie rzeczy. Pierwsza, to że Słońce może być wzmacniaczem fal radiowych. Druga, niestety przybiera nieco komiczny obraz: wielki statek płynący kanałem zostaje poszatkowany przez nano-cienkie włókno, niczym rozgotowane warzywo. Dodam, że było to rozwiązanie problemu zaproponowane przez zebranie elity intelektualnej Ziemi. Niestety o tym będę pamiętał, wspominając „Problem trzech ciał”.
Akcja ziemskiej cywilizacji rozgrywa się czasach początku ery Maoizmu w Chinach, gdzie dokonywano czystek na reakcyjnych profesorach, opozycjonistach. Skoro komunizm, to oczywiście represje, donosicielstwo, kłamstwa, tajne miejsca i wysokiej rangi policjant. Jest to tło akcji dla grupy naukowej, próbującej nawiązać kontakt z Trisolarianami. Celem tego kontaktu powinien być przylot na Ziemię. Owa grupa naukowa jest jedną stroną moralnego konfliktu na ziemi – głosi ona, że ludzie na ziemi są zdegradowani emocjonalnie, nie mogą już sobie sami pomóc, potrzebna jest interwencja z góry, ktoś, kto będzie potrafił naprawić cywilizację. Drugą stroną konfliktu są ludzie wierzący w naukę, którzy chcą zapewnić ciągły rozwój ludzkości. Fabuła książki jest przedstawiona bardzo zgrabnie, niewiele jest nic nie wnoszących fragmentów.
„Problem trzech ciał” jest poprawną powieścią. Ma w sobie kilka interesujących pomysłów, ale też ich przeciwieństwa. Nie znajdziemy wykwintnego stylu, biegłości językowej. Bohaterowie nie wykazują emocji, które znacząco oddziaływały by na nas, powodując zamyślenie czy zagubienie. Jest to na pewno książka warta przeczytania, moim zdaniem jednak nie spełnia oczekiwań wzbudzonych przez niezwykle entuzjastyczne opinie arbitrów gatunku na okładce. Nawet sam Barack Omaba (jako ekspert HSF???) poleca. Powieść dostała też nagrodę Hugo w 2015r. Czy słusznie, czy jest to jeszcze wyznacznik najwyższego poziomu, nie umiem ocenić. Warto jednak przeczytać, mieć pogląd choć minimalny na chińskie spojrzenie w ten gatunek.

Jest to pierwsza przeczytana przeze mnie książka po relatywnie długiej przerwie. Chciałem mocnym akcentem wrócić do tematyki HSF, a ta pozycja, po szybkim sprawdzeniu w księgarni wydawała się być tą, która sprosta zadaniu. Czy tak się stało, spróbuję wyjaśnić w krótkiej opinii. Na jej wstępie przypomnę, że książkę z działu HSF nie oceniam tylko w kategorii H i S i F....

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika sensejMichał

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
123
książki
Średnio w roku
przeczytane
5
książek
Opinie były
pomocne
1 207
razy
W sumie
wystawione
122
oceny ze średnią 6,6

Spędzone
na czytaniu
767
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
5
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]