-
ArtykułySherlock Holmes na tropie genetycznego skandalu. Nowa odsłona historii o detektywie już w StorytelBarbaraDorosz1
-
ArtykułyDostajesz pudełko z informacją o tym, jak długo będziesz żyć. Otwierasz? „Miara życia” Nikki ErlickAnna Sierant3
-
ArtykułyMagda Tereszczuk: „Błahostka” jest o tym, jak dobrze robi nam uporządkowanie pewnych kwestiiAnna Sierant1
-
ArtykułyLos zaprowadzi cię do domu – premiera powieści „Paryska córka” Kristin HarmelBarbaraDorosz1
Biblioteczka
2017-07-02
Za ojczyznę futbolu, nie od dziś, uznaje się Anglię. Angielska liga cieszy się ogromnym zainteresowaniem, co nie może dziwić, gdyż prezentowany w niej poziom jest bardzo wysoki. Jednakże w ostatnich latach bardzo żywy jest spór, o to, czy aby liga hiszpańska nie jest od niej lepsza. Jimmy Burns, ceniony hiszpański dziennikarz, postanowił sprawdź, jakie były początki futbolu na Półwyspie Iberyjskim i skąd wzięła się jego obecna siła. Efektami swoich badań podzielił się w książce "Piłkarska furia", wydanej w Polsce przez wydawnictwo SQN.
Historia hiszpańskiego futbolu jest bardzo skomplikowana i pełna momentów zwrotnych. Należy pamiętać, że futbol trafił tam dzięki Brytyjczykom. To Anglicy nauczyli Hiszpanów gry w piłkę i to oni zaszczepili w nich miłość do futbolu. J. Burns postanowił odwiedzić pierwsze hiszpańskie boiska, na których ludzie urodzeni na Półwyspie Iberyjskim po raz pierwszy stawali ze sobą w szranki.
Rozwój futbolu w Hiszpanii jest ściśle powiązany z dynamiczną sytuacją polityczną kraju. Niestety, piłka nożna nierzadko stawała się instrumentem w rękach rządzących. Niewykluczone, że gdyby nie lata wojny domowej i wewnętrznych sporów, rozwój futbolu w słonecznej Hiszpanii potoczyłby się zupełnie inaczej.
W "Piłkarskiej furii" przeczytamy o pierwszych sukcesach reprezentacji Hiszpanii i o tym, w jakich okolicznościach zostały one odniesione. Znajdziemy również odpowiedź na pytanie, skąd wziął się przydomek "La Furia Roja" i dlaczego nie zdecydowano się poprzestać na samym "La Roja". Autor postanowił przybliżyć nam pierwotny styl reprezentacji Hiszpanii, dzięki czemu będziemy mogli zobaczyć, ile z niego pozostało.
Jimmy Burns przybliża nam sylwetki postaci, takich jak np. Pichichi, które miały największy wpływ na rozwój hiszpańskiej piłki. W książce przeczytamy także o takich postaciach jak Santiago Bernabeu, który był bliski śmierci przez rozstrzelanie przez pluton egzekucyjny, znakomity napastnik Raul, czy Alfredo Di Stefano. Oczywiście, autor wiele miejsce poświęcił również współczesnym bohaterom La Liga na czele z Pepem Guardiolą. Autor nie mógł pominąć także Vincente del Bosque – ojca największych sukcesów "La Furia Roja" ostatnich lat.
Lektura "Piłkarskiej Furii" przypomni nam, że hiszpańska piłka to nie tylko Real i Barcelona, choć w ostatnich latach te dwa kluby mają duopol na mistrzostwo Hiszpanii, ale także inne ekipy. Duże znaczenie w rozwoju piłki nożnej na Półwyspie Iberyjskim odegranych takie marki jak choćby Atheltic Bilbao, Sevilla, czy Valencia. Na szczególną uwagę zasługuje klub z Bilbao, który po dziś dzień jest wierny swojej długoletniej tradycji i zatrudnia jedynie Basków. W dzisiejszym skomercjalizowanym świecie taka postawa dziwi, ale jednocześni budzi podziw i szacunek. Tym bardziej, że Athletic radzi sobie w La Liga bardzo przyzwoicie i zawsze jest w stanie sprawić trudności Realowi czy Barcelonie.
Sięgając po tę książkę nie wiedziałem, czego mogę się spodziewać, ponieważ jeszcze nigdy nie czytałem książki poświęconej piłce nożnej w jakimś jednym konkretnym kraju. Przyznaję, że o hiszpańskiej piłce dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy, ale wiem też, że niektóre kwestie nie zostały wyczerpane przez autora. Tym samym jest to dla mnie motywacja, by samemu poszukać informacji na temat hiszpańskiej piłki. Po "Piłkarską furię" powinni sięgnąć w pierwszej kolejności fani Primera Division, a także kibice piłkarscy, którzy nieustannie chcą poszerzać swoje horyzonty i każdego dnia odkrywać tę piękną dyscypliną.
Za ojczyznę futbolu, nie od dziś, uznaje się Anglię. Angielska liga cieszy się ogromnym zainteresowaniem, co nie może dziwić, gdyż prezentowany w niej poziom jest bardzo wysoki. Jednakże w ostatnich latach bardzo żywy jest spór, o to, czy aby liga hiszpańska nie jest od niej lepsza. Jimmy Burns, ceniony hiszpański dziennikarz, postanowił sprawdź, jakie były początki futbolu...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-12-28
Chyba nikt nie ma wątpliwości, że pieniądze rządzą światem. Dotyczy to także piłki nożnej, w tym jej organów i instytucji. Thomas Kistner w tytule swojej publikacji zawarł nazwę najważniejszej organizacji piłkarskiej jaką jest FIFA, jednak korupcja, łapówkarstwo, czy po prostu nieuczciwość dotyczą także niższych szczebli organizacyjnych.
Z pewnością każdy doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że w FIFA najwięcej do powiedzenia mają ci, którzy mają najwięcej pieniędzy. Jednak niewielu z nas zastanawiało się nad tym, jak to możliwe, że przez tyle lat nikt nie dobrał się do skóry tej przesiąkniętej korupcją organizacji i nikt nie zakończył jej nikczemnego procederu.
Thomas Kistner w swojej książce "FIFA Mafia" bardzo dokładnie opisuje realia panujące w największej organizacji piłkarskiej na świecie. Działalność struktur FIFA jest poddana dogłębnej analizie, z której jasno wynika, że nie ma tam miejsca na uczciwość. W tym miejscu można zadać pytanie o komisje i komórki kontrolne, które "mają strzec porządku i dobrego imienia organizacji". Otóż takowe istnieją, ale ich pozycja jest czysto marionetkowa. Nie mogą (bądź nie chcą) zrobić dosłownie nic, aby dobrać się do skóry tym, którzy nagminnie łamią wszelkie zasady i normy.
Niemiecki dziennikarz pisze nie tylko o obecnym funkcjonowaniu organizacji piłkarskich, ale także o początkach FIFA. Od zawsze w tej organizacji nie brakowało pieniędzy, które przechodziły po cichutku z rączki do rączki, dzięki czemu nie było sprawy której nie dałoby się załatwić. Wzajemna sieć powiązań sprawia, że tak naprawdę nie ma tam osób, które mogłyby przedstawić całemu światu prawdę. Każdy ma na swoim koncie czyny, za które szary obywatel w normalnym państwie trafiłby na długie lata do więzienia.
Książka ta jest bardzo szczegółowa, a co za tym idzie obszerna. Pojawia się w niej ogromna liczba nazwisk, czy organizacji i momentami trudno jest się nie pogubić w tej sieci wzajemnych powiązań. Jednak należy docenić wkład i zaangażowanie autora, który wykonał fantastyczną pracę. Jego książka nie jest może porywającą lekturą, ale każdy fan futbolu powinien po nią sięgnąć, żeby przekonać się, jak tak naprawdę wygląda rzeczywistość, w której na co dzień obraca się Sepp Blater i spółka.
Chyba nikt nie ma wątpliwości, że pieniądze rządzą światem. Dotyczy to także piłki nożnej, w tym jej organów i instytucji. Thomas Kistner w tytule swojej publikacji zawarł nazwę najważniejszej organizacji piłkarskiej jaką jest FIFA, jednak korupcja, łapówkarstwo, czy po prostu nieuczciwość dotyczą także niższych szczebli organizacyjnych.
Z pewnością każdy doskonale zdaje...
Sławomir Peszko to postać, której chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Znają go wszyscy, nawet ci, którzy futbolem interesują się okazjonalnie lub nie interesują się nim wcale. Jego znakami rozpoznawczymi są przebojowość, szczerość, humor i... nieskrywane zamiłowanie do alkoholu. W końcu nie przez przypadek mówi się o nim "pół człowiek, pół litra".
Pod koniec ubiegłego roku na półkach polskich księgarń pojawiła się autobiografia Sławomira Peszki "Peszkografia". Oczekiwania względem niej można było mieć wysokie i w moim odczuciu w znacznej mierze zostały one zaspokojone.
Na rynku wydawniczym mnóstwo jest tego typu autobiografii, przez co trudno jest stworzyć coś, co będzie się wyróżniało, wnosiło coś nowego. Sławkowi Peszce się to udało, przynajmniej w pewnym stopniu. Część książki to oczywiście zaprezentowanie suchych faktów dotyczących kariery, opis dzieciństwa, które ukształtowało jego osobowość. Pierwsze kroki w piłce Sławek stawiał w Wiśle Płock, następnie grał w Lechu Poznań, po czym wyjechał do Niemiec. Tam z powodzeniem bronił barw 1. FC Köln, później był także krótki epizod w Wolverhampton Wanderers. W 2015 roku wrócił do kraju, związał się z Lechią Gdańsk, w międzyczasie był wypożyczony do Wisły Kraków, zaś od lipca 2020 roku występuje w Wieczystej Kraków, gdzie gra nadal sprawia mu wielką radość. Dużo miejsca zostało także poświęcone grze w reprezentacji. W narodowych barwach rozegrał ponad 40 spotkań i za każdym razem dawał z siebie wszystko, zostawiał na boisku całe serce, nawet jeśli w klubie nie wiodło mu się najlepiej.
Sławek Peszko zdradza nam kilka zabawnych anegdotek ze swojego życia, które miały miejsce po spożyciu wiadomego trunku. Czytając je, można się uśmiechnąć pod nosem. Mnie jednak najbardziej podobały się fragmenty, w których Sławek na chłodno mówił, co mu się nie podobało w jego relacjach z niektórymi osobami, np. z Franciszkiem Smudą. Te momenty szczerości pokazały, że Peszko nie jest tylko "atmosfericiem", ale ma także swoje zdanie, którego nie boi się wyrazić. Zresztą zawsze mówił głośno to, co myślał. Nie zawsze wychodziło mu to na dobre, ale przynajmniej nikt nie mógł mu zarzucić braku szczerości.
W swojej autobiografii Sławek Peszko często pisze także o swoich relacjach z Robertem Lewandowskim, z którym zna się od czasów wspólnej gry w Lechu Poznań, a także z innymi kadrowiczami. Nierzadko porusza także wątek pieniędzy, których w trakcie kariery zarobił całkiem sporo, zwłaszcza w okresie gry za granicą. Co prawda momentami można odnieść wrażenie, że część opowieści jest aż nadto "podrasowana" malenżowym podtekstem, ale to też ma swój urok.
"Peszkografię" czyta się bardzo dobrze, jest napisana prostym, wręcz potocznym językiem. Osoby, które zdecydują się na jej przeczytanie nie powinny czuć się zawiedzione, nawet jeśli futbol nie jest ich głównym przedmiotem zainteresowań. Książka jest przyjemna, bezpośrednia i szczera... dokładnie taka jak Sławek Peszko.
Sławomir Peszko to postać, której chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Znają go wszyscy, nawet ci, którzy futbolem interesują się okazjonalnie lub nie interesują się nim wcale. Jego znakami rozpoznawczymi są przebojowość, szczerość, humor i... nieskrywane zamiłowanie do alkoholu. W końcu nie przez przypadek mówi się o nim "pół człowiek, pół litra".
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPod koniec ubiegłego...