rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Ta książka to mój debiut, jeżeli chodzi o literaturę fińską i w sumie sięgnąłem po nią dość przypadkowo, nawet nie wiedząc, o czym będzie. Na początku zapowiadało się na typową literaturę obozową, której już się naczytałem dość. Co nowego w tym temacie można wnieść? Według mnie opowieść przyspiesza dopiero pod koniec książki. Mniej więcej ostatnie 20% to najciekawsze fragmenty. Za tę końcówkę daję ocenę dobry, gdyby nie ona zapewne całościowa nota byłaby niższa.

Ta książka to mój debiut, jeżeli chodzi o literaturę fińską i w sumie sięgnąłem po nią dość przypadkowo, nawet nie wiedząc, o czym będzie. Na początku zapowiadało się na typową literaturę obozową, której już się naczytałem dość. Co nowego w tym temacie można wnieść? Według mnie opowieść przyspiesza dopiero pod koniec książki. Mniej więcej ostatnie 20% to najciekawsze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W "Słupie ognia" odnajdziemy wszystkie charakterystyczne elementy prozy Kena Folletta. Po pierwsze tom opasły, jak zawsze. To lubię, dostajemy nierzadko tyle treści co 3 inne powieści razem wzięte. A jeżeli o samą treść chodzi to mamy tradycyjny foletowski schemat. Powieść jest osadzona w realiach historycznych, występują w niej postacie historyczne, które "odgrywają swoje role" (zgrubsza) zgodnie z tym jak zapisano to w kronikach i źródłach historycznych. Pomiędzy nimi plączą się losy bohaterów literackich. W "Słupie ognia" Follett połączył style konstruowania swoich dwóch najbardziej znanych sag: średniowiecznej ("Filary ziemi" i "Świat bez końca") oraz Xx-wiecznej. W pierwszym przypadku mieliśmy do czynienia ze zwykłymi, choć bardzo zdolnymi i innowatorskimi ludźmi, którzy w mrokach średniowiecza działając lokalnie tworzyli małe przełomy dla swoich społeczności walcząc nieustannie z przeciwnościami losu i ze "złymi bohaterami" -obrońcami status quo. Cała fabuła jednak koncentrowała się na obszarze Kingsbridge i okolic z małymi wyjątkami. "Słup ognia" przypomina jednak bardziej serię "Stulecie". Miejsc akcji jest wiele, nie tylko Anglia, ale też Niderlandy, Paryż, Sewilla a nawet wyspy karaibskie. Bohaterowie uczestniczą w najbardziej doniosłych wydarzeniach epoki, będąc nierzadko ich zakulisowymi prowokatorami. Znanym foletowskim schematem jest również sztywny podział na bohaterów pozytywnych, którym czytelnik ma naturalną skłonność kibicować i tych negatywnych, przy tym podział ten jest dość czytelny już po pierwszych rozdziałach powieści - bardzo to przypomina "Filary ziemi". I oczywiście jak to u Folleta fortuna sprzyja raz jednym, raz drugim, a na końcu wygrywa... (bez spojlera).
Pomimo tych oklepanych schematów powieść czyta się jak zawsze dobrze, jest bowiem osadzna w bardzo burzliwej epoce historycznej, czasach odkryć geograficznych, wojen religijnych i narodzin nowoczesnego handlu i finansów. Choć czasami poziom uproszczeń i naiwności aż razi.
Nie rozumiem też po co Autor wymyśla jakieś fikcyjne lokalizacje typu Combe Harbour zamiast trzymać się rzeczywistych nazw geograficznych. To niepotrzebnie wprowadza chaos, a ja lubię umiejscowić sobie historię w przestrzeni. Są też nieścisłości historyczne, chyba zamierzone. Zwłaszcza opis okoliczności Nocy Św. Bartłomieja są tu przedstawione niesamowicie jednostronnie i wbrew prawdzie historycznej. W sumie nie wiadomo po co ten zabieg.
Podsumowując. Książka jest kolejnym produktem skrojonym według sprawdzonego schematu. Fani Folletta dostaną to, co lubią, choć moim zdaniem trochę gorszej jakości, niż zwykle. Osoby nie mające dotąd doświadczenia z twórczością Autora zachęcam do sięgnięcia najpierw raczej po "Filary Ziemi".

W "Słupie ognia" odnajdziemy wszystkie charakterystyczne elementy prozy Kena Folletta. Po pierwsze tom opasły, jak zawsze. To lubię, dostajemy nierzadko tyle treści co 3 inne powieści razem wzięte. A jeżeli o samą treść chodzi to mamy tradycyjny foletowski schemat. Powieść jest osadzona w realiach historycznych, występują w niej postacie historyczne, które "odgrywają swoje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta książka jest przykładem tego jak powinno się pisać o historii. Autor przeprowadza nas przez kluczowe momenty dla całej ludzkości, kolejne rewolucje, ktöre zmieniały sposób życia ludzi na całym świecie, pokazuje z jednej strony jak wydarzenia w jednej części globu uruchamiały procesy w innych rejonach, a z drugiej strony wskazuje, że wiele procesów odbywało się równocześnie, zupełnie niezależnie od siebie, co pozwala pokazać ewolucję człowieka. Bardzo ciekawe podejście do tematu religii i jej wpływu na rozwój świata, roli pisma, pieniądza, odkryć geograficznych itp. Niektóre rozdziały dają dużo myślenia na temat obecnych czasów i perspektyw na przyszłość. Widać, że Autor ma w głowie poukładane, posługuje się barwnym językiem, umie opowiadać w prosty, niezawiły sposób i nie jest dogmatyczny.
Momentami książka jest nierówna, np. rozdział o szczęściu albo o płciach jak dla mnie trochę przegadany i na siłę, ale główna oś, czyli opisy poszczególnych rewolucji, poczynając od rewolucji poznawczej, jest wyraźnie zarysowana dzięki temu książka jest dobrze ustrukturyzowana. Pomimo tego, że jest to ksiäżka popularno-naukowani czasami można się trochę uśmiać jak oczywiste rzeczy Autor tłumaczy, to gwarantuję, że każdy, nawet pasjonat historii, dowie siē czegoś nowego, a na pewno inaczej spojrzy na niektóre fakty z innej, zaskakującej perspektywy.
Polecam i na pewno przeczytam też kolejną ksiäżkę Autora

Ta książka jest przykładem tego jak powinno się pisać o historii. Autor przeprowadza nas przez kluczowe momenty dla całej ludzkości, kolejne rewolucje, ktöre zmieniały sposób życia ludzi na całym świecie, pokazuje z jednej strony jak wydarzenia w jednej części globu uruchamiały procesy w innych rejonach, a z drugiej strony wskazuje, że wiele procesów odbywało się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Moja pierwsza książka Tomka Michniewicza. Nie mam więc porównania do dotychczasowej twórczości Autora i nie miałem wobec niej żadnych oczekiwań, poza zwykłą ciekawością. Oceniam ją jako bardzo dobrą, acz nie wybitną.Posczególne opowieści bronią się same, język jest barwny, może czasem zbyt potoczny (jest nawet kilka lżejszych wulgaryzmów), ale Autor operuje nim bardzo swobodnie. Całość po prostu dobrze się czyta.
W zasadzie to zlepek 8 opowieści, które można czytać w dowolnej kolejności. Dobór tematów jest trochę niezrozumiały, reportaż o gromowcach zupełnie nie pasuje do całości, podobnie jak ten o sportowcach ekstremalnych. Nie zmienia to faktu, że oba te reportaże są ciekawie napisane.
Można mieć wrażenie, że tematy są potraktowane powierzchownie. Autor pomimo tego, że zdaje się docierać bardzo głęboko, w sam środek opisywanej społeczności, nie oferuje głębszej analizy, nie przedstawia też szerszego kontekstu. Przykładowo można się przyczepić do reportażu o RPA, w którym Johanesburg przedstawiono jako piekło na ziemi. Po przeczytaniu czegoś takiego pierwsza myśl to "nigdy nie pojadę do RPA". A tymczasem RPA choć całościowo jest krajem bardziej niebezpiecznym niż większość krajów europejskich, jest on również bardzo zróżnicowany. Autor przedstawił tylko jądro ciemności, czyli Johanesburg, w ogóle nie podając kontekstu, a takie rzeczy zostają ludziom w głowach. Ale tu jest pytanie o odpowiedzialność reportera. Reportaż był tylko o Johanesburgu, gdzie turyści i tak nie jeżdżą, czy więc autor powinien poświęcić kilka słów na kwestie bezpieczeństwa w innych rejonach kraju? Czy byłoby to uczciwsze? To pytanie pozostaje bez odpowiedzi a Autor zresztą zdaje się mieć podobne wätpliwości. Mnie poruszyła historia fotografa, który zrobił zdjęcie umierającemu z głodu dziecku i pozostawił je zamiast zanieść do odległego o 100 metrów ośrodka dożywiania, gdzie być może mogliby je uratować. Pomijając fakt, że takie historie to trochę współczesne legendy, załóżmy, że jest ona prawdziwa. Pytanie czy fotoreporer powinien tylko utrwalać beznamiętnie rzeczywistość czy może w ni ingerować jeżeli w grę wchodzą wyższe wartości, zwłaszcza że ta ingerencja w żaden sposób nie wpłynęłaby na autentyczność samego zdjęcia. Do tej kwestii akurat Autor podchodzi jednoznacznie przedstawiając swoje stanowisko, co raczej jest wyjątkiem, gdyż w książce więcej jest pytań niż odpowiedzi, co może być dla niektórych irytujące. Ja bym tej koncepcji bronił, gdyż Autor tego od początku nie ukrywa i nie wstydzi się. Co więcej jedną z głównych tez książki jest to, że nawet odwiedzając wielokrotnie dane kraje nie mamy do końca pewności, czy to co widzimy to tylko kulisy czy rzeczywistość. W rzeczywistości zobaczymy to co chcemy zobaczyć, albo to co nam chcą pokazać mieszkańcy. Pytania i wątpliwości są więc bardziej na miejscu, niż odpowiedzi.Nie znam poprzedniej twórczości Michniewicza ale brzmi to trochę jak samokrytyka, którą mógłby złożyć cały światek podróżniczo-reportersko-blogerski, gdzie często głosi się tezy z wielkim niczym niezmąconym przekonaniem o ich trafności, niczym prawdy objawione. Rzczywistość nie jest jednak czarnobiała.To zostało też trafnie pokazane w tekście o północnym Pakistanie, gdzie Autor próbuje pokazać kwestię islamskiego terroryzmu przez pryzmat lokalnej ludności.
Najbardziej jednak ideę "Świata równoległego" i to dosłownie oddaje reportaż z więzienia San Quentin, gdzie istnieje prawdziwy równoległy świat, którego macki sięgają jednak świata realnego (poza murami) , z czego większość ludzi nie zdaje sobie sprawy. Autor dotknął tutaj jednego z tematów, który bardzo trudno poddaje się rzeczowej analizie, czyli amerykańskiej polityki penitencjarnej, gdzie od dawna sednem sporu jest to czy poważnych przestępców należy trwale odizolować od społeczeństwa, czy też próbować zresocjalizowqć. W tym temacie stanowiska wydają się zależeć, nie od empirycznych faktów, które są dość dobrze udokumentowane, ale od światopoglądu, także każdej próbie rzetelnego podejścia do tematu należy przyklasnąć.
Całość prezentuje się więc ciekawie, brak być może jakiegoś podsumowania, ogólnych wniosków ale w sumie nie jest to rozprawa naukowa ale zbiór reportaży. Wnioski czytelnik musi wyciągnąć sobie sam.

Moja pierwsza książka Tomka Michniewicza. Nie mam więc porównania do dotychczasowej twórczości Autora i nie miałem wobec niej żadnych oczekiwań, poza zwykłą ciekawością. Oceniam ją jako bardzo dobrą, acz nie wybitną.Posczególne opowieści bronią się same, język jest barwny, może czasem zbyt potoczny (jest nawet kilka lżejszych wulgaryzmów), ale Autor operuje nim bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Choć czekałem z niecierpliwością na nową książkę Autora, po pierwszych recenzjach temat mnie zbytnio nie zainteresował - historia starszego małżeństwa, które nagle przenosi się do Warszawy lat 60-tych aby jeszcze raz przeżyć swoją młodość w alternatywnej rzeczywistości powojennej.
Ale jednak po kilku miesiącach od premiery w końcu uległem i słusznie. Książka świetnie się czyta. Wielokrotnie wybuchałem śmiechem. Zabawne wydało mi się zwłaszcza wyobrażenie 40-letniego przecież pisarza o tym, jak wygląda życie osiemdziesięciolatków. To był ryzykowny zabieg, ale chyba udało się nie przesadzić w żadną stronę.
Sam pomysł stworzenia alternatywnej historii wielokrotnie był już przerabiany z różnym skutkiem. Unikając spoilera wystarczy napisać, że w książce II wojna światowa w zasadzie skończyła się tak samo, ale rozwój kraju poszedł w trochę innym kierunku niż w rzeczywistości historycznej.
Jest tu trochę polityki, trochę wątków społecznych, które można odnosić i do teraźniejszości, ale osią fabuły są raczej miłosne rozterki bohaterów, co sprawia, że powieść jest dość lekkostrawna i nie wymaga przesadnego skupienia, ale jednocześnie czasami daje do myślenia i prowokuje do rozważań, co czyni jednak w sposób nienachalny. Krótko mówiąc: przyjemna lektura i udany comeback Miłoszewskiego

Choć czekałem z niecierpliwością na nową książkę Autora, po pierwszych recenzjach temat mnie zbytnio nie zainteresował - historia starszego małżeństwa, które nagle przenosi się do Warszawy lat 60-tych aby jeszcze raz przeżyć swoją młodość w alternatywnej rzeczywistości powojennej.
Ale jednak po kilku miesiącach od premiery w końcu uległem i słusznie. Książka świetnie się...

więcej Pokaż mimo to