rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Czytaliście kiedyś książkę, której ekranizacja to ta gorsza? A co jeśliby została nominowana do kilku Oskarów? Ja zapoznałem się z hitem tegorocznej gali w kinie a krótko potem z literackim pierwowzorem.


Mieliście kiedyś wrażenie, że Wasze życie to film? Pat, główny bohater „Podręcznika pozytywnego myślenia” nie ma takiego wrażenia. On jest tego pewien! Wprawdzie nie pamięta dlaczego jest w „niedobrym miejscu”, ale wie, że stało się coś złego i nie jest tam gdzie być powinien. Pracujący tam ludzie próbują zarazić go pesymizmem i wyperswadować mu jakąkolwiek nadzieje na odbudowanie związku z żoną. Obecnie Pat i Nikki są w separacji, ale po wróceniu do formy i przeczytaniu kilkunastu książek nasz bohater będzie gotowy by ponownie zdobyć serce swojej wybranki.

Pewnego dnia w „tym miejscu” zjawia się jego matka i zabiera go (mimo sprzeciwów lekarzy) do domu, by mógł na nowo spróbować żyć. Pod jego nieobecność zaszły pewne zmiany, które w miarę ich odkrywania uświadamiają bohaterowi, że nie będzie mógł wrócić do status quo z przed wypadku.

Równocześnie poznajemy Tiffany – szwagierkę jednego z kumpli Pata. To zdrowo zakręcona kobieta, która przeżyła życiową tragedię. W niepojęty (przynajmniej na początku) sposób „przykleja” się do Pata i po nietrafionej propozycji niezobowiązującego seksu nawiązuje się między nimi oryginalna znajomość z nutką przyjaźni.

Nie można zapomnieć również o wątku sportowym – autor poświęca sporo miejsca meczom Orłów oraz społeczności kibiców. Ma to niebagatelny wpływ zarówno na głównego bohatera jak i na całą jego rodzinę. Fabuła jest zdrowo zakręcona i potrafi zaskoczyć nawet osoby, które widziały film. W ekranizacji większość wątków została zmieniona i ugładzona, tak więc śmiało możecie sięgnąć po pierwowzór.

Książkę czyta się lekko i przyjemnie a kolejne strony pochłaniałem w mgnieniu oka. Dość powiedzieć, że niewiele ponad trzysta stron starczyło mi na jeden wieczór. Autor nie sili się na wydumane opisy, nudne postaci drugoplanowe czy zbędne ozdobniki. Może mógłby darować sobie zdradzanie zakończeń innych książek, ale to drobnostka, którą łatwo mu wybaczyć.

Polskie wydanie jest dostępne z filmową okładką i w miękkiej oprawie. Nie zauważyłem literówek, ani błędnie złożonych stron. To solidna, rzemieślnicza robota.

„Poradnik pozytywnego myślenia” polecam każdemu niezależnie od płci i wieku. To ciepła, optymistyczna książka, która oryginalnie pokazuje, że każdy może uporządkować swoje życie po tragedii choćby nie wiadomo jak była wielka.

Czytaliście kiedyś książkę, której ekranizacja to ta gorsza? A co jeśliby została nominowana do kilku Oskarów? Ja zapoznałem się z hitem tegorocznej gali w kinie a krótko potem z literackim pierwowzorem.


Mieliście kiedyś wrażenie, że Wasze życie to film? Pat, główny bohater „Podręcznika pozytywnego myślenia” nie ma takiego wrażenia. On jest tego pewien! Wprawdzie nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kiedy dostałem w swoje ręce egzemplarz „Percepcji” M. Zambocha byłem pełen optymizmu. Autor znany i polecany przez rzeszę ludzi, książki sprzedające się jak ciepłe bułeczki, tysiące czekające na nową powieść. Po lekturze planowałem wypożyczyć poprzednie książki Czecha i nadrobić haniebne zaległości. Co mogło być nie tak?

Fabuła nie była obiecująca. Ot, główny bohater wampir wchodzi do klubu, gdzie po małej masakrze wrogów bierze wybrankę do łoża i zabawia się z nią. Następnego ranka budzi się trochę nie swój i próbuje dowiedzieć się, dlaczego polują na niego ludzie jednego z najpotężniejszych pobratymców. Powyższy opis brzmi jak notatka o kinie klasy B puszczanym na Polsacie, gdzie główną rolę gra jakiś mięśniak. No może bez tego wampira. Jeśli by jednak zamiast niego dać np. gangstera to nikt by nie widział różnicy.

Gdyby, choć akcja była ciut spokojniejsza i trzymała w napięciu. Gdzie tam! Nasz dzielny bohater wciągu kilku dni wybija tabuny wrogów w coraz wymyślniejszy sposób. Miażdżeni, paleni czy przecinani przeciwnicy gęsto ścielą kolejne strony. Jatka, jakiej nie powstydziliby się „Niezniszczalni”.

Może, choć napisana z polotem? Możecie o tym zapomnieć. Przy takiej ilości walk najlepsi nie daliby rady utrzymać naszego zainteresowania. Śmiem twierdzić, że nawet spragnieni krwi sadyści będą mieli dosyć już w połowie. Czas trafi się świetny kawałek, który pokazuje, że Pan Zamboch zna się na rzeczy i nie jest to jego pierwszy opis walk, ale nie to raczej wyjątki. Przez większą części książki miałem wrażenie, że autorowi skończyły się pomysły jak opisać kolejną zadymę i postanowił coś skleić ze słów: katana, cięcie, pistolet i wróg.

Szkoda zmarnowanego potencjału szczególnie, że, w 10% gdy wampir nie zabija wszystkiego, co się rusza przemycono parę niezłych pomysłów. Wyjaśnienie idei wampiryzmu czy zanik pamięci po latach i sposób na jej przechowywanie są genialne. Giną jednak pod wymianą genów podczas seksu czy nazistowskimi sługami. Naprawdę musieliśmy bić nazistów? ZNOWU?

Czytam wypowiedzi innych blogerów i chyba dostałem inną książkę. „Percepcja” to przepakowana do granic możliwości (aż do absurdu) akcją powieść, która zniechęciła mnie do innych dzieł autora. Jeśli są podobne to nie ma sensu się męczyć.

Kiedy dostałem w swoje ręce egzemplarz „Percepcji” M. Zambocha byłem pełen optymizmu. Autor znany i polecany przez rzeszę ludzi, książki sprzedające się jak ciepłe bułeczki, tysiące czekające na nową powieść. Po lekturze planowałem wypożyczyć poprzednie książki Czecha i nadrobić haniebne zaległości. Co mogło być nie tak?

Fabuła nie była obiecująca. Ot, główny bohater...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czytaliście kiedyś książkę opowiadającą o powstaniu słynnego filmu na podstawie, której powstał film? (Ten słynny film też jest na podstawie książki.) Ja tak i mam mieszane uczucia.

„Alfred Hitchcock Nieznana Historia Psychozy” to (jak większość się domyśla) książka opisująca kulisy powstawania najbardziej znanego filmu mistrza suspensu. Zaczynamy od poznania pierwowzoru książkowego zabójcy, samej książki a następnie obserwujemy długą drogę reżysera do stworzenia i wypromowania przełomowego obrazu.

Nie ukrywam, że jako wielki fan "Psychozy" nie mogłem doczekać się chwili, gdy zanurzę się w opowieść Stephena Rebello i dowiem się wielu ciekawych rzeczy. Początkowo chłonąłem stronę za stroną i byłem niemal pewny, że lektury nie starczy mi na dłużej niż kilka godzin. Jednak im dalej zagłębiałem się w opowieść tym bardziej nudziłem się.

Nie mówię, że całość przynudza, ale autor za bardzo skupił się na kronikarskim opisywaniu każdego najmniejszego detalu i po przeczytaniu NHP wiem skąd pochodził scenarzysta, twórcy planów czy jak brzmią dokładne instrukcje dla właścicieli kin. W mniejszych dawkach (maksymalnie po 50 stron) książka jest rewelacyjna i dowiadujemy się wiele, ale w przy dłuższym posiedzeniu ciut nudzi.

Warto wspomnieć o rewelacyjnym wydaniu. Twarda oprawa, niezły papier i brak błędów zachęcają do zakupu. Okładka filmowa, tak często szpecąca książki tu dodaje jej uroku.

Oczywiście fani Hitchcocka będą wniebowzięci ciałem i duszą, bo poznają genialnego reżysera jeszcze lepiej. Cała reszta będzie umiarkowanie zadowolona i po Nieznaną Historię Psychozy będzie wykorzystywać by popisać się przed znajomymi.

Czytaliście kiedyś książkę opowiadającą o powstaniu słynnego filmu na podstawie, której powstał film? (Ten słynny film też jest na podstawie książki.) Ja tak i mam mieszane uczucia.

„Alfred Hitchcock Nieznana Historia Psychozy” to (jak większość się domyśla) książka opisująca kulisy powstawania najbardziej znanego filmu mistrza suspensu. Zaczynamy od poznania pierwowzoru...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na następnym konwencie, jakim zobaczę Jakuba Ćwieka podejdę do niego i zapytam czy wróci do pisania świetnych książek. Bo chwilowo to tylko zarabia na pisaniu. Nie ukrywam, że tetralogią Kłamcy byłem zachwycony (pomijając żenującą czwórkę). Jednak po średnich "Chłopcach" liczyłem na powrót do dawnej formy i coś na wysokim poziomie. Przeliczyłem się.

Poznajcie Rycha aka Zwierz. Nasz dzielny bohater jest pasożytem. Całymi dniami nie robi nic pożytecznego. Pije piwko, gra na gitarze i pali marihuanę. Z mieszkania nie usunęli go tylko, dlatego, że jego córka regularnie pomaga mu płacić kolejne rachunki. Jednak pewnego słonecznego dnia w naszego dzielnego menela uderza piorun i tym samym obdarza go mocą władania elektrycznością. Początkowo Rysiu nie robi nic sobie z tej mocy, ale z czasem po dostaniu się pod opiekuńcze skrzydła młodego anglika zaczyna ogarniać swoje życie.

REALLY? Wyżej opisana fabuła brzmi jakby pisał ją początkujący fan super bohaterów, który chciałby stworzyć drugiego Hancocka. Paradoksalnie książkę czyta się szybko pod warunkiem, że akceptujemy wszystkie nawet najbardziej absurdalne momenty. Przykład? Młody, bogaty anglik na wieść o Rysiu postanawia zostać jego lokajem i pomóc mu w życiu. Sprząta, załatwia narkotyki i karmi bohatera. Czy ma to jakieś znamiona realizmu? Trudno uwierzyć mi w motywy, jakimi kierują się poszczególne postacie. Dałbym sobie głowę uciąć, że nawet najwięksi fani autora popukają się w głowę i stwierdzą "słabo, mistrzu, słabo!".

Gdyby, choć była to satyra na modnych super bohaterów. Gdzież tam. Jeden czy dwa dobre żarty toną w morzu irytujących dowcipów o cyckach, seksie itp. Gdyby zmniejszyć ich ilość to nawet poziom by nie przeszkadzał. A tak niemal każdy tekst musi być zabawny. Nie czuję się specjalnie zniesmaczony, a wręcz znudzony poczuciem humoru Ćwieka.

"Dreszcz" to jedna z najsłabszych książek tego autora. Kilka zabawnych dowcipów nie ratuje nieprawdopodobnej fabuły czy irracjonalnych postaci. Wielka szkoda.

Na następnym konwencie, jakim zobaczę Jakuba Ćwieka podejdę do niego i zapytam czy wróci do pisania świetnych książek. Bo chwilowo to tylko zarabia na pisaniu. Nie ukrywam, że tetralogią Kłamcy byłem zachwycony (pomijając żenującą czwórkę). Jednak po średnich "Chłopcach" liczyłem na powrót do dawnej formy i coś na wysokim poziomie. Przeliczyłem się.

Poznajcie Rycha aka...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki W przededniu Orson Scott Card, Aaron Johnston
Ocena 7,2
W przededniu Orson Scott Card, A...

Na półkach:

Nie lubię s-f. Kojarzy mi się, z robotami, przegiętą terminologią i światami, w których sami autorzy łapią się tylko, jeśli mają dobre ściągi. Nie kręci mnie to. Jednak prequel do "Gry Endera", który wylądował w moich łapkach jakoś mnie wciągnął.

Akcja powieści toczy się z kilku różnych perspektyw. Najważniejszą wydaje się być historia Victora i El Cavador, na jakim służy. Jako członek rodziny wolnych górników naprawia ważne rzeczy na statku. Niestety poznajemy go w dość bolesnym dla niego momencie. Jego najlepsza przyjaciółka zostaje odesłana do włoskich sojuszników, niedługo po tym jak władze statku zdały sobie sprawę, że ich przyjaźń może zaowocować związkiem. Nasz bohater najpierw mocno się wypiera by szybko zdać sobie sprawę, że starsi mieli rację. Jednak dziewczyna nie jest jego największym problemem. Radar na statku wykrywa jakiś nieznany obiekt zbliżający się z dużą prędkością. Zaczynają się gorączkowe narady.
Równocześnie poznajemy syna multimiliardera i właściciela olbrzymiej korporacji, który próbuje pokazać ojcu, że zasługuje na przejęcie firmy. By tego dokonać testuje niezwykłe ulepszenie statku mogące zmienić wydobywanie metalu z asteroid. Ostatnim wątkiem jest historia oddziału POP, którego dowódca szuka nowych żołnierzy. Poznajemy tych dzielnych ludzi, którzy ćwiczą swoje umiejętności by stać się jeszcze lepszymi.

Całość składa się na jedną z ciekawszych książek, jakie ostatnio czytałem i o ile pierwsze 30 stron szło mi dość opornie to potem nie miałem takich problemów. Obaj panowie skonstruowali fabułę, która spokojnie przyciągnie każdego fana s-f. Cała reszta po przetrawieniu kilku (nie kilkudziesięciu) zasad rządzących pokazanym światem również wciągnie się na dobre. Zwroty akcji i nieoczywiste rozwiązanie niektórych wątków powodują, że bardzo chcemy dowiedzieć się, co będzie dalej.

Cieszy też język powieści, który na początku wydaje się dość trudny by po kilku stronach stać się jakby czytelniejszym i nieprzeszkadzającym w lekturze.

"W przededniu" to świetne s-f, które powinien przeczytać każdy fan gatunku. Nawet, jeśli nie za bardzo lubicie takie klimaty możecie śmiało rozważyć zakup, bo fabuła wynagradza kilkanaście minut, jakie poświęcicie na przystosowanie się.

Nie lubię s-f. Kojarzy mi się, z robotami, przegiętą terminologią i światami, w których sami autorzy łapią się tylko, jeśli mają dobre ściągi. Nie kręci mnie to. Jednak prequel do "Gry Endera", który wylądował w moich łapkach jakoś mnie wciągnął.

Akcja powieści toczy się z kilku różnych perspektyw. Najważniejszą wydaje się być historia Victora i El Cavador, na jakim...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Znacie takich autorów książek, którzy niezależnie, co napiszą to i tak kupicie, bo jest dobre? Dla mnie jednym z nich jest Peter V. Brett. Autor „Malowanego człowieka” i „Pustynnej włóczni” mógłby zapowiedzieć paranormalny romans a i tak złożyłbym zamówienie przed premierą i cierpliwie czekał na olbrzymi ładunek emocji.

Na rynku właśnie ukazał się trzeci tom cyklu fantasy pt. „Wojna w blasku dnia”. Po wydarzeniach z drugiej części nie upłynęło dużo czasu. Nasi bohaterowie rozeszli się po zielonych krainach. „Zaproszona” przez Jardira Leesha szybko zbliżyła się do Krasjanina, ale nadal nie chce przyjąć propozycji małżeństwa i stać się jego pierwszą żoną na północy. Nie ułatwia jej tego Inevera – doradczyni i małżonka pustynnego Wybawiciela. W tym tomie poznamy ją dużo lepiej i zrozumiemy, co doprowadziło do takich a nie innych jej zachowań, których mogliśmy nie zrozumieć w poprzednich tomach. Równocześnie kontynuowany jest wątek Arlena i Renny. Podróżując wspólnie zabijają kolejne demony i starają się żyć trochę normalniej, w czym przeszkadza im niemal nabożny stosunek do mężczyzny. W tle widzimy Rojera, który wystawiony na próbę wychodzi z niej zwycięsko z nowym sprzymierzeńcem. Ich losy splatają się w przygotowania do wojny z demonami, jaka nastąpi już niebawem.

Ciężko nie docenić fabuły książki. Autor nie sili się na wydumane zwroty akcji, ale sensownie uzasadnia każde wydarzenie także tworzą one logiczną całość. Podziwiam kunsztowność splatania kolejnych elementów akcji ze sobą. Jeśliby odnieść się do terminologii używanej w powieści to toczące się w niej wydarzenia to kolejne części wielkiego runu zainteresowania:D

Znacząco przyczynił się do tego język. Bez patosu, zbędnych ozdobników, niezrozumiałych słów i tysiąca terminów czyta się dużo przyjemniej niż gdyby zasypano nas żargonem, z którego wypadałoby robić notatki. Dialogi są szybkie i celne niczym szpada. W porównaniu do niemal czczonego Martina („Gra o Tron”) widać znaczącą różnicę. Zaręczam Wam, że gdy zaczniecie czytać to najprawdopodobniej nie dacie się odciągnąć aż do ostatniej strony. Nie brakuje też poczucia humoru. Najbardziej zapadła mi w pamięć scena, gdy Renna podczas kolacji z miejscowymi dostojnikami unosi się gniewem i wychodzi z Sali. Mina pozostałych w pomieszczeniu jest przezabawna.

Niestety w tym basenie miodu znalazło się całkiem sporo dziegciu. Polskie wydanie jest po raz kolejny podzielone na dwie części i znowu będziemy musieli trochę poczekać na drugą. Wkurza mnie niemiłosiernie ten zabieg.

„Wojna w blasku dnia” to murowany kandydat do tytułu najlepszej książki fantasy 2013 roku. Świetnie napisana z wartką akcją uzależnia i nie pozwala się oderwać. Nie czytać dzień przed egzaminem!

[źródło: nigmabloguje.blogspot.com]

Znacie takich autorów książek, którzy niezależnie, co napiszą to i tak kupicie, bo jest dobre? Dla mnie jednym z nich jest Peter V. Brett. Autor „Malowanego człowieka” i „Pustynnej włóczni” mógłby zapowiedzieć paranormalny romans a i tak złożyłbym zamówienie przed premierą i cierpliwie czekał na olbrzymi ładunek emocji.

Na rynku właśnie ukazał się trzeci tom cyklu fantasy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ostrzeżenie: recenzja opisuje książkę o seryjnych mordercach i mogą się w niej znaleźć treści nieodpowiednie dla młodych czy wrażliwych osób.

Książka Anny Popek „Seryjni mordercy XX wieku” opowiada historię kilkunastu psychopatów, którzy zabijali w ubiegłym wieku. Jednak nie ma w niej cienia nienawiści czy stronniczości. Autorka z wielką dokładnością opisuje kolejnych morderców, pokazuje ich motywy i sposób działania. Dawno nie czytałem opracowania, które byłoby tak dobrze przygotowane. Zazwyczaj mam do czynienia z pojedynczymi biografiami lub bardzo skróconymi wersjami. Tu każdy z nich ma własną część poprzedzoną portretem i przynajmniej kilka stron tekstu.

"Gdy widzę ładną dziewczynę, moja jedna połowa myśli, ze chciałbym być dla niej delikatny i opiekować się nią. A druga zastanawia się jak wyglądałaby jej głowa zatknięta na kij"- te słowa Eda Gaina, jednej z opisanych postaci doskonale oddaje punkt widzenia seryjnych morderców. Z jednej strony byli zwykłymi ludźmi, którzy mieli rodziny, dzieci i normalne życie, z drugiej mordowali, kogo popadło albo wg ustalonego klucza. Kiedy grasowali nikt nie był bezpieczny.

Buffalo Bill będący pierwowzorem psychopaty z „Milczenia owiec” włamywał się na cmentarz zdzierał skórę z martwych kobiet i ubierał się w nią by sprawdzić jak to jest być kobietą. Jednocześnie ludziom, którzy go odwiedzali mówił, że te to maski na Halloween. Zabił kilka kobiet z okolicy i ze względu na niepoczytalność został skazany na szpital psychiatryczny.

Jego historia jest i tak jedną z delikatniejszych. Zdarzają się przypadki nekrofilii, kanibalizmu i sadyzmu. Zdecydowana większość morderców pochodziła z rozbitych, patologicznych rodzin. Byli bici w dzieciństwie albo oglądali jak któreś z rodziców bije drugie. Torturowano je psychicznie. Od początku popełniano błędy, które doprowadziły do śmierci wielu osób.

Książka poza oczywistym studium psychiki morderców pokazuje, w jaki sposób należy zabezpieczyć się przed byciem potencjalną ofiarą. Oczywiście w przypadku, gdy ktoś strzela na ślepo nie mamy szans, ale już morderca napadają na samotne osoby, jest osobą, przed którą możemy przedsięwziąć pewne środki ostrożności.

Całość przeczytałem w jeden wieczór i pozostawiła mnie z uczuciem niedosytu. Szkoda, że jest tak krótka. Z przyjemnością przeczytałbym coś tej autorki o poszczególnych osobach z książki.

„Seryjni mordercy XX wieku” to lektura nie dla wszystkich. Mimo, że gloryfikujemy w społeczeństwie przemoc to nie każdy przetrwa opisy morderstw. Jeśli interesuje Was psychologia czy kryminalistyka to możecie pędzić do księgarni.

Ostrzeżenie: recenzja opisuje książkę o seryjnych mordercach i mogą się w niej znaleźć treści nieodpowiednie dla młodych czy wrażliwych osób.

Książka Anny Popek „Seryjni mordercy XX wieku” opowiada historię kilkunastu psychopatów, którzy zabijali w ubiegłym wieku. Jednak nie ma w niej cienia nienawiści czy stronniczości. Autorka z wielką dokładnością opisuje kolejnych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

TRAGEDIA! Urągająca dobremu smakowi antologia niepowiązanych ze sobą historyjek.

TRAGEDIA! Urągająca dobremu smakowi antologia niepowiązanych ze sobą historyjek.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czy książka i film na jej podstawie mogą się znacząco różnić? Jeśli chodzi o Pogromców Mafii z całą pewnością te dwie rzeczy nie mają z sobą niemal nic wspólnego. O ile recenzje filmu znajdziecie jutro na mmtorun.pl to tu pokuszę się o zachęcenie Was do przeczytania książki.

„Pogromcy Mafii” przestawiają historię powojennych starań policji Los Angeles w walce z Mickey Cohenem i innymi gangsterami. Całość stanowi swoistego rodzaju uzupełnienie serii artykułów, jakie napisał autor książki na ten temat. Policjanci tworzą oddział, który balansuje na granicy prawa i bez cienia litości zastraszają bandytów oraz niszą im nielegalne zyski. Jednak najważniejszą częścią ich pracy jest podsłuchiwanie i próba wsadzenia za kratki przestępców.

Jeśli szykujecie się na kryminał z dużą ilością pościgów i strzelanin to rozczarujecie się. Książka jest do bólu prawdziwa i w niczym nie przypomina filmów akcji. Typowa rutyna policjantów przeplata się z nielicznymi akcjami. Dla jednych będzie to wymarzona lektura do poduszki inni (tak jak ja) z wielkim zainteresowanie przeczytają prawdziwy obraz pracy stróżów prawa.

Książka napisana jest dość prostym językiem i zawiera setki szczegółowych opisów miejsc, sytuacji a nawet zdjęcia z tamtego okresu. Całość stanowi interesującą przeciwwagę dla „Ojca Chrzestnego” i „Człowieka z blizną”, choć nie do wszystkich ten styl przemówi.

źródło: http://nigmabloguje.blogspot.com/2013/02/19-gangster-squad-pogromcy-mafii-paul.html

Czy książka i film na jej podstawie mogą się znacząco różnić? Jeśli chodzi o Pogromców Mafii z całą pewnością te dwie rzeczy nie mają z sobą niemal nic wspólnego. O ile recenzje filmu znajdziecie jutro na mmtorun.pl to tu pokuszę się o zachęcenie Was do przeczytania książki.

„Pogromcy Mafii” przestawiają historię powojennych starań policji Los Angeles w walce z Mickey...

więcej Pokaż mimo to