rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Książka dobra ponieważ stanowi zbiór mało znanych faktów. Brakuje jej jednak spójności. Trochę jakby to był zbiór felietonów aczkolwiek nie stanowią one wolnych elektronów.

Książka dobra ponieważ stanowi zbiór mało znanych faktów. Brakuje jej jednak spójności. Trochę jakby to był zbiór felietonów aczkolwiek nie stanowią one wolnych elektronów.

Pokaż mimo to

Okładka książki Dziennik z podróży do Rosji Robert Capa, John Steinbeck
Ocena 6,7
Dziennik z pod... Robert Capa, John S...

Na półkach:

Zastanawiam się co Steinbeck czół, kiedy skończył pisanie. Czy to była duma po skończonym dziele? A może niedosyt popełnienia szkicu!? W porównaniu do "Dziennika z Morza Corteza" ten dziennik pojawia się jako ubogi krewny. Bez bigla i bez polotu. Nudy!

Gdzieś zginęła inteligencja i zmysł obserwacyjny. Z kołchoźników robi spółdzielców - którzy co więcej czerpią zyski z produktów tej spółdzielni. Z gospodarki reglamentacyjnej robi powojenny głód towarów a z wszechobecnej propagandy politykę kulturalną.

To wszystko polane kontrastem przyzwoitości Rosjan z dekadencją Amerykanów wymacerowanym w alkoholu i obżarstwie. Lektura dla miłośników-ekstremistów talentu Steinbecka... i to też chyba tylko gwoli poczucia przyzwoitości i obowiązku lektury.

Zastanawiam się co Steinbeck czół, kiedy skończył pisanie. Czy to była duma po skończonym dziele? A może niedosyt popełnienia szkicu!? W porównaniu do "Dziennika z Morza Corteza" ten dziennik pojawia się jako ubogi krewny. Bez bigla i bez polotu. Nudy!

Gdzieś zginęła inteligencja i zmysł obserwacyjny. Z kołchoźników robi spółdzielców - którzy co więcej czerpią zyski z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mi przeszkadzała sztuczność Lwowa. Czułem się trochę jak bym czytał historyczny przewodnik po tym mieście a nie powieść kryminalną. Za dużo było odniesień do producentów lub miejsc pochodzenia danej rzeczy. W mowie potocznej - moim zdaniem - mówi się "wsiadłem do autobusu" a nie "wsiadłem do autobusu sanockiej firmy Autosan"

Mi przeszkadzała sztuczność Lwowa. Czułem się trochę jak bym czytał historyczny przewodnik po tym mieście a nie powieść kryminalną. Za dużo było odniesień do producentów lub miejsc pochodzenia danej rzeczy. W mowie potocznej - moim zdaniem - mówi się "wsiadłem do autobusu" a nie "wsiadłem do autobusu sanockiej firmy Autosan"

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przepięknie napisane opowiadania. "Sylwester" i "Wiry" szczególnie zapadły mi w pamięć. Przede wszystkim ze względu na nastrój i sposób operowania słowem. Głębokie przeżycie estetyczne.

Przepięknie napisane opowiadania. "Sylwester" i "Wiry" szczególnie zapadły mi w pamięć. Przede wszystkim ze względu na nastrój i sposób operowania słowem. Głębokie przeżycie estetyczne.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dla tych, którzy znają "Jaśki" ta książka nie będzie rozczarowaniem. Co prawda bohaterowie inni i sytuacje też ale zachowany dyskretnie dowcipny styl opowiadania o przygodach szkolnych kolegów. Przygodach przeplecionych tym razem kryminalnymi zagadkami; porwaniem profesora podczas szkolnej wycieczki oraz kradzieżą kosztowności w tajemniczej i obdarzonej - jak to na Francuzów - dużą dozą nieufności Anglią.

Dla starszych dzieci nie będących młodzieżą doskonała lektura do ćwiczenia czytania. Dla młodszych wyśmienite czytadło na dobranoc.

Dla tych, którzy znają "Jaśki" ta książka nie będzie rozczarowaniem. Co prawda bohaterowie inni i sytuacje też ale zachowany dyskretnie dowcipny styl opowiadania o przygodach szkolnych kolegów. Przygodach przeplecionych tym razem kryminalnymi zagadkami; porwaniem profesora podczas szkolnej wycieczki oraz kradzieżą kosztowności w tajemniczej i obdarzonej - jak to na...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Mapy. Obrazkowa podróż po lądach, morzach i kulturach świata Aleksandra Mizielińska, Daniel Mizieliński
Ocena 8,9
Mapy. Obrazkow... Aleksandra Mizieliń...

Na półkach: ,

Pomimo całego uroku książki brakuje w niej kilku państw. Ja zidentyfikowałem braki na wschodniej granicy Polski; Ukraina, Białoruś, Litwa i Łotwa. Widoczne są tez białe plamy na Bliskim Wschodzie.

Rzeczywiście ciekawa pozycja dla dzieci ciekawych świata ale nieużyteczna dla dzieci uczących się w szkole podstawowej.

Pomimo całego uroku książki brakuje w niej kilku państw. Ja zidentyfikowałem braki na wschodniej granicy Polski; Ukraina, Białoruś, Litwa i Łotwa. Widoczne są tez białe plamy na Bliskim Wschodzie.

Rzeczywiście ciekawa pozycja dla dzieci ciekawych świata ale nieużyteczna dla dzieci uczących się w szkole podstawowej.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Wydawnictwo oferuje tę książkę wraz z płytą z nagraniem mp3. Płyta nagrana jest z irytującą dla dorosłych manierą. Jednak moje dzieci za każdym razem jak wsiadaliśmy do samochodu domagały się opowiadania o “Topsiaczku”.

Książka jest opowieścią drogi… Drogi trzech chłopców z zachodnich ziem II Rzeczpospolitej na wschód do granicy z Rosją bolszewicką.

Książka przekazuje zachętę do postawy samodzielności i mocno nawiązuje do wartości skautowskich takich jak samodzielność, zaradność, przedsiębiorczość, odpowiedzialność i poczucie honoru.

Książka pokazuje, że złe uczynki należy oddzielić od człowieka. Nie każdy, kto dopuszcza się zła jest zły. Ludzi na wskroś złych od tych, którym zdarzy się źle postępować są wyrzuty sumienia, poczucie skruchy oraz uczynienie zadość złu którego się dopuściło. I tak Francek odkupuje swoje winy podczas gdy Slawiczek do końca pozostaje złym.

Książka napisana jest bardzo zajmująco. Obrazy ze świata epoki są wyraziste i przemawiające. Mam nadzieję, że za jakiś czas, moje dzieci będą chciały przeczytać tę książkę samodzielnie. Jest ona bowiem adresowana do dzieci starszych, powiedziałbym, że do tych z pierwszej połowy lat “nastych”.

Dla młodszych dzieci może być interesujące czytanie sposobem naprzemiennym – tak jak w moim wypadku. Równolegle zaczęliśmy czytać i słuchać. Ułatwiało to dzieciom zrozumienie niektórych, bardziej zawiłych zwrotów w fabule.

Mnie osobiście książka pozwoliła “pooddychać” przez chwilę duchem epoki.

Wydawnictwo oferuje tę książkę wraz z płytą z nagraniem mp3. Płyta nagrana jest z irytującą dla dorosłych manierą. Jednak moje dzieci za każdym razem jak wsiadaliśmy do samochodu domagały się opowiadania o “Topsiaczku”.

Książka jest opowieścią drogi… Drogi trzech chłopców z zachodnich ziem II Rzeczpospolitej na wschód do granicy z Rosją bolszewicką.

Książka przekazuje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Właściwie jedyną wspólną rzeczą z oryginalnym Mikołajkiem stanowią imiona bohaterów. Ich charaktery już nie; nagle okazuje się, że Kleofas chce się uczyć a Alcest bodajże ani razu nie wspomina o jedzeniu, Bunia mieszka po sąsiedzku, etc. Jeszcze gorzej jest z rekapitulowaniem rzeczywistości tak świetnym w oryginalnym dziele. Dlatego im dużej wczytywałem się w ten wytwór literacki tym bardziej przypominał mi on podroby – wszystko wymieszane ze wszystkim. Ja nie wyniosłem żadnej wartości z tej lektury i starałem się pędzić do przodu aby tylko skończyć.

Jestem osobą, która nadmierny puryzm językowy postrzega jako przeszkodę w komunikacji, jednak w przypadku Mikołajka natrafiałem na zdania, których sens był trudny do zrozumienia dla mnie nawet po kilkukrotnym przeczytaniu.

Fizyczna strona wydania bardzo dobra. Egzemplarz, który ja mam ma sztywną okładkę, kredowy papier i przede wszystkim duży druk z dużym światłem. Co do ilustracji to trudno mi się ustosunkować, poza bardzo osobistym odbiorem – nie podobają mi się.

Dla mnie pozostanie to przykładem produktu księgarskiego. Postać Mikołajka ma przyciągnąć kupców tak jak dobra marka. Jednak nie ma to nic wspólnego ani z oryginałem ani tym bardziej z literaturą dla dzieci, zwłaszcza że Mikołajek w tej książce całkiem na serio zaczął kłamać i oszukiwać.

Spółka 10 autorów wykorzystała postaci aby wyprodukować 10 oddzielnych, nie powiązanych ze sobą opowiadań. Brak tytułu oryginału robi na mnie wrażenie, że produkt jest na rynek polski ale tego nie wiem.

Wszystko to skłania mnie do zakwalifikowania tej książki do kategorii “Odpad” bo ani nie wnosi ona niczego do świata Mikołajka, ani świat wykreowany w tej książce nie wnosi niczego do świata mojego i moich dzieci… chociaż to ostatnie nie jest pewne.

Właściwie jedyną wspólną rzeczą z oryginalnym Mikołajkiem stanowią imiona bohaterów. Ich charaktery już nie; nagle okazuje się, że Kleofas chce się uczyć a Alcest bodajże ani razu nie wspomina o jedzeniu, Bunia mieszka po sąsiedzku, etc. Jeszcze gorzej jest z rekapitulowaniem rzeczywistości tak świetnym w oryginalnym dziele. Dlatego im dużej wczytywałem się w ten wytwór...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka jest bardzo dobra głównie ze względu na treść. Jest to niemal dokumentalny zapis doświadczeń autorki w trakcie zawieruchy jaka przewalała się przez ziemie między innymi Ukrainy. Zwłaszcza dzisiaj, gdy tak dużo się mówi o rzezi na Wołyniu w latach 40-tych XX wieku warto wspomnieć, że podobne wypadki działy się także w na przełomie pierwszych dwóch dekad tego samego stulecia...

Wstrząsająca opowieść o tym czym był bolszewizm ale nie tylko.

Książka jest bardzo dobra głównie ze względu na treść. Jest to niemal dokumentalny zapis doświadczeń autorki w trakcie zawieruchy jaka przewalała się przez ziemie między innymi Ukrainy. Zwłaszcza dzisiaj, gdy tak dużo się mówi o rzezi na Wołyniu w latach 40-tych XX wieku warto wspomnieć, że podobne wypadki działy się także w na przełomie pierwszych dwóch dekad tego samego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka napisana bardzo wyrafinowanym językiem. I właśnie ten język jest największą barierą dla dzieci i również dla dorosłych. Wiele anachronizmów oraz słów, których dzisiaj już się nie używa w mowie potocznej. Wyrafinowane konstrukcje zdań... to wszystko zachęca raczej do słuchania niż do czytania. I w takiej formie poleciłbym to dzieciom... szczególnie kiedy tata albo mama będą czytać na dobranoc.

Książka napisana bardzo wyrafinowanym językiem. I właśnie ten język jest największą barierą dla dzieci i również dla dorosłych. Wiele anachronizmów oraz słów, których dzisiaj już się nie używa w mowie potocznej. Wyrafinowane konstrukcje zdań... to wszystko zachęca raczej do słuchania niż do czytania. I w takiej formie poleciłbym to dzieciom... szczególnie kiedy tata albo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Zawodowo, nie jestem ani filozofem ani językoznawcą. Dlatego trudno napisać mi cokolwiek – nie tyko mądrego – ale i składnego na temat tej książki. Jest to jednak pozycja, w trakcie lektury której czułem się jak człowiek powracający do domu po dalekiej podróży.

Moje drobne, swobodne, niezasadne warsztatowo spostrzeżenia na temat otaczającej rzeczywistości nagle znajdują potwierdzenie u takiego autorytetu. Podobne uczucie miałem czytając “Bunt mas” Gasseta: “nie jestem sam w swoim obłędzie, są podobni do mnie” – błysnęło w mojej głowie. Inny aspektem, który bardzo zwrócił moją uwagę było wskazanie alternatywnej rzeczywistości. Autor twierdzi, iż po średniowieczu z listy “narzędzi poznania” dostępnych dla człowieka przekreślono czynnik transcendentny: Boga, wyższe dobro. W tej sytuacji człowiek stracił z pola widzenia dużą część rzeczywistości a po wielu stuleciach ćwiczenia tej “selektywnej ślepoty” coraz trudniej jest dostrzec to “coś” a bez tego człowiek zamienia się w niewolnika.

Muszę wyznać, że z premedytacją nie czytam prasy regularnie i także nie oglądam regularnie informacji telewizyjnych. Robię to - a raczej nie robię tego – przede wszystkim, ze względu na brak zaspokojenia moich potrzeb przez te środki masowego przekazu. Jedne ośrodki ideologiczne są zbyt apologetycznie nastawione do rzeczywistości. Inne zaś nazbyt krytycznie. Żaden z nich jednak nie proponuje rozwiązania na teraźniejsze bolączki a jedynie bezproduktywne pianie. Pianie ociekające tanią sensacją i doszukujące się wszędzie spektakularnych osiągnięć. Weaver nazwał ten stan “stereoptikonem”… mechanizm wiecznie nakręcającego się spektakularyzmu w którym nawet prognoza pogody, rozkład jazdy PKSu i jadłospis w barze musi być “fascynujące”, “porywające” i “z pasją”. A mnie na coś takiego też pasja ogrania ale szewska.

Drugim ważnym elementem jest fakt, że autor nie poprzestaje na konstatacji – krytycznej – rzeczywistości. Idzie krok dalej i proponuje zarówno lekarstwo jak i wskazuje element, stanowiący swojego rodzaju “poler” nowego ładu; własność prywatną. Jak sam pisze:

"Idea prawa metafizycznego zawiera w sobie pojęcie własności. To właśnie ta idea została utracona, kiedy człowiek odszedł od transcendencji. Gdyby dobra materialne postrzegano raczej jako coś o ściśle wyznaczonym miejscu w porządku stworzenia (podkreślenie T.Z.), a nie jako ocean bytu, na którym człowiek dryfuje jak kawałek korka, prawa ekonomiczne nigdy by nie stanowiły najważniejszych rozporządzeń ludzkiego życia. To jednak wymaga wiary w istnienie niematerialne."*

Zacząć, zaś należy od języka. Język należy szanować. Język zakłada pewien idealizm a jego dekonstrukcja prowadzi do – można by rzecz – dekonstrukcji intelektu osoby dokonującej dekonstrukcji. Języka ludzkiego nie da się sprowadzić do zestawu jednoznacznych terminów bez kastrowania go… bez pozbawiania go jego istoty. W takiej sytuacji rozmówcy spędzają długie godziny na ustaleniu “metody głosowania, za pomocą której wybierze się metodę głosowania” co upodabnia ich do kompilatorów kompilujących język programowania.

Autor jest tutaj bardzo konkretny i proponuje zacząć od razu, od zmiany kształtu edukacji. Edukacja powinna uczyć w jaki sposób używać “poetyckich i logicznych źródeł języka”. Pierwsze źródła to literatura i retoryka a drugie to logika i dialektyka. Poezja uczy właściwego znaczenia słów i – odpowiednio interpretowana – pozwala radzić sobie z sentymentalizmem i brutalnością.

"Najwyraźniej to własnie unikatowa władza nad językiem, jaką posiada poeta, daje mu ową umiejętność widzenia możliwości pośród zdarzeń. Jest on największym nauczycielem świata przyczyn i skutków w sprawach ludzkich."**

Dialektyka natomiast pomaga uporządkować wrażenia, nadawać odpowiednie nazwy rzeczom i zjawiskom. Jest to umiejętność definiowania i nazywania.

Na koniec autor dorzuca “pobożność”. Pobożność rozumianą jako “zdyscyplinowanie woli poprzez szacunek”. Konotacja z czynnikiem boskim jest w jego definicji bardzo luźna, bardziej akcentująca szacunek.

Brak szacunku do języka a szczególnie nadużywanie go przez urzędników i ekonomistów stereoptikonu prowadzi do zaburzeń komunikacyjnych. Ludzie przestają umieć się ze sobą komunikować a w konsekwencji rozmawiać i porozumiewać.

"Trudno zatem przecenić wagę sprawności w języku. [...] Kiedy bowiem ulega zepsuciu psyche, język wykazuje oznaki choroby. Dzisiejszy relatywizm z jego niewiarą w prawdę poczynił wyłom w procesie komunikacji [...]. Żyjemy w wieku, który boi się samej idei pewności, a jednym z jego najbardziej kłopotliwych błędów jest rozłam pomiędzy słowami a rzeczywistością [...]. Przybiera to najczęściej formę rozluźnienia i przesady. Przesada, co warto sobie uświadomić, to nic innego jak pewien rodzaj ignorancji , która pozwala na zniekształcenie, a następnie je usprawiedliwia."***

Zdecydowanie jest to jedna z ważniejszych książek w mojej bibliotece. Książek, która już chyba zostanie ze mną. Z drugiej strony mam świadomość, że w nie ma ona szans na szersze przetrwanie bo nie jest poprawna politycznie i z dużą pewnością odnosi się do kwestii społecznych, które dzisiaj są zniekształcane i usprawiedliwiane przez ignorancję i brak biegłości w dialektyce.

Niestety autor nie ustrzegł się paroksyzmu konserwatyzmu polegającego na kontrapunktowaniu przesądzonej i wadliwej teraźniejszości z idealną i nieskazitelną przeszłością. Ta naiwność intelektualna jest dla mnie niezrozumiała i z jej powodu mam także ogromne problemy ze współczesnymi, Polskimi ośrodkami myśli politycznej. Uważam, że konserwatyzm jest filozofią mogącą ofiarować bardzo dużo teraźniejszości… ale nie poprzez pustą krytykę i malkontenctwo intelektualne idealizujące przeszłość i potępiające teraźniejszość oraz negujące możliwości przyszłości. Wolę widzieć konserwatyzm jako nurt myślowy, który na bazie doświadczeń historycznych, ułatwia, wspiera i pomaga w zmaganiach z teraźniejszością. I robi to nie tylko z loży szyderców ale sam “uwala się po łokcie, w błocie dnia codziennego.”

Jeśli chodzi o sam tom to mam głębokie poczucie, ze takie dzieło wymaga większego kunsztu zecerskiego i edytorskiego. Miękka lakierowana obwoluta, jeszcze ujdzie. Ale drobny – za bardzo drobny – druk i liczne błędy w składzie tekstu (np. łączenie dwóch wyrazów w jeden) silnie kontrastowały z przesłaniem samego dzieła. Jednak rozumiem, że wynika to z imperatywu ekonomii, paradoksalnie stojąc w kontraście z treścią samej książki.

—–
* ibidem, str. 154 – 155
** ibidem, str. 173
*** ibidem, str. 174

Źródło: http://tztotem.wordpress.com/

Zawodowo, nie jestem ani filozofem ani językoznawcą. Dlatego trudno napisać mi cokolwiek – nie tyko mądrego – ale i składnego na temat tej książki. Jest to jednak pozycja, w trakcie lektury której czułem się jak człowiek powracający do domu po dalekiej podróży.

Moje drobne, swobodne, niezasadne warsztatowo spostrzeżenia na temat otaczającej rzeczywistości nagle znajdują...

więcej Pokaż mimo to