rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Trzymam w rękach „Szeptem”. Już po raz drugi. Mój pierwszy raz z nią był w 2010 roku, kiedy jako siedemnastolatka pożyczyłam ją od koleżanki. Pamiętam, że zrobiła wtedy na mnie ogromne wrażenie i długo nie mogłam o niej zapomnieć. Potem przeczytałam trzy kolejne części, choć w tej chwili nie pamiętam skąd je miałam. Teraz po czternastu latach wydawnictwo Poradnia K postanowiło wznowić tę serię, a ja po prostu musiałam ją mieć, bo to jedne z moich lepszych książkowych wspomnień. Przed otwarciem książki wyobrażałam sobie jak to będzie przeczytać ją ponownie - teraz, kiedy mój gust czytelniczy nieco się ukształtował, a ja sama dojrzałam. Wydawało mi się, że dużo z niej pamiętam. Oczywiście do czasu, kiedy zaczęłam czytać. Wtedy okazało się, że prawie nic nie zostało w mojej głowie. Ale do brzegu. Historia opowiada o zwykłej nastolatce, która spotyka niezwykłego nastolatka. Chłopak jest nieco mroczny i jakiś dziwny, momentami przerażający, a Nora ma wrażenie, że od czasu ich pierwszej interakcji ktoś nagle zaczął ją obserwować. I wydawać by się mogło, że to historia jak tysiąc innych, ale nic bardziej mylnego, gdyż Patch jest upadłym aniołem. No i tutaj zaczyna się zabawa. Akcja w książce jest dynamiczna, dużo się dzieje, a my musimy za nią nadążyć. Nie ma tutaj zbędnych opisów lub nic nie wnoszących dialogów. Zdaje się, że wszystko jest po coś. Nora nie jest wybitną postacią kobiecą, jest nieco naiwna i ma proste myślenie, a jednocześnie jest przy tym taka niewinna i słodka. Całkowite jej przeciwieństwo to Patch. Chłopak to istne kłopoty. Może dlatego te dwa przeciwieństwa tak się do siebie przyciągają. Książka wywołuje emocje, pobudza emocje. Myślę, że bardziej trafi do nastolatek i osób lubiących literaturę young adult, ale ja jako dorosła również mam do niej sentyment i chętnie przeczytałam tę odświeżoną wersję. Nie mogę doczekać się kolejnych części, bo pamiętam, że „Szeptem” to dopiero wstęp…

Trzymam w rękach „Szeptem”. Już po raz drugi. Mój pierwszy raz z nią był w 2010 roku, kiedy jako siedemnastolatka pożyczyłam ją od koleżanki. Pamiętam, że zrobiła wtedy na mnie ogromne wrażenie i długo nie mogłam o niej zapomnieć. Potem przeczytałam trzy kolejne części, choć w tej chwili nie pamiętam skąd je miałam. Teraz po czternastu latach wydawnictwo Poradnia K...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kiedy dostałam od wydawnictwa możliwość recenzji książki już po samym opisie byłam bardzo zaciekawiona. Lubię dark romanse i motyw mafii, więc to skutecznie mnie przyciągnęło. Od razu zaczęłam czytać. Pierwsze strony wprawiły mnie nieco w konsternację, bo zazwyczaj czytam książki w narracji pierwszoosobowej, a tutaj bum, mamy trzecioosobową. Przez pierwsze strony ciężko było mi się odnaleźć, ale kiedy już się wciągnęłam, pomyślałam sobie „o mamo, ale to jest dobre”. Dawno nie czytałam czegoś takiego. Główna bohaterka to twarda sztuka, samowystarczalna babka, która dużo umie i dużo wie. A ta wiedza wpędza ją w niemałe kłopoty. A później jest już tylko gorzej. Jej pierwsze spotkanie z Tristanem Caine’m przebiega całkiem inaczej niż by tego chciała. Ten zimny, mrukliwy i bezwzględny mężczyzna nienawidzi jej i pokazuje to na każdym kroku. A jednak coś między nimi się dzieje, jakieś niepojętne dla obojga napięcie, iskry. Chociaż stoją po dwóch stronach barykady muszą połączyć siły w jednej słusznej sprawie. Przez cały czas krążą nad tą dwójką pewne niewypowiedziane słowa, skrywane tajemnice i sekrety, które tylko wzmagają napięcie. Emocje czuć na każdej stronie, a kolejne odkrywane karty tylko wszystko komplikują. Historia jest ciekawa, dobrze napisana, wciągająca. Razem z Moraną chce się odkryć tajemnice, zrozumieć pewne fakty. Bardzo podobało mi się zakończenie.
***Ciężko jest coś na jego temat napisać równocześnie nie spojlerując, więc jeśli boisz się, że zdradzę zakończenie i nie będziesz mieć frajdy z czytania, to w tym momencie oderwij się od mojej recenzji.***
Samo zakończenie jest inne niż zazwyczaj, nie znajdziemy tutaj podniosłych słów ani wielkich obietnic. Historia kończy się tak jak zaczyna. Cicho i bezszelestnie. Nie potrzeba słów, by wyrazić emocje. No po prostu mistrzostwo, bo doskonale tutaj się wpasowało. Dawno nie czytałam tak idealnego zakończenia pasującego do historii, jak i samych bohaterów. Mam ochotę na więcej pióra autorki i z niecierpliwością czekam na kolejne części.

Kiedy dostałam od wydawnictwa możliwość recenzji książki już po samym opisie byłam bardzo zaciekawiona. Lubię dark romanse i motyw mafii, więc to skutecznie mnie przyciągnęło. Od razu zaczęłam czytać. Pierwsze strony wprawiły mnie nieco w konsternację, bo zazwyczaj czytam książki w narracji pierwszoosobowej, a tutaj bum, mamy trzecioosobową. Przez pierwsze strony ciężko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Historia Lei i Cedrica łamie serce, ale też daje nadzieję na lepsze jutro. Na to, że gdzieś tam może coś jeszcze na nas czekać, mimo, że nawet się tego nie spodziewamy. Lea mimo młodego wieku musiała wiele wycierpieć. Wychowywana przez apodyktycznego ojca - tyrana i podporządkowaną mu w stu procentach matkę nie miała łatwego dzieciństwa. Dlatego trzyma się baletu jak ostatniej deski ratunku. To jedyna rzecz, jaką sama wybrała w życiu. Kocha to i jest w tym świetna. Niestety jedno zdarzenie sprawia, że jej świat legnie w gruzach. Cedric jest młodym mężczyzną z bagażem doświadczeń. Ma niełatwą relację z obojgiem rodziców i na chwilę obecną cieszy się, że się od nich uniezależnił. Poznaje Leę w parku i nie potrafi o niej zapomnieć. Kiedy okazuje się, że została jego uczennicą próbuje bronić się przed uczuciem. Po wypadku wspiera dziewczynę i uświadamia sobie, że jest jego brakującą częścią. Musi tylko przekonać ją, że to wszystko jest tego warte. Kocham takie historie. Nienachalne, ale z trudnymi doświadczeniami. Takie, gdzie dwoje ludzi staje przeciwko całemu światu. Gdzie dwie zranione dusze odnajdują się w tłumie. Pokochałam tę historię za to wszystko. Ale też za ten francuski, paryski klimat, za radość z tańca, za nadzieję na lepsze jutro i stwierdzenie, że rodzina to nie tylko więzy krwi, że czasami rodzina to osoby, które sami sobie wybierzemy. Podobał mi się w tej historii motyw age gap - on jest starszy o 7 lat. Nie jest to dużo, bo oboje są nadal bardzo młodzi, dzięki czemu historia jest naprawdę wiarygodna. To moja druga książka autorki i mam nadzieję, że nie ostatnia. Uwielbiam jej pióro i lekkość pomimo ciężkiego tematu. Oby więcej takich historii.

Historia Lei i Cedrica łamie serce, ale też daje nadzieję na lepsze jutro. Na to, że gdzieś tam może coś jeszcze na nas czekać, mimo, że nawet się tego nie spodziewamy. Lea mimo młodego wieku musiała wiele wycierpieć. Wychowywana przez apodyktycznego ojca - tyrana i podporządkowaną mu w stu procentach matkę nie miała łatwego dzieciństwa. Dlatego trzyma się baletu jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak mówiłam na tiktoku w jednym z filmików - jestem prawdopodobnie jedną z ostatnich osób, które nie czytały serii Off-Campus w poprzednim wydaniu. I z jednej strony się cieszę - bo ta okładka jest cudowna (kocham graficzne okładki), a z drugiej żałuję, że nie poznałam tej historii wcześniej. I powiem Wam, że odczarowała mi hokej, który trochę zepsuł mi „Icebreaker”. I hokeiści chyba spodobali mi się o wiele bardziej niż futboliści czy koszykarze.
Na pierwszy rzut oka historia Hannah i Garretta to zwykły romans studencki. Ale im głębiej w las tym więcej drzew. Okazuje się, że oboje to bardzo złożone postacie z ogromnym bagażem doświadczeń. Ona - jako nastolatka została odurzona i zgwałcona przez kolegę na imprezie, dzisiaj ma problem z zaufaniem i spełnieniem podczas zbliżeń. On ma chłodne, a właściwie znikome relacje z ojcem (nie chcę spojlerować, ale podłoże problemu narodziło się w przeszłości), byłą gwiazdą hokeja, który nakłada na niego za dużą presję. Przez to nie potrafi zaangażować z bliższe relacje. Ona jest pyskata, z reguły wie czego chce, ale raczej trzyma się na uboczu, była tylko w jednym dłuższym związku, jest wrażliwą wokalistką. On jest postawnym hokeistą, z wysokim mniemaniem o sobie, przez którego łóżko przewinęło się pół żeńskiej populacji kampusu. To brzmi jak przeciwieństwa, które totalnie nie mogą ze sobą współgrać. I mimo, że na początku tak jest, to układ w jaki wchodzą prowadzi do pocałunku, który wszystko zmienia. Garrett, żeby utrzymać się w drużynie musi poprawić ocenę z przedmiotu, z którego Hannah dostała piątkę. Wpada na pomysł, że dziewczyna mogłaby udzielić mu korepetycji, ale ona nie jest zainteresowana. Jednak Hannah podoba się Justin, który jest równie popularny jak Garrett. Chłopak wpada więc na pomysł, że w zamian za korki pomoże dziewczynie zdobyć Justina. Hannah ostatecznie się godzi i od tej pory spędzają ze sobą każdą wolną chwilę. Z czasem rodzi się między nimi coś głębszego.
Kocham tę historię za rozbudowany wątek fakedating, relację hate-love i cudownych bohaterów. Podczas czytania towarzyszyły mi różne emocje, pojawiły się także łzy, udało mi się zaznaczyć wiele momentów. Uwielbiam te uczuciowe historie, które pochłaniają mnie bez reszty. I tutaj też tak było. Elle Kennedy zafundowała mi naprawdę dobrą lekturę. Do tego wszystko osadzone w kampusie i nieidealni bohaterowi - jak ja lubię takie historie. Chemię między bohaterami można było niemalże poczuć, a iskry strzelały podczas każdej 🌶️ sceny. A tych scen nie brakowało. Nie było to jednak niesmaczne czy nachalne. Całość bardzo mi się podobała i nie mogę się doczekać kolejnej książki z serii.

Jak mówiłam na tiktoku w jednym z filmików - jestem prawdopodobnie jedną z ostatnich osób, które nie czytały serii Off-Campus w poprzednim wydaniu. I z jednej strony się cieszę - bo ta okładka jest cudowna (kocham graficzne okładki), a z drugiej żałuję, że nie poznałam tej historii wcześniej. I powiem Wam, że odczarowała mi hokej, który trochę zepsuł mi „Icebreaker”. I...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Chociaż czeka na mnie recenzja dwóch innych przeczytanych książek, to przychodzę właśnie z „Next Level Love”, którą skończyłam dzisiaj. Dlaczego tak? Bo tak się składa, że jestem mocno rozdarta i właśnie teraz, świeżo po przeczytaniu mogę idealnie oddać moje emocje i wątpliwości. Obiecuję bez spojlerów, ale zacznę od tego, że opis totalnie nie oddaje tego, o czym jest książka. Jakby to tak niewielki ułamek wydarzeń, rozumiem, że nie chciano spojlerować, ale kurczę, myślę, że ujęte inaczej mogłoby jeszcze bardziej zachęcić do przeczytania. Sam pomysł na historię, fabuła i ogólnie wydarzenia w niej zawarte bardzo mi się podobały. Naprawdę mnie to kupiło. Fajnie wymyślone, choć można byłoby się pokusić o rozwinięcie niektórych wątków, bo był to trochę upchane i skompresowane na tych 300 stronach. Ale… no właśnie i tutaj zaczynają się schody, bo szczerze mówiąc nie polubiłam żadnego bohatera. Ale jeśli miałabym wybierać to przekonała mnie do siebie najbardziej Alexa. Wydaje mi się, że postacie zostały spłaszczone, bez charakteru, nijakie. Druga kwestia - dialogi, ciężko mi było czytać wiele z nich, bo były bez wyrazu i nieco infantylne. Brakowało mi w nich jakiejś głębi, jakiegoś większego przekazu. I choć historia i kolejne wydarzenia powinny być emocjonalne i dostarczać nam wzruszeń, mnie totalnie nic nie ruszyło. No ewidentnie nie mogłam się wczuć. Nie wiem co tutaj nie wyszło, ale naprawdę przez cały czas czułam niedosyt i niekiedy irytację. Tak, jak pokochałam „Guardian Angel” tej samej autorki, które trafiło do mojej topki 2023, tak „Next Level Love” zdecydowanie nie trafi do niej w tym roku. Mam wrażenie, że te dwie książki pisała zupełnie inna osoba, całkiem inny styl. Oczywiście to moja subiektywna ocena i zachęcam do czytania i wyrobienia sobie własnej opinii.

Chociaż czeka na mnie recenzja dwóch innych przeczytanych książek, to przychodzę właśnie z „Next Level Love”, którą skończyłam dzisiaj. Dlaczego tak? Bo tak się składa, że jestem mocno rozdarta i właśnie teraz, świeżo po przeczytaniu mogę idealnie oddać moje emocje i wątpliwości. Obiecuję bez spojlerów, ale zacznę od tego, że opis totalnie nie oddaje tego, o czym jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wiecie, co najbardziej boli? Że historia Eden jest tak prawdziwa. Że to, co spotkało tę młodą dziewczynę codziennie spotyka tysiące nastolatek i kobiet. I mimo, że świat idzie do przodu, mamy postęp, to w tej kwestii bardzo mało się zmienia. Czasami wydaje nam się, że przecież mnie to nie dotyczy… mnie to nie spotka. Ale to nieprawda. Nie możemy być tego pewni.
Historia Eden wciąga bez reszty, porusza najczulsze struny, jest do bólu szczera. Zachowania kolejnych bohaterów, ich reakcje i emocje… to wszystko jest tak prawdziwe, że mogłoby dziać się obok nas. Fabuła poprowadzona jest w dobry sposób, choć momentami mi się dłużyło, to w ogólnym rozrachunku bardzo mnie wciągnęła. Wzruszyła i poruszyła. Wywołała mnóstwo emocji. Myślę, że to powinna być lektura dla każdego - dla młodych dziewczyn i dojrzałych kobiet. I dla mężczyzn też. Zdecydowanie. Polecam, polecam, polecam. Bardzo.

Wiecie, co najbardziej boli? Że historia Eden jest tak prawdziwa. Że to, co spotkało tę młodą dziewczynę codziennie spotyka tysiące nastolatek i kobiet. I mimo, że świat idzie do przodu, mamy postęp, to w tej kwestii bardzo mało się zmienia. Czasami wydaje nam się, że przecież mnie to nie dotyczy… mnie to nie spotka. Ale to nieprawda. Nie możemy być tego pewni.
Historia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Łucja i Fabian przyjaźnią się od kilku lat. Mają wspólną pasję - koszykówkę, oboje grają w szkolnych drużynach. Po nieszczęśliwym wypadku Łucja zostaje wykluczona z dalszej gry, ale całym sercem wspiera w Fabiana. Zresztą zbliża się bardzo ważny mecz, który może zawarzyć na jego karierze. Tak się składa, że chłopak zaczyna zauważać, że Łucja nie jest już dla niego tylko przyjaciółką i przed tym ważnym meczem wyznaje jej uczucia. A zaraz potem po nieszczęśliwej akcji ląduje w szpitalu w śpiączce. A Łucja trwa przy jego łóżku tak samo zakochana jak on. I kiedy Fabian budzi się i wszystko wydaje się mieć szczęśliwe rozwiązanie… kończy się część pierwsza. I zaczyna druga, która nie zwiastuje nic dobrego.
****
Historia Fabiana i Łucji jest bardzo nietypowa. Choć na pierwszy rzut oka wydaje się raczej powtarzalna. Nic tu nie dzieje się jakbyśmy tego chcieli. Generalnie jestem rozdarta pisząc tę recenzję, dlatego, że z jednej strony fabuła mnie bardzo zaciekawiła, z drugiej rozwiązanie już niekoniecznie. Wydaje mi się trochę za dużo tych wszystkich cierpień i bóli. Jakby tych młodych ludzi nie czekało nic dobrego. I jakby ja wiem, że czasem tak bywa, że w prawdziwym życiu nie zawsze jest happy end. Ale też nie wszystko zdarza się wszystkim. I mimo, że to nieszczęśliwa historia, mnie niestety nie wzruszyła tak, jak chyba powinna. Nie czułam tych wszystkich emocji w środku. Raczej stałam obok. Historia może się podobać i na pewno się podoba, ale mnie nie porwała w 100%, czego bardzo żałuję, bo liczyłam na nieco więcej.
Po szerszą recenzję zapraszam na mój profil na tiktoku (@karolinafig)

Łucja i Fabian przyjaźnią się od kilku lat. Mają wspólną pasję - koszykówkę, oboje grają w szkolnych drużynach. Po nieszczęśliwym wypadku Łucja zostaje wykluczona z dalszej gry, ale całym sercem wspiera w Fabiana. Zresztą zbliża się bardzo ważny mecz, który może zawarzyć na jego karierze. Tak się składa, że chłopak zaczyna zauważać, że Łucja nie jest już dla niego tylko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

BookTok Journal - dla każdej książkary, czyli coś, co ułatwi organizację przeczytanych książek, ale również pozwoli nam świetnie się bawić. Dzięki temu, że książkę można wypełnić na swój własny sposób tworzy ją naprawdę wyjątkową. Nikt nie narzuca nam jak mamy to zrobić, ale zdecydowanie ułatwia, bo nie musimy robić wszystkiego sami od początku. Dodatkowo liczne zabawy i wyzwania sprawiają, że nie będziemy się nudzić. Zdecydowanie podoba mi się taka forma.

BookTok Journal - dla każdej książkary, czyli coś, co ułatwi organizację przeczytanych książek, ale również pozwoli nam świetnie się bawić. Dzięki temu, że książkę można wypełnić na swój własny sposób tworzy ją naprawdę wyjątkową. Nikt nie narzuca nam jak mamy to zrobić, ale zdecydowanie ułatwia, bo nie musimy robić wszystkiego sami od początku. Dodatkowo liczne zabawy i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dziwię się tak bardzo, dlaczego jeszcze nie napisałam recenzji „Iris”, skoro przeczytałam ją 3 tygodnie temu… chyba dlatego, że jeszcze nie chciałam się żegnać z tą historią. No ale nadszedł ten dzień, kiedy muszę to zrobić.
Iris ucieka z domu, zostawia za sobą przeszłość i nie wie, co teraz zrobić. Spotyka na ulicy Sophie i ich drogi właśnie się splotły. Dziewczyny stają się nierozłączne. Iris wiedzie nietypowe życie. Stroni od związków, preferuje relacje jednorazowe. Jednak kiedy Sophie i jej chłopak Ethan przedstawiają jej Thomasa, coś zaczyna się dziać w jej głowie. Mężczyzna budzi w niej to, co najgorsze, a jednocześnie niesamowicie ją przyciąga. Ale on też ma niełatwą przeszłość. Też ma demony, których nie potrafi się pozbyć. Co może z tego wyniknąć?
„Iris” to jedna z tych historii, które trafiają prosto w serce i wciągają na długie godziny. To ta literatura, po którą sięgasz i nie potrafisz się oderwać. Fabuła poprowadzona jest bezbłędnie. Mamy rozdziały z perspektywy Iris, ale też przeplatane tymi Thomasa. Poznajemy ich myśli i motywy, choć gdzieś tam w tle ciągle majaczy się jakaś tajemnica, którą chcemy odkryć wraz z bohaterami. „Iris” to historia przeplatająca wiele emocji i uczuć. Jest smutek, żal, złość, ale też radość i nadzieja. Były sceny złości, kłótni, można było popłakać, ale też nieraz rumieńce wyszły na policzki 🌶️🌶️🌶️. Po prostu znalazłam wszystko to, czego szukam w książkach.
To jakie emocje targały mną po przeczytaniu 35, a potem 36 i jeszcze na koniec 37 rozdziału… to po prostu jest nie do opisania. Moje serce totalnie rozpadło się na miliony małych kawałeczków. Cieszę się, że później udało się je skleić, bo nie wiem co by było, gdyby tak zostało. Historia Iris wciągnęła mnie do reszty. Wywołała naprawdę skrajne uczucia. Nawet nie wiem, jak to dokładnie ubrać w słowa, cały czas gdzieś tam z tyłu głowy siedzi mi to wszystko z czym musiała zmierzyć się Iris, ale też Thomas i ich przyjaciele. Ile musieli wycierpieć i przejść Ci młodzi ludzie, którzy powinni cieszyć się młodością i wolnością a nie walczyć z własnymi i cudzymi demonami. Kocham Iris całym sercem, uwielbiam Thomasa. Totalnie zauroczyła mnie cudowna i słodka Sophie. No i jeszcze na koniec moja ukochana piosenka Iris Goo Goo Dolls, podświadomie miałam nadzieję, że gdzieś będzie wpleciona i ojeju się udało! Dziękuję Ci Lari, za tę kopalnię uczuć i emocji.

Dziwię się tak bardzo, dlaczego jeszcze nie napisałam recenzji „Iris”, skoro przeczytałam ją 3 tygodnie temu… chyba dlatego, że jeszcze nie chciałam się żegnać z tą historią. No ale nadszedł ten dzień, kiedy muszę to zrobić.
Iris ucieka z domu, zostawia za sobą przeszłość i nie wie, co teraz zrobić. Spotyka na ulicy Sophie i ich drogi właśnie się splotły. Dziewczyny stają...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

O tej książce chyba nie da się pisać poematów, a opis sam w sobie zawiera wszystko, co można o niej powiedzieć. To zabawna, lekka i niewymagająca lektura na długi wieczór. Taki trochę „odmóżdżacz”. Bardzo przewidywalna, banalna, a przy tym urocza. Zawiera spicy sceny, błyskotliwe dialogi, śmieszne potyczki słowne między bohaterami i… dwie cudowne przyrodnie siostrzyczki. Nie ma co nastawiać się na mega emocje i chwile uniesień. Ale jest moim zdaniem na tyle lekka, że nada się na oderwanie od szarej rzeczywistości albo walkę z zastojem czytelniczym. Jeśli chodzi o mnie, to trochę ją czytałam, a trochę słuchałam w audiobooku i powiem szczerze, że chyba to właśnie druga wersja była dla mnie bardziej wciągająca. Nie mniej jednak pomimo jej prostoty i braku oryginalności - podobała mi się.

O tej książce chyba nie da się pisać poematów, a opis sam w sobie zawiera wszystko, co można o niej powiedzieć. To zabawna, lekka i niewymagająca lektura na długi wieczór. Taki trochę „odmóżdżacz”. Bardzo przewidywalna, banalna, a przy tym urocza. Zawiera spicy sceny, błyskotliwe dialogi, śmieszne potyczki słowne między bohaterami i… dwie cudowne przyrodnie siostrzyczki....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Arianna straciła matkę wiele lat temu. Teraz, kiedy jej ojciec ginie w wypadku samochodowym, a ona mając 18 lat zostaje sama na świecie los rzuca jej kolejną kłodę pod nogi. Zgodnie z testamentem ojca, Arianna ma zostać pod opieką jego przyjaciela aż do 21 urodzin, w innym wypadku nie dostanie spadku. Czy może być gorzej? Otóż może, bo owy przyjaciel jest w słabej kondycji zdrowotnej i oddaje dziewczynę pod opiekę swojemu najstarszemu synowi. I może nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że facet jest apodyktyczny, ma manię kontrolowania, a do tego wygląda jak grecki bóg. Między Lionelem a Arianną rodzi się dziwne napięcie, które nie wróży nic dobrego. Zwłaszcza, że ona jest jeszcze nastoletnią studentką, a on trzydziestoletnim właścicielem linii lotniczych.
„Guardian Angel” to totalnie wciągająca historia z motywem różnicy wieku i zakazanego związku między opiekunem i podopieczną. Bohaterowie zostali naprawdę świetnie wykreowani. Nie tylko Arianna i Lionel, ale też jego mama, bracia, cudowna Rita. Każdy z nich ma swój charakter. Nie ma tutaj bylejakości. Od pierwszych stron czuć chemię między Ari i Lionem. Strzelają iskry, rośnie napięcie, hormony szaleją. To było prawie namacalne. Uczucia, emocje wylewają się z kolejnych stron. Do tego świetny humor, błyskotliwe dialogi i zabawne momenty. Fajnie to Asia, wymyśliłaś, naprawdę. Ja jestem zauroczona tą historią.

Arianna straciła matkę wiele lat temu. Teraz, kiedy jej ojciec ginie w wypadku samochodowym, a ona mając 18 lat zostaje sama na świecie los rzuca jej kolejną kłodę pod nogi. Zgodnie z testamentem ojca, Arianna ma zostać pod opieką jego przyjaciela aż do 21 urodzin, w innym wypadku nie dostanie spadku. Czy może być gorzej? Otóż może, bo owy przyjaciel jest w słabej kondycji...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kiedy ojciec Snow w dniu jej 18 urodzin o Izzy zaczyna właśnie nową pracę. W pierwszym dniu wpada rano do kawiarni, by uczcić go swoją ulubioną kawą. I kiedy czeka w niewiarygodnie długiej kolejce, a barista trzeci raz wywołuje imię Amy, ale nikt nie zgłasza się po swój napój, Izzy podaje się za nią i odbiera kubeczek, a zaraz potem wpada na mężczyznę i wylewa na niego zawartość. Po krótkiej wymianie zdań umawiają się na kolejny dzień rano w tym samym miejscu i każde idzie w swoją stronę. Jakie zdziwienie ogarnia każdego z nich, kiedy spotykają się w windzie w budynku firmy, gdzie Izzy zaczyna pracę. I jeszcze większe, gdy chwilę później mężczyzna okazuje się jej przełożonym. Jasne jest, że ich znajomość musi pozostać na koleżeńskiej stopie, ale te dziwne przyciąganie.. czy dadzą sobie z nim radę?
„Przypadkowo Amy” przywodzi mi na myśl klasyczną amerykańską komedię romantyczną. Byłaby idealnym scenariuszem. Fajni takich luźnych, słodkich historii powinni być zadowoleni. Książka jest lekka i urocza. Izzy jest przebojowa, dowcipna, szalona i energiczna. Blake to taki trochę ciepły klusek o uosobieniu szczeniaczka, takiego labradorka lub golden retrievera. Jest słodki, zrobiłby dla swojej kobiety wszystko, ale nie jest przy tym zaborczym macho. W moich ulubionych książkach ze świecą takiego szukać 😅 ja nie jestem fanką i Blake nie zostanie moim książkowym mężem, ale na pewno będzie miał swoje wielbicielki. Para jaką tworzą jest nieco dziwna, ale przy tym urocza. Od pierwszego dnia im na sobie zależy, jest chemia. Pojawiają się uczucia i przeciwieństwa, ale nie ma zapierających dech w piersiach scen i zwrotów akcji. Fabuła jest spokojna. Czyta się bardzo szybko. Nie jest to moja ulubiona książka, ale fajnie sprawdzi się na długi jesienny wieczór. świadcza, że wkrótce wyjdzie za mąż za 8 lat starszego faceta, właściciela kasyna, dziewczyna przyjmuje to ze spokojem. Wie, że w ich świecie takie rzeczy są na porządku dziennym. Snow i Aziel są dziwnym małżeństwem. Spotykają się niemalże tylko przed snem, nie rozmawiają za wiele i raczej każde zajmuje się własnymi sprawami. Na pierwszy rzut oka są w stosunku do siebie neutralni. Dopiero pewna sytuacja w kasynie sprawia, że emocje biorą górę, a na wierzch wychodzą głęboko skrywane pragnienia. Czy Snow będzie umiała pogodzić się z odrzuceniem ze strony męża? Czy zimne jak lód serce Aziela będzie umiało stopnieć?
Szczerze mówiąc, kiedy sięgałam po „Wszystko, czego w tobie nienawidzę” miałam wielką nadzieję na nietypową fabułę i ciekawą lekturę, ale równocześnie nie nastawiałam się za bardzo, bo wychodzę z założenia, że w tych „okołomafijnych” (tak je nazywam na swoje potrzeby) historiach było już prawie wszystko. Jakie było moje zdziwienie, gdy od pierwszej strony wciągnęło mnie coś niesamowicie ciekawego. Akcja jest wartka, możemy spodziewać się kilku fajnych plot twistów. Pojawiają się dobrze wykreowani bohaterowie z wadami i zaletami. Mający swój charakter i broniący własnego zdania. Razem z historią Snow i Aziela dostajemy mnóstwo humoru i błyskotliwych dialogów. Uczucia i emocje wylewają się z kolejnych stron, choć nie zawsze tak oczywiste. Historia Aziela i Snow to historia o pragnieniu uczucia, o głęboko skrywanych emocjach. To opowieść o braku wzorców, o odrzuceniu i porzuceniu. O tym, że każdy chce kochać i być kochanym, mimo, że nie zawsze jest tego świadomym. Zakończenie rozwaliło mnie na łopatki i trochę nie mogę się z tym pogodzić, ale mam nadzieję, że w drugim tomie moje serce się uspokoi. Monia odwaliła kawał dobrej roboty, a ja sama nie mogę się doczekać kontynuacji.

Kiedy ojciec Snow w dniu jej 18 urodzin o Izzy zaczyna właśnie nową pracę. W pierwszym dniu wpada rano do kawiarni, by uczcić go swoją ulubioną kawą. I kiedy czeka w niewiarygodnie długiej kolejce, a barista trzeci raz wywołuje imię Amy, ale nikt nie zgłasza się po swój napój, Izzy podaje się za nią i odbiera kubeczek, a zaraz potem wpada na mężczyznę i wylewa na niego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Izzy zaczyna właśnie nową pracę. W pierwszym dniu wpada rano do kawiarni, by uczcić go swoją ulubioną kawą. I kiedy czeka w niewiarygodnie długiej kolejce, a barista trzeci raz wywołuje imię Amy, ale nikt nie zgłasza się po swój napój, Izzy podaje się za nią i odbiera kubeczek, a zaraz potem wpada na mężczyznę i wylewa na niego zawartość. Po krótkiej wymianie zdań umawiają się na kolejny dzień rano w tym samym miejscu i każde idzie w swoją stronę. Jakie zdziwienie ogarnia każdego z nich, kiedy spotykają się w windzie w budynku firmy, gdzie Izzy zaczyna pracę. I jeszcze większe, gdy chwilę później mężczyzna okazuje się jej przełożonym. Jasne jest, że ich znajomość musi pozostać na koleżeńskiej stopie, ale te dziwne przyciąganie.. czy dadzą sobie z nim radę?
„Przypadkowo Amy” przywodzi mi na myśl klasyczną amerykańską komedię romantyczną. Byłaby idealnym scenariuszem. Fajni takich luźnych, słodkich historii powinni być zadowoleni. Książka jest lekka i urocza. Izzy jest przebojowa, dowcipna, szalona i energiczna. Blake to taki trochę ciepły klusek o uosobieniu szczeniaczka, takiego labradorka lub golden retrievera. Jest słodki, zrobiłby dla swojej kobiety wszystko, ale nie jest przy tym zaborczym macho. W moich ulubionych książkach ze świecą takiego szukać 😅 ja nie jestem fanką i Blake nie zostanie moim książkowym mężem, ale na pewno będzie miał swoje wielbicielki. Para jaką tworzą jest nieco dziwna, ale przy tym urocza. Od pierwszego dnia im na sobie zależy, jest chemia. Pojawiają się uczucia i przeciwieństwa, ale nie ma zapierających dech w piersiach scen i zwrotów akcji. Fabuła jest spokojna. Czyta się bardzo szybko. Nie jest to moja ulubiona książka, ale fajnie sprawdzi się na długi jesienny wieczór.

Izzy zaczyna właśnie nową pracę. W pierwszym dniu wpada rano do kawiarni, by uczcić go swoją ulubioną kawą. I kiedy czeka w niewiarygodnie długiej kolejce, a barista trzeci raz wywołuje imię Amy, ale nikt nie zgłasza się po swój napój, Izzy podaje się za nią i odbiera kubeczek, a zaraz potem wpada na mężczyznę i wylewa na niego zawartość. Po krótkiej wymianie zdań umawiają...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jakie są moje wrażenia po przeczytaniu „Unique”, jak i całej serii?
Przede wszystkim muszę przyznać, że nie pamiętam, kiedy ostatnio aż tak wkręciłam się w jakąś serię. Mimo, że na karku mam już trzydziestkę, to ta seria dla młodych dorosłych, dla studentów, totalnie zawładnęła moim sercem i umysłem. I chociaż nie są to wybitne dzieła, to jednak wciągają na maxa, wywołują emocje i gdzieś tam rozsiadają się wewnątrz człowieka. Często słyszę, że seria „Students” promuje toksyczne relacje, przekłamuje rzeczywistość. I trochę tak jest, ale niech rzuci kamieniem ten, któremu nie podobała się choć raz w życiu jakaś książka, gdzie ukazane relacje były toksyczne. Hm? Chyba trochę tak jest, że w życiu lubimy „dobrych chłopców” a w książkach to już raczej tych „bad boyów”. Ale wracając do sedna. Cała seria bardzo mi się podobała i tak ostatnio nawet rozmawiałam z siostrą, że nadałaby się na scenariusz do serialu. Chciałabym go obejrzeć. Przez te cztery części sporo się działo. Były wzloty i upadki. Akcja pędziła i zwalniała. Bohaterowie zmieniali się i dojrzewali na naszych oczach. Momentami było słodko i uroczo, czasami strach zaglądał nam w oczy. Przeżywaliśmy wielkie uczucia i smutne rozstania. Poznaliśmy niesamowity humor Rosanny Denise i piekielny nastrój Zaydena. Byliśmy świadkami rodzących się przyjaźni i pierwszych miłości. Jeśli chodzi o ostatni tom czyli „Unique” to był on z pewnością zwieńczeniem i podsumowaniem całej historii. Nie zostawił nam otwartej bramki na domysły. Przekaz był jasny i zrozumiały. Ale był to dla mnie najgorszy tom. Nie zrozumcie mnie źle, bo ogólnie mi się podobał, szczególnie tak do połowy. Później mam już trochę wrażenie pisane było na szybko, aby skończyć i dociągnąć do tych 600 stron. Może moje wrażenie jest mylne, no ale tak mi się wydaje. Wcześniejsze części wciągały mnie bez reszty od pierwszej do ostatniej strony, a tutaj mi tego nieco zabrakło. No i jeszcze epilog i te dodatki. Jakby do epilogu nic nie mam, w zasadzie bardzo mi się podobał. Ale zastanawiam się, skąd pomysł na taki sposób zakończenia. Coś jakby na zasadzie - chciałoby się coś dodać, dopisać, jakoś zakończyć, ale do końca nie wiadomo jak… trochę chaotycznie i z przeskokami, nieco wyrwane z kontekstu scenki. Może tylko mnie nie przypadło to do gustu, nie wiem. Nie mniej jednak całość bardzo pokochałam, tak jak i bohaterów i zdecydowanie będę polecała, bo uważam, że warto przeczytać historię Rosie, Zaydena i ich paczki.

Jakie są moje wrażenia po przeczytaniu „Unique”, jak i całej serii?
Przede wszystkim muszę przyznać, że nie pamiętam, kiedy ostatnio aż tak wkręciłam się w jakąś serię. Mimo, że na karku mam już trzydziestkę, to ta seria dla młodych dorosłych, dla studentów, totalnie zawładnęła moim sercem i umysłem. I chociaż nie są to wybitne dzieła, to jednak wciągają na maxa, wywołują...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Są takie historie, które sprawiają, że chce się przeżywać dłużej niż te inne. Które wywołują uczucia, poruszają emocje i zapadają w pamięć. Dawno nie czytałam już książki, która tak by na mnie podziałała. Wiele książek mi się podoba, wiele mnie wzrusza i jeszcze więcej wzbudza emocje. Jednak prawie żadna w ten sposób.
Po skończonej lekturze w ogóle już mnie nie dziwi, dlaczego historia Niki i Rigela zyskała taką popularność, bo dla mnie ta książka to nawet więcej niż 10/10.
Nica ma jedno marzenie - posiadać rodzinę. Po śmierci rodziców wychowywała się w domu dziecka, teraz, po 12 latach w końcu znaleźli się ludzie, którzy ją chcą. Nica ma szansę na życie z dala od znienawidzonej placówki. Razem z Nicą adoptowany ma zostać również Rigel. Nica i Rigel nie mogliby się bardziej od siebie różnić. Ona delikatna jak motyl, subtelna, kocha naturę, bije od niej niesamowita dobroć. On zamknięty w sobie, nieco mroczny, z trudnym charakterem. Ich dalsze życie pod jednym dachem nie może być proste, bo nastolatkowie się nie cierpią. Na każdym kroku Rigel pokazuje Nice, że nie może się do niego zbliżać, unika jej jak ognia. Ale Nica jest zdeterminowana i nie może stracić danej jej szansy. Robi wszystko, by żyło im się dobrze. Taka właśnie jest. Ale oboje mają swoje tajemnice, które wkrótce mogą ujrzeć światło dzienne. Tylko, czy są już na to gotowi? Czy wszystko jest tak czarno-białe na jakie wygląda?
Historia Niki i Rigela totalnie łamie serce. Roztrzaskuje je na milion małych kawałeczków. To opowieść pełna cierpienia. Rozdział 31, a potem również 32 to inny wymiar bólu. Myślałam, że nie dam rady już się po tym pozbierać. Ale… jakoś dałam radę. Z każdej strony wylewa się uczucie tak silne, że prawie nierealne. Emocje szaleją. Tajemnice rozwalają od środka. Ci młodzi ludzie, których największą traumą powinno być już samo porzucenie przez rodziców i wylądowanie w sierocińcu, przeżyli rzeczy o wiele gorsze. Takie, o których chcieliby zapomnieć. Ale o tym nie da się zapomnieć. To zostanie w nich na zawsze. Postacie wykreowane są fantastycznie. Mają swoje zalety ale też wady. Popełniają błędy i podejmują złe decyzje - tak jak w prawdziwym świecie.
Sam język tej powieści jest poetycki i bardzo melodyjny. Piękny. Czyta się szybko, w zasadzie pochłania się kolejne strony niewiadomo kiedy. Ta książka to typowy grubasek, ma grubo ponad 600 stron, jest w twardej oprawie i ma cudowne wyklejki.
Jeśli sięgniecie po „Rzeźbiarza łez” to szykujcie chusteczki, cały karton chusteczek. Oraz mnóstwo nerwów ze stali. Dajcie się porwać historii tych młodych ludzi i bądźcie z nimi. Nie jest to prosta lektura, ale cudowna.

Są takie historie, które sprawiają, że chce się przeżywać dłużej niż te inne. Które wywołują uczucia, poruszają emocje i zapadają w pamięć. Dawno nie czytałam już książki, która tak by na mnie podziałała. Wiele książek mi się podoba, wiele mnie wzrusza i jeszcze więcej wzbudza emocje. Jednak prawie żadna w ten sposób.
Po skończonej lekturze w ogóle już mnie nie dziwi,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Elena była kiedyś bogata. Jednak kiedy jej matka uległa wypadkowi i zapadła w śpiączkę, dziewczyna musiała poświęcić wszystko, by utrzymać ją przy życiu, zwłaszcza, że brat i ojciec nie chcieli jej pomóc. Posiadane zasoby szybko się skończyły, a wtedy na jej drodze stanął Alexander - starszy brat jej przyjaciela z dzieciństwa. Alexander chcąc sprostać żądaniom dziadka, by przejąć rodzinną firmę musi się ustatkować. I tu właśnie rodzi się jego pomysł. Elena zostanie jego udawaną żoną, a wtedy upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu. On przejmie firmę, a ona będzie miała pieniądze aby ratować matkę. Jedyny warunek - nie ma tutaj miejsca na miłość. Wydaje się proste, prawda?
Historia Eleny i Alexandra jest wciągająca, ale nie bez wad. Alexander to ponury, pewny siebie, bogaty mężczyzna, który wie, czego chce. W przeszłości ktoś go bardzo zranił i przestał wierzyć w miłość i szczęśliwe zakończenia. Elena miała w życiu jeszcze gorzej. Matka zapadła w śpiączkę a ojciec i brat się na nią wypięli. Musi sama ze wszystkim sobie radzić. Jest zdesperowana i gotowa na wszystko. Szybko przystaje na propozycję Alexandra. Jednak nie jest to takie łatwe, bo Elena kiedyś podkochiwała się w Alexandrze, a to może okazać się jej zgubą, bo przecież on nie chce uczuć. Historia jest dość dynamiczna, czasami miałam wrażenie, że aż za bardzo. Były emocje, były uczucia. Pojawiła się łezka. Było trochę humoru i spicy scen. Czyli to, co lubię. Ale… Alexander strasznie mnie wkurzał, przez cały czas. Do tego stopnia, że momentami czułam się strasznie zirytowana i chciałam przerwać lekturę. Ale też chciałam dowiedzieć się, co będzie dalej, dlatego dobrnęłam do końca. Historia jest niezła, ale na pewno nie uplasuje się w mojej topce przez irytującego głównego bohatera.

Elena była kiedyś bogata. Jednak kiedy jej matka uległa wypadkowi i zapadła w śpiączkę, dziewczyna musiała poświęcić wszystko, by utrzymać ją przy życiu, zwłaszcza, że brat i ojciec nie chcieli jej pomóc. Posiadane zasoby szybko się skończyły, a wtedy na jej drodze stanął Alexander - starszy brat jej przyjaciela z dzieciństwa. Alexander chcąc sprostać żądaniom dziadka, by...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Za każdym razem, kiedy widziałam wzmiankę o tej książce na tiktoku lub tutaj na instagramie , coraz bardziej chciałam ją przeczytać. Czekałam z niecierpliwością i byłam zadowolona, kiedy już trafiła w moje ręce.
***
„Icebreaker” to historia znajomości Anastasii i Nathaniela. Ona jest łyżwiarką figurową, która jeździ w parach. On jest kapitanem drużyny hokejowej. Łączy ich lód, ale dzieli wszystko inne. A jednak seria niefortunnych zdarzeń sprawia, że zaczynają spędzać ze sobą wiele czasu. A z czasem rodzi się między nimi dziwna nić porozumienia, a później relacja. Tylko czy to ma szansę wypalić, skoro są jak ogień i woda?
***
Nie wiedziałam, co napisać od razu po lekturze i musiałam zastanowić się przez kilka dni. Teraz chyba jestem już gotowa, choć dalej rozdarta. Kompletnie nie polubiłam Anastasii. To chyba pierwszy raz, kiedy tak bardzo denerwowała mnie główna bohaterka. I mimo, że właściwie to rozumiem motywy, jakie nią kierowały, to jakoś nie zaiskrzyło. Nathan był w porządku. Aarona mogłabym rozszarpać na strzępy. Podoba mi się główny motyw książki, pomysł na tę historię, ale ewidentnie dla mnie poszło tutaj coś nie tak. Zabrakło mi chemii między głównymi bohaterami, chociaż było między nimi napięcie, dochodziło do różnych 🌶️ momentów, to jakoś było to takie trochę sztuczne. Już nawet nie chodzi o to, że ich relacja opierała się głównie na cielesności, bo czytam mnóstwo takich książek, ale zabrakło mi tej iskry, czegoś, co wywołałoby rumieńce. No nie wiem. Jakoś mało tutaj uczuć, emocji. Czegoś takiego, co weszłoby do głowy i rozgościło się tam na dłużej. Owszem, były ciekawe momenty, błyskotliwe dialogi, akcja, ale czegoś mi zabrakło. Poza tym pomimo zainteresowania czytało mi się bardzo wolno i zajęło mi to aż tydzień, co zdarza mi się niezwykle rzadko. Zazdroszczę osobom, którym bardzo się podobało, bo ja też chciałam, żeby ze mną tak było. Słyszałam, że oryginalna wersja jest lepsza - także być może to wina tłumaczenia, ale… czy tłumaczenie może wpłynąć na zgaszenie iskry?

Za każdym razem, kiedy widziałam wzmiankę o tej książce na tiktoku lub tutaj na instagramie , coraz bardziej chciałam ją przeczytać. Czekałam z niecierpliwością i byłam zadowolona, kiedy już trafiła w moje ręce.
***
„Icebreaker” to historia znajomości Anastasii i Nathaniela. Ona jest łyżwiarką figurową, która jeździ w parach. On jest kapitanem drużyny hokejowej. Łączy ich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Francuz w końcu ujawnia swoją tożsamość. A potem… rusza cała machina nieuchronnych zdarzeń. Kolejne tajemnice, sekrety, niedopowiedzenia, emocje, uczucia. Miłość, ból, strata. Radość, strach, gniew. Prawdziwy rollercoaster. Kolejka górska, która łagodnie wspina się w górę, zatrzymuje na chwilę, by w jednej chwili runąć w dół. Jeśli „Flock” chwycił Was za serce, to „Exodus” złamie je na kawałki. Jestem świeżo po lekturze pisząc te słowa i właściwie nie wiem, co mam napisać. Jestem tak bardzo rozdarta. Seria „Bractwo Kruków” to zupełnie inny wymiar niż to, co czytam na co dzień. To historia wyjątkowa, pełna tajemnic i sprzeczności. Ale też uczuć i emocji. Właściwie cały czas trzyma w niepewności i napięciu. Początkowo wydawało mi się, że „Exodus” będzie tą gorszą częścią, ale o jeju, jak się myliłam. To co tutaj dostajemy to… wow! I z tego go zdążyłam zauważyć rozdział 25 [swoją drogą czy to przypadek, że w poprzedniej części też rozdział 25 był tym, na który najwięcej uwagi skupiły bookmedia?] sprawił, że serce wszystkich na moment stanęło (moje zresztą też) i pojawił się wodospad łez - u mnie łez nie było. Przynajmniej nie w tym miejscu. Za to rozdział 51 zdecydowanie pokonał mnie w tej kwestii. Moje serce rozpadło się na milion kawałków, co prawda na ostatnich stronach jakoś się skleiło, ale jak przerzuciłam ostatnią stronę i dowiedziałam się, że do zakończenia jeszcze daleko… no cóż, autorka widocznie lubi trzymać w napięciu. „Bractwo Kruków” ma szansę uplasować się w mojej topce ulubieńców. Tymczasem czekam na „The Finish Line” i zakończenie historii Cecelii - z niecierpliwością.

Francuz w końcu ujawnia swoją tożsamość. A potem… rusza cała machina nieuchronnych zdarzeń. Kolejne tajemnice, sekrety, niedopowiedzenia, emocje, uczucia. Miłość, ból, strata. Radość, strach, gniew. Prawdziwy rollercoaster. Kolejka górska, która łagodnie wspina się w górę, zatrzymuje na chwilę, by w jednej chwili runąć w dół. Jeśli „Flock” chwycił Was za serce, to „Exodus”...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kto uwielbia książki Eleny Armas, jak ja, ręka do góry 🤚
Moją ulubioną jest „The Spanish Love Deception” i nieziemski Aaron Blackford. Cameron Caldani miał szansę zepchnąć Aarona z piedestału, ale… trochę mu zabrakło. Nie zrozumcie mnie źle - uwielbiam go, no ale nie jest Aaronem. W ogóle uwielbiam motyw enemies to lovers. Tutaj jest on naprawdę dobry. No i klimat małego miasteczka. Uroczy! Do tego grupa małych dziewczynek, cudowne kózki, mrukliwy piłkarz, energiczna główna bohaterka i sukces murowany.
Adalyn jest perfekcjonistką. Ciężko pracowała na pozycję w firmie ojca dzierżąc na barkach stanowisko w istnie męskim świecie piłki nożnej. Jednak jeden moment załamania i wytrącenia z równowagi sprawia, że staje się pośmiewiskiem i memem. Ojciec chcąc uspokoić sytuację w mediach zsyła ją do małej mieściny, gdzie ma poprowadzić klub. Na miejscu okazuje się, że to klub dziecięcy - dziewczęcy. Tam wpada na mrukliwego trenera, którego szybko rozpoznaje. To znany bramkarz, który niedawno zrezygnował z kariery. Już pierwszego dnia mają spięcie, bo Adalyn rozjechała jego koguta, wjechała w drzewo i zarezerwowała ten sam dom, co On. A przynajmniej tak się wydaje. Mimo przykrego początku Adalyn zaciska zęby i zrobi wszystko, co trzeba, by przypodobać się ojcu. Ale po drodze nie wszystko pójdzie, tak jak powinno.
No uwielbiam ten klimat, uwielbiam pióro autorki. Uwielbiam wyszukany humor, słodki romans i 🌶️ sceny. Kocham tę historię całym serduchem. Bohaterowie są świetnie wykreowani, nikomu niczego nie brakuje, są prawdziwi w swojej doskonałości i niedoskonałości. Mają prawdziwe wady i zalety. Mimo całej swojej okazałości są prawdziwi. Tacy, którzy mogliby mieszkać obok nas. I chyba to w nich uwielbiam. Pióro autorki jest lekkie, wszystko czyta się super szybko, a historia wciąga od pierwszej strony. Książka jest też pięknie wydana. Okładka to cudo. Kocham graficzne okładki! Mam całe mnóstwo cytatów w niej, które kocham. Czytacie, warto!

Kto uwielbia książki Eleny Armas, jak ja, ręka do góry 🤚
Moją ulubioną jest „The Spanish Love Deception” i nieziemski Aaron Blackford. Cameron Caldani miał szansę zepchnąć Aarona z piedestału, ale… trochę mu zabrakło. Nie zrozumcie mnie źle - uwielbiam go, no ale nie jest Aaronem. W ogóle uwielbiam motyw enemies to lovers. Tutaj jest on naprawdę dobry. No i klimat małego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Złamane obietnice” na pozór mogą wydawać się książką, jakich było już wiele. Motyw mafii, drugiej szansy, porwanie, przemoc i dark romans. Brzmi znajomo, prawda? Jednak nic bardziej mylnego. Jak to mówią - nie oceniaj książki po okładce (lub w tym przypadku - opisie).
Długo zastanawiałam się, co o niej napisać i jak ją przedstawić, żeby zachęcić Was do jej przeczytania i chyba jedynym wyjściem jest nie owijać w bawełnę.
Jest to książka brutalna, pełna przemocy. Zdecydowanie nie jest to lekki romans na letnie dni lub długie jesienne wieczory. To historia, która wyczerpie Was emocjonalnie. Pozbawi tchu i jasnego myślenia. Tutaj tajemnice splatają się ze sobą. Nie braknie intryg, chęci zemsty, żądzy mordu. Emocje wylewają się z każdej strony, historia sprawia ból i rozwala serce na kawałki. Nic nie jest jasne. Akcja goni akcję, są plot twisty i nieoczekiwane wydarzenia. Jesteście gotowi?
Sky to dziewczyna skrzywdzona przez los. Od dzieciństwa wykorzystywana była przez obcych, ale też przez bliskich - przez osoby, które powinny ją chronić, tymczasem zgotowały jej piekło. Kiedy w końcu udaje jej się z tego wyrwać i jakoś zaczęła układać sobie życie, coś (lub raczej ktoś) zabiera jej to, co najcenniejsze, a ona sama znowu musi uciekać. Los bywa jednak przewrotny i po pewnym czasie upokorzona i wyprana z emocji trafia w to samo miejsce. Jednak wszystko się zmieniło. Ona sama się zmieniła. I nie wie, czy ma jeszcze siły walczyć. Czy ktoś stanie po jej stronie? Czy ma szansę wygrać tę bitwę? Czy odzyska, to co jej skradziono? Czy w końcu odnajdzie swoje szczęśliwe zakończenie?
Angelo został wychowany na bezlitosnego następcę szefa mafii. Jest okrutny, poważny, zdecydowany i nie ma z nim żartów. Ma jedną słabość - jest nią Sky. Nie może zrozumieć, dlaczego dziewczyna od niego uciekła i zostawiła wszystko za sobą. Przecież mogli być szczęśliwi. Mogli mieć wszystko. Co się wydarzy, kiedy ich drogi znowu się przetną? I czy faktycznie to była wina dziewczyny? Czy tajemnice zostaną wyjaśnione?
Dziękuję za zaufanie i możliwość patronowania tak cudownej historii, która ukazała się nakładem wydawnictwa niezwykłego.

„Złamane obietnice” na pozór mogą wydawać się książką, jakich było już wiele. Motyw mafii, drugiej szansy, porwanie, przemoc i dark romans. Brzmi znajomo, prawda? Jednak nic bardziej mylnego. Jak to mówią - nie oceniaj książki po okładce (lub w tym przypadku - opisie).
Długo zastanawiałam się, co o niej napisać i jak ją przedstawić, żeby zachęcić Was do jej przeczytania i...

więcej Pokaż mimo to