rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Rok 1984 dla mieszkańców Oceanii to rok, w którym nic nie jest zakazane (gdyż wszelkie prawa już zniesiono), używki nazywa się „zwycięskimi” (mimo że wywołują mdłości), rozpacz należy do minionych czasów (ponieważ nie ma uczuć poza strachem, nienawiścią i bólem), a produkcja obuwia mająca wynieść 62 mln. jest według statystyk przekraczana (choć połowa obywateli Oceanii chodzi boso), nikt nie myśli o buncie (gdyż podstawą edukacji najmłodszych jest nauczenie ich wstrętu do jakichkolwiek rozważań), a język jest prosty i przejrzysty (ponieważ znaczna większość słów przestaje istnieć).

Orwell tworzy świat, w którym obezwładnia ludzkość, odbierając jej możliwość sprzeciwu w najprostszy możliwy sposób – pozbawiając ją świadomości, że ów sprzeciw istnieje. Wraz z Partią ograbia ostatecznie mieszkańców Oceanii z umiejętności formułowania w myślach koncepcji sprzecznej z oczekiwaną. Przekształca ich mowę w strumień dźwięków wydobywający się prosto z krtani bez żadnego udziału ośrodków wyższych.

Przepowiednia, jakiej udziela z ust O’Briena, członka Wewnętrznej Partii, zdaje się być zapowiedzią nie tylko przyszłości dla postaci wykreowanego przez siebie świata, ale też przestrogą dla nas samych, zamkniętych dziś często w wirtualnym świecie, tracących zmysł komunikacji, żyjących jak najszybciej, przyswajających skrótowe informacje, zaślepionych ekranami i pochłoniętych konsumpcją, nieświadomych tego, że sami siebie pozbawiamy wpływu na to, co się z nami stanie i co stanie się naszemu światu.

„Zniknie ciekawość, zniknie radość życia. Zniknie cała gama przyjemności. Ale zawsze, Winston, zapamiętaj to sobie, zawsze istnieć będzie upajająca władza, coraz potężniejsza i coraz bardziej wyrafinowana. I zawsze, w każdej sekundzie da się odczuć rozkoszny dreszcz zwycięstwa, jaki budzi deptanie pokonanego wroga. Jeśli chcesz wiedzieć, jaka będzie przyszłość, wyobraź sobie but depczący ludzką twarz, wiecznie!”

Orwell, próbując nas ocucić, uderza w twarz z wielką siłą, jednocześnie jednak nie dając gwarancji, że się obudzimy. Każe nam chronić swoją prywatność jakby była płaczącym, pragnącym bezpieczeństwa, dzieckiem, ale w jakim celu? Bo wszystko, co powiemy, może być wykorzystane przeciw nam? Jak w takim razie się bronić? Jak powstrzymać zbliżającą się klatkę ze szczurami?

Autor daje nam jedno zadanie. Obrócić się i spojrzeć w lustro. Widzieć siebie i być skrępowanym tym, co zobaczymy. Każe czuć wstyd za to, że wciąż nie doszliśmy tam, gdzie zawsze dążyliśmy i wykorzystać ten wstyd do działania, bo jeśli sami nie zaczniemy decydować o tym, co nas otacza, ktoś zrobi to za nas. I będzie to ktoś doskonale zorientowany, co umieścić w naszym osobistym pokoju 101.

Rok 1984 dla mieszkańców Oceanii to rok, w którym nic nie jest zakazane (gdyż wszelkie prawa już zniesiono), używki nazywa się „zwycięskimi” (mimo że wywołują mdłości), rozpacz należy do minionych czasów (ponieważ nie ma uczuć poza strachem, nienawiścią i bólem), a produkcja obuwia mająca wynieść 62 mln. jest według statystyk przekraczana (choć połowa obywateli Oceanii...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zagrajmy w grę…
Pomyśl, czego najbardziej nienawidzisz w ludziach. Co wzbudza twoją największą irytację?
A teraz pomyśl dlaczego.
Skąd tak wielkie emocje dla głupich zachowań, które w żadnym stopniu cię nie dotyczą? Skąd takie zaangażowanie? Przecież to tylko sposób postępowania obcych ludzi. INNYCH ludzi.
A co jeśli nie?
Co, jeśli wszystko to, czego w nich nienawidzisz jest tym, czego nienawidzisz w samym sobie? Albo czymś, co może wypełznąć na wierzch w najmniej odpowiednim momencie, bo tłumiłeś to w sobie tak długo? Skąd tak silna nienawiść do głupoty, pazerności, obłudy, tchórzostwa i zakłamania? Ze strachu, że zostaniemy zdemaskowani? Z frustracji, że dajemy z siebie tak wiele, podczas gdy inni blefując, zgarniają wszystkie karty?
A gdyby tak przestać słuchać poleceń cnotliwego świata?
Spróbuj.
A potem spróbuj wrócić. Zawrócić z tej ścieżki usłanej wolnością, bezkarnością, rozkoszą i władzą. Nagle okazuje się, że powrotu już nie ma. Odbyłeś podróż w jedną stronę, bo po drugiej stronie lustra nikt już nie czeka. Wykluczyli cię. Nie, to nie oni… To znowu ty. Wykląłeś sam siebie z tego świata, który chciał cię chronić. Wyrzuciłeś srebrny klucz, którym można było nakręcić ponownie twój zegar. Ale czy można się spodziewać, że człowiek z ręką wbitą na rozżarzone igły zachowa się jak istota myśląca? Zdaniem Jacka, nie można. „Kiedy ktoś niechcący wtyka rękę w gniazdo os, nie obiecuje diabłu, że zrezygnuje ze swego cywilizowanego ja. To się po prostu dzieje. W sposób bierny, bez udziału woli, człowiek przestaje kierować się rozumem, zaczyna zaś słuchać zakończeń nerwowych.”
O ile łatwiej włożyć rękę w to gniazdo, gdy nie masz dokąd uciec, bo osy znają twoje słabości i mogą żądlić miesiącami, wiedząc, że nikt nie przyjdzie na ratunek? I o ile łatwiej dać się żądlić, kiedy czujesz się już wypluty tym wiecznym oszukiwaniem, że wcale nie jesteś jak twój ojciec, twoja matka. I spadasz w przepaść. Bezkresny wycinek horyzontu. Panoramę. Gabinet, w którym wszystkie pokazy kończą się śmiercią. Miejsce, które każe ci „zrzucić maskę”. Miejsce, w którym nie możesz złapać tchu; które cię dusi, powłóczy za tobą nogami, słabo zaciskając dłoń na młotku, którym wymierzy ci karę. Karę za to, że ściągałeś na egzaminie. Karę za to, że zawiodłeś. A przede wszystkim karę za to, że przez chwilę wydawało ci się, że jesteś kimś więcej niż tylko bezmyślnym zwierzęciem gotowym poświęcić wszystko i wszystkich dla własnego przetrwania.
I nagle okazuje się, że wcale nie musisz być setki mil od domu. Nie musisz być odgrodzony od świata śnieżną zamiecią i wściekłymi bestiami z żywopłotu. Wystarczy, że za bardzo zatracisz się w wizji świata, który stworzyłbyś, gdyby nie to wszystko. Znajdziesz się głęboko we własnym środku. W miejscu, gdzie nic nie dociera. W takiej Panoramie, do której nikt nigdy nie może przyjść. Nie chodzą tu żadne zegary i żaden z kluczy do nich nie pasuje. Drzwi nigdy nie otwierano i nikt nigdy nie mieszkał w pokojach. Ty zdecydujesz, kogo wpuścisz. I czy znajdziesz sposób, by je opuścić, kiedy skończy się czas. Bo nikt nie pomoże ci stamtąd wyjść. To świat, który tylko ty sam możesz pokonać – inny świat.

Zagrajmy w grę…
Pomyśl, czego najbardziej nienawidzisz w ludziach. Co wzbudza twoją największą irytację?
A teraz pomyśl dlaczego.
Skąd tak wielkie emocje dla głupich zachowań, które w żadnym stopniu cię nie dotyczą? Skąd takie zaangażowanie? Przecież to tylko sposób postępowania obcych ludzi. INNYCH ludzi.
A co jeśli nie?
Co, jeśli wszystko to, czego w nich nienawidzisz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Nigdy nie będę wiedział, co myślą i czują schizofrenicy, parafrenicy, paranoicy (...). Nierealny strach. Nierealną obawę. Może jakieś poczucie wrogości świata i poczucie krzywdy. Przerażającą obcość i grozę wydumanego w chorym mózgu świata. Paraliż nonsensem noszącym znamiona realności. Tabletki... Zastrzyki... (...)Tak, schemat w służbie normalności. Leczyć, żeby znormalnieli. A przecież nawet nie wiadomo, czym jest norma. I kto jest normalny. I jak bardzo. Albo dlaczego nie jest i kiedy to się zaczyna, a kiedy kończy. Syndrom łysego: ile trzeba mieć włosów, żeby nie być łysym?"

Głębski w swojej powieści wprowadza nas w mroczny korytarz niebezpieczeństw czyhających z każdej strony, ciemną otchłań własnego umysłu, który nigdy nie wiadomo, kiedy zaatakuje. Zaintrygowani nowym światem, w który wkracza Andrzej Majer, a za nim my sami, puszczamy mimo uszu nieścisłości padające z ust innych bohaterów. Ignorujemy gryzące się ze sobą słowa profesora Zimińskiego, że tak, rozmawiał o tym z Walasem miesiąc temu, a "tak, mówiłem to Markowi dwa miesiące temu" wypowiedziane chwilę później bierzemy za zwykłe przejęzyczenie starszego człowieka. Z kolei wszystkie "jak myśleć, jak myśleć nie można" kwitujemy tylko zwykłym "okej, może tak się u nich mówiło". Okazuje się jednak, że Głębski zostawił nam wiele innych wskazówek. Czy Majer od początku był schizofrenikiem? Czy któraś z prac, które czytał w gabinecie ostatniej nocy swojej świadomości, była jego autorstwa czy może obraz diabła nie był tylko wyobrażeniem autora, ale jego rzeczywistą postacią? I w końcu, co rzeczywiście stało się w gabinecie? Czy chęć poczucia przez Majera cząstki schizofrenicznego lęku obudziło w nim nieposkromioną chorobę oplatającą paniką każdą jego kończynę, każdy skrawek jego ciała i umysłu? Głębski w "Kuracji" każe zadawać wiele pytań, na które jednak nie mamy szansy dostać odpowiedzi. Błędne koło, które Głębski stworzył nie daje wysnuć zgodnej interpretacji. Przy każdej tezie zaczynamy bowiem czuć się jak jeden z bohaterów "Kuracji". Zamierzenie czy nie - autor dokonuje zabiegu, w którym zarówno główny bohater, my, jak i prawdopodobnie on sam, nie wiedząc, jaka jest prawda i kto w tym wszystkim faktycznie jest "wariatem" - poddajemy się jak niewiedzący Majer, który w swojej paranoicznej apatii zapisuje tylko w swoim dzienniku: "Myślę i zaraz potem uświadamiam sobie, że marnuję cenne resztki myśli na głupstwa. Żadnego myślenia."

"Nigdy nie będę wiedział, co myślą i czują schizofrenicy, parafrenicy, paranoicy (...). Nierealny strach. Nierealną obawę. Może jakieś poczucie wrogości świata i poczucie krzywdy. Przerażającą obcość i grozę wydumanego w chorym mózgu świata. Paraliż nonsensem noszącym znamiona realności. Tabletki... Zastrzyki... (...)Tak, schemat w służbie normalności. Leczyć, żeby...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Z przeczytaniem "Profesora" zbiegło się u mnie obejrzenie "Mother!" Aronofsky'ego i w obu tych przypadkach łączyło się to z zawodem. Aronofsky pod postacią graną przez Javiera Bardema wynosi się na ołtarze sztuki, która kosztuje go w bród poświęcenia. Z kolei Katzenbach pod postacią Lindy, która jest tu jednym z czarnych charakterów, wciąż zachwyca się nad swoim pomysłem na fabułę "Profesora". Dosłownie. Wprowadzenie do tajemniczego, równie nierealnego jak i realnego świata "cobedziepotem.com" wzbudziło we mnie jednocześnie uznanie i fascynację, ale także obawę właśnie przed tym "co będzie potem" z budową książki. Katzenbach zawodzi bowiem łopatologicznymi przemyśleniami i językiem, który mimo że bardzo chciałby wprowadzać w przeżycia bohaterów, tylko męczy kolejnymi powtórzeniami. Tytułowy bohater zadający wciąż te same pytania jest główną przyczyną, dla której chce się tylko przekartkować książkę, by dowiedzieć się, że tak, kończy się ona dokładnie tak, jak można tego od niej oczekiwać. Kończąc, sam pomysł na książkę rzeczywiście zdziałałby tutaj cuda, gdyby nie - paradoksalnie - jego realizacja.

Z przeczytaniem "Profesora" zbiegło się u mnie obejrzenie "Mother!" Aronofsky'ego i w obu tych przypadkach łączyło się to z zawodem. Aronofsky pod postacią graną przez Javiera Bardema wynosi się na ołtarze sztuki, która kosztuje go w bród poświęcenia. Z kolei Katzenbach pod postacią Lindy, która jest tu jednym z czarnych charakterów, wciąż zachwyca się nad swoim pomysłem na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Wyobraź sobie rozprawę sądową i oskarżonego, który zostanie ukarany, jeśli się nie przyzna, że jest leworęczny i że nie mógł dokonać czynu popełnionego prawą ręką, ale się wstydzi, że jest leworęczny. Powiedziałbyś o tym sędziemu? Wyobraź sobie, że jest gejem i nie mógłby tego czynu jako gej popełnić, ale wstydzi się do tego przyznać. Nie, nie chodzi o to, czy trzeba się wstydzić, że jest się leworęcznym albo gejem. Po prostu wyobraź sobie, że oskarżony się wstydzi."


Zarówno książkowa, jak i kinowa wersja "Lektora" zdaje się opowiadać tę samą historię - dojrzałej i niedojrzałej jednocześnie miłości dwojga ludzi. Film jednak nie zmusza do tak wielu refleksji, a snuje się spokojnie, nie zagłębiając się w morale i wątpliwości targające bohaterami. Wydaje się bezpiecznie dryfować po morzu miłosnych rozterek i cierpień z nią związanych. Dopiero opowieść Bernharda Schlinka otwiera przed nami świat pełen wyborów. Wyborów nienależących do nas. Bezradności wobec decyzji drugiej osoby. Bo czy możemy podjąć decyzję za drugiego człowieka? Nawet, jeśli moglibyśmy uratować mu tą decyzją życie, czy wciąż byłoby to jego życie?

Za pomocą "Lektora" Schlink otwiera przed nami bramy życia, jako ciągłe wznosy i upadki wolności człowieka. Obozy koncentracyjne w "Lektorze" można odczytywać na dwóch płaszczyznach - nie tylko jako rzeczywiste obrazy rzezi, ale także jako system, panujący w społeczeństwie. Czasem jesteśmy zbyt słabi, by się przeciwstawić, a czasem po prostu ktoś myśli, że wie lepiej, czego nam potrzeba. Tym samym stajemy się więźniami we własnym domu, kraju, a w końcu życiu.

Schlink nie odpowiada na stawiane pytania. Razem z bohaterem stawia nas przed sądem, któremu możemy powiedzieć prawdę, budząc w sobie despotę i pozbawiając oskarżonego kontroli nad własnym życiem lub zaakceptować decyzję ukochanej osoby, tym samym żegnając się z nią na zawsze. W tym miejscu nie ma już miejsca na przemyślenia. Pozostaje już tylko jedno pytanie: "A pan, co by pan zrobił?".

Podobna problematyka: Be Right Back - "Black Mirror"

"Wyobraź sobie rozprawę sądową i oskarżonego, który zostanie ukarany, jeśli się nie przyzna, że jest leworęczny i że nie mógł dokonać czynu popełnionego prawą ręką, ale się wstydzi, że jest leworęczny. Powiedziałbyś o tym sędziemu? Wyobraź sobie, że jest gejem i nie mógłby tego czynu jako gej popełnić, ale wstydzi się do tego przyznać. Nie, nie chodzi o to, czy trzeba się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ciekawym zabiegiem była historia opisywana przez "punkt widzenia". Wielokrotnie wyobrażamy sobie życie ludzi, zarówno tych, z którymi nie mamy kontaktu, utraciliśmy ten kontakt lub zupełnie bliskich nam osób. Obserwujemy ich codzienne zmagania oczami wyobraźni, bo nie znamy ich na tyle, na ile chcielibyśmy. Wyobraźmy sobie, że jesteśmy kropką w przestrzeni, która obserwuje wydarzenia dookoła. Dostajemy bilet wstępu do czyjegoś życia prywatnego. Genialne. Nie musimy do niczego się przywiązywać, reagować, stawać po niczyjej stronie. Zupełna wolność i niezależność. Będąc tym punktem stajemy się jednocześnie mieszkańcem Alphaville, który nie może doznawać uczuć. Bo jak tu czuć, skoro nie można reagować? Możemy przystać na zasady świata, który nas otacza i zrezygnować z tęsknot i wyobrażeń. Możemy też przyjąć postać punktu widzenia, który pozwala nam krążyć między jedną opowieścią a drugą, ale który nie daje możliwości zaangażowania się w żadnej z nich. Pozostaje nam dokonać wyboru lub w bezruchu zawiesić się w ambiwalentnej próżni.

Ciekawym zabiegiem była historia opisywana przez "punkt widzenia". Wielokrotnie wyobrażamy sobie życie ludzi, zarówno tych, z którymi nie mamy kontaktu, utraciliśmy ten kontakt lub zupełnie bliskich nam osób. Obserwujemy ich codzienne zmagania oczami wyobraźni, bo nie znamy ich na tyle, na ile chcielibyśmy. Wyobraźmy sobie, że jesteśmy kropką w przestrzeni, która obserwuje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przeszłam lekką konsternację po przeczytaniu tego tomu. Nie dowiedziałam się z tej części niczego poza postacią Ushikawy, która jeszcze ratuje tę część. Powieści Murakamiego do tej pory wydawały mi się równe sobie. Tutaj z kolei nagle nie dowiadujemy się niczego nowego poza wspomnianym bohaterem i samym zakończeniem, które zmieściło się w 30. stronach. Nie krytykowałabym tego tomu, gdyby nie moja miłość do Murakamiego. Naprawdę tutaj się zawiodłam, bo można było zamknąć wszystko idealnie w drugim tomie, a tak opowieść na dychę rozciągnęła się znacznie i nie zaskoczyła pięknymi cytatami, jak w przypadku pozostałych. Smutno mi, panie Murakami.

Przeszłam lekką konsternację po przeczytaniu tego tomu. Nie dowiedziałam się z tej części niczego poza postacią Ushikawy, która jeszcze ratuje tę część. Powieści Murakamiego do tej pory wydawały mi się równe sobie. Tutaj z kolei nagle nie dowiadujemy się niczego nowego poza wspomnianym bohaterem i samym zakończeniem, które zmieściło się w 30. stronach. Nie krytykowałabym...

więcej Pokaż mimo to